Pamiętacie jak pytałam co to za owocki? Przywiozłam sobie z Chorwacji nasionka, które wyrosły. Długo kopałam w necie i znalazłam! To drzewo truskawkowe vel drzewo poziomkowe. Owoce są jak najbardziej jadalne, a krzewy z powodzeniem można hodować w warunkach domowych.
Ale fajnie!
Etykiety
...
(2)
Asia
(3)
Balkon
(1)
Bibeloty
(59)
Candy
(13)
Cekiny
(7)
Chleb
(2)
Chusty
(7)
Decoupage
(2)
Druty
(18)
Dywany
(5)
Filcowanki
(3)
French Filigree HAED
(13)
Gryzelda
(5)
Grzela
(1)
Hafty
(82)
Ikony
(1)
Inspiracje
(5)
Jesienny SAL
(6)
Kju
(15)
Konkursy
(3)
Koronka klockowa
(10)
Koronka teneryfowa
(2)
Książki
(1)
Kwiaty
(5)
Mićki-Kićki
(20)
Ogrody
(9)
Oracle HAED
(6)
Ozdoby choinkowe
(16)
Pergamin
(1)
Pisz Pan Frywolitki
(6)
Pledy
(3)
Podróże
(33)
Podsumowanie roku
(6)
Powertex
(1)
Pół serio-pół żartem
(34)
Prochu nie wymyslam
(15)
Prochu nie wymyślam
(23)
Prywatnie
(35)
Quilling
(1)
Rozrywka
(11)
RR
(10)
SAL
(3)
SAL kawowy
(12)
SAL rozeta
(1)
SAL Wielkanocny
(7)
Sal z Flamingiem
(1)
Skończone
(48)
Smaczki
(12)
Sutasz
(1)
Szycie
(4)
Szydełko
(65)
Świątecznie
(6)
Świąteczny SAL
(8)
Takie tam
(48)
Technika balszaja
(10)
Transfer
(1)
UFOK-owy rok 2
(5)
UFOK-owy rok 3
(1)
Uwolnij tkaniny
(10)
Vinci
(1)
Wiklina
(2)
Work in nieustający progress ;)
(14)
Work in progress ;)
(13)
WOŚP
(1)
Wymianki
(1)
Wyróżnienia
(8)
YouTube
(3)
Zabawki
(1)
Zaginiony w akcji
(6)
niedziela, 17 sierpnia 2014
sobota, 16 sierpnia 2014
HAED cz. 7
Uff... Opornie ale jednak do przodu...
Z lampą:
i bez lampy:
Plecy w zbliżeniu:
i całościowo:
Idzie mi to cokowiek opornie, ale magiczna połowa została przekroczona. Teraz już z górki ;)
Z lampą:
i bez lampy:
Plecy w zbliżeniu:
i całościowo:
Idzie mi to cokowiek opornie, ale magiczna połowa została przekroczona. Teraz już z górki ;)
Etykiety:
French Filigree HAED,
Hafty
środa, 13 sierpnia 2014
Nicniechcemisię cz.2 Raj i Piekło
Czyli Wielka Wyprawa Pod Parasolem.
Tak. Jesteśmy Wybrańcami Bogów. Padało nam w Chorwacji ;) Ale tylko 3 dni a reszta była możebna. Tam 18-24 stopnie a w Polsce 35 w cieniu ;) To się nazywa fart!
Cóż, uważam, że jak na objazdówkę pogoda wręcz wymarzona. Na wypoczynek... niezbyt. Na szczęście my ją obchodziliśmy, objeżdżaliśmy i opływaliśmy więc ok.
Mimo takiej a nie innej aury... zakochałam się! KOCHAM! I wrócę TAM na 100% już za rok. Już nawet wiem gdzie i jak. Tak. I za dwa lata też. I też wiem gdzie. I powiem, że powtórzy sie tylko Dubrownik ;)
Tak Kochami. Totalnie mi odbiło. Macie rację. Nie wypieram się ;)
Ale po kolei.
W Czechach spotkalismy myszy... dużo myszy. Cała łąka migotała szarymi ciałkami. Kocham myszy!
EDYCJA! Makro stwierdził, że to NORNICE. Jeśli on tak mówi znaczy, że tak jest. Dzięki! :)
Powyzsze zdania powinny brzmieć: W Czechach spotkaliśmy nornice... dużo nornic. Cała łąka migotała szarymi ciałkami. Kocham nornice! (czy tylko mnie wydaje się, że myszy brzmiały bardziej ludzko?) ;) ;) ;)
I tak z norki do norki!
W Lublanie podziwialiśmy przepiekne kamienice
I mosty. Jako wodnik oczywiście fotografowałam Most Wodników (Dla Anek73 i Marcina był jeszcze Most Smoków) ;)
I obraz, który nam z Osobistym wysoce przypadł do gustu. Galeria niestety była zamknieta. Cóż nie dość, ze była 6 rano to jeszcze niedziela. Można wybaczyć ;)
A potem już tylko chyc! i bylismy w Raju
Dubrownik - po lądzie
Po wodzie
"Pod wpływem" lokalnego środka rozweselającego czyli rakiji ;) (nie kawa, nie nie ;))
Pieszo w słońcu...
Pieszo w deszczu...
Kupiliśmy 2 a nosiliśmy 3 ;)
Zadawaliśmy szyku na Riwie w Splicie ;)
Wysłuchaliśmy Orędzia Cesarza Dioklecjana
A także boskiego śpiewu
Odwiedzilismy miasto, które powstało w 3 w. p.n.e. i do dziś jest zamieszkałe. To Trogir i najstarsza uliczka:

Zachwycaliśmy się ciekawym oświetleniem w hotelu
Zbieraliśmy nasionka sami nie wiemy czego, co po przywiezieniu i posadzeniu wyrosło... ku zmartwieniu ogólnemu. To tak głupio nie wiedzieć co sie ma. Ktoś ma jakieś pomysły? Tak wyglądaja owoce:
Liście do złudzenia przypominają laurowe.
Kąpaliśmy się pod wodospadem na rzece Krce
I podziwialiśmy przepiękne tarasowe turkusowe Jeziora Plitwickie...
I jeszcze wiele wiele innych rajskich widoczków widzieliśmy...
Ale... widzielismy też pozostalosci wojny. Strasznej wojny bo bratobójczej... Mijalismy zbombardowane domy, kościół, hotele...
Wcale nie tak dawno temu i wcale nie za górami za lasami, a w sasiedztwie obok siebie mieszkali Chorwaci, Serbowie, Czarnogórcy i Bosniacy. Sąsiadowali ze soba pomagali sobie wzajemnie, czasem sie pokłocili, jak to w zyciu... Jeden raz bardziej...
Po tej strasznej wojnie każdy uciekał do "swojego" państwa i zajmował na terenie Bośni domy Chorwatów, Serbow, na terenie Chorwacji bosniackie i serbskie domy, w Serbi i Czarnogórze analogicznie. Dlaczego ciągle widać pozostałości wojenne? Ano zostały domy i hotele, których właściciele bądź to zginęli bądź nie chcą wracać do zniszczonych domów, a są one na tyle zniszczone, że nikt nie chce ich zasiedlić.
Temat wojny jugosłowiańskiej to temat tabu na tamtych terenach. W złym tonie jest pytać. To rana, która cały czas krwawi...
Wstapił do piekieł po drodze mu było... ku przestrodze...
*****
A dziergaczo?
Haedowo.
Przejechał się hafcior najpierw do stolicy ( i nie podziergał), następnie do Słowenii, Chorwacji i Bośni i Hercegowiny i podziergał tyle co kot napłakał. "Szkoda mi było czasu" ( najczęściej zadawane mi pytanie "a nie szkoda ci czasu?" wreszcie znalazło zastosowanie)
Niemniej kilka elementow haftnięto ;)
( A igłę miałam! Nawet 4 zapasowe...)
Tak. Jesteśmy Wybrańcami Bogów. Padało nam w Chorwacji ;) Ale tylko 3 dni a reszta była możebna. Tam 18-24 stopnie a w Polsce 35 w cieniu ;) To się nazywa fart!
Cóż, uważam, że jak na objazdówkę pogoda wręcz wymarzona. Na wypoczynek... niezbyt. Na szczęście my ją obchodziliśmy, objeżdżaliśmy i opływaliśmy więc ok.
Mimo takiej a nie innej aury... zakochałam się! KOCHAM! I wrócę TAM na 100% już za rok. Już nawet wiem gdzie i jak. Tak. I za dwa lata też. I też wiem gdzie. I powiem, że powtórzy sie tylko Dubrownik ;)
Tak Kochami. Totalnie mi odbiło. Macie rację. Nie wypieram się ;)
Ale po kolei.
W Czechach spotkalismy myszy... dużo myszy. Cała łąka migotała szarymi ciałkami. Kocham myszy!
EDYCJA! Makro stwierdził, że to NORNICE. Jeśli on tak mówi znaczy, że tak jest. Dzięki! :)
Powyzsze zdania powinny brzmieć: W Czechach spotkaliśmy nornice... dużo nornic. Cała łąka migotała szarymi ciałkami. Kocham nornice! (czy tylko mnie wydaje się, że myszy brzmiały bardziej ludzko?) ;) ;) ;)
I tak z norki do norki!
W Lublanie podziwialiśmy przepiekne kamienice
I mosty. Jako wodnik oczywiście fotografowałam Most Wodników (Dla Anek73 i Marcina był jeszcze Most Smoków) ;)
I obraz, który nam z Osobistym wysoce przypadł do gustu. Galeria niestety była zamknieta. Cóż nie dość, ze była 6 rano to jeszcze niedziela. Można wybaczyć ;)
A potem już tylko chyc! i bylismy w Raju
Dubrownik - po lądzie
Po wodzie
"Pod wpływem" lokalnego środka rozweselającego czyli rakiji ;) (nie kawa, nie nie ;))
Pieszo w słońcu...
Pieszo w deszczu...
Kupiliśmy 2 a nosiliśmy 3 ;)
Zadawaliśmy szyku na Riwie w Splicie ;)
Wysłuchaliśmy Orędzia Cesarza Dioklecjana
A także boskiego śpiewu
Odwiedzilismy miasto, które powstało w 3 w. p.n.e. i do dziś jest zamieszkałe. To Trogir i najstarsza uliczka:
Zachwycaliśmy się ciekawym oświetleniem w hotelu
Zbieraliśmy nasionka sami nie wiemy czego, co po przywiezieniu i posadzeniu wyrosło... ku zmartwieniu ogólnemu. To tak głupio nie wiedzieć co sie ma. Ktoś ma jakieś pomysły? Tak wyglądaja owoce:
Liście do złudzenia przypominają laurowe.
Kąpaliśmy się pod wodospadem na rzece Krce
I podziwialiśmy przepiękne tarasowe turkusowe Jeziora Plitwickie...
I jeszcze wiele wiele innych rajskich widoczków widzieliśmy...
Ale... widzielismy też pozostalosci wojny. Strasznej wojny bo bratobójczej... Mijalismy zbombardowane domy, kościół, hotele...
Wcale nie tak dawno temu i wcale nie za górami za lasami, a w sasiedztwie obok siebie mieszkali Chorwaci, Serbowie, Czarnogórcy i Bosniacy. Sąsiadowali ze soba pomagali sobie wzajemnie, czasem sie pokłocili, jak to w zyciu... Jeden raz bardziej...
Po tej strasznej wojnie każdy uciekał do "swojego" państwa i zajmował na terenie Bośni domy Chorwatów, Serbow, na terenie Chorwacji bosniackie i serbskie domy, w Serbi i Czarnogórze analogicznie. Dlaczego ciągle widać pozostałości wojenne? Ano zostały domy i hotele, których właściciele bądź to zginęli bądź nie chcą wracać do zniszczonych domów, a są one na tyle zniszczone, że nikt nie chce ich zasiedlić.
Temat wojny jugosłowiańskiej to temat tabu na tamtych terenach. W złym tonie jest pytać. To rana, która cały czas krwawi...
Wstapił do piekieł po drodze mu było... ku przestrodze...
*****
A dziergaczo?
Haedowo.
Przejechał się hafcior najpierw do stolicy ( i nie podziergał), następnie do Słowenii, Chorwacji i Bośni i Hercegowiny i podziergał tyle co kot napłakał. "Szkoda mi było czasu" ( najczęściej zadawane mi pytanie "a nie szkoda ci czasu?" wreszcie znalazło zastosowanie)
Niemniej kilka elementow haftnięto ;)
( A igłę miałam! Nawet 4 zapasowe...)
Etykiety:
French Filigree HAED,
Podróże
wtorek, 12 sierpnia 2014
Nicniechcemisię cz. 1 Stolica.
Stara jestem. Upały mnie męczą.
Stara jestem. Nie lubię zimna w zimie.
Stara jestem. Tyle się wydarzyło a niechcemisię o tym pisać.
ZZZZZłłłłłłooooo...
Ale do brzegu.
W lipcu wybrałam się do Warszawy, jak co roku zresztą. Powoduje mną smutna okoliczność rodzinna, wymuszająca spacer po cmentarzach. Jednakże każdego roku staram się odczarować zła karmę i organizuję sobie różne inne atrakcje "na (tzw)boku". Tak było i tym razem ;)
Już pierwszego dnia spotkałam się z Anią! Co to jest za kobieta! Spotkałysmy się "w realu" pierwszy raz w życiu, a przegadałyśmy cztery godziny! Miałam okazję pogłaskać istne cudo czyli ostatnie dzieło Ani... Ojjj... powiem tak. Twardym trzeba być nie miętkim aby po takim spotkaniu jeszcze mieć odwagę stawiać swoje krzyżyki ;) Toż to jest prawdziwy MISTRZ! Aniu, siostro ma od serca, już odliczam dni do przyszłego lipca ;)
Następnego dnia poszłam na owe cmentarze, mając nadzieję, że jeszcze coś uda mi się uszarpać z parków i ogrodów. Upał jednakoż był tak niemożebny, że odbyłam spacery po Powązkach Wojskowych i Starych, a następnie (nie bijcie!) utknęłam w McDonaldzie na mrożonej kawie łapiąc powietrze jak ryba.
Zapraszam Was zatem na spacer po dość ciekawych parkach. Parkach o tyle specyficznych, że wszystkim nam pisanych...
Na grobie Gustawa Holoubka były niedawno postawione kwiaty...
Dobrze mi się spacerowało po tych cmentarzach... Zadziwiająco dobrze...
Odwiedziłam też swoją ulubioną pisarkę
A wieczorem wzięłam udział w najbardziej zwariowanej imprezie dla wielbicieli kryminału. Spotkanie "Przy czerwonej lampie" nawiązywało do słynnej powieści Joanny Chmielewskiej pt: "Wszystko Czerwone".
O ludzie co za Ludzie! Zgodnie z powieścią lampy oświetlać miały nogi, a reszta kadłuba w ciemno ;) kto czytał ten wie. Nie mogło braknąć też Edka, który życie swe zakończył marnie wykrzykując raz po raz "Alicja dlaczego ty się narażasz!?" (co i my ochoczo czyniliśmy za co przepraszamy sąsiadów;) )
Edek zaległ pod brzozą:
W powieści Edek zaległ był nieco inaczej, ale jak mawiaja politycy nie spierajmy sie o dyskusje ;)
A wpisowe na imprezę: Coś czerwonego ;)
12 czerwonych podkładek pod szklanki ;) Niestety tamte nie załapały się na zdjęcie. Czerwonych wydziergałam jeszcze 50... Klient nasz pan.
A Dla lipcowych Ań:
Agnieszki:
I Elżbiety:
Tymczasowo podkładek mam po kokardki i odpowiedni odruch na samą myśl ;)
Na drogę poworotną zaplanowałam dzierganie Haeda, a co za tym idzie nie wzięłam (na wszelki wypadek) NIC do czytania. Wsiadłam, autobus ruszył, wyciagnęłam urobek i... nie było igły! Tak ochoczo machałam tym dzierganiem w knajpie podczas rozmowy z Anią, że ją zgubiłam...
Kurcze. Nie ma igły. Nie ma ZAPASOWEJ igły. Nie ma NIC do czytania. Nie ma klimatyzacji. Jest 6 godzin jazdy... Szlag! Pierwszy postój, napad na kiosk. Nie ma igły :( jest stos bulwarówek jakże opiniotwórczych. Nie ma klimatyzacji.
Nie umarłam. CUD!
Po powrocie do domu wrzuciłam do pudełka z Haedem 4 zapasowe igły... Tak na wszelki wypadek. Howgh!
Stara jestem. Nie lubię zimna w zimie.
Stara jestem. Tyle się wydarzyło a niechcemisię o tym pisać.
ZZZZZłłłłłłooooo...
Ale do brzegu.
W lipcu wybrałam się do Warszawy, jak co roku zresztą. Powoduje mną smutna okoliczność rodzinna, wymuszająca spacer po cmentarzach. Jednakże każdego roku staram się odczarować zła karmę i organizuję sobie różne inne atrakcje "na (tzw)boku". Tak było i tym razem ;)
Już pierwszego dnia spotkałam się z Anią! Co to jest za kobieta! Spotkałysmy się "w realu" pierwszy raz w życiu, a przegadałyśmy cztery godziny! Miałam okazję pogłaskać istne cudo czyli ostatnie dzieło Ani... Ojjj... powiem tak. Twardym trzeba być nie miętkim aby po takim spotkaniu jeszcze mieć odwagę stawiać swoje krzyżyki ;) Toż to jest prawdziwy MISTRZ! Aniu, siostro ma od serca, już odliczam dni do przyszłego lipca ;)
Następnego dnia poszłam na owe cmentarze, mając nadzieję, że jeszcze coś uda mi się uszarpać z parków i ogrodów. Upał jednakoż był tak niemożebny, że odbyłam spacery po Powązkach Wojskowych i Starych, a następnie (nie bijcie!) utknęłam w McDonaldzie na mrożonej kawie łapiąc powietrze jak ryba.
Zapraszam Was zatem na spacer po dość ciekawych parkach. Parkach o tyle specyficznych, że wszystkim nam pisanych...
Na grobie Gustawa Holoubka były niedawno postawione kwiaty...
Dobrze mi się spacerowało po tych cmentarzach... Zadziwiająco dobrze...
Odwiedziłam też swoją ulubioną pisarkę
A wieczorem wzięłam udział w najbardziej zwariowanej imprezie dla wielbicieli kryminału. Spotkanie "Przy czerwonej lampie" nawiązywało do słynnej powieści Joanny Chmielewskiej pt: "Wszystko Czerwone".
O ludzie co za Ludzie! Zgodnie z powieścią lampy oświetlać miały nogi, a reszta kadłuba w ciemno ;) kto czytał ten wie. Nie mogło braknąć też Edka, który życie swe zakończył marnie wykrzykując raz po raz "Alicja dlaczego ty się narażasz!?" (co i my ochoczo czyniliśmy za co przepraszamy sąsiadów;) )
Edek zaległ pod brzozą:
W powieści Edek zaległ był nieco inaczej, ale jak mawiaja politycy nie spierajmy sie o dyskusje ;)
A wpisowe na imprezę: Coś czerwonego ;)
12 czerwonych podkładek pod szklanki ;) Niestety tamte nie załapały się na zdjęcie. Czerwonych wydziergałam jeszcze 50... Klient nasz pan.
A Dla lipcowych Ań:
Agnieszki:
I Elżbiety:
Tymczasowo podkładek mam po kokardki i odpowiedni odruch na samą myśl ;)
Na drogę poworotną zaplanowałam dzierganie Haeda, a co za tym idzie nie wzięłam (na wszelki wypadek) NIC do czytania. Wsiadłam, autobus ruszył, wyciagnęłam urobek i... nie było igły! Tak ochoczo machałam tym dzierganiem w knajpie podczas rozmowy z Anią, że ją zgubiłam...
Kurcze. Nie ma igły. Nie ma ZAPASOWEJ igły. Nie ma NIC do czytania. Nie ma klimatyzacji. Jest 6 godzin jazdy... Szlag! Pierwszy postój, napad na kiosk. Nie ma igły :( jest stos bulwarówek jakże opiniotwórczych. Nie ma klimatyzacji.
Nie umarłam. CUD!
Po powrocie do domu wrzuciłam do pudełka z Haedem 4 zapasowe igły... Tak na wszelki wypadek. Howgh!
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)