piątek, 19 listopada 2021

Coraz bliżej Święta

 Czas zaiwania tak, że nie ogarniam. Nie ogarniałam też wyzwania, na które w przypływie huraoptymizmu zapisałam się jakiś czas temu. Chciałam... ale jak to wżyciu. Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane ;)


 

Niemniej powstało 5 metrów łańcucha na choinkę. Szydełkiem.





Z opalizująca nitką, która na zdjęciach widać słabo. Młyg, młyg na żywo robi lepszy ;)

Powinny powstać jeszcze koła zębate ;) jak to mój Syn nazywa, ale to muszę znów wrócić do pekapu.

Wzór pochodzi z bloga Fascinaty, ale chyba go już nie ma, albo ja źle pamiętam adres. W każdym razie ja już kiedyś robiłam te łańcuchy  i bardzo mi się podobają.  Nie wiem czy przypadkiem ten blog nie był na bloxie.

Tak swoja drogą, niezły mam teraz speed w postach ;) Ale wiecie co? Brakowało mi tego jak diabli!

Dziękuję za to, że jesteście!

czwartek, 18 listopada 2021

Marzenia się spełnia

 Tak. Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia. Zwłaszcza te z dzieciństwa.

Urodziłam się w siermiężnych latach '70. Wszyscy mieliśmy jednakowe, siermiężne, zabawki i lalki- te do zabawy i te do ozdoby. 

Te do zabawy najczęściej wyglądały jak nieboskie stworzenia ;) moja prawie nie miała włosów i prawie zawsze była naga, ale była ukochana. I to ja ją tak urządziłam w swoich nieświadomych latach. 

Druga była przepiękna. Ruda w białej sukience w kwiatki. Było w niej coś tak idealnego, że nie chciałam się nią bawić. Do dziś wygląda tak, jakbym ja przed chwilą przyniosła ze sklepu.

Gdzieś w latach '80 pojawiły się wśród dziewczynek lalki Barbie...Były to jednostkowe przypadki. Takie Barbie jednorożce prawie.  No i przepadłam! Czegoś tak cudownego, idealnego i przepięknego nie widziałam nigdy wcześniej. Te przecudne blond włosy kręcone jak paciorki... Te usteczka...te oczy... te nogi... ta kibić... No marzenie...

Nigdy nie dostałam. Zawsze zazdrościłam. Potem, w latach "dorosłych" zawsze były pilniejsze wydatki (to przecież nie będę kupować lalek!). Potem kredyt na mieszkanie (no to tym bardziej nie będę kupować lalek!), potem przyszły skomplikowane sprawy rodzinne (to tym bardziej nie będę kupować lalek!). Ale zawsze, ile razy przechodziłam i gdzieś mi wpadła w oczy to serce biło mocniej. No ale one wtedy były dość drogie, a ja jako bibliotekarka nie zarabiałam kokosów (na kupowanie lalek!).

Ale zawsze w sercu wiedziałam, że KIEDYŚ  sobie kupię. Na bank. Niechby na sześćdziesiąte urodziny ale kupię. Gwoli jasności- nie chciałam podróbek. Wolałam raczej nie mieć, niż mieć coś, co nawet nie leżało obok.

No i "nadejszła wiekopomna chwiła" kiedy byłam trzydziestoczteroletnią kobietą. Poszłam na zakupy do Biedronki i zobaczyłam! Lalki Barbie po 9,99! LUDZIE! Pomyślałam, że podróba na bank. Obwąchałam opakowanie z prawa i lewa, z góry i na dół. No i wychodziło na to, że faktycznie są prawdziwe. Były dwie. Blondynka i szatynka.

Wzięłam obie!!!

Frunęłam na skrzydłach szczęścia do domu!!! Schowałam na dno szuflady i nie wyjmowałam przez tydzień ;) Fala wyrzutów sumienia mnie zalała, że stara a głupia ze mnie baba. Inne to w moim wieku w ciuchy inwestują, w kosmetyki, no ewentualnie willę z basenem i mercedesem, a ja w lalki Barbie ;)

Potem zaczęłam zauważać te lalki w SH. Nie mogłam przechodzić obok obojętnie... Musiałam ratować ;) Mam w sumie 11 lalek teraz... Wszystkie markowe, różnych ras i kolorów :)

I wiecie co? Cała szuflada jest zajęta, a ja jeśli zobaczę ładne ciuszki, buty, torebki to kupuję. A czasem sobie coś dziergnę dla nich. A co? Tak. Mam prawie 50 lat... i rozum świadomej kobiety, która zdanie innych co do swojego świra ma... głęboko. I wcale nie zamierzam przestać kupować. Nie zamierzam też przestać dla nich dziergać i szyć. Zamierzam jednak mieć w odwłoku to, co na ten temat myślą inni ;)

No i ostatnio dziergnęło mi się trzy sukienki:


Jak się między innymi dziś okazało, życie jest krótkie i mija bardzo szybko. Nie należy sobie odmawiać przyjemności. Jeśli nasze marzenia nikogo nie krzywdzą, nie są bór wie jak obciążające, to dlaczego nie. Carpe diem kochani. I miejcie w nosie co myślą inni, bo ich jest dużo i każdy mówi co innego.

Kiedyś wydziergałam też ubranka dla Przedszkola mojego Syna. Służą do zajęć nauki j. angielskiego, a także zajęć sensorycznych:


 





Smutna informacja

 Wczoraj wieczorem odeszła Ania...


Prawdopodobnie na C-19. Bardzo mi Jej żal. To osoba tak bardzo pozytywna i tak bardzo ciepła i optymistyczna, mimo wielu, naprawdę bardzo wielu, przeciwności życia. Obserwowałam Ją wszędzie gdzie tylko to było możliwe. Czasem pisałyśmy ze sobą na messengerze... Marcin przekazał tę smutną informację dziś na FB inspirow.anki...

Na pewno znaliście Przystanek Kłodzko i Inspirow.ankę....

Aniu! Tego nie robi się kotu!!!

Mamo Ludmiło, Marcinie, przyjmijcie wyrazy najszczerszego współczucia... Ania była tak kolorowa, że czarno-białe zdjęcie nie wchodzi w grę...

środa, 17 listopada 2021

Prezenty dla nowego (życia)

 Kochane,bardzo Wam dziękuję...

Postanowiłam kwarantannę wykorzystać jako czas dla siebie. Dziecko sprzedałam (dobrym ludziom ;)) Tym samym czas od 9.00 do 16.00 jest mój. Ostatnio taki tylko dla siebie miałam 6 lat temu.

Pofotografowałam, choć u nas brudna ściera za oknem. Trudno. Jakoś nigdy nie umiałam w zdjęcia. To wyzwanie na przyszłość.

Dziergałam takie komplety na prezenty dla nowo narodzonych dzieci. Na zamówienia.




Dużo zdjęć, bo dużo dziergałam.







Starałam się dopasować kolory pudełek, ale niebieskich nie było. Jest takie beżowoszare. Bardzo się podobały. Wszystkie, jak leci dziergane w pekapie. Dzierganie w miejscach publicznych uskuteczniam cały czas ;)

I teraz, skąd wzięłam wzory? 

Czapka, buciki i rękawiczki to Wełniany Grajdołek

Ale buciki mogą być też z LaPandy  Nie pamiętam już z którego filmu korzystałam dziergając akurat te. One bardzo podobne są.

Kochani, nafotografowałam tego dobra na cztery posty więc spodziewajcie się teraz posta dzień po dniu.

Do następnego!



Uff...

 Wieki mnie nie było... Bardzo dużo się dzieje dookoła i niekoniecznie są to rzeczy fajne. Konkretnie są właśnie niezbyt fajne.

Dziergam trochę, ale nie mam czasu i ochoty na fotografowanie.

Zniechęcenie. To jest najlepsze słowo, które określa mnie dzisiaj.

Jestem obecnie na kwarantannie, mam zatem czas. Kończę zaległe projekty, mam możliwość, nocami, wreszcie jakoś pomyśleć. A jest o czym, uwierzcie.

Zatem bardzo Was przepraszam za moje milczenie. Powolutku postaram się wychodzić "do ludzi". W sensie oczywiście czysto blogowym. Areszt domowy pozwala tylko na takie. 

Pofotografuję może.

Moja sytuacja rodzinna jest teraz bardzo skomplikowana. Choroby, o których nam się nawet nie śniło, napięta sytuacja wokół, praca, która weszła nam do domu i nie chce odpuścić... Zatem na zasadzie "kup pan kozę", dołączyła do nas Fifi Demolka.


 
Fifi nijak nie idzie zrobić normalnego zdjęcia. Nie dość, że jest czarna, to jest żywą iskierką. Jak już żywcem nic się nie dzieje, to kręci młynki. Nie ma nudy :) ale dzięki Niej jeszcze wszyscy nie zwariowaliśmy. Fifi, nazywana Fifką (lubi zjadać pety z chodnika! Ludzie, jak jej tego oduczyc!?) jest kundelkiem, ale gdzieś, kiedyś jej przodkiem był rodowodowy sznaucer miniaturowy. Dawno i nieprawda ;) ale coś na rzeczy jest bo Fifcia jest kobietą z brodą ;) Ma teraz niespełna cztery miesiące, dołączyła do nas 3 października. Jest szorstkowłosa.


Szturmem zawojowała nasze serca. Gorzej z kotami... Mamy teraz wojny podjazdowe i ...nie ma nudy :) Nie ma też porządku w domu ;) Cóż.
 
Co do dziergania, to w domu nie mam szans. Praca z dojazdami, Dziecko, Zwierzęta i Tato z demencją, skutecznie zajmują mi czas. Jak wszyscy pójdą spać, ja przypominam już zombie. Jedyne na co mnie wtedy stać to rozwieszenie prania i posprawdzanie czy wszystko jest powyłączane. Dzień zaczynam o 4:30. Dziergam w pekapie.


I najważniejsza rzecz, o której zapomniałam już dawno. Ja. W tym całym szaleństwie gdzieś się zgubiłam. Dalej jestem ja-matka, ja-córka, ja-żona, ja-pracownik. A nie ma mnie-mnie. Dopiero jak przestałam dziergać, w natłoku spraw, zorientowałam się jak ważnym elementem w moim życiu było właśnie ono. Dlatego, jak zobaczyłam ten kubek w Pepco, stwierdziłam,że muszę go mieć.
 
 


Muszę siebie odnaleźć. Jeszcze nie teraz. To jest plan na przyszłą jesień najwcześniej.

Dalej remontuję Chatę w Kju. Dół już jest praktycznie ogarnięty. Na górze jest jeden malutki pokoik i dwa małe strychy. Pokoik jest już po remoncie i jest prawie umeblowany. Ze strychów, jak Bór da, zimą powstaną dwa pokoje. Do ogarnięcia zostanie klatka schodowa i elewacja zewnętrzna. Marzy mi sie taras, ale czasy idą takie, że boję się marzyć. Zobaczymy. Nie planuję- carpe diem. Uda się, to fajnie.

Trzymajcie się Kochani i do następnego!