Lubię światło świec. To magiczne mruganie i ciepło, delikatne cienie rzucane na ściany. Nic na to nie poradzę, nie wyobrażam sobie mojego domu bez świec. A jak świece to muszą być i świeczniki. Mam ich sporą kolekcję. Drewniane, szklane, metalowe, ceramiczne. Ostatnio przygarnęłam na targu staroci dwa kolejne egzemplarze. Stabilne, metalowe, malowane tak by przypominały kamień.
Mam też kupioną wcześniej ciekawą parę podobnych świeczników, malowaniem przypominających drewno egzotyczne. Bardzo je lubię i chętnie wykorzystuję w różnych aranżacjach stołu i okna. Na parapecie zwykle stawiam też szklany duży lampion ze sznurkową rączką. Podobne lampiony zapalam latem na tarasie.
W kuchni na małej szafce stoi cynowy świecznik, wytropiony w jakiejś klamociarni. Zadaje szyku w parze z ozdobną paterką. Konik to ozdobna świeca, jedna z nielicznych, które żal mi zapalić.
Trzymam świece w słojach i lampionach. Często na potrzeby chwili przemalowuję lub ozdabiam stare szklanki albo słoiki. Wyrzucić zawsze przecież zdążę.
Zresztą ładny świecznik można zrobić z wszystkiego. Wystarczy doniczka, filiżanka albo odwrócone do góry nogami kieliszki. No i jak tu ich nie lubić?
Mam też kupioną wcześniej ciekawą parę podobnych świeczników, malowaniem przypominających drewno egzotyczne. Bardzo je lubię i chętnie wykorzystuję w różnych aranżacjach stołu i okna. Na parapecie zwykle stawiam też szklany duży lampion ze sznurkową rączką. Podobne lampiony zapalam latem na tarasie.
W kuchni na małej szafce stoi cynowy świecznik, wytropiony w jakiejś klamociarni. Zadaje szyku w parze z ozdobną paterką. Konik to ozdobna świeca, jedna z nielicznych, które żal mi zapalić.
Trzymam świece w słojach i lampionach. Często na potrzeby chwili przemalowuję lub ozdabiam stare szklanki albo słoiki. Wyrzucić zawsze przecież zdążę.
Zresztą ładny świecznik można zrobić z wszystkiego. Wystarczy doniczka, filiżanka albo odwrócone do góry nogami kieliszki. No i jak tu ich nie lubić?