Witam wszystkich ciepło!
Zima robi sobie z nas żarty, udaje że odpuszcza,
a potem powraca ze zdwojoną siłą.
Niech Was nie zwiedzie słońce za oknem.
Jest zimno, wietrznie...
wszystko co powoduje u mnie chandrę...
Lubię czasami wpaść do Duki, bo to jeden ze sklepów,
które potrafią zaskoczyć asortymentem.
Ostatnio znalazłam tam naczynia, które skusiły mnie dużą przeceną.
Dwa liście, większy w kolorze wyblakłego granatu może służyć do podania przekąsek,
słodyczy, a mniejszy to świetna miseczka na orzechy, rodzynki itp.
Adekwatnie do pogody, która trzyma nas w jakimś zawieszeniu
pomiędzy porami roku, pokój przybrał barwy ochronne.
Jest delikatnie, eterycznie, a wszystko jakby spowite mgłą.
Tak, tak, w takim dziwnym jestem nastroju.
Czekam na jakiś wybuch kolorów,
ale to jeszcze nie teraz...
W oknie zawisło piórko w ramce od Agnieszki.
I pojawiło się dużo, dużo niebieskości...
Jeśli po skandynawsku, to musi być też konik z Dalarna od Asi :)
A z kominka ulatnia się zapach, który jest obietnicą...
garden sweet pea.
No i przenoszę się w myślach do ogrodu, gdzie pachnie słodkim groszkiem :)
Uległam też szwedzkim pierniczkom ;)
Zostawię je dla gości, obiecuję!
I chociaż Skandynawia słynie z długich, mroźnych zim,
to tego akurat nie lubię.
Szczególnie, jeśli z utęsknieniem czekam na ciepłe dni i szeroko otwarte drzwi.
Pozostając w nostalgicznym nastroju pozdrawiam serdecznie!
Chandra ma jednak to do siebie, że przemija :)
marta