był to jeden z najgorszych weekendów w moim życiu. na przemian przeplatały się ból i cierpienie, łzy a nawet głód spowodowany przymusową dietą.... Alicja wyjechała 700 km od nas. Tomek postanowił nas odchudzić i ciągle gonie było.moim zdaniem powinno to być zgłoszone do jakiegoś stowarzyszenia zajmującego się ochroną zwierząt. jak już wróciła to nawet się nie przywitałem, taki obrażony byłem, a Turkuć zawsze musi się wyłamać i się przytulił do nóg, ale to było raczej z głodu niż tęsknoty. i oczywiście zamiast iść spać, to ględziła i ględziła jak to było wspaniale (bo bez nas pewnie), ile to fajnych dziewczyn poznała (aha, pojechała nie wiadomo z kim, nie wiadomo gdzie z jakimiś pochrzanionymi wariatkami, co im tylko pędzle i farby w głowach) i jaka jest szczęśliwa. no, że szczęśliwa to akurat było widać. przywiozła prawie nic, trzy rzeczy raptem, to pokaże dwie na razie,trzecia się kończy.
naprawiona pod okiem Lary komódka zbabolona przez Turkucia, teraz nabrała głębi i jakiegoś ogładu, bo była żałosna:
oraz przecudnej urody lustro wykonane pod okiem, a właściwie pod ręką i pędzlem Ma.ryski
piękne prawda???
jeszcze tylko Tomek musi się skupić i je powiesić i będzie jeszcze bardziej kolorowo w naszym zagraconym i zklamociałym domku :)
a na koniec czarownice z sabatu
zdjęcie zapożyczone od Alicjanki