Odpoczywam tam tak jak na dwutygodniowym urlopie all inclusive na Karaibach czy innych Seszelach ;)
Postanowiłam jednak, że dziś zakończę poznawanie nowych splotów. Dużo tego i powoli zaczyna mi się wszystko mieszać. Zasada jest taka: zajęcia są raz w miesiącu, po czym kursant winien jest w domu intensywnie ćwiczyć. W moim przypadku obowiązuje tylko pierwsza część, druga była do tej pory wielce problematyczna. Dopóki Mały goni po domu, nie ma szans na wyciągnięcie wałka i klocków. Jak Mały padnie- niedługo później pada i umordowana matka ;)
Gabaryty wałka wykluczają dzierganie w środkach komunikacji- co intensywnie uprawiam szydełkiem, czy nawet krzyżykami (w tym przypadku nawet HAEDy!)
Zatem ostatnim poznanym wzorem jest: Girlandka.
Girlandki rzadko kiedy uczy się na kursie I stopnia, jednak my (genialni ;)) dostąpiliśmy tego zaszczytu :) Nie powiem - level hard do kwadratu! Gdyby nie inny kolor nitki, chyba nigdy nie pojęłabym zasady. Myliłam się, prułam milionpińcetstodziewińcet razy... Jedną pomyłkę zauważyłam już pod koniec i powiedziałam, że za nic pruć nie będę! Niech to będzie zamierzony efekt artystyczny ;)
Następnie wybrałam wzór, który jest powtórzeniem płócienka z brzeżkiem, łańcuszka i pikotek. Tak już będzie do końca kursu. Nowe od września :)
Widzę, że lubisz hardkorowe wyzwania :) Naprawdę podziwiam, bo nie mogę się oprzeć wrażeniu, że do uprawiania tej sztuki potrzeba więcej niż dwóch rąk.
OdpowiedzUsuńPowinnaś Małego zabrać wzór na kurs;) Fajne te klocki:) Wzór podeślę tylko chwilę znajdę żeby gazety przewrócić:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodziwiam , często na targach oglądałam prace przy koronkach klockowych i dla mnie to mega trudna sztuka.
OdpowiedzUsuńniesamowite :)
OdpowiedzUsuń