poniedziałek, 26 grudnia 2016

Prezent last minute ;)

Najfajniejsze w rękodziele jest to, że jak ci braknie prezentów to szybciutko raz-dwa możesz kilka dorobić ;)



Dla wielbicielki fioletowego koloru. Dziergało się tym przyjemniej, że fioletowy to także mój ulubiony kolor.
Użyłam metalizowanego kordonka YarnArt. Metalizowany kordonek w pracy wdzięczny jest podobnie jak metalizowana mulina... czyli CDD ;) (Kto zna rozwiniecie tego skrótu? Ja poznałam całkiem niedawno i bardzo mnie śmieszy)

Eksterminacji Nakiedysiów ciąg dalszy. Zutylizowano w tym udziergu dwa następne pojemniczki po jogurcie z B. Pozostało mi jeszcze 7. Zastanawiające jest dlaczego 7 a nie 8, wszak w przyrodzie występują po 2  ;) ... 
To będzie chyba jedna z tych niewyjaśnionych zagadek Historii...



Moje wielkie niespełnione marzenie...

Dziś rano wpadł  do Morza Czarnego samolot, na pokładzie którego znajdowali się członkowie Chóru Aleksandrowa...

Moje wielkie, niespełnione marzenie.

Kilka razy miałam możliwość uczestniczyć w koncercie i za każdym razem w moim życiu zdarzało się coś co powodowało, że bilet trzeba było oddać. Potem w Krakowie odbywały się protesty i koncerty były odwoływane.
Lubię rosyjskie piosenki. Mój Tato śpiewał mi je jako kołysanki, "Katiuszę" i "Kalinkę" właśnie. A dlaczego? No właśnie... Jestem half blood princess ;) łączę w sobie polsko-litewską krew z przeszłością białorusko-kazachską z epizodem ukraińskim ;) Nawet moja praca magisterska dotyczyła tamtych terenów. Lubię melodię języka rosyjskiego i rosyjskie kryminały. Na potrzeby pracy magisterskiej nauczyłam się języka ukraińskiego w piśmie (potrzebowałam materiałów a nie stać mnie było na tłumacza-czego to człowiek nie zrobi ze skąpstwa ;))

Każda katastrofa jest tragedią a każda śmierć smutkiem.
Nie wnikam w politykę. Nie interesuje mnie kto na czyim łańcuchu chodził. Szkoda mi ludzi. Każdy z nich miał rodzinę, był czyimś synem, mężem, ojcem. I tak zwyczajnie, po ludzku, ładnie śpiewali.



Rosjanie zapewne odbudują Chór, wszak show must go on... Ale póki co,  spoczywajcie w pokoju...

wtorek, 13 grudnia 2016

Oszukać przeznaczenie cz. 2

 Natknęłam się kiedyś w ciucholandzie na takie kółeczka. Nic w tym nie byłoby dziwnego wszak kółeczka jak kółeczka, czasem występują w przyrodzie ;) Niemniej te kółeczka leżały porozrzucane po całym szmateksie. Chodziłam sobie i zbierałam a następnie podeszłam do kasy i zapytałam po ile one. Okazało się, że zamierzam wykupić śmieci, które kiedyś zamieciono na kupkę ale jacyś źli ludzie ;) porozkopywali po sklepie. Z wielkim zdziwieniem, że ktoś chce wykupić śmieci  niemal z szufelki, pani powiedziała: złotówkę.
Stałam się zatem właścicielką 17 śmieci...


Przyszłam do domu i po głębszym zastanowieniu stwierdziłam, że źle ze mną. Owszem polować w ciucholandzie na perełki jest fajnie, ale jak już się śmieci zaczyna wykupywać to czas się zastanowić czy cienka niebieska linia nie została przekroczona i czy wielkimi krokami nie stałam się chorobliwym zbieraczem...
Usiadłam i zaczęłam kombinować.


Efekt mi się spodobał, zatem postanowiłam kontynuować.


W ramach eksteminacji Nakiedysiów zutylizowałam w tym udziergu czerwoną bawełnę i motek kupionego kiedyś eksperymentalnie w sklepie "Wszystko po"  motka grubszego kordonka DMC za szalone 1,99.


Wyszły bardzo ładnie. Niesiona na fali zamiast wyrzucić stare wyblakłe bransoletki, wykorzystując bawełnę w kolorze lnianym zrobiłam kolejne ozdoby: 


I wszystko byłoby genialne gdyby nie pewien zgrzyt. Otóż kupiłam kiedyś takie malutkie sopelki, które świetnie pasowałyby jako "bimbadełka" do środka, ale... tak rewelacyjnie je schowałam, że bór jeden wie gdzie teraz przebywają. Jedno jest pewne: są bezpieczne... Jak tylko znajdę to się pochwalę :)

A tak z całkiem innej beczki. Nasze krzesła kuchenne powędrowały do altany (były wiklinowe) a zastąpiły je takie cuda ze sklepu po sąsiedzku (odkrytego dzięki spacerom). Tym samym moja "przestronna" kuchnia zyskała nieco światła :)


I pomyśleć, że za 11 dni Wigilia... Czy Wam też ten czas tak szybko mija?