środa, 13 sierpnia 2025
Już połowa sierpnia, lecą Perseidy
czwartek, 26 czerwca 2025
I cóż powiecie na to, że właśnie przyszło lato?
wtorek, 13 maja 2025
Ten jest zdrowy, kto się nie bada
W kuchni w tym miejscu nie przeszkadzam uwijającej się jak w ukropie załodze.
wtorek, 22 kwietnia 2025
No i po świętach
Od samjutkiej pracy zgłupiał pan Ignacy
Wczoraj Vita przysłała mi meldunek, że na Ukrainę jadą właśnie 93 skarpetki udziergane z podarowanej przez Was wełny. Eli Kos najserdeczniejsze podziękowania za nowiutką włóczkę z bawełną potrzebną w cieplejszą porę roku. Niskie ukłony i dozgonna wdzięczność. Wszystkie ofiarodawczynie ustawiły się w tym samym szeregu, co żona gubernatora Australii podczas I Wojny Światowej. Ta angielska Lady zarządziła, że skoro jej kraj, światowy producent wełny, przystępuje do wojny, to przystąpi do niej w skarpetkach. Komu się dało rozdano wełnę, druty i wzór. Dziergały dzieci w szkołach, chorzy w szpitalach, urzędnicy na przerwach na lunch, gospodynie domowe i więźniowie. Do każdej kompanii żołnierzy dołączył rezerwista z dużym kotłem i workiem mydła. Jego zadaniem było prać i cerować skarpety. Inne armie miały onuce. Armie, w których onuce zawiązywano bardzo ciasno, a tak robiło wojsko brytyjskie, szybko doświadczyły masowej choroby żołnierzy w okopach, tzw stopy okopowej. To po prostu gangrena stóp od niedokrwienia, ciągłego chłodu i wilgoci. Po odkryciu przyczyny choroby, a chwilkę to potrwało, również angielskie ladies na Wyspach zorganizowały powszechne dzierganie skarpet. Nie pytały o morale żołnierzy, o historię ich rodzin, nie wykręcały się tym, że żołnierze mają przecież własne rodziny, które mogą o nich zadbać. Zrobiły to, co trzeba. My też w miarę naszych możliwości zrobiłyśmy to, co trzeba i co mogłyśmy. Okazuje się, że to kolejna wojna w historii, gdzie całkiem sporo jest robione rękami kobiet poza frontem. I skarpetki i siatki maskujące na sprzęt wojskowy... Zalinkowany artykuł wyjaśnia co to jest stopa okopowa i dlaczego walki w Donbasie podobne są do wojny pozycyjnej i Verdun .
Bałagan W Piórniku przerabiany na wzór Childhood wlókł się niemożliwie, ale jest. I znów włóczka wycięła numer. Robiony z próbką, na tych samych drutach co poprzedni, wyszedł jakiś obfity, wielki po prostu. Nie mam do niego żalu, bo wiem co się z tym Sepino dzieje po praniu, maleje bardzo prędko. Skarpetkom wystarczyły dwa ręczne prania, by się skulić zupełnie nieprzyzwoicie. Nie były chodzone te skarpetki, spało się w nich i to im wystarczyło, by uzyskać status szmatki do froterowania butów.
Ogromne połacie szarości jakoś mi nie przeszkadzają. Robiłam ten korpus w dwie nitki i nic to nie dało. Obie nitki utworzyły jeziorka koloru w tym samym miejscu. Sweter jest uroczo milusi, 20 % kaszmiru robi swoje. Trzeci raz go chyba nie zrobię, bo po tym morzu oczek prawych aż mnie ręce swędzą do wyrafinowanych warkoczy Alice Starmore. Pan Mąż poprosił o czerwonego arana. Drops miał promocję nie do zlekceważenia na Karismę, 7,30 za motek, więc Pan Mąż dostanie Irish Moos pełen warkoczyków z oczek przekręconych tworzących na brzuchu kratkę argyl. Nawet się to sprawnie robi, chyba zajmie mniej niż trzy lata, które zabrała mi St. Brigid. Zresztą St. Brigid też muszę powtórzyć, bo po dziesięciu latach noszenia dropsowa alpaka nie wygląda już jak dawniej a wzór chowa się w kłaczkach.
Byliśmy chwilę w Szczytnie. Miałam najszczerszy zamiar porysować te śliczne, pruskie domy. Niestety, było tak zimno, że udało się tylko w szczelnym opakowaniu spacerować wokół sztytnieńskich jezior. A zamiast ołówkowych rysunków przywiozłam kiczowate zdjęcia.
Z tej fotografii ciągnie chłodem.Ten dom wygląda na zamieszkały przez Batesa z Psychozy. Wieczorne oświetlenie dodaje niesamowitościPiękny zachód słońca, w sam raz na efektowny obrazek w złym guście. No chyba, że się to by dobrze zrobiło.
Bajka i Frania zmieniły fryzury bo zupełnie się z trymowaniem poddałam. Po ostatnich takich zabiegach Frania dostała ze stresu zapalenia żołądka. Było USG, zastrzyki z antybiotyku, gotowana dieta z indyczego mięsa z marchwią i kartoflami, trwało to i trwało, Frania ma refluks, w końcu trafiłam na lek, który gasi w mig pożar w psim przełyku, i nie będę jej więcej strasznych zabiegów fundować. To trymowanie to kolejna tortura, którą zwierzęta muszą znosić dla uciechy ludziaków. Bajka się oskubać na trzeźwo nie da. Jest jak jest, spod futra wychynęła chuda Frania i gruba Bajka. I są zadowolone. I łatwiej kleszcza znaleźć. I futro wnet odrośnie.
Frania ma czarne uszya Bajka jasne.
Noga boli. Tylko teraz w nowym miejscu. Jak już przestała tak okropnie puchnąć i umiem tę opuchliznę sama sobie zmasować, jak odzyskała ruchomość we wszystkie strony, jak już prawie mogę schodzić po schodach w dół, to dowiedziałam się ile stawów jest w stopie, a konkretnie gdzie jest staw piętowo-sześcienny i jak on potrafi dać do wiwatu. Pisząc to trzymam stopę na cold packu i tęsknie do dużego, wesołego ortopedy, z którym zobaczę się w czwartek.