W końcu! Doczekaliśmy się. Jakiś czas temu (
o tu) pisałam o pewnym małym lokatorze, który znacznie dłużej niż planowaliśmy zaległ w naszej sypialni. Jeszcze nie tak dawno myślałam, że ten dzień chyba nigdy nie nadejdzie. Że będzie ciężko, że będą nieprzespane noce, że to MI będzie źle bez niego, że ciągle będę zaglądała, sprawdzała czy żyje...
No cóż, okazało się, że mój syn, to całkiem już dorosły syn, a nie jakiś tam dzidziuś, który z mamą musi spać, a ja... to chyba wyrodna matka, bo jak pierwszej nocy bez niego zasnęłam, to spałam jak kamień. Obudziło mnie dopiero poranne tuptanie syna, który bez płaczu, bez lęku, po prostu kierował się do naszego łóżka, by jeszcze trochę się poprzytulać.
Ech... życie...
Zatem skoro pokój już w 100% ma swojego lokatora, to prezentuję, jakie w związku z tym zaszły zmiany :)

A poszczególne elementy wyposażenia znajdziecie tu:
meble: łóżeczko, półki, szafa, regał, pudełka, zasłony - IKEA
dywan - Castorama
worek na zabawki - Lollifox
lampka w trójkąty - Pepco
lampki cotton balls - Qule
plakat Domy na wzgórzu- cytrynadesign
pozostałe plakaty - prace własne
To pierwsza część zmian. Została jeszcze sypialnia :)
Piszcie, komentujcie, jak Wam się podoba, co byście zmieniły? Każdy odzew z Waszej strony jest dla mnie bardzo cenny :)
Jedni obdarzają go miłością bezwarunkową. Biorą wszystko, dokładnie znają lokalizację słoiczków z klamerką, półek na obrazki czy wieszaków do łazienki. Godzinami mogą chodzić po tych mini mieszkankach i zaglądać do kuchennych szuflad czy garnków, wylegiwać się w wielkich łóżkach i zasiadać na kanapach w celu znalezienie właściwej dla siebie.
Inni z kolei nim gardzą. Przedmioty z niego uważają za oklepane. Chcą być oryginalni, stawiają na unikatowe wzornictwo i najwyższą jakość, zatem często wybierają miejsca, gdzie ceny mikro filiżaneczek zaczynają się od stówki...
Ja jestem chyba gdzieś po środku. Nie gardzę nim, ale też nie wychwalam pod niebiosa. Bez wstydu przyznaję, że lubię. I to bardzo. Bardziej wprawne oko z łatwością dostrzeże w naszym domu nie jeden przedmiot z tego sklepu na I. (w sumie to chyba połowę wyposażenia mieszkania mam z niego ;p)
Jednak, tym razem miało być inaczej. W poszukiwaniu odpowiednich półek do pokoju F. przejrzałam wiele stron różnych sklepów. Ale albo to brzydkie, albo niefunkcjonalne. A 600 zł za półkę, to sorry, ale płacić na pewno nie będę. No i znów padło na naszego starego przyjaciela. No bo skoro coś jest dobre, to po co kombinować? :)
To taka mała zapowiedź zmian, jakie zaszły w pokoju F. Jeszcze tylko kilka drobiazgów i mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu będę mogła Wam pokazać pokój w pełnej krasie :)
Udanego tygodnia!
Za oknem, wygląda raczej tak, jakby jesień miała się zbliżać, ale na pewno nie wiosna. Szaro, buro, zimno i do tego deszcz siąpi od samego rana. Ale chyba gdzieś się ona kryje za rogiem. Czuję to w kościach. Zaczyna mnie nosić. A może by jakiś plakacik nowy zrobić, a może w sypialni coś pozmieniać, kwiatki jakieś postawić? (tylko takie, co by wytrzymały ze mną - szkoła przetrwania gwarantowana). Na początek jednak w ruch poszedł pokój F. Zmiany niewielkie, wręcz kosmetyczne, ale efekt całkiem niezły. I żeby nie było - właściciel pokoju również aktywnie zaangażował się w poczynania matki - dzielnie pchał kanapę :)
A więc, jak już wspomniałam, zmiany zaszły kosmetyczne. Niczego nie przybyło, ani też nie ubyło. Po prostu przestawiliśmy nieszczęsną kanapę, którą jeszcze chwilę będę musiała znosić, pod okno, a fotel powędrował w kącik pod szafę. Niby nic, a pokój z małego i bardzo wąskiego, stał się jakby większy, a na pewno szerszy.
A jak wyglądał pokój z wcześniejszym ustawieniem, możecie zobaczyć
TU.
To by było na tyle.
Bye!
Tu i teraz. Już. Natychmiast. Od zawsze taka byłam. W gorącej wodzie kąpana. Nie znosiłam czekać. Lubiłam, gdy efekty można był zobaczyć w krótkim czasie.
Cierpliwość, żmudne dochodzenie do celu - to cechy raczej mojego męża, ale nie moje. Teraz widzę je też w Nim. Gdy przez pół godziny potrafi siedzieć i cierpliwie rozpinać wszystkie zamki w mojej torbie, by zobaczyć, jakież to skarby się w niej kryją.
On mnie jednak zmienił. Nauczył, że na niektóre rzeczy trzeba poczekać. Trochę na dzieciach się znam. Taki mój zawód. Wiem, że każde jest inne. Niepowtarzalne. Wiem też, że każde ma prawo rozwijać się w swoim własnym tempie. I choć to wiedziałam, to przez pierwsze miesiące życia syna sprawdzałam, czy osiągnął już umiejętności, które wg "mądrych" książek powinien już posiadać. Och, jak ja czekałam na jego pierwszy samodzielny przewrót na brzuszek i odwrotnie. A gdy słyszałam słowa jego pediatry: "a już powinien się obracać", a już powinien to i tamto...
W końcu i nasz leniuszek się obrócił. Znacznie później, niż "statystyki" mówią. Wtedy się nauczyłam cierpliwości. Już wiedziałam, że to nie wyścig. Że wszystko w swoim czasie. Że czasem może nieco później, niż prędzej, ale w końcu się uda. Siedzieć zaczął bardzo szybko. Raczkować też. Wszyscy wokół powtarzali, że pewnie jeszcze chwila i zacznie chodzić. A tu nic. Naszemu leniuszkowi się nie spieszyło. Ale i mi też nie. Już wiedziałam, że się doczekam.
Czasem warto zwolnić, przystopować. Czasem warto nauczyć się cierpliwości.
Niektórzy obchodzą je bardzo hucznie, kupują sobie prezenty, kwiaty, wybierają się na kolacje, do kina...
Inni z kolei całkowicie je bojkotują. Wszędobylskie czerwone serduszka traktują jako szczyt kiczu i komercjalizmu.
My chyba jesteśmy gdzieś pomiędzy. Od lat bez większego przepychu. Zazwyczaj jakiś skromny kwiatek, dobra kolacja w domowym zaciszu. Bo przecież każdy dzień jest dobry, by powiedzieć sobie słowo "kocham". Z drugiej jednak strony w tym zabieganym świecie, dzień ten może być jakimś impulsem, motywacją, by pobyć razem, by zatrzymać się na chwilę, potrzymać się za ręce, popatrzeć głęboko w oczy, tak jak kiedyś...
Przyznam, że sama bardzo chętnie wyszłabym sobie kutro na jakąś randkę. Tylko we dwoje.
Ale jest F. Nie mamy nikogo w pobliżu, komu moglibyśmy po prostu "podrzucić" syna na dwie czy trzy godzinki i udać się na jakieś małe szaleństwo ;P
Musielibyśmy znowu prosić rodziców, by przyjechali... itd...
Ale nie będziemy rozpaczać. O nie! My zrobimy sobie Święto Miłości.
Bo kto powiedział, że Walentynki mogą obchodzić tylko zakochane pary? Niech dzień ten będzie świętem wszystkich, którzy kochają i są kochani!
Dlatego my świętujemy jutro we trójkę :)
Mąż obiecał śniadanie do łóżka..ekhm.. zobaczymy ;p
Potem dobry obiadek i wypad na najlepsze w Trójmieście lody.
A wszystko bez pośpiechu, z uśmiechem na twarzy i co najważniejsze RAZEM :)
Dzisiaj trochę o moich rozterkach, wątpliwościach i planach.
Stali czytelnicy bloga pewnie zauważyli, że od jakiegoś czasu coraz częściej pojawiają się tu "dzieciowe" tematy. Można by rzecz, przecież to nic dziwnego, w końcu pojawił się w naszym domu mały osobnik, którego nie sposób nie zauważyć i który w dużej mierze "ustawia" nasze życie ;)
Gdy zakładałam ten blog, w zamierzeniu miał on dotyczyć głównie tematów wnętrzarskich.
Życie jest jednak życiem, a w nim nie ma nic stałego. Tak też i moje zainteresowania powędrowały w różnych kierunkach, co nie znaczy, że piękne wnętrza już mnie nie obchodzą. Co to, to nie! ;)
Jednak, gdy jestem teraz w domu z synem, zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie zauważałam lub też nie miałam czasu zauważać. Również moje problemy całkowicie się zmieniły. Teraz moją głowę zaprzątają tematy w stylu: co zrobić, by mój syn przestał się w końcu budzić w nocy, albo żeby zaczął jeść marchewkę ;p
Dlatego też zwracam się do Was moi drodzy czytelnicy z... hmmm radą?
Po prostu chyba potrzebuję Waszej opinii.
Czy bylibyście zainteresowani również tematami "dzieciowymi", domowymi i okołożyciowymi?
(a i nie martwcie się, nie mam zamiaru pisać o wyższości jednych pieluch nad drugimi ;p)
Będę wdzięczna za Wasze opinie w tej sprawie.
A może macie jakieś sugestie? Które z moich wpisów najbardziej przypadły Wam do gustu?
Może jest coś, o czym chcielibyście czytać częściej?
Jednocześnie mam gorącą prośbę do tych, którzy tu czasem zaglądają, ale się nie ujawniają - dajcie znak, że jesteście - to wiele dla mnie znaczy :)
Skończy pół roku i wyprowadzka do swojego pokoju - tak mówiłam zanim się urodził.... taaak.
Wszystkie
mamy pewnie się teraz ze mnie śmieją. Bo zamiary to jedno, a
rzeczywistość - to już zupełnie inna kwestia. Tak więc czeka sobie
pokoik na swojego lokatora i czeka.
Chętnie
bym go eksmitowała z naszej sypialni, ale niestety, w głowie się
poprzewracało mojemu synowi i tak już od trzech miesięcy budzi się w
nocy po kilka razy. A że nocne wędrówki nie dla mnie, śpi więc sobie z
nami w pokoju, a czasem i w łóżku (jakież to niewychowawcze... ;))
Tymczasem pokoik zyskał nowy regał na książki i zabawki. Zwykły, prosty i
sprawdzony. Nam pasuje. A i bystre oko zauważyło dywanik, który
wyemigrował z pokoju dziennego, a o którym pisałam
TU.
Nie jest to jeszcze stan idealny. Jak
widzicie cały czas stoi tu kanapa na której od czasu do czasu śpią
goście. Gdy tylko młodzież w końcu wprowadzi się do siebie, kanapa
wywędruje do kogoś, kto będzie je bardziej potrzebował ;)
Nie uwierzycie, ile te klocki mają lat... Kolorowe zrobił mój tata dla mojego brata (czyli mają 40 na karku - ciii ;)), bezbarwne z kolei zrobił mój brat dla swojego syna (i mają lat 15). Pewnie jeszcze nie jedno dziecko będzie się nimi bawiło :)
Dzisiaj o tym, co męczy mnie od dłuższego czasu. Zastanawiam się, czy Wy też tak macie, czy tylko ja jestem takim "dziwadłem" (choć zakładam, za tylko ja) ;)
Macie tak czasem, że coś bardzo się Wam podoba, chciałybyście to mieć, ale w końcu rezygnujecie z zakupu, bo rozsądek bierze górę? Bo ja mam tak ciągle :/ Oglądam te wszystkie piękne przedmioty z Waszych domów i sklepów, wabią one swoją urodą, kuszą, aż nie chce się od nich oczu oderwać, tylko nacisnąć "do koszyka" i już prawie, prawie...ale nie, mój rozsądek bierze górę, przychodzi myśl, czy naprawdę muszę mieć ten śliczny kubeczek "za jedyne" 60 zł??? No przecież obędę się i bez niego... No i taka właśnie jestem- skąpiradło ze mnie ogromne. Z faktu tego z pewnością cieszy się bardzo mój mąż ;p Ja jednak niekiedy chciałabym wyzbyć się tego wewnętrznego głosu rozsądku i zaszaleć (tylko żeby jeszcze po tym fakcie nie następowały wyrzuty sumienia ;))
Już za chwilę grudzień, pomysłów świątecznych w głowie cała masa, a tu niestety pewne ciążowe komplikacje :( Wszystkie plany i marzenia dotyczące najbliższego czasu stoją pod dużym znakiem zapytania, a perspektywa spędzenia najbliższych tygodni w szpitalu nie napawa optymizmem...
No, ale cóż...zobaczymy, jak to wszystko się ułoży. Na razie staram się myśleć pozytywnie i mimo wszystko małymi kroczkami przygotowywać dom na Święta. Stąd już w weekend postaram się Wam pokazać mój tegoroczny świecznik adwentowy.
Teraz natomiast kilka inspiracji związanych z dziecięcymi pokoikami.
Bardzo podobają mi się pokoje, w których jedną ze ścian zdobią piękne tapety z motywem kropek, chmurek czy trójkątów.
I ja postanowiłam zrobić coś podobnego w pokoju małego S.
Zobaczcie sami :)
I jeszcze kilka innych migawek:
A tu chmurka w towarzystwie swojego przyjaciela królika ;)
Pozdrawiam i życzę udanego weekendu :)