Tak. Marzenia się nie spełniają. Marzenia się spełnia. Zwłaszcza te z dzieciństwa.
Urodziłam się w siermiężnych latach '70. Wszyscy mieliśmy jednakowe, siermiężne, zabawki i lalki- te do zabawy i te do ozdoby.
Te do zabawy najczęściej wyglądały jak nieboskie stworzenia ;) moja prawie nie miała włosów i prawie zawsze była naga, ale była ukochana. I to ja ją tak urządziłam w swoich nieświadomych latach.
Druga była przepiękna. Ruda w białej sukience w kwiatki. Było w niej coś tak idealnego, że nie chciałam się nią bawić. Do dziś wygląda tak, jakbym ja przed chwilą przyniosła ze sklepu.
Gdzieś w latach '80 pojawiły się wśród dziewczynek lalki Barbie...Były to jednostkowe przypadki. Takie Barbie jednorożce prawie. No i przepadłam! Czegoś tak cudownego, idealnego i przepięknego nie widziałam nigdy wcześniej. Te przecudne blond włosy kręcone jak paciorki... Te usteczka...te oczy... te nogi... ta kibić... No marzenie...
Nigdy nie dostałam. Zawsze zazdrościłam. Potem, w latach "dorosłych" zawsze były pilniejsze wydatki (to przecież nie będę kupować lalek!). Potem kredyt na mieszkanie (no to tym bardziej nie będę kupować lalek!), potem przyszły skomplikowane sprawy rodzinne (to tym bardziej nie będę kupować lalek!). Ale zawsze, ile razy przechodziłam i gdzieś mi wpadła w oczy to serce biło mocniej. No ale one wtedy były dość drogie, a ja jako bibliotekarka nie zarabiałam kokosów (na kupowanie lalek!).
Ale zawsze w sercu wiedziałam, że KIEDYŚ sobie kupię. Na bank. Niechby na sześćdziesiąte urodziny ale kupię. Gwoli jasności- nie chciałam podróbek. Wolałam raczej nie mieć, niż mieć coś, co nawet nie leżało obok.
No i "nadejszła wiekopomna chwiła" kiedy byłam trzydziestoczteroletnią kobietą. Poszłam na zakupy do Biedronki i zobaczyłam! Lalki Barbie po 9,99! LUDZIE! Pomyślałam, że podróba na bank. Obwąchałam opakowanie z prawa i lewa, z góry i na dół. No i wychodziło na to, że faktycznie są prawdziwe. Były dwie. Blondynka i szatynka.
Wzięłam obie!!!
Frunęłam na skrzydłach szczęścia do domu!!! Schowałam na dno szuflady i nie wyjmowałam przez tydzień ;) Fala wyrzutów sumienia mnie zalała, że stara a głupia ze mnie baba. Inne to w moim wieku w ciuchy inwestują, w kosmetyki, no ewentualnie willę z basenem i mercedesem, a ja w lalki Barbie ;)
Potem zaczęłam zauważać te lalki w SH. Nie mogłam przechodzić obok obojętnie... Musiałam ratować ;) Mam w sumie 11 lalek teraz... Wszystkie markowe, różnych ras i kolorów :)
I wiecie co? Cała szuflada jest zajęta, a ja jeśli zobaczę ładne ciuszki, buty, torebki to kupuję. A czasem sobie coś dziergnę dla nich. A co? Tak. Mam prawie 50 lat... i rozum świadomej kobiety, która zdanie innych co do swojego świra ma... głęboko. I wcale nie zamierzam przestać kupować. Nie zamierzam też przestać dla nich dziergać i szyć. Zamierzam jednak mieć w odwłoku to, co na ten temat myślą inni ;)
No i ostatnio dziergnęło mi się trzy sukienki:
Jak się między innymi dziś okazało, życie jest krótkie i mija bardzo szybko. Nie należy sobie odmawiać przyjemności. Jeśli nasze marzenia nikogo nie krzywdzą, nie są bór wie jak obciążające, to dlaczego nie. Carpe diem kochani. I miejcie w nosie co myślą inni, bo ich jest dużo i każdy mówi co innego.
Kiedyś wydziergałam też ubranka dla Przedszkola mojego Syna. Służą do zajęć nauki j. angielskiego, a także zajęć sensorycznych: