Coś strasznego, jak ten czas zaiwania! Normalnie całkiem niedawno zamieściłam tu post, a patrzę, że to w kwietniu było! Kiedy? Ja się pytam kiedy? No jak???
Słuchajcie z tym moim powrotem do haftu to jakiś dramat był. Okazało się, że nie haftowalam 10 lat! Rany boskie! Kiedy???
Ano tak to. Czas w miejscu nie stoi. Tylko czemu tak szybko?
Ale do ad remu, jak mawiał klasyk. Kupilam, jak wiecie wzór, na który sobie tutaj napsioczylam trochę, ale który niestety bardzo mi się mimo wszystko podobał. Zaczęłam przy nim kombinować. Kanwa zabarwiona była okropnie nierówno, postanowiłam więc zrobić siatkę. Co ja do niej tak, to ona siak. Oczy już niestety nie te, a okulary okazały się być za słabe. No androny mi wychodziły. Gdzieś się pomyliłam o 1 i całość szlag trafił. Porzuciłam tę myśl i ten haft. Podchodziłam jak pies do jeża i odchodziłam jak zbity pies, myśląc, że cóż...ten autobus już chyba odjechał.
Minął jakiś czas i stwierdziłam, że muszę zacząć od początku. Muszę wydziergac coś bardzo prostego, coś jak wprawka hafciarska. A że jestem subskrybentka Coricamo, które najwyraźniej czyta w moich myślach, to powstało to:
Nie jest wyprasowany, ale nie jest mi też potrzebny, więc się nie wysilałam.