Nigdy nie sądziłam, że to powiem ale...chyba lubię wyzwania.
Pojawiło się kolejne zamówienie. Najpierw ogarnęło mnie totalne przerażenie! Czapki nie dziergałam nigdy! A tym bardziej kompletu dla niemowlaka...
Czapka miała być z gatunku "zwyklak" dla Mamy maluszka. Poprzednia już leciwa, a nowych takich już nie kupi. No to powstała, dziergałam ją na tzw intuicję kobiecą. Za nic nie potrafiłam rozliczyć początkowych oczek... Ale wyszła idealna! I Mamie maluszka jest w niej cudownie! Czego nie mogłam powiedzieć o sobie jak ją przymierzałam na wielkość ;)
Naoglądałam się przy tym filmików na YT od groma. I na jednym pani mówiła: nabierz 60 oczek. Na drugim: nabierz 96 oczek. Na trzecim (czapka dziergana na skos) nabierz 40 oczek... Metodą na ślepo nabrałam 88, bo skończyła się nitka dodatkowa. I w punkt! Bo 88 było idealnie. Dziergana z włóczki Merino.
Następny był komplecik dla Jej Synka. Tu z pomocą przyszła LaPanda (czapeczka) i Wełniany Grajdołek (rękawiczki). Nie byłabym sobą gdybym czegoś nie pozmieniała. Ale wyszło!
Również włóczka Merino
No i rok się był prawie skończył... Jaki był? Wszędzie wszyscy krzyczą, że najgorszy. Ja też początkowo porwałam się tej tragicznej retoryce ale potem pomyślałam, policzyłam i wyszło mi, że całkiem całkiem. A nawet nie najgorszy był to rok. Może nawet dobry był....
A dlaczego? Otóż:
- 12 wydzierganych chust szydełkiem,
- ponad 100 uszytych maseczek,
- 8 szydełkowych podkładek na stół do Kju,
- 6 wymienionych okien w Kju, w tym 4 tarasowe,
- 4 pary niemowlęcych bucików na drutach,
- 2 czapki na drutach,
- para rękawiczek na drutach,
- 1 domek drewniany dla Synka,
- 1 huśtawka ogrodowa do Kju, drewniana
- nowe meble w łazience,
- nowe meble w "gabinecie",
- nowe łóżko dla Synka
- remont w kuchni- zamontowanie zmywarki i przeróbka mebli.
Ponadto był to rok spędzony z rodziną. BEZ rozwodu, BEZ wyrzucania nikogo/niczego przez okno. BEZ skakania z nadmiaru rodzinnego szczęścia z balkonu. SUKCES! Bo niejednokrotnie aż się prosiło ;)
No i BEZ koronawirusa. Chyba, że nie wiemy, bo był skąpoobjawowy. Coś nas tam troszkę toczyło ale nienachalnie więc pewności 100 procentowej nie ma.
Był to rok, który dał w cztery litery okrutnie ale dał też bezcenny dar- CZAS.
Czas z rodziną, czas strachu, czas niepewności, czas pustki i wypełnienia. Czas, który widziany jest dopiero z perspektywy (czasu;)). Dziwny czas. Bezcenny czas.
Czy twórczy? To już zależy od każdego osobiście. Dla mnie tak. I tego WAM życzę. CZASU. Wykorzystajcie go mądrze.
Do następnego! (oby!)
P.S. Dla niewtajemniczonych: Kju, to odziedziczona przeze mnie działka z domem po Babci. Nie mieszkam tam więc jest to głównie zachwaszczona działka i zaniedbany dom. Do czasu. Tak- tego czasu- bo właśnie zaczęłam ten stan rzeczy zmieniać... Kiedyś będzie tam Kew Gardens ;) teraz jest tam po prostu Kju.