piątek, 24 lutego 2017

Garść podsumowań

Oj, działo się:

Był Dzień Kota


Był Tłusty Czwartek...

Zjadłam pięć... moja 3D ma się wspaniale!

Czas leci, a ja w papierach...



Będzie duża rzecz, ale o tym w grudniu :)

No i UFOki. Niezbyt dużo bo i czasu niewiele było. Myślę, że ok 1/5 za mną. Dzierga się wspaniale :)
Duże płaszczyzny zajmują ręce a umysł może nad poziomy wylatać ;) Czyli można robić 2 w 1, zajęcie rąk i przemyślenia mogą być krańcowo różne :)


 Mam jednak kilka przemyśleń związanych stricte z haftem. Otóż, nauczona porażką z HAEDem od razu postanowiłam dziergać dwiema nitkami rozdzielonej muliny. I znowu kulą w płot... Prześwitów nie było, ale krzyżyki wychodziły koślawe. Nie wiem co jest z tą kanwą, jest to 18 ct z metra w pasmanterii. Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Wzięłam 18 ct firmy DMC (chyba), kremową. Dziergam jedną nitką. Nie wiem jak to jest możliwe, ale jest drobniejsza. Są prześwity, ale nie zabijają aż tak bardzo. Nitki w większości są jasne, kanwa kremowa. Poza tym sam wzór róży jest taki, że nie razi to aż tak bardzo. A może to tylko mnie się tak wydaje.


Lampa spowodowała, że widać tu prześwity. W realu widać tylko na czarnym polu.
Jest to dla mnie podpowiedź, że rozrysowana nowa kanwa na HAEDa również nie nadaje się do dziergania. Trzeba sięgnąć po 16 ct. i zainwestować w kanwę firmową.

Edycja z dnia 3 marca 2017 roku

Ponieważ nie lubię zamieszczać zdjęć rozgrzebanych haftów, a niestety regulamin UFOkowego roku niejako to wymusza, to pozwolę sobie edytować ten post.
Otóż stan na dziś wygląda tak:


Jak widać nieco przybyło :) 
Czy do następnego podsumowania zdążę?
Jak mówi stare rosyjskie przysłowie 'Uwidim- powiedział ślepy i wyrżnął głową w mur". Cóż, nieco brutalne, ale również nieprzewidywalne :)

piątek, 3 lutego 2017

Ty UFOku skończony! ;)

Czyli UFOkowe podsumowanie miesiąca

W nowy rok weszłam z rozpędem, bowiem w samym tylko pierwszym tygodniu przeczytałam trzy książki, zrobiłam cztery lampioniki, przeorganizowałam pierwszy pokój zwany szumnie "salonem", bez szału, ale jednak. No i oczywiście wzięłam się za UFOki! Cóż... to akurat z siłą wodospadu, można by rzec ;)


Na siłę potrzebowałam sukcesu. Takiego wymiernego, którego można zobaczyć na pierwszy rzut oka. Padło na dyńki. Zatem kochani Halloween w Walentynki? Dla mnie to wsio ryba, bo ani jednego nie obchodzę :)


Poza tym okazało się, że niezbyt lubię tutaj pokazywać rozgrzebane hafty. Chcąc nie chcąc trzeba było skończyć. Teraz poszło łatwo, ale szczerze, nie czuję się na siłach wyszyć np HAEDa w miesiąc ;) Czyli im bardziej w las, tym większy widzę kryminał ;)
A tu siła backstichy


Sukces odnotowany, można żyć dalej :) Powiem szczerze, że gdyby nie akcja Katarzyny, to na pewno leżałby sobie bidoczek jeszcze z pięć lat w koszyczku. Katarzyno, dziękuję!

A to stan wyjściowy:

3. Halloweenowe dynie: Nie postawiłam jeszcze ani jednego krzyżyka...



Następnie postanowiłam, że ten rok będzie statystycznie bardziej twórczy i to w nieco innym kierunku... Powstaje bowiem coś wielkiego, kompletnie niezwiązanego z dzierganiem. Jestem odpowiedzialna za koordynację tego dzieła a goni mnie czas. Mam nadzieję, że pod koniec roku będę mogła pochwalić się skończonym UFOkiem nad UFOkami... Trzymajcie kciuki bo to kolejna gra na czas z Panem B. (nie, nie jest to kolejna ciąża ;P )

No i to by było na tyle.
Później rozwiązał się worek z plagami egipskimi. Na szczęście w porę zauważony i podwiązany. Zdążyła wylecieć tylko jedna, stara i mocno trącąca myszką plaga. Nieco upierdliwa, ale przywitana z ulgą. Wreszcie sprawy poklikały i mogą być spokojnie wyrzucone do kosza. Plago kochana, do pięt mi nie sięgasz ;) Ty i ten drugi plag też ;) Jestem boska i moje szczęście jest najmojsze :)