To był dla mnie bardzo ciężki rok. Rok ciężkiej pracy ale i ostatecznych pożegnań... bardzo bliskich i bardzo bolesnych. W takich chwilach człowiek się zatrzymuje, dokonuje podsumowań i, co tu kryć, często dochodzi do niezbyt pokrzepiających wniosków... Dlatego postanowiłam, że wakacje będą dla mnie. Egoistycznie. Nawet bardzo. Będę robić wszystko to co miałam odłożone na tzw "kiedyś", postanowiłam bowiem, że owe "kiedyś" właśnie nadeszło. Jutra, całkiem niestety realnie, może nie być. Nie znaczy to, że właśnie się dowiedziałam, że choruję na coś niebezpiecznego. Nie. Profilaktycznie nawet nie szukam w obawie, że pewnie bym coś znalazła ;). Całkiem zwyczajnie w ostatnim czasie zdałam sobie boleśnie sprawę ze swojej śmiertelności...
Dlatego od tych wakacji zaczynam nowy rozdział. Mój.
Wszystko czegokolwiek się tknę musi przynajmniej w małym stopniu sprawiać mi radość, albo przynajmniej przyjemność. Koniec z umartwianiem się za losy świata. Świat sobie poradzi beze mnie. I będę to szczęście mnożyć i dzielić z kimkolwiek tylko zechcę oczywiście jeśli ten ktoś także będzie tego chciał.
Dlatego na początek kończę wielkie projekty zaczęte "kiedyś"
A dlaczego chcę skończyć? Ano bo "kiedyś tam" postanowiłam, że chcę wyszyć kolejnego HAEDa. Będzie to haft, który będę pewnie szyć przez wiele, wiele lat. Zatem już spokojnie można o nim mówić UFOk, choć jeszcze nawet nie jest zaczęty ;)
Oracle HAED -
Znalazłam w sieci wyszyty! Niestety nie rozpoznaję języka. Czechy? Słowacja? A może Chorwacja? Jeśli ktoś rozpozna, proszę niech napisze :) Chcę wiedzieć skąd pochodzi moja bratnia HAEDowa dusza (która to, nota bene, wyszyła go w rok!!!).
Ale, ale! Człowiek nie jest taki, że jak pozbył się wszystkich ufoków (tak, tak, ten HAED jest ostatnim rozgrzebanym haftem z jakim jeszcze się bawię) nie narobił sobie nowych ;)
Pomiędzy, czyli w tzw międzyczasie, będę wyszywać coś o czym zawsze marzyłam. Wakacyjny wianek.
I dopiero jak go skończę zabiorę się za kolejne ufokowe SALe.
W czerwcu jeszcze wyszyłam po raz trzeci ślubną pamiątkę, ale jest teraz u "oprawcy". Jak wróci nie omieszkam Wam pokazać :)
Kochani! Mam nadzieję, że nie będzie Wam przeszkadzała moja nowa egoistyczna odsłona :) Każdy powinien być trochę egoistą, bo w ostatecznym rozrachunku ludzie i tak zapamiętają nas tak jak chcą. Jedni będą pamiętać nasze zalety, inni wady. I to, że my całym swoim życiem będziemy chcieli tym drugim udowodnić, że mamy jednak jakieś zalety może się wcale nie udać. A my stracimy tylko czas...
A to jest NASZ czas.
Tu i teraz.
Innego życia nie będzie.
Edycja:
Po napisaniu i opublikowaniu tego posta zaczęłam odwiedzać Wasze blogi. Na jednym z nich,
Doroty z Sielskiej Chaty znalazłam notkę, która odzwierciedla to co czuję. Pozwoliłam sobie ją przekleić w trosce, żeby mi nie umknęła w czeluściach internetu.
Te słowa powiedziała 85 letnia
Nadine Stair:
"Gdybym ponownie mogła przeżyć swoje życie...Następnym razem ośmieliłabym się popełnić więcej błędów. Relaksowałabym się i dbała o sprawność fizyczną. Mniej spraw traktowałabym poważnie. Wykorzystałabym więcej szans. Wybierałabym się częściej w podróż. Zdobyłabym więcej gór i przepłynęła więcej rzek. Miałabym pewnie więcej prawdziwych kłopotów, lecz o wiele mniej wymyślonych...Widzi pan, należę do osób, które każdy dzień przeżywają roztropnie i mądrze. Zdarzały mi się wielkie chwile. Gdybym miała "przerabiać" wszystko raz jeszcze, pozwoliłabym sobie na więcej takich chwil. Właściwie nie dbałabym o nic innego, jak tylko o chwile. Żyłabym każdą z nich, zamiast wybiegać myślą lata do przodu. Gdybym ponownie mogła przeżyć swoje życie, chodziłabym po trawie boso już wczesną wiosną i jeszcze późną jesienią. Chodziłabym na więcej zabaw. Jeździłabym częściej na karuzeli. Zrywałabym więcej stokrotek."