Wiem, wiem, powinnam myślami wybiegać ku wiośnie ;)
Ale ja już tam mam, że lubię się delektować chwilą.
Zwłaszcza, że jutro będziemy mieć kolędę.
Powstało nieco ozdób świątecznych. Nie są to jednak klasyczne gwiazdki, ale... kwiatki.
Jedne robią
młyg młyg: (pomysł własny)
Inne porażają bielą z delikatnym odcieniem cytrynowym: (pomysł na wykonanie z sieci- pomysł na wykorzystanie mój ;) )
Włóczki wyszukanej w SH starczyło tylko na 4. Są jednak dość spore:
Uwielbiam tę moją choinkę kwitnącą różami ;)
Ot taka anomalia przyrodniczo-kulturowa ;)
I na koniec postał jeszcze dwumetrowy łańcuch, wg pomysłu Fascinaty, który również robi urocze
młyg młyg
Byłoby więcej tylko tak fantastycznie sobie schowałam bawełnę, że na pewno włos jej z głowy nie spadnie ;)
Wpadła mi w ręce w wakacje i pomyślałam sobie, że zrobię z niej łańcuch na choinkę - NO ALE PRZECIEŻ NIE W WAKACJE!
Mogłam zrobić. Teraz jak ją tylko znajdę (np przy okazji porządków wiosennych) - natychmiast zrobię! Pal sześć. Zrobiony dołożę do łańcuchów
i wtedy już nie zginie :)
A tak a'propos ginięcia włóczek i innych przydasiów. Robiąc ostatnio małe rozeznanie "co-gdzie" stwierdziłam, że rozmiaru mojego świra nie da się już ukryć ;)
Włóczki są WSZĘDZIE!
Co ciekawsze - oprócz róż tak naprawdę NIC z nich innego nie powstaje. Kolorów jest ducka.
Postanowiłam zatem co następuje:
1. Nic już (rany koguta!!!) nowego NIE KUPOWAĆ! (zaraz jak tylko to postanowiłam przybyło 3 motki...)(na cale szczęście z jednego powstały różę- ufff!)
2. Przynajmniej raz na kwartał, którąś wykorzystać...
Tym sposobem za 100 lat będę mieć w domu porządek...
P.S. I muszę sobie ten techniczny szczegół zapisać bo zawsze mam z tym problem.
Do róż robię 120 oczek łańcuszka.
Skleroza to piękna rzecz! ;)
P.S.2 Edycja dla Ewy. Róże robiłam wg tego zdjęcia: