Od samjutkiej pracy zgłupiał pan Ignacy
Dochodzą do mnie głosy, że trzeba by tu coś napisać. Z coś napisaniem jest teraz niełatwo. Do pandemii (i Alicji) (i Marcina) notki same spływały z palców na klawiaturę, zastanawiałam się najwyżej nad koniecznością postawienia przecinka. Teraz tak nie jest. Mam o czym pisać, jasne że mam, ale sama czuję, że coś nie gra, że się nie da, nie składa. Ostatnie notki, pisane z kartką i z punktami do odhaczenia są drewniane i nie moje. Ot takie sprawozdania z wykonania tego czy owego. Wciąż wykonuję to i owo, właśnie skończyłam trzecią z kolei strzałkę, ta konkretnie jest dziękczynna i jeszcze nie została wręczona, poprzednia nawet nie obfotografowana poszła do pani, której jak sądzę życie zawdzięczam, a jeszcze poprzednia grzeje Gośkę, której to po prostu było potrzebne.
Modelki Frania i Bajka pokazują rozmiar udziergu
Kolory w świetle dziennym.
Te trzy strzałki nauczyły mnie, że nawet najdziwniejsze kłębki wełny z Dundagi znajdą zachwyconych nosicieli. Mam nadzieję, że ta też się spodoba, bo moja wdzięczność dla obdarowanej in spe jest przeogromna.
Zdarzyło się bowiem, że kiedy jeszcze Alicja była u nas, czyli półtora roku temu, spotkałam na mej spacerowej drodze kogoś, kto całkiem nieformalnie wysłuchał moich bied i bolączek i po prostu znalazł mi bardzo porządną psychoterapię. (To jest właśnie cud Ursynowa - nigdy nie wiesz kim jest i co może ktoś, z kim wyprowadzasz na spacer pieski. Możesz trafić na profesora filozofii, emerytowaną kardiolożkę, architektkę, weterynarza albo główną księgową z uprawnieniami budżetowymi lub dziennikarza, nigdy nie wiadomo) Byłam wtedy w takim stanie, że stosowne tabletki miałam już odliczone i wiele nie trzeba było żebym ich użyła. Złapałam się tej terapii jak tonący brzytwy i bardzo uczciwie pracowałam nad sobą (a nie nad wszystkimi dookoła), co przyniosło wymierne rezultaty i odcięcie się od całej masy rzeczy zakłócających zdrowe funkcjonowanie. Na pierwszy ogień poszła Alicja. Poszła do Senior Medu i wciąż tam jest. Problem stał się mniej bolesny, co nie znaczy że znikł. Na drugi ogień poszły wszystkie komunikatory z mojego telefonu. Wyłączyłam na jakiś czas wszystkie powiadomienia poza dzwonkiem telefonu. Po kilku tygodniach włączyłam SMSy, reszta dalej jest wyłączona. I nareszcie czynności przy których trzeba się skupić nie przerywają pikania, gwizdki i melodyjki. I tak zostanie. W zamian mogę czytać nawet długie i mądre książki. Nie cierpię na syndrom odstawienia od komunikatorów wcale. Może dlatego, że mam w końcu prawdziwe, realne z krwi i kości koleżanki z którymi się codziennie widuję? Emerycka banda z Kopy Cwila jest grupą wsparcia w bardzo wielu dziedzinach i każdemu życzę takich koleżanek. Oto obrazek akwarelowy przedstawiający nasze ludzko psie stado.
Na obrazku namalowałam również Wronię, z którą gada Frania. Wronia spotyka się ze mną codziennie i zajada z ręki psie chrupki. Wronia ma partnera/partnerkę Meluzynę, nie wiadomo kto z nich jest jakiej płci, bo u wron nie ma dymorfizmu płciowego, Wronia jest mniejsza i odważniejsza więc sądzę że to samica. Oba ptaki czekają na mnie codziennie pod umówioną robinią. Zdumiewające jak podnoszący na duchu jest kontakt z takim dzikim zwierzakiem, wszystkie koleżanki i psy czekają zawsze aż wrony dostaną swoje żarcie. Psy próbują je gonić, wrony się specjalnie nie boją i nie dają się złapać.
Na Fb jest filmik na którym Wronia je mi z ręki. O filmowanie musiałam poprosić koleżankę, nie sposób robić tego samemu. Wronia nie bardzo lubi obiektyw i gapienie się na nią wprost.
Wspomniałam na początku o Marcinie. Miałam brata.
To jedno z niewielu zdjęć, na których jesteśmy razem. Zawsze było tak, że jedno z nas trzymało aparat. I mój młodszy braciszek zmarł we wrześniu po chorobie strasznej i polskiej. Jego śmierć była przerażająca, jak z horroru i nie będziemy się tu wdawać w żadne szczegóły. Rodzina, którą pozostawił, ze mną włącznie, długo będzie się zbierać do kupy i zdrowieć.
I tak to jest. Nie wiem czy dam radę pisać tak jak dawniej wesoło i z przymrużeniem oka, bo wesoło to mi specjalnie nie jest. Maluję ostatnio trochę
Zabrałam się za ćwiczenia kaligraficzne bo to bardzo zen. I na dodatek mozna poznać te świetne literki ze średniowiecznych kodeksów, które zawsze mi się bardzo podobały a nie umiałam ich napisać. Kaligrafia jest zabawą tanią, wiele nie trzeba do tego przydasiów a zajmuje ciało i umysł. Czytam, dziergam, nie pokazuję tych udziergów na Ravelry bo... kogo to obchodzi.
Idę w garnku pomieszać, jedno co się nie zmieniło to cukrzyca, która coraz mocniej trzyma nas oboje w pazurach.