Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziecko. Pokaż wszystkie posty

MAŁY LOKATOR NA SWOIM, CZYLI O POKOJU SYNA


W końcu! Doczekaliśmy się. Jakiś czas temu (o tu) pisałam o pewnym małym lokatorze, który znacznie dłużej niż planowaliśmy zaległ w naszej sypialni.  Jeszcze nie tak dawno myślałam, że ten dzień chyba nigdy nie nadejdzie. Że będzie ciężko, że będą nieprzespane noce, że to MI będzie źle bez niego, że ciągle będę zaglądała, sprawdzała czy żyje...
No cóż, okazało się, że mój syn, to całkiem już dorosły syn, a nie jakiś tam dzidziuś, który z mamą musi spać, a ja... to chyba wyrodna matka, bo jak pierwszej nocy bez niego zasnęłam, to spałam jak kamień. Obudziło mnie dopiero poranne tuptanie syna, który bez płaczu, bez lęku, po prostu kierował się do naszego łóżka, by jeszcze trochę się poprzytulać. 
Ech... życie... 
Zatem skoro pokój już w 100% ma swojego lokatora, to prezentuję, jakie w związku z tym zaszły zmiany :)







  









 


 





 A poszczególne elementy wyposażenia znajdziecie tu:

meble: łóżeczko, półki, szafa, regał, pudełka, zasłony - IKEA
dywan - Castorama
worek na zabawki - Lollifox
lampka w trójkąty - Pepco  
lampki cotton balls - Qule
plakat Domy na wzgórzu- cytrynadesign
pozostałe plakaty - prace własne


 To pierwsza część zmian. Została jeszcze sypialnia :)

Piszcie, komentujcie, jak Wam się podoba, co byście zmieniły? Każdy odzew z Waszej strony jest dla mnie bardzo cenny :)







DLACZEGO WARTO PODRÓŻOWAĆ Z DZIECKIEM


Pomijając podróże naszego syna, gdy plumkał sobie jeszcze w moim brzuchu, dwie "poważne" wyprawy ma już za sobą. Kiedyś, daaawno temu, gdy dzieci nie były nam jeszcze w głowie, mówiliśmy, że ewentualne przyszłe potomstwo będziemy podrzucać do dziadków, a sami... hulaj dusza, piekła nie ma i w drogę!
Ha, ha, ha! Teraz nie wyobrażamy sobie tego, że moglibyśmy go zostawić na tydzień czy dwa. 
Nie będę tu jednak słodzić i opowiadać, że podróżowanie z dzieckiem to sama przyjemność, relaks  i wypoczynek. Bo nie oszukujmy się. Nie zawsze tak jest. Choć wcale nie mówię, że jest źle.  O nie. Przeciwnie! Jako że nie jesteśmy podróżnikami typu " all inclusive, leżak, drink z palemką w jednej ręce, olejek do opalania w drugiej", ciągle nas nosi, a trzy godziny bez przerwy tzw. plażingu to dla nas max, to wakacje z dzieckiem są dla nas naprawdę świetną sprawą. Nie straszne nam poranne wstawanie, śniadania o 6.30, ciągły ruch, spacery itd. itp. 

Jest jeszcze kilka zalet podróżowania z dziećmi, o których poniżej:

1. Kwestie finansowe - podróżowanie z małym dzieckiem, czyli takim do 2 lat, to w rzeczywistości minimalny koszt dodatkowy. Przelot samolotem niemal bezpłatny, wszelkie wejściówki - free, miejsce w pokoju hotelowym - również. No gorzej jest już z dziećmi starszymi. Ale o tym nie piszę, na razie cieszę się tym, że nasz jeszcze tego wieku nie osiągnął ;)

2. Nie czekasz w kolejkach - co prawda nie wszędzie, ale jest wiele takich miejsc, w których będąc z dzieckiem nie czekasz w kolejce (przykładem może być np. kolejka podczas wsiadania do samolotu). W Paryżu osoby z dzieckiem w wózku wpuszczani są bez kolejki do wszystkich muzeów (i tak dzięki naszemu kochanemu synowi, nie czekaliśmy dwóch h w mega długiej kolejce do Musee d'Orsay tylko ładnie nas poproszono o przejście bokiem. Aż chciało się pomachać wszystkim innym, smażącym się w 40 st upale).

3. Łatwiej nawiązać kontakty lub coś załatwić - to fakt, w większości miejsc, ludzie widząc dziecko, uśmiechają się, są życzliwsi, pomocni, zagadują. No bo jak tu przejść obojętnie obok uśmiechniętego, gadającego nieustannie w swym własnym języku malca, jak nie pomóc jego "biednym" rodzicom? ;) Nam, cudowna właścicielka pensjonatu, w którym mieszkaliśmy w Chorwacji nawet pranie zrobiła, bo przecież "dzieci tyle brudzą". 




4. Nigdy się  nie nudzisz - nawet jakbyś chciała się ponudzić, to  zapomnij! A to trzeba przebrać, bo całe umazane lodami, a to porzucać razem kamyki do morza, a to poobserwować mrówki, a to biegać za nim po schodach, w górę i w dół i znowu w górę i w dół... Zawsze jest coś ciekawego do zrobienia.

5. Nie ma problemu z zasypianiem w nowym miejscu. Bo jak już się nabiegasz po tych schodach to padniesz o 21 razem z dzieckiem (albo i przed nim).

6. Nie ma obawy, że się "spalisz", leżąc plackiem na plaży. Zamiast tego wrzucanie kamyczków, robienie babek z piasku (tudzież kamyczków), przeskakiwanie przez fale itd. Choć ja przyznaję, miałam swoje 5 minut plażingu, takiego pełną gębą (czyli nieruchomego leżenia i opalania się). Po 5 minutach miałam jednak dość i rzuciłam się do wody ;)

7. I ostatnia, jakże ważna kwestia dla nas Drogie Panie - nie przytyjesz. Bo jak już się nabiegasz, nagonisz za tym swoim uciekinierem, to jeszcze jak przyjdzie pora obiadu, to Ci zeżre bezczelnie pół talerza krewetek. Aaa no i do tego dochodzi korzyść zwłaszca dla panów - czyli ćwiczenie bicków podczas noszenia naszych drogich pociech, którym albo nóżki bolą, albo chodzą tak wolno, że już cierpliwości brak.






No to by chyba było na tyle. 

Mam nadzieję, że tym wpisem przekonałam tych nieprzekonanych, że podróżowanie z dzieckiem naprawdę ma same zalety ;)
 
 
 

BO CZAS TO NAJLEPSZY PREZENT

 
Nie było prezentów (nie licząc kolejnej niewielkiej książeczki z Jego ulubionej serii), nie było nowych gadżetów, klocków, samochodzików, kredek, pluszaków, tych wszystkich niezwykle "potrzebnych" drobiazgów, które chłopiec w Jego wieku "musi mieć". 
Bo Jemu to wszystko potrzebne nie jest. Jemu potrzebni jesteśmy my, nasz czas i uśmiech. 

Zatem były gofry na II śniadanie, było wspólne robienie knedli z truskawkami na obiad, była zabawa z masą solną (która chyba musiała bardzo smakować, bo ciągle jakoś brudne rączki trafiały do buzi), było szaleństwo z tatą, który robi najlepszą na świecie huśtawkę  z własnych rąk... i mimo choroby, która uziemiła w domu, chyba było fajnie... 
 
 

 

 


Bo czasem wystarczy po prostu mieć... czas :)



M JAK MATKA



Kobieta nieidealna, uparta, która czasem za dużo marudzi i narzeka, której nie raz chce się powiedzieć "jak grochem o ścianę".
Kobieta, która jednocześnie potrafi cieszyć się z najmniejszej drobnostki, ze śpiewu ptaków o poranku czy słońca na niebie.
Kobieta, która za bardzo przejmuje się tym, co powiedzą inni, choć powoli z tego wyrasta.
Kobieta, która wiele poświęciła dla swoich dzieci. Chyba nawet zbyt wiele. 
Kobieta, która wie, co to ciężka praca i której nie obce są łzy, ból i smutek.
Kobieta, która za bardzo rozpieszczała (i w sumie nadal to robi) zarówno swoje dzieci, jak i męża, często zapominając o sobie. 
Kobieta, która zawsze na pierwszym miejscu stawiała dom i rodzinę.
Kobieta, która tak rzadko słyszy, że jest kochana. Chociaż to wie i czuje. 
Najważniejsza kobieta w moim życiu. Matka... moja Mama.

Kobieta, która gdy zobaczyła dwie kreski na ciążowym teście, zaczęła ryczeć. I tak ryczała przez prawie tydzień.  I nie były to łzy radości. Którą owładnął wtedy strach i obawa, że już nic nie będzie takie samo, że dawne życie już nie wróci (i która teraz jest przekonana, że łzy  te to była sprawka szalejących hormonów, bo jakże inaczej można wytłumaczyć to idiotyczne zaćmienie umysłu).
Kobieta z mnóstwem wad, uparta i krnąbrna, która często musi "postawić na swoim".
Kobieta, która kocha swoja rodzinę najbardziej na świecie i dla której syn i mąż zawsze będą numerem 1.
Kobieta, która nie nudzi się "siedząc" w domu z dzieckiem, nudzą ją jednak pytania, czy jej się to  nie nudzi.
Kobieta, która kocha być matką. Nieidealną, bo idealnych nie ma. I choć czasem za dużo rozpieszcza albo pozwala oglądać bajki, mimo że to przecież takie "niewychowawcze", to dąży do tego, by być jak najlepszą.
Kobieta. Matka. Ja.








Cudownego dnia, kochane Mamy!




SZTUKA WYBORU



Zmyć podłogę? Upiec ciasto? Pomalować paznokcie? Poćwiczyć? Napisać post? Posiedzieć w internecie? A  może olać to wszystko i po prostu poczytać książkę?
Są takie dni, gdy jakoś cudownie na (prawie) wszystko mam czas. Gdy wszystko idzie, jak w harmonogramie, gdy ręce same rwą się do pracy, a dziecko grzecznie się bawi. Są też i takie dni (których kosztuję ostatnio), kiedy podczas 2 godzinnej drzemki syna zastanawiam się, za co się zabrać i tak miotam się, miotam, a czas leci. I w końcu się budzi mój marudek. A potem nie ma zmiłuj. A potem trzeba iść na plac zabaw. Bo dzień bez placu zabaw, to nieszczęście, istna tragedia! A potem obiad, zabawa, obowiązkowe pół godzinki "tulkania", powrót taty, kolacja, usypianie, sen... A potem, gdy właśnie zabieram się za ćwiczenie, albo post, albo książkę, mój kochany pierworodny się po godzince budzi... i zaczyna szaleć. Chyba pełnia księżyca od kilku dni działa na  niego, bo nie ogarniam...









KREATYWNIE Z FABRYKĄ WAFELKÓW




Dzięki Fabryce Wafelków znów mogłam poczuć się jak kiedyś. Zanim na świat przeszedł Filip, pracowałam z maluchami. Co tu wiele mówić, byłam nauczycielką. Zatem nie obce było mi spędzanie wieczorów na wymyślaniu nowych zabaw i zajęć edukacyjnych. 
Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy zostałam zaproszona do akcji organizowanej przez wspomnianą już wcześniej Fabrykę Wafelków, której celem jest pobudzanie wyobraźni zarówno dzieci, jak i rodziców. 
Do zabawy otrzymaliśmy Sensoryczny sorter kształtów marki Janod. Powiem szczerze, że początkowo myślałam, że będzie to kolejna zabawka, która wyląduje gdzieś w kącie lub na dnie wielkiego pudła z innymi zabawkami Filipa (gdyż dziecię moje, nie wiem czy to z racji młodego jeszcze wieku czy po prostu charakterku, zabawkami raczej gardzi, jego uwagę przykuwają raczej wszelkiej maści kable, śrubki, pokrętełka no i książki- w ilości hurtowej). Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy Filip z uśmiechem i zainteresowaniem na twarzy zaczął się nowo otrzymaną zabawką bawić (i to więcej niż 5 min ;). I chyba wiem, dlaczego sorter tak się mu spodobał. Oprócz wymienionych wyżej zainteresowań, syn mój kocha ogromnie wszelkie żyjątka. A zwierzątek na zabawce mnóstwo  i to do tego niektóre puchate, włochate, milusie, takie do robienia "aja aja".



 


No ale przejdźmy dalej, do zabaw, jakie wymyśliliśmy:

1. Sortowanie - no bo czym był sorter bez sortowania ;). Zabawka składa się z zamykanego pudełka z otworami i lekkimi, kartonowymi klockami w różnych kształtach, które dodatkowo obdarzone są uśmiechniętymi buźkami. Dlatego pierwsza i oczywista zabawa, to po prostu wkładanie klocków w odpowiednie otwory. Nie dość, że jest to świetna nauka kształtów, to jeszcze doskonalenie zdolności manualnych.





2. Wskazywanie - jak już wspomniałam, ścianki pudełka przedstawiają kolorowy ogród, w którym można znaleźć różne zwierzątka, owoce, warzywa i inne roślinki.  W tą zabawę Filip lubi bawić się szczególnie. Uwielbia wskazywać zwierzątka o które poproszę i dodatkowo wydawać odpowiednie dźwięki ;)





3. Odnajdywanie różnych faktur - niektóre elementy pudełkowego ogrodu  wykonane są z materiałów o różnych fakturach, i tak np. mamy włochatego jeża, zajączka czy puchaty dym z komina, które tylko czekają, by je pogłaskać i podotykać. Zabawa ta jest świetna zwłaszcza dla dzieci, które mają problemy z integracją sensoryczną lub po prostu dla tych, do których zalicza się moje, uwielbiających wszystko, co puchate, pluszowe i milusie. 





4. Odnajdywanie kształtów - to zajęcie dla nieco starszych dzieci, niż moje. W pudełkowym ogrodzie ukrytych jest mnóstwo różnych geometrycznych kształtów. Wystarczy tylko nieco wytężyć wzrok i zabawa gotowa :)




5. Budowanie wieży z klocków - tu chyba nie muszę tłumaczyć o co chodzi ;) 






6. Pojemnik na "podręczne" drobiazgi. Pudełko można wykorzystywać również, jako pojemnik na inne dziecięce skarby. Filip uwielbia wkładać do niego różne przedmioty, zakładać na rękę jak torebkę i... chodzić tak po domu ;)






7. Odrysowywanie kształtów - klocki mogą służyć, jako wzór do odrysowywania. Potem kształtom można dodać buźki, albo stworzyć z nich całe kompozycje czy obrazki.
Ta ostatnia już zabawa, jaką udało nam się wymyślić, również kierowana jest raczej dla  nieco starszych dzieci, choć przy pomocy rodziców i maluchy mogą się w ten sposób pobawić. 






A na koniec mała niespodzianka: do 31 maja sensoryczny sorter kształtów, dostępny w dwóch wariantach - ogród oraz ocean, możecie kupić z 10 % zniżką. Wystarczy wpisać hasło:  cinnamonhome. Zabawki znajdziecie TU.
 Dodatkowo przy zamówieniu powyżej 150 zł - otrzymacie torbę na zakupy gratis!








O CIERPLIWOŚCI SŁÓW KILKA



Tu i teraz. Już. Natychmiast. Od zawsze taka byłam. W gorącej wodzie kąpana. Nie znosiłam czekać. Lubiłam, gdy efekty można był zobaczyć w krótkim czasie. 
Cierpliwość, żmudne dochodzenie do celu - to cechy raczej mojego męża, ale nie moje. Teraz widzę je też w Nim. Gdy przez pół godziny potrafi siedzieć i cierpliwie rozpinać wszystkie zamki w mojej torbie, by zobaczyć, jakież to skarby się w niej kryją.
On mnie jednak zmienił. Nauczył, że na niektóre rzeczy trzeba poczekać. Trochę na dzieciach się znam. Taki mój zawód. Wiem, że każde jest inne. Niepowtarzalne. Wiem też, że każde ma prawo rozwijać się w swoim własnym tempie. I choć to wiedziałam, to przez pierwsze miesiące życia syna sprawdzałam, czy osiągnął już umiejętności, które wg "mądrych" książek powinien już posiadać. Och, jak ja czekałam na jego pierwszy samodzielny przewrót na brzuszek i odwrotnie. A gdy słyszałam słowa jego pediatry: "a już powinien się obracać", a już powinien to i tamto... 

W końcu i nasz leniuszek się obrócił. Znacznie później, niż "statystyki" mówią. Wtedy się nauczyłam cierpliwości. Już wiedziałam, że to nie wyścig. Że wszystko w swoim czasie. Że czasem może nieco później, niż prędzej, ale w końcu się uda. Siedzieć zaczął bardzo szybko. Raczkować też. Wszyscy wokół powtarzali, że pewnie jeszcze chwila i zacznie chodzić. A tu nic. Naszemu leniuszkowi się nie spieszyło. Ale i mi też nie. Już wiedziałam, że się doczekam.

















 Czasem warto zwolnić, przystopować. Czasem warto nauczyć się cierpliwości.