Końcem marca mój Syn obchodził szóste urodziny. Ponieważ przez ostatnie dwa lata nie miał żadnej imprezy zorganizowanej (pierwszy i drugi lockdown), a bardzo chciał choć raz mieć urodziny w sali zabaw, to się zmobilizowałam i zorganizowałam. Oczywiście impreza miała być zacna, a dostojny Jubilat miał nielimitowaną listę gości (oj głupia ja). Summa summarum przybyło 13 gości, z różnych kręgów. Część z przedszkola, część z rodziny, część z sąsiedztwa.
Tort zamówiłam w Piekarni Pod Telegrafem. Zamawiam tam od lat i nigdy się nie zawiodłam. Pyszne torty, przepięknie wykonane.
Jubilat nie widział tortu wcześniej i był autentycznie wzruszony :)
No ale skoro to były urodziny po tak długiej przerwie, to matka-wariatka wpadła na szatański pomysł wydziergania każdemu z gości handmade'owego prezentu w podziękowaniu za przyjście. Ponieważ mój Syn bywał wcześniej na tego typu imprezach, wiedziałam, że jest praktykowany w tym gronie taki zwyczaj.
Na początek pomyślałam, że wydziergam pierogi (najszybciej i najprościej) i popakuję po kilka. Wydziergałam całkiem sporo i poszłam do mojej dziergającej sąsiadki aby pochwalić się koncepcją... (głupia ja!) Zostałam skrytykowana! Bo mało kolorowe! Powinno być pięknie, kolorowo, bo to przecież dzieci!
Co racja to racja...
Ale jak sobie pomyślałam, co ja takiego kolorowego i pięknego robiłam kiedyś, to zdjęło mnie przerażenie! Ileż to pracy! (razy 13!!!)...
Ale co było robić!? Czas gonił, ambicja wrzeszczała (co? Ty nie dasz rady? TY?). No.... hmm...
Do biegu! Gotowa!? Start!!!
W tydzień wydziergałam!!!
Ale dziergałam absolutnie wszędzie i w każdych warunkach. W pekapie głównie, na zebraniach (za torebką ukryta), w poczekalni u lekarza, nocami w domu. Spałam po 4 godziny dziennie (ojjj...strasznie głupia ja...)
Widać, że część nie ma sera żółtego, ale brakło mi włóczki. Brakło mi tez czasu na to, żeby wydziergać rzodkiewki. Szkoda.
Nie zdążyłam też zrobić napisu w stylu "Dziękuję". Trudno. Uważam, że jak na ten krótki czas i zawirowanie mocne w pracy, tudzież w życiu osobistym, zrobiłam max maksów.
Impreza była udana i... posypały się zamówienia :)
Jedno się kończy, drugie będzie się dziergać. Kocham!
P.S. No i dzierganie w pekapie na czas świetnie zajmuje głowę. A o to chodziło także.