Pogodę trafiliśmy piękną, ale po koronach drzew widać, że nie zawsze jest tak spokojnie.
To co widać w tej małej dolinie to bunkry, stworzone przez miejscowych w czasie II Wojny Światowej. System obronny przez nich stworzony miał powstrzymać Niemców, którzy brali to miejsce pod uwagę jako miejsce lądowania przy planowanej inwazji na Anglię.
Naprawdę trudno mi wyobrazić sobie, że to miejsce mogło by być terenem jakiś działań wojennych.
Punkt widokowy, z którego robiłam zdjęcia klifów zamieszczone w poprzednim poście. Właśnie na nich stoję :)
Pokonywanie trasy wzdłuż wybrzeża klifowego i obcowanie z tak zniewalającą przyrodą było doświadczeniem, które na długo podładowało moje baterie.
Rocznie podobno znika jakaś część tego wybrzeża na rzecz morza wdzierającego się w ląd. W niektórych miejscach są ustawione płotki, które ostrzegają przed wchodzeniem na krawędź, która wisi na włosku.
Po paru dniach pobytu w Londynie, w którym jesteś kroplą w rzece ludzi, jaka płynie ulicami tego miasta, pobyt w miejscu tak bezkresnym, w którym oprócz Ciebie jest parę osób, był czymś czego z przyjemnością doświadczyłam.
Birling Gap to przystanek, z którego autobusem, kursującym co godzinę. wróciliśmy do Eastburne, z krórego mieliśmy pociąg na Victoria Station w Londynie.
W tym miejscu nasza przygoda z tą bajkową doliną się skończyła, co nie znaczy, że jest to koniec trasy. Wiedzie ona jeszcze dalej. Po drodze zobaczycie piękne latarnie morskie, jedna na klifach, a druga zanurzona w falach morza. Dostęp do niej jest chyba tylko podczas odpływów. Podobnie jak tylko podczas odpływu będziecie mieli widok na wrak statku, który rozbił się kiedyś o to wybrzeże.
Mam nadzieję, że będziecie mieli okazję zobaczyć to na własne oczy.
Do zobaczenia na szlaku.