Opowiem wam o przeznaczeniu pierniczka, który dumnie prezentuje się na zdjęciu poniżej. Opowiem o zwyczaju, który moja mama pielęgnuje wraz z koleżankami. Odkąd pamiętam, czyli od grubo ponad 20 lat, kilka razy w roku pojawiały się w naszym domu koleżanki mamy, tzw. "ciocie", sztuk 3-4. Pojawiały się z okazji imienin mamy. Ona z kolei chadzała do nich. Przychodziły, gdy byłam mała i uparcie walczyłam o uwagę ciągnąc "ciocię" za brodę, żeby mnie posłuchała ;) Przychodziły, gdy wgapiałam ślepia w komputer, będąc nastolatką. Przychodzą i teraz, gdy już dawno wyfrunęłam z domu. Każde takie spotkanie pamiętam jako jeden wielki śmiech, bo "ciocie" na pewno nie są smutasami. Zawsze pojawiają się smakołyki, sałatki. Ciocie obdarowują solenizantkę, ale i też siebie nawzajem, jeśli mają taką ochotę. Te kilka godzin wspominam od zawsze jako stały moment w kalendarzu mamy, kiedy może zapomnieć o codzienności i ma chwilę, żeby po prostu być koleżanką, nie mamą :) Teraz ciocie mają swoje dzieci, niektóre w moim wieku. Niektóre mają również wnuki. A tradycja trwa i za każdym razem proszę mamę, żeby je pozdrowiła.
Pewnie się domyślacie po przeczytaniu powyższego, w jakim celu powstał pierniczek. Mam uszyła je dla "cioteczek". Solenizantka dostała dodatkowo kwiatka w doniczce, który stoi obok. Były ochy i achy nad "ciastkiem". Sama bym "ochała" :D
A ja chciałam podzielić się radością. Wiedziałam, że podarowane dobro wraca, ale nie wiedziałam, że tak szybko i z taką mocą :) Wygrałam ostatnio dwa razy w organizowany przez was candy! Nie mogłam w to uwierzyć, bo właściwie brałam udział już w ponad stu ;) Jedno z nich, wygrane u
FreubelFee, właśnie dotarło. Baaardzo wyczekiwane, bo chyba ponad dwa tygodnie, ale mam! Rozpakowałam i opadła mi szczęka :) Same zobaczcie:
Dziękuję ci kochana serdecznie!!!