poniedziałek, 25 stycznia 2016

Pościel, czyli nie chwal dnia przed zachodem słońca...

Przez większość swojego dorosłego życia chomikuję różne rzeczy.
Przydasie.
Nazbierałam tego straszliwe ilości w nadziei, że może "kiedyś"...
"Kiedyś" napawało nadzieją, że może będzie na to czas... albo potrzeba chwili bo pojawi się odpowiedni pretekst...
Ale też owe "kiedyś" napawało przerażeniem, bo jasny gwint trzeba będzie kiedyś usiąść i się za to wziąć :) a przecież tyyyle tego!

No i "kiedyś" nadeszło, a konkretnie cały hurt "kiedysiów". Tabun, można rzec całkiem serio i uczciwie.

W czym zaś dzieło, że nie siadałam tylko odwlekałam? Otóż wielką ową tajemnicą jest moja maszyna do szycia. A właściwie jej dyspozycyjność...  a tak całkiem serio to jej brak.
Moja maszyna szyje tak: poszewka na jasiek uszyta- naprawa- parę ścierek przeszytych- naprawa- jasiek następny- naprawa- garsonka- naprawa- spódnica- naprawa.... No i na parę lat maszyna wylądowała w pawlaczu. Serce do szycia straciłam ponad 20 lat temu ale nie straciłam serca do chomikowania materiałów...
No i pojawił się konflikt interesów...

Już nie pamiętałam na jakim etapie maszyna stanęła, czy szycia czy też naprawy, niemniej miałam przygotowanych 6 fajnych kawałków materiałów do uszycia trzech kompletów pościeli do łóżeczka dziecięcego. Wymyśliłam sobie bowiem pościele dwustronne. Po pierwsze dlatego, że tak jest ciekawiej a po drugie, kawałki materiałów zbyt bogate w gabaryty nie były...

No i USIADŁAM....  Przycięłam, zaszpilkowałam, wyciągnęłam maszynę i... ZACZĘŁAM SZYĆ....

Poszło!


No jak świetnie się szyło! Masełko! Miodzio! Cud, miód i orzeszki!


Myślę sobie, Susan ale ty głupia jesteś! Kobito, takie cudo w pawlaczu posiadasz a tak się wzbraniasz jakby to stado dzikich niebezpiecznych zwierząt było a nie zwykła maszyna do szycia...


Hola! Hola! Postanowiła maszyna pokazać mi gdzie raki zimują! Już kończąc ten komplet pościeli coś zaczęła pokasływać i lekko kulkować...
Prosiłam, błagałam... daj skończyć chociaż to jedno!!!
Pozwoliła...


Ale przy następnej powiedziała głośno: CHWATIT'!!! Już sobie poszyłaś teraz czekam na SPA! I strzeliła focha...

O nie ze mną te numery! Postanowiłam pokazać jej gdzie zimują raki w naszym Pippidu! Niestety wymiękłam... w trosce o wrażliwe uszy sąsiadów... przez ilość rzucanego przeze mnie mięsa i innych wyrobów garmażeryjnych to ONA okazała się mieć ostatnie słowo...

Na następne dwa komplety zatem trzeba będzie nieco poczekać...

I żeby nie było! Moja maszyna to nie jakieś byle co... To "porządna" maszyna marki Singer z lat '80. Ponoć lepszych ze świecą szukać...

.... chyba poszukam...

czwartek, 7 stycznia 2016

Jutowy dywanik- mam i ja :)

Kiedy go zobaczyłam... już wiedziałam! Wiedziałam, że "kiedyś" powstanie. Sznurek jutowy miałam od dawna kupiony, a że teraz jestem na etapie pozbywania się zapasów... cóż.


Nie jest zbyt wielki, jego średnica to zaledwie 94 cm. Miał być większy, ale brakło mi sznurka. Wykupiłam cały zapas ze sklepu ale okazało się, że ten nowy ma inny odcień.  Ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, że sznurki z następnego sklepu będą miały jeszcze inny odcień dałam sobie spokój. Zresztą dywanik jest mi potrzebny do pokoju, który ma 2x2 m, wiec gabaryty są niemal idealne ;)


Przepis na dzierganie takich dywaników znalazłam w necie a konkretnie tutaj


Teraz już wiem, że na 94 cm dywaniku potrzebuję 12 motków sznurka. Następnym razem trzeba będzie zamówić w necie jakieś minimum 30 od razu wtedy będzie szansa na nieco większa średnicę. W sklepach rzadko kiedy bywa więcej niż 7 motków od ręki (przynajmniej u nas).


W świetle dziennym ta różnica odcieni jest prawie niezauważalna, ale zdjęcia z lampą bywają bezlitosne ;)
A może gdzieś tam w internecie sprzedawany jest taki sznurek na bale? Hm... Na wszelki wypadek nie sprawdzam- juta wciąga a ja się zapasów muszę pozbywać a nie nabywać...;)

Może "kiedyś"...

piątek, 1 stycznia 2016

Podsumowanie 2015 roku

Zrobiłam z czystej ciekawości i okazało się, że był to chyba najbardziej obfitujący rok w różnego rodzaju dzierganki w historii tego bloga ;)

No to jadziem panie kochanku ;)

Szydełko
Zdominowało rok



 Wciągnęły mnie pledy. Skończyłam mutanta z 2013 a może nawet 2012 roku ;) oraz dwa pledy do dziecięcych łóżeczek.


Hafty
Nie da się ukryć, że choć jest ich niewiele to jednak okazałe ;) Ukończyłam HAEDa i UFOKowy SAL Kawowy.


A poza tym część haftów doczekała się ramek


Zgłębiłam nowe techniki. Było ich więcej niż dwie ale tylko o tych pisałam na blogu.


No i pozostały jeszcze rozgrzebane prace. Też jest ich więcej ale skupię się tylko na tych, o których tutaj pisałam:


Obecnie morduję dywan...

Kochani!
Życzę wszystkim aby w tym nowym roku nigdy nie brakło Wam czasu na  hobby!