Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motywacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą motywacja. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 lutego 2018

Leżę i kwiczę

Leżę i kwiczę
Oj długo mnie tu nie było. W sumie tylko raz w 2017 roku... i to tylko recenzja butów.
A o bieganiu nic nie piszę, kompletnie nic. I tak się zastanawiałem dlaczego, odpowiedź
jest bardzo prosta- zupełnie nie ma się czym chwalić. Wręcz przeciwnie, jestem w czarnej ogromnej
dupie!
Parę dni temu przejrzałem kiedy ostatni raz poprawiałem swoje życiówki. I co tam znalazłem :)
W maju! W maju 2014 roku! No i w kwietniu tego samego roku. Po kolei 5, 10 i 21 kilometrów.
Przez najbliższe prawie 4 lata nie wydarzyło się nic pozytywnego, nie poprawiłem żadnego czasu. Ok, niech będzie 2 maratony na koncie i jedno Ultra, ale z wynikami bardzo słabymi.
Muszę podkreślić, że niecałe 23 minuty ma 5km, czy niecałe 49 minut na 10 km to nie są zachwycające czasy, no może lekko powyżej średniej, ale to tyle. A na tą chwilę nie jestem w stanie fizycznie się do nich zbliżyć. Czas na rachunek sumienia.



Licząc od dziś  rok wstecz wychodzi 860 km. Słabo.
Ok, grafik tygodniowy jest dosyć napięty, ale to jest tylko kwestia mobilizacji, a jak widać nie zawsze ona występowała ;)


Ta grafika u góry przedstawiająca wagę powinna wyglądać tak:
"stres--->waga--->obżarstwo(cukier, dużo cukru)--->brak sił"
Niestety tak ostatnie miesiące wyglądają. Ogromny stres związany ze zdrowiem najbliższej
mi osoby odbiera siły, a najszybciej można ją podnieść jedząc... czekoladę. I krąg się zamyka.
Znów brak mobilizacji to wciąż obiecanej sobie poprawy diety, a głównie to likwidacji cukru z jadłospisu...


Jaka jakość treningów- taka forma i pułap tlenowy. Wydolność tlenową na takim niskim poziomie
miałem w 2015 roku, a później szła powoli do góry, do dzisiaj :(
Słabej jakości treningi i ich niska liczba nie wróżą pięknych wyników.
Psychicznie jestem w sytuacji takiej: jeśli nie teraz, to już nigdy.
CZAS SIĘ WZIĄĆ DO ROBOTY.
REAKTYWACJA.

sobota, 23 stycznia 2016

Musisz to przeczytać: TY WYBIERASZ CEL MY POKAZUJEMY DROGĘ!



Brian Tracy, Sebastian Kotow

Myślę, że większość z Was kojarzy pana Brian'a Tracy. Jest to jeden z lepszych mówców zawodowych na świecie, autor wielu bestselerowych książek z dziedziny rozwoju osobistego i psychologii sukcesu. Posiadam ich parę, leżą na półce "książek do ponownego przeczytania". To właśnie z nim Sebastian Kotow, również mówca biznesowy i doradca strategiczny, przeprowadził serię rozmów i tak powstała ta książka. Warto tu też dodać, że obaj panowie są wspólnikami. Tak, jest czego zazdrościć panu Sebastianowi! :)
Wracając do samej książki i oczekiwań wobec niej. Przede wszystkim nie nastawiałem się na to, że jest ona poradnikiem, ponieważ gdzieś w sieci wyczytałem taką  informację w recenzji. Jest to zdecydowanie coś w rodzaju przewodnika, a może raczej sesji coachingowej albo nawet hmm... mocnej rozmowy face to face. Tematem głównym, co nie trudno odgadnąć, jest wyznaczanie celów i długa droga do ich realizacji. Na tyle długa, że często gdzieś w trakcie zapominamy dokąd zmierzamy i po co. Powoduje to często błądzenie we mgle i spędzanie życia, zamiast świadomego wartościowego przeżywania każdego dnia. Autor zadaje mnóstwo pytań co motywuje do głębszej analizy, a nawet mocnego zastanowienia się nad swoim życiem.
 Książkę można przeczytać na dwa sposoby. Można ją szybko ukończyć w dwie godziny albo wykonywać ćwiczenia, które w głównej mierze polegają na odpowiedzeniu na dziesiątki celnie zadanych przez autora. Tylko od Was zależy co z tym zrobicie. Według mnie to absolutnie świetny materiał do przemyślenia wielu spraw dotyczących życia, świadomości czy realizacji celów i marzeń.
Autor obiecywał, że książka powstała po to " by Ci pomóc". Panie Sebastianie, dziękuję, zrealizował pan swoją obietnicę.


poniedziałek, 23 listopada 2015

Dziewicza Góra

     

DZIEWICZA GÓRA

        Ostatnie dwa miesiące były słabe jeśli chodzi o systematyczne treningi. 62 km we wrześniu i 98 km w październiku. W listopadzie miałem nawet przerwę 10 dni, ale nie wypocząłem w tym czasie. Od paru tygodni czuję, że funkcjonuję już na oparach, totalnie przemęczony, brakuje mi sił i przede wszystkim chęci do systematycznego trenowania. Marzę o urlopie, o totalnym nic nierobieniu, ale to dopiero w przyszłym roku. Rozpoczyna się grudzień, a to w handlu najlepszy okres- czytaj, więcej pracy i godzin w firmie...
        Jakiś czas temu szukałem biegu  w trudniejszym terenie i okazuje się, że prawdopodobnie najtrudniejszy bieg na 5/10 km w Wielkopolsce ma miejsce paręnaście kilometrów od mojego domu:) Dosyć długo zwlekałem z zapisem ze względu na stan mojego organizmu..., ale w końcu zapisaliśmy się z Kubą.
Dwa dni przed startem wyszedłem przebiec 5 km w tempie 5:10. Po 3 kilometrach pobiegłem do domu... Fatalne samopoczucie, brak siły i zdecydowanie za wysokie tętno. No cóż, organizmu nie oszukasz. Jednak wciąż miałem nadzieję, że na Dziewiczej Górze (zajrzycie) tragedii nie będzie :)
        Praktycznie przez cały tydzień padało. Chmury miałem wrażenie, że też wisiały nad moim samopoczuciem, jednak postanowiłem pobiec. Kuba już czekał przygotowany i zrobiliśmy krótką rozgrzewkę, oczywiście w deszczu skacząc, po to aby nie wdepnąć w kolejne kałuże. Po chwili staliśmy na mecie.
         Po 1 kilometrze sapałem jak stara lokomotywa i co nigdy mi się nie zdarzyło, marzyłem o tym żeby znaleźć się już w domu. Tętno jakbym finiszował po mocnym biegu. Podbiegi ciężkie, szczególnie te dwa na 2,4 i 4 kilometrze.


         Na zbiegach mokro, gdzieniegdzie błoto, wszędzie mokre liście, trzeba bardzo uważać żeby się nie wyłożyć. Na czwartym kilometrze człowiek myśli, że zaraz meta (na dystansie 5 km), a tutaj pionowy podbieg, który rzuca na kolana. Po tym przychodzi piękna nagroda, wąski odcinek na lekkim zbiegu między wysokimi krzakami, specyficzne wrażenie, po czym ultra stromy zbieg gdzie ledwo nadążałem stawiać kroki, a nie miałem odwagi na skyrunning :D
       W końcu meta, Kuba paręnaście sekund przede mną, widziałem go cały czas, ale nie byłem w stanie dogonić. Swojego wyniku nie komentuję, jednak  jestem dla siebie wyrozumiały. To nie były optymalne warunki psychofizyczne, muszę odpocząć żeby wrócić silniejszy. Myślę, że zacznę za parę/paręnaście tygodni właśnie od Dziewiczej Góry. Zachęcam do zmierzenia się z tym odcinkiem- Garmin pokazał mi 147 metrów podbiegów na dystansie 5 kilometrów, kto by pomyślał, że takie miejsca na mapie płaskiej Wielkopolski :)
Zajrzyjcie II Grand Prix Dziewiczej Góry w Biegach Górskich 2015/2016Bardzo przyjemne lokalne zawody dla tych co chcą spróbować czegoś  innego niż bieganie po równym i nudnym  asfalcie. Oczywiście trzeba dodać, że skala trudności jest znacznie wyższa, jednak zdecydowanie warto podjąć wyzwanie :) Brawa też dla organizatorów za świetny klimat i organizację.


       Kuba pewnie to czytasz, napiszę oficjalnie- gratuluję progresu, jest moc, oby tak dalej :)

sobota, 24 października 2015

Pacemaker na CITY TRAIL


Pacemaker na CITY TRAIL

        Stało się. Zupełnie nieplanowany bieg w poznańskim City Trail. Lubię tu wracać, ponieważ właśnie w tych zawodach rozpoczynałem przygodę z zawodami biegowymi. Prawie trzy lata temu nazywały się z biegiemnatury :) Oprócz nazwy zmieniła się jeszcze frekwencja, od tamtego czasu startujących biegaczy jest ponad 2 razy więcej. Dziś nawet padł rekord- metę przekroczyło ponad 1200 osób. Zacznijmy jednak od początku :)
           Po ukończonym maratonie zupełnie nie planowałem startów w tym roku. Zupełnie przypadkowo rozmawiając z Kubą, który od paru miesięcy ostro wziął się za treningi i jest świeżym zapalonym pełnoprawnym biegaczem, postanowiliśmy wspólnie wystartować w kolejnej edycji City Trail. Miał to być debiut Kuby w oficjalnych zawodach :)
            Pomyślałem, że bardzo chętnie tam wrócę i stało się oczywiste, że pobiegnę w innej roli niż zwykle. Zwykle to znaczy w pogoni za coraz lepszym czasem, za poprawą życiówki. Tym razem stałem się oficjalnym, prawdziwym i jedynym w swoim rodzaju Pacemakerem lub jak kto woli Zającem. Przyszedł czas na wykorzystanie mojego skromnego doświadczenia i poprowadzenia Kuby do CELU. A cel wybrał sobie konkretny, czyli pobicie o ponad dwie minuty życiówki, a w tym przypadku przekroczenie mety w czasie poniżej 25 minut netto. Ha!
      Z jednej strony odważnie, ale w końcu do odważnych świat należy, a Kuba odkąd go znam lubi stawiać sobie konkretne wyzwania. Skoro takie jest życzenie! To zrobimy wszystko żeby to się udało!
     Dzień przed dzisiejszym debiutem lekko zaniepokoił mnie fakt ile osób miało wystartować. Pierwotnie 1064, a ostatecznie ponad 1200! Ścieżka wokół jeziora ma szerokość od 4 do w porywach 7 metrów, więc można sobie wyobrazić ten ścisk. Jednak organizatorzy perfekcyjnie zorganizowali start ustalając 4 grupy zawodników poniżej 22, 25, 28 i powyżej 28 minut. Każda grupa startowała w odstępach czasowych- świetne rozwiązanie.
      Postanowiliśmy, że wystartujemy w grupie poniżej 28 minut gdzie miało być teoretycznie najluźniej. Była to doskonała decyzja!


Pach!!!
Ruszyliśmy!
Kuba wystrzelił jak z procy! Energy! Spokojnie!
W planach mieliśmy przebiec pierwszy kilometr w okolicach 4:55, wiedząc, że 2 i 3 kilometr mają lekki podbieg i być może tam lekko zwolnimy.
1 km- piękne dokładne 4:52,3, koncertowo.
Kolejny kilometr to delikatne planowe zwolnienie przy nie dużym, długim podbiegu, ale też nadrobienie na małej górce w dół.
2 km- 4:57,6, pięknie!


Kolejny to DOGONIENIE poprzedniej grupy zawodników (!!!) i gra w wymijanie bokami trasy, kontrola samopoczucia Kuby: " Jest dobrze!".
3 km- najsłabiej, ale wciąż poniżej piątki, 4:59,4, no to już mamy ponad 10 sekund w kieszeni luzu!
Kolejny to wciąż solidna praca nad równym tempem i kontynuacja wymijania. Wdech, wydech, wdech, wydech!!!
4 km- Garmin pokazuje 4:54,5. Już się cieszę, nic nie mówię, Kuba jak się czujesz: " ŻYJĘ"!
Aaaaa, zatem, ciśniemy ostatni kilometr, gazu!! 600 metrów do końca, Garmin wciąż tempo pokazuje poniżej 5 min/km, 300 metrów, ktoś krzyczy ile jeszcze, 150 metrów!!! Wybiegamy na ostatnią prostą KUBAAAAA CIŚNIIIIIJJJJJJJJ!!!!!  DAJE  Z SIEBIE WSZYSTKO, WPADAMY NA METĘ!!!! Ostatni, piąty kilometr najszybszy, 4:50,3 min/km.
CZAS NA MECIE 24:38 minut!!!!!!!!!!!!
Kuba, mistrzowski debiut, zrobiłeś to, ZDEMOLOWAŁEŚ swój cel. Jestem dumny, że mogłem w tym uczestniczyć, dziękuję :) 
Dla spostrzegawczych bieg dedykuję Marcie i Mikołajkowi  :)


sobota, 10 października 2015

POZNAŃ MARATON- kilkanaście godzin przed startem


POZNAŃ MARATON- kilkanaście godzin przed startem

       Witam Was po półtora miesiąca nieobecności. Sporo czasu spędzonego w szpitalu na przemian z pracą, ponad trzy tygodnie bez wolnego dnia spowodowały, że bardzo długo mnie tu nie było. Na ten czas przeniosłem się na Instagram, tutaj, ostatnio polubiłem to fotograficzne medium ;)
Wcześniej nie afiszowałem się ze startem w Poznań Maraton, więc teraz jest czas na to :) Jutro planuję ukończyć maraton! Będzie to już drugie podejście, Wy którzy tu częściej zaglądacie pewnie pamiętacie. W zeszłym roku ze względu na kontuzję towarzyszyłem Michałowi tylko do 16 km. Mocno żałowałem, że nie mogłem pobiec do końca, jednak to była racjonalna decyzja i jej nie żałuję.
       Rok 2015, to dla mnie ciężki czas w życiu prywatnym. Wymaga bardzo wiele energii i dostarcza ogromnie dużo stresu. Dlatego też mało czasu  poświęciłem na treningi (nabieganych tylko ponad 600 km) albo czasem odpuszczałem sobie trening, tylko po to żeby się zregenerować na następne wyzwania.
       To wszystko powoduje, że nie czuję się komfortowo wobec wielkiego jutrzejszego wyzwania. Nie będę biegł na konkretny czas, jestem dla siebie wyrozumiały i cel jest jeden- UKOŃCZYĆ I NIE BYĆ OSTATNI ;) Jednocześnie też nie mogę się już doczekać tych emocji! Raz, że to pomijając zeszły rok prawdziwy debiut, dwa ostatnie zawody w których startowałem odbyły się pod koniec maja tego roku.
      Żele energetyczne (wcześniej wypróbowane) kupione, ładuję węglowodany, uzupełniam płyny i czekam na jutro. Start o 9 rano, o tej godzinie ma być +1C  więc muszę przygotować ubranie w wersji zimowej :)
TRZYMAJCIE KCIUKI i DO ZOBACZENIA NA TRASIE!!!!

czwartek, 27 sierpnia 2015

Książka ULTRANASTAWIENIE


Travis Macy, John Hanc

O czy pomyślałeś widząc okładkę tej książki? O bieganiu? Tak, masz rację, nie pomyliłeś się. Jednak to nie wszystko.
Na początku może przedstawmy Travis'a Macy. Jest jednym z najciekawszych ultramaratończyków ostatnich lat. Przede wszystkim jest zwycięzcą Leadman Series czyli  450 kilometrów w górach na rowerze i na nogach. Poza tym wygrał mnóstwo rajdów przygodowych i inne zawody ultramaratońskie, Łączy je jedno, ogromne wyzwanie dla organizmu, do którego trzeba być niezwykle przygotowanym fizycznie i psychicznie. Tutaj trafiamy w sedno książki. 
Ultra mindset- to autorskie podeście nie tylko do sportu, ale i do życia.


Autor przedstawia 8 własnych zasad życiowych, którymi kieruje się podczas zawodów, ale są na tyle uniwersalne że wykorzystuje je również w życiu codziennym. Zasady te, nie są odkryciami na skalę nagrody Nobla, jednak na pewno dobrze się je czyta wiedząc, że są stworzone przez faceta, który przekroczył wiele granic i wielokrotnie stanął na wysokości zadania.  Wszystkie opisane tutaj postawy są przedstawione w towarzystwie kolejnych wyczynów sportowych. Czyta się bardzo przyjemnie, Tracy potrafi przekazać odpowiednio emocje, czyta się jednym tchem. Jedyną rzeczą, która mocno mnie drażniła to usilne wzmianki o jego sponsorach. Dobrze wiem, że Vitargo to świetny produkt, jednak za częstotliwość pisania o tym była trochę za duża ;)

Biegnąc 90 kilometr walcząc z każdym krokiem, coraz większym bólem, niekiedy na granicy maksymalnej wytrzymałości, centrum dowodzenia, czyli głowa, wykonuje wyjątkowo ciężką pracę. Przecież każdy centymetr organizmu wysyła jej informacje, że czas się zatrzymać, pójść do hotelu i porządnie się wyspać. Jak sobie z tym radzi Tracy- przeczytacie w Ultranastawieniu )

wtorek, 23 czerwca 2015

Zostałem TATĄ :)


DZIEŃ OJCA

Dziś jest Dzień Ojca. Dla każdego dziecka i ojca to szczególny dzień. Ja zawsze odwiedzam swojego Tatę, albo przynajmniej do niego dzwonię z życzeniami. 
W tym roku będzie to absolutnie wyjątkowy dzień, ponieważ od paru tygodni sam jestem tatą :))))
Nasze Największe Szczęście urodziło się parę tygodni temu, a rodzice są każdego dnia jeszcze bardziej zakochani niż chwilę wcześniej :)) CZYSTA MIŁOŚĆ.
W planach jest zmiana loga, będzie pokonacsiebie i syn ;) 
Mikołaj, mam nadzieję, że za jaaakiś czas to przeczytasz: Twój tata jest bezgranicznie szczęśliwy i zakochany.  
ZAWSZE BĘDĘ CIEBIE CHRONIŁ.












czwartek, 7 maja 2015

Dziękuję Wszystkim!!




Dziękuję Wszystkim!

I każdemu z osobna. Za co? Za to, że tutaj zaglądacie. Za wszelkie maile i komentarze. To jest naprawdę miłe! Jak zakładałem bloga to w życiu nie przypuszczałem, że pokonacsiebie będzie miało tyle wyświetleń i w ogóle całego Waszego zaangażowania. 
Ostatnio w moim życiu osobistym wiele się działo, a na blogu z kolei mniej. Jakie było moje zaskoczenie kiedy dziś zobaczyłem na liczniku 300.000. 
Dostaję od Was dużo pozytywnych informacji zwrotnych. Cieszę się, że poprzez moją walkę z własnymi słabościami udało się zmotywować również i Was. 

Na zakończenie świetny cytat Steve'a Jobs'a.

Nie pozwólcie żeby hałas cudzych opinii zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos.
 I najważniejsze- miejcie odwagę kierować się sercem i intuicją.

poniedziałek, 30 marca 2015

Kontuzja kolana- moje zmagania


Kontuzja kolana- jak leczyć?

W zeszłym roku, w czerwcu nabawiłem się kontuzji kolana. Dobrze pamiętam ten ból kiedy biegłem odebrać pakiet startowy na bieg Piotra i Pawła na Malcie. Czułem wyraźny dyskomfort. Pomyślałem wtedy, że pewnie na drugi dzień, to jest w dniu zawodów rozbiegam i będzie dobrze :)
Okazało się, że ból mi towarzyszył przez całe 10 kilometrów biegu. Byłem mocno zaniepokojony, a następnego dnia ledwo wstałem z łóżka. Niestety  nie wybrałem się do lekarza, a przypuszczam że zwolnienie pewnie otrzymałbym na dłuższy czas. Jednak w pracy było tyle do zrobienia, że absolutnie nie mogłem sobie na to pozwolić. Czyli klasyka :)
Smarowałem różnym maściami i po 2 tygodniach mogłem w miarę normalnie chodzić po schodach. Wtedy też stwierdziłem, że do lekarza już nie ma sensu iść, bo przecież jest poprawa, czyż nie...?
Po 3 tygodniach od kontuzji poszedłem potruchtać. Wróciłem po 300 metrach. Kolejne dwa tygodnie przerwy, nawet przebiegnięty kilometr. Jednak ból wciąż przeszkadzał. Nie wiedziałem co mnie boli, czy to kolano, a konkretniej rzepka, łękotka czy więzadła. 
W aptece kupiłem glukozaminę, a nuż pomoże (podobno naukowo jest udowodnione, że nie pomaga...). Kupiłem też znanego producenta kartonik tabletek "na stawy". 
Mogłem powoli biegać 2,3 km ponieważ ból ustąpił, ale do ideału było jeszcze daleko. Wiedziałem już, że debiut w maratonie w 2014 roku niestety się nie odbędzie, a miał to być główny punkt zeszłego roku. Ostatecznie wystartowałem, ale z założeniem przebiegnięcia około 10 km. Skończyło się na 16 km. Chociaż tyle radości :)
Kolejnym produktem, który kupiłem był kolagen do rozpuszczenia w szklance. Później dostałem jeszcze sok z czarnej rzepy. Obecność siarki w rzepie podobno dobrze wpływa ogólnie na stawy.
Noga bolała coraz mniej, ale wciąż szukałem rozwiązania (tak, powinienem sto razy pójść do lekarza). 
Zmierzając już do finału tej przydługawej opowieści, kupiłem jeszcze jeden produkt. Kiedy skończyła się czarna rzepa zacząłem kuracje Flex firmy FA (to nie jest reklama :). Dopiero wtedy poczułem znaczną poprawę. Konsultowałem się ze znajomym dietetykiem, który potwierdził moje doświadczenie. Okazało się, że mój Flex to tańsza wersja oryginalnego Animal Flex.
Być może suma wszystkich suplementów wpłynęła na poprawę zdrowia nogi, jeszcze nie całkowite wyzdrowienie, ale ogromną poprawę. Chociaż subiektywnie wydaje mi się, że różnicę zrobił Flex, chociaż jednoznacznie nie mogę tego powiedzieć. 
Jeśli macie kłopoty szczególnie z kolanami to polecam spróbowanie jednego z tych specyfików. Jeśli znajdziecie o podobnym składzie to zwróćcie uwagę czy w składzie jest hialuronowy, bardzo ważny składnik. Tymczasem wznowiłem treningi i biegam już swoim tempem. W tym roku muszę ukończyć ten odkładany maraton :)

poniedziałek, 23 lutego 2015

ZOSTANĘ TATĄ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


POKONACSIEBIE I SYN

     Już za parę tygodni rozpocznie się największy egzamin mojego życia. Egzamin, który będzie trwał przez cały czas i nie będzie widać jego końca. Egzamin do którego nigdy się nie przygotowywałem.
Wraz z narodzinami naszego synka stanę się nieodwołalnie odpowiedzialny za jego życie. Od tego dnia wszystko się zmieni.
      Już nie mogę się doczekać kiedy Maluch pojawi się na świecie. Czytam literaturę, uzbrajam się w wiedzę, przygotowujemy jego pokoik. Wszystko przecież musi być dopięte na ostatni guzik!
Z racji tego, że będzie to synek, to w pewnym momencie zacząłem się stresować. Rola ojca będzie miała tutaj jeszcze większe znaczenie. Nie chcę pisać, że rola ojca w wychowaniu dziewczynki jest mniejsza, jednak jest inna niż w wychowaniu chłopaka.
     Jakiś czas temu zastanawiałem się czy boję się odpowiedzialności, tych wszystkich czynności, które będzie trzeba się nauczyć. W większości prozaicznych jak przewijanie, kąpanie czy podcieranie pupy po zmianie pieluszki. Czekam na ten czas z niecierpliwością i z ogromnym zaciekawieniem jak bardzo narodzenie synka wpłynie na nasze życie. To, że wpłynie jest oczywiste, raczej jak bardzo się zmieni. Wiem, że stanie się one pełniejsze i jednocześnie spełni się moje marzenie oraz jak mówi mój Ojciec, "nazwisko zostanie w rodzinie " ;-)

czwartek, 19 lutego 2015

PIJCIE SOKI!!!


SOK z kiwi, selera naciowego, korzenia pietruszki oraz jabłek

Czasem w rozmowach z osobami, którzy chcą rozpocząć się lepiej odżywiać, argumentem dlaczego nie zaczęli jest to, że jest to "trudne, drogie i zajmuje dużo czasu". Zawsze staram się ich wyprowadzić z błędu. Dziś do obiadu zrobiłem świetny, obłędnie zdrowy sok. Koszt trzech szklanek soku to około 7 złotych.
Wciąż marzę o sokowirówce wolnoobrotowej i tymczasowo kupiłem jakiś czas temu sokowirówkę mało znanej firmy w promocji za pół ceny (100zł :D). Sokowirówka daje sobie świetnie radę, a z warzyw oraz owoców zostaje sucha miazga. A jaki smaczny SOK!! :)
INSPIRACJA --> ZSOKOWANI

poniedziałek, 2 lutego 2015

SUCCESS and CHANGE- Mateusz Grzesiak




Mateusz Grzesiak, psycholog, trener, szkoleniowiec, podróżnik, siedem napisanych książek, twórca autorskiej metody błyskawicznej nauki języków obcych (aktualnie mówi w 8  językach!) i przede wszystkim na koncie ma flagowe szkolenie "SUCCESS and CHANGE". Autorskie szkolenie zbudowane na wieloletnim doświadczeniu autora. 
Pierwsza książka napisana ponad 8 lat temu. Przyznaję się bez bicia, że żadnej z jego książek nie przeczytałem, oczywiście oprócz najnowszej.  Przeszukując internet, czytam pozytywne opinie, zatem mam wiele do nadrobienia. 
Muszę przyznać się do jeszcze jednej rzeczy. O  Mateuszu Grzesiaku powiedział mi kolega z pracy jakieś pół roku temu. Śledzę jego profil od tamtego czasu i z zaciekawieniem go czytam. Pozwolę sobie przytoczyć jego post z grudnia 2013 roku. Chcę pokazać tym, którzy go nie kojarzą jakie facet ma spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość.

Jestem właśnie w Marbelli, by dać prywatny coaching mieszkającemu tam przedsiębiorcy. To wyjątkowe zlecenie, bo spędzę tam z nim Sylwestra, a 5 dni indywidualnej pracy od rana do wieczora to intelektualna i emocjonalna petarda. I natknęła mnie myśl, by Wam opowiedzieć skąd wpadłem na pomysł, by działać międzynarodowo i jakimi strategiami się kierowałem.
Gdy miałem 18 lat, wyjechałem na miesiąc do Turcji i przejechałem cały kraj autostopem wydając na transport może 30$. Złapałem bakcyla podróżowania - od tamtego czasu zobaczyłem ponad 100 krajów i nadal uważam, że zanurzenie się w innej kulturze, języku, jedzeniu, zwyczajach jest dla mnie najbardziej rozwojową formą rozumienia, jak działa świat. Wtedy moje życie wyglądało tak, że przez cały rok szkolny odkładałem pieniądze a w wakacje wyjeżdżałem na 3 miesiące - sam albo z dziewczyną.
Im więcej widziałem i przeżywałem, tym bardziej czułem, że życie tylko 1 modelem świata (w moim przypadku polskim) jest niewystarczające. Że dopiero dodając z każdej kultury to, co jest w niej fajne, efektywniejsze, sam będę skuteczniejszy. Dziś rozumiem, że podział ludzi na narodowości to podział na modele różnych ego - a to zawsze jest ograniczone. Dlatego uważam, że bycie Polakiem (lub jakąkolwiek inną nacją) jest dziś niewystarczające i w świecie globalizacji i Facebooka stajemy się, jako społeczność, obywatelami świata.
Po jakimś czasie oczywiste było dla mnie. że nie będę pracował tylko w Polsce. Zacząłem więc uczyć się języków, bez których niemożliwe było poznanie kultury, zrozumienie jej mechanizmów i zauważenie cieni. Jednocześnie zdobywałem fach trenerski. Jeździłem na szkolenia do najlepszych na świecie (potrafiłem zrobić ponad 100 dni szkoleniowych w roku!) i sam pracowałem bardzo dużo (przez kilka lat nie schodziło poniżej 200 dni jako trener i coach). Wiedziałem, że jedno i drugie da mi takie kompetencje, jakie będą konkurencyjne na rynkach światowych. Nie myliłem się. Łącząc osobowość międzynarodową (zrozumienie inności, otwartość, szacunek, fascynacja zwyczajami, głęboka akceptacja - w Pakistanie np. ubierałem się w ichnie męskie sukienki i spędzałem czas na wsiach zabitych dechami tylko z tubylcami, by poznawać, co to znaczy „pakistanić”) wraz z kompetencją, udało mi się wejść na rynki zagraniczne.
W czasie jednego ze szkoleń w Meksyku poznałem Agustina Bravo, który był zainspirowany moim hiszpańskim (komunikowałem się po 2 tygodniach pobytu na Kubie) i zapytał, czy moglibyśmy coś zrobić razem. Rok później zorganizował pierwsze Fast Languages (model błyskawicznej nauki języków obcych) w Meksyku. Po tym kursie odezwali się Kolumbijczycy - tak pojawiłem się w Bogocie. Za każdym razem jeden kurs sprzedawał pozostałe. Mimo tego, że te rynki były początkujące, a organizatorzy byli domorosłymi przedsiębiorcami (tak jak ja, gdy pierwsze kursy 10 lat temu robiłem w 2-pokojowym mieszkaniu i catering był w kuchni) to wiedziałem, że pieniądze zawsze będą, jak będzie jakość i konsekwentne budowanie rynku. Tutaj też się nie myliłem. Brałem więc każde zlecenie, robiłem momentami 3 seminaria dziennie (zaczynałem o 9 rano i kończyłem o 2 nad ranem) i budowałem nazwisko. Nie wiedziałem wtedy, że obok nazwiska trzeba też mieć firmę - wehikuł, który to pociągnie (zorganizuje, obsłuży, itd.). Dopiero dziś to wiem, gdy sam prowadzę spółki i myślę w kategoriach również biznesowych.
Siatka zaproszeń do nowych krajów rosła. Po drodze pojawiła się Słowenia, Izrael, Włochy, teraz Hiszpania. W jednym roku prowadziłem szkolenia w 5 językach! Gdy robię Fast Languages w nowym kraju albo wiem, że będę gdzieś dłużej pracował, uczę się języka. Jest to dla mnie wyraz najgłębszego szacunku dla nowej kultury i chęci poznania jej „od środka”. Również wiele uczę się na temat historii, geografii, sztuki i szukam wzorców zachowań charakterystycznych dla danego narodu. Idę na kawę i patrzę, jak zachowują się ludzie. I uczę się poprzez obserwację, a potem to robię sam, stając się także Brazylijczykiem, Ekwadorczykiem, Izraelitą, itd. W planach mam wejście na rynek amerykański, a potem chiński. Miliard ludzi i raczkujący rozwój osobisty, to brzmi jak wielka okazja!
Gdybym miał podsumować w punktach, jakim modelem się kieruję to napisałbym tak:
Nie bądź tylko obywatelem jednego państwa, skoro możesz być każdym.
Będąc Polakiem, uważaj na negatywizm, zawiść, krytykanctwo i hejting, narzekanie, szukanie winnych, poczucie gorszości, mentalność ubóstwa (nic dziwnego gdy wyraz „ubóstwo” oznacza zarówno uwielbienie Boga, jak i biedę!!!!). Ale zostaw polską kreatywność, adaptacyjność, bezpośredniość, asertywność, chęć wzrostu i rozwoju.
Wyjdź poza cienie kultury - ludzie są nieświadomi, że większość ich problemów nie ma z nimi indywidualnie nic wspólnego, ale jest zestawem nieświadomych strategii wyniesionych z dzieciństwa.
Ucz się języków obcych. Badania pokazują, że poligloci mają większe IQ.
Podróżuj i oddawaj się kulturze, bez oceniania. Jedz lokalne jedzenie, rozmawiaj z tubylcami, używaj miejscowego transportu.
Znajdź problem globalny dotyczący kultury, w której pracujesz. Nie zajmuj się problemami indywidualnymi, ale kolektywnymi, by od razu pomagać innym (tym samym pomożesz też sobie).
Bądź w czymś naprawdę zajebisty (miej świetny produkt) - coś, co może konkurować na rynkach zagranicznych. W moim przypadku jest to coaching, bycie trenerem, niepowtarzalne produkty (nie ma innych trenerów na świecie prowadzących seminaria w tylu językach).
Stwórz środowisko, w którym możesz poznać ludzi, których będzie interesowało to, co robisz. Również dlatego przez wiele lat jeździłem na szkolenia zagraniczne, by się „pokazać”.
Twój produkt musi mieć wartość dla kontrahenta oraz klienta. Tym systemem stworzysz łańcuszek zależności - kontrahent na Twojej wiedzy będzie mógł zarabiać pieniądze, a klient nabędzie dla siebie coś wartościowego.
Ja za pół godziny ląduję na lotnisku w Maladze i jadę do pracy, którą uwielbiam - z mądrym człowiekiem, mieszkając w domu na plaży, z rodziną, w fajnej temperaturze i zarabiając dobre pieniądze. Yeeeah!
I najważniejsze: Ty też tak możesz!!! 10 lat temu prowadziłem szkolenie w weekend za śmieszne pieniądze w wynajmowanym mieszkaniu! Pamiętaj, że wszystko się buduje i każda podróż od czegoś się zaczyna!!

Co mogę napisać na temat książki "Success and change"? Jest świetna. Ale co to znaczy, że jest świetna? Czego oczekuję biorąc ją do ręki?
Może potrzebuję dowiedzieć się czegoś nowego? Być może potrzebuję motywacji? Takiego kopniaka, który sprawi że coś zmienię ucząc się nowego albo  poprawiając to co robię nieudolnie. 
Może marnuję czas?
Potrzebuję benzyny, która pozwala autu jechać, a mi działać. Chcę przekuć te wszystkie literki, składające się w wyrazy, a później zdania w chęć walki. Walki z sobą, o wyzwalanie energii, która miażdży bierność. 
Świadomość. Zajrzyj w siebie, rozejrzyj się, czy wypełniasz swoje cele i marzenia. Ile procent z tego realizujesz? 1%, 20 czy 100%? 
Czas na zmianę?
Kiedy?
Jutro?
W poniedziałek?
Czy teraz?
#ZMOTYWOWANY


piątek, 23 stycznia 2015

DETOKS i parę kilo mniej



Od długiego czasu moja waga trzyma poziom 77-79 kg. Pewnie byłoby mniej ( w końcu jak się jest aktywnym to z reguły waga idzie w dół) jednak moje wyjątkowe skłonności do spożywania czekolad i innego słodkiego to uniemożliwiają. Kontuzja ( przez to długa przerwa od biegania) spowodowała, że waga ostatnio pokazała nawet 80 kg. Przy 180 cm wzrostu i ciężkich kościach BMI nie ma u mnie odwzorowania, ale mimo tego nie przekracza magicznego punktu 25 ;)
Faktem na pewno jest to, że od jakiegoś czasu czuję znaczny spadek energii. Dlatego postanowiłem dokonać małego przełomu i wprowadzić plan naprawczy.
Przede wszystkim DETOKS. Postawiłem na cudowną chlorellę, która wiąże toksyny i wspomaga ich wydalanie z organizmu. Ona jest mocnym punktem programu i mocno liczę, że stanie się jego gwiazdą. Poza tym już parzą się różne herbaty gdzie prym wiedzie MOTYLEM BYŁEM ;) Na opakowaniu jest napisane, że jest odchudzająca. Jednak zwróciłem przede wszystkim uwagę na składniki- te wspomagają między innymi oczyszczanie krwi. Poza tym pu-erh oraz roibos, te już dobrze znacie.
Likwiduję też słodkości z jadłospisu, w zamierzeniu o 80%. Resztę sobie zostawię, bo lubię.
Do diety włączam różne soki i smoothies z książki ZSOKOWANI. Chcę się przekonać do zielonych: jarmuż,  kapusta, seler naciowy, ogórek czy szpinak. Będzie dużo chlorofilu!



Zdecydowałem się też na zdrową kapsułkową 30 dniową  kurację 3D Chilli  Rano, po południu i wieczorem. Każda ma inny skład:
- rano: ekstrakty z garcinia, z nasion białej fasoli, kłącza imbiru i kurkumy
- po południu: ekstrakty z nasion guarany, chilli, pektyna z grejpfruta
- wieczorem: ekstrakty z liści zielonej herbaty, chlorelli i acai
Wcześniej byłem zachwycony olejem lnianym z kapsaicyną, przyszedł czas na kapsułki.
Na koniec obiecuję sobie pić więcej wody.
KRĘGOSŁUPEM całej koncepcji będzie zdrowa "dieta"- czyli warzywa, warzywa i jeszcze raz warzywa, kasze, pełnoziarniste pieczywo i białko.
Podsumowując, koncepcja jest prosta. Chcę się lepiej czuć, wprowadzić poprawki w odżywianiu i na koniec mniej ważyć. Mniej kilogramów to mniejsze obciążenie dla stawów, a te przecież trzeba chronić prawda? Wyczekujcie raportu za miesiąc. Dziś 79 kg.
CZAS START!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

SWISSMAN XTREME TRIATHLON



Ostatnio zaglądałem w sieci to tu, to tam i znalazłem coś niesamowitego. Absolutnie wyjątkową imprezę sportową, ale nie dla wszystkich, oj nie.
Triatlon w wersji dla najsilniejszych w pięknej Szwajcarii. Zawody rozpoczynają się w jej południowej części, a kończą w środkowej. Czy  wspominałem już, że to jest dystans długi?

3,8 kilometra zdaje się w jeziorze nie robi wrażenia. 180 kilometrów to jest co kręcić, ale spójrzcie poniżej na wykres wysokości!!! Jazda rozpoczyna się na wysokości 196 m npm, a w pewnym momencie dochodzi do ponad 2,4 km! Suma jazdy "pod górkę to 3356 metrów!
Oczywiście na szczęście jest też sporo zjazdów. Ostatecznie część biegową, czyli w tym przypadku maraton ludzie ze stali rozpoczynają na wysokości 567 m npm. Organizator wymaga aby tą część realizować z suportem, czyli pomocą osoby towarzyszącej. Wcale się nie dziwię, bo to jest jeszcze trudniejszy etap niż wspinaczka na rowerze. Zawody kończą się u podnóża gór na wysokości........ 2061 m npm. Praktycznie ciągle pod górkę. Z politowaniem można spojrzeć na niektórych biegaczy, którzy narzekali w Poznaniu, że biegnąc ulicą Serbską jest za mocno pod górkę ;)



 "dura ma bella" - TRUDNE, ALE PIĘKNE

Zapraszam Was do obejrzenia szalenie inspirującego filmu z SWISSMAN XTREME TRIATHLON 2014. 
Mam nowe marzenie :) 









piątek, 5 grudnia 2014

Ogromna dawka inspiracji- TED



Przypuszczam, że większość z Was wie czym jest TED. Tym, którzy jeszcze nie wiedzą już spieszę z wyjaśnieniem, że nie chodzi o film z misiem w roli głównej ;)
TED (w skócie Technology, Entertainment and Design)  to konferencje naukowe organizowane przez amaerykańską fundację non-profit. Z kolei TEDx są organizowane lokalnie np. parę dni temu w Krakowie i podlegają niektórym regułom TED.
Pierwsza odbyła się 30 lat temu. Pierwotnie były to konferencje o profilu informatycznym przede wszystkim ze względu na sąsiedztwo Doliny Krzemowej. Z biegiem czasu tematyka została rozbudowana i aktualnie pojawia się tam mnóstwo ważnych dla funkcjonowania ludzi i świata tematów.
W latach 70. XX wieku przeprowadzono badania, w których sprawdzono jak długo człowiek jest w stanie skupić uwagę na tym co ktoś do niego mówi. Wyniki zaskoczyły, ponieważ nie spodziewano się tak krótkiego czasu- 18 minut. Tą zasadę wykorzystują organizatorzy konferencji. Każdy prelegent jest zobowiązany zmieścić swoją prezentację właśnie w czasie 18 minut.
Wybór prelekcji jest ogromny. W wersji z polskimi tłumaczeniami jest dostępnych ponad 1500 filmów. Tutaj jest naprawdę z czego wybierać. Nie wszystkie trwają 18 minut, część pochłania czasem tylko 5 czy 8 minut. Oczywiście możemy obejrzeć na stronie www.ted.com, ale przede wszystkim aplkację TED znajdziecie też na telefonie oraz tablecie. Jest możliwość też zapisania wybranych prezentacji w pamięci urządzeń po to aby obejrzeć sobie w drodze do pracy, szkoły czy na trening.
Mocno zachęcam do przyjrzenia się bliżej TED, znajdziecie tam dużo wartościowej treści.
Tutaj dzielę się moją pierwszą prelekcją od której zacząłem kontakt z TED.





wtorek, 2 grudnia 2014

Jesteś start-upem



Tyle się mówi o startupach, ale czym one są? Jaka jest definicja startupu? Pojęciem startup określamy przede wszystkim nowo powstające firmy technologiczne- jednak nie wykluczamy też innych dziedzin. Zwykle charakteryzują się niskimi kosztami początkowymi, dość dużym ryzykiem niepowodzenia  przy potencjalnie wysokim zwrocie finansowym z inwestycji. Poza tym wiek założycieli nie ma tutaj żadnego znaczenia.
Wiele osób myśli o sukcesie w stylu Facebook, Instagram czy WhatsApp.  Reid Hoffman, autor książki i współzałożyciel Linkedin proponuje aby każdy z nas został dyrektorem generalnym własnej. Nie wiem czy inspirował się filmem Social Network i słynnym tekstem gdzie Sean Parker (Napster) mówi do Mark Zuckerberg “This time you’re gonna hand them a business card that says, ‘I’m CEO, bitch!’; jednak jego propozycja wydaje się całkiem interesująca ;)
Koncepcja jest prosta, Hoffman proponuje żeby zarządzać swoją karierą w taki sam sposób jakbyśmy chcieli wprowadzić innowacyjny świetny koncept na rynek. Żeby go ktoś zauważył warto działać według konkretnej strategii. Przecież to, że mamy świetny pomysł to nie wszystko. W końcu konkurencja może mieć lepszy pomysł, więc należy zdobyć przewagę nad nią. Nikt tego za nas nie zrobi, dlatego rozwój to naturalna kolej rzeczy.
Na rynku jest coraz więcej publikacji na temat rozwoju własnej kariery. Ta pozycja wprowadza wiele świeżości i pozwala spojrzeć na swoją przyszłość zawodową z innej perspektywy. Przecież każdy z nas chyba chciałby odnosić sukcesy jak Mark Zuckerberg, prawda??

sobota, 15 listopada 2014

Moje Endomondo :)



Już minęło parę tygodni od PREMIERY mojego ebooka w sieci, a dziś chcę się Wam  skromnie pochwalić moim małym sukcesem. Wczoraj została przekroczona liczba 1000 pobrań. Przyjemnie jest myśleć o tym, że tyle osób skorzystało z mojej "twórczości" i pozostaje mieć nadzieję, że tyle też osób czegoś nowego się dowiedziało :) Przypuszczam, że wielu z Was również pobrało za co serdecznie dziękuję :):):)



          Można również przeczytać w telefonie i tablecie wcześniej pobierając z Google Play. Jednak ściągając dowolny darmowy ebook poprzez Android należy podać numer karty. Taki jest system pobierania darmowych książek w Google Polska. Kontaktowałem się z nimi w celu wyjaśnienia tej sprawy i jest to taki system, a nie inny. Niestety nie mam na to wpływu, a numery karty znajdują się w szyfrowanej bazie danych Google i nikt nie ma do niej dostępu. To taki mój komentarz na zastrzeżenia odnośnie tej sprawy w komentarzach ;)

czwartek, 30 października 2014

6 niewielkich zmian po przebudzeniu, które zmienią Twój rytm dnia.



1. Zaraz po wyłączeniu budzika oprzyj się pokusie sprawdzenia w telefonie powiadomień, maili czy newsfeed na Facebook. Dzień wcześniej wieczorem, wyłącz w telefonie dostęp do Internetu. Przecież nie chcesz być niewolnikiem technologii. Daj sobie 15 minut bez cyfrowego świata.

2. Zamiast porannej kawy wypij letnią wodę z cytryną. Przede wszystkim pobudzisz swój metabolizm do spalania tłuszczu, oczyścisz jamę ustną oraz gardło i otrzymasz zastrzyk energii. Jest to świetna alternatywa dla kofeiny- przecież nie chcesz być od niej uzależniony, prawda?

3. Podczas rozciągania w łóżku lub w trakcie przygotowywania wody z cytryną ustal cele na ten dzień. Muszą być realne i najlepiej ogranicz je do 3. Zaplanuj zaległe czynności lub te co robisz zwykle, wykonaj inaczej. Np. umów się w końcu do lekarza na wizytę, którą ciągle przekładasz albo zamiast jeść na mieście, przygotuj w domu posiłek i zapakuj go do pudełka.

4. Wyłączyłeś w końcu budzik. Zostań w łóżku jeszcze parę minut. Wykorzystaj ten czas na to żeby porozciągać swoje ciało. Uruchom swoją wyobraźnię. Zobaczysz, jak już wstaniesz będziesz miał więcej energii niż zwykle. Koszt- parę minut przyjemności w ciepłym łóżku.

5. Zastanawiałeś się nad swoim sposobem wstania z łóżka. Oto najlepszy, który nie obciąża niepotrzebnie pleców czy serca. Przechyl się na lewy lub prawy bark i dopiero wtedy wstań. Nie wstawaj " na wprost" podnosząc całe ciało.

6. Medytacja wydaje się nudna. Jednak wcale tak nie jest. Usiądź w komfortowej pozycji. Skoncentruj się na tym aby uspokoić oddech i wyczyścić umysł z myśli. Wystarczą nawet 2 minuty.
Jasność umysłu, dobre samopoczucie i dzień jest TWÓJ.

sobota, 18 października 2014

Poznań Maraton- jeszcze nie teraz :(:(:(


     Sportowym celem na ten rok miało być ukończenie maratonu. Niestety kontuzja złapana w czerwcu wydłużyła się bezlitośnie. W lipcu, sierpniu i wrześniu przebiegłem w sumie około 55 km :) Czyli nic! Przypuszczam, że więcej wydreptałem w pracy.
Jednak miałem do końca nadzieję, ale absurdem byłaby próba przebiegnięcia takiego dystansu bez przygotowań.
Decyzja została podjęta- nie biegnę. Debiut będę musiał przesunąć na następny rok. Z nogą coraz lepiej. Mogę już nawet przebiec dystans 5 kilometrów. Na drugi jednak dzień kolano boli.
Jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, że w Poznań Maraton nie można przepisać pakietu startowego. Trochę szkoda, ponieważ opłata startowa była nie mała. No cóż, postanowiłem, że w sobotę (dzień przed maratonem) odbiorę chociaż pakiet. W zestawie była świetna koszulka i mały plecak. Biuro zawodów mieściło się na Targach Poznańskich, więc jak łatwo się domyśleć producenci butów i odzieży sportowej byli obecni.
      Oglądając kolejne buty do głowy wpadła mi myśl! To, że wiem iż nie dam rady przebiec tego maratonu nie wyklucza faktu, że przecież mogę przebiec parę chociaż parę kilometrów!!! Od razu zrobiło mi się lżej na sercu :)
Udało się przestawić niedzielne zmiany w pracy i... do zobaczenia w niedzielę na starcie!!!
Niedzielny poranek.
Zawsze przed zawodami mam lekką nerwówkę- no cóż, bez względu na wszystko zawsze gdzieś tam w głowie jest myśl żeby pobiec jak najlepszy czas. Tego dnia było inaczej. Głównie dlatego, że założenie było takie, aby przebiec 5-10 km w wolnym tempie. Dystans miał zależeć od samopoczucia. Dodatkowo po biegu jechałem do pracy (tak, niedziela, handel). Poza tym zapowiadał się wymagający tydzień, więc nie mogłem pozwolić sobie mocno się zmęczyć.
Na starcie stawiłem się razem z Michałem B., który również debiutował z hasłem "ukończę bez względu na wszystko":)
Ludzi mnóstwo, jeszcze nie brałem udziału w zawodach gdzie startowało tylu biegaczy/czek.
Biegliśmy spokojnym tempem 6min/km. Bez stresu, komfortowo. Dużą atrakcją tegorocznej edycji było przebiegnięcie przez murawę boiska Lecha Poznań na około 6 kilometrze. Nie mogliśmy nie zrobić sobie selphie ;) Nie najgorzej wyszło ;)
       Cały czas monitorowałem nogę. 7, 8 kilometr czułem się dobrze. Kolejne punkty żywieniowe, izotonik, czekolada. Różne myśli w głowie, a może spróbować? Ukończyć? Za duże ryzyko. Z resztą spoglądam na zegarek, na nim dystans 10 km, to najdłuższy dystans od czterech miesięcy. Odczuwalny ból w prawym kolanie. "Michał, na tym nawrocie biegnę do domu". Zszedłem na 16 kilometrze, myślę, że rozsądnie, chociaż serce krzyczało: BIEGNIEMY. Jednak za duże ryzyko, a w głowie pytanie jak się będę czuł jutro rano. Przybijam piątkę Michałowi, zadzwoń jak będziesz na mecie.
Po jakimś czasie Michał zadzwonił PRZEBIEGŁEM-  z odciskami i skurczami, ale szczęśliwie na mecie. Jestem Maratończykiem :)  Zazdroszczę- ja dopiero w przyszłym roku!
Poniedziałek.
Budzę się rano, ostrożnie stawiam nogę, zmęczona, ale nie boli- szczęśliwy! WRACAAAAAM!!!


niedziela, 5 października 2014

Wyjdź na zewnątrz!!!



Być może to jest ostatnia tak ciepła niedziela w tym roku. Koniecznie wyjdźcie na zewnątrz. Spacer, bieganie, rower, cokolwiek! Szybko, ponieważ już jest CZTERNASTA!!!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...