Kolejna pościel do dziecięcego łóżeczka, tym razem ostatnia. Są trzy- wystarczy. Następne będą rosły razem z dzieckiem i kolejnymi "dorosłymi" kołdrami- za lat kilka.
Tym razem lajtowa na sam początek radosnego dzieciństwa :)
Bardzo przepraszam, że pokazuję je takie niemiłosiernie wymiętolone ale są ku temu co najmniej dwa powody. A nawet trzy...
Po pierwsze, są wykonane z materiałów, które w szafie przeleżały lat kilka, nie będę ich zatem prasować, żeby nie utrwalić np. zażółceń.
Po drugie, pościel dla maluszków musi być prana w specjalnych płynach/proszkach i czekam na chwilę aż wykonam je wszystkie i hurtem wypiorę.
Po trzecie... jutro, a najdalej pojutrze, ( w każdym razie "na dniach") muszę się udać do szpitalnego SPA, z którego: a) wrócę po 3 dniach, b) wrócę po trzech lub czterech tygodniach, c) nie wrócę... Bardzo jednak chciałam się Wam nimi pochwalić i stąd to wymiętolenie. Przepraszam.
Szpitalne SPA ma swoje ograniczenia i np nie pozwala zabierać maszyn do szycia na swoje oddziały ;) Za nic szacunku do ludzkich zainteresowań! (foch!). Można jednak dziergać obrazki haftem wszelakim, co niniejszym uczynię. Zabiorę dwa UFOki ;)
Kochani! Będzie co ma być... Zobaczymy. Gdyby coś poszło nie tak to jakaś dobra dusza znająca mnie w tzw "realu" coś Wam pewnie napisze w komentarzu. Ale to najwcześniej za miesiąc. Trzymajcie kciuki... bardzo ich potrzebuję.
Jako osoba średniowieczna nie mam internetu w komórce, ani tabletu ani żadnej rzeczy, która cywilizowana jest w stopniu multimedialnym. Posiadam fajny telefon z klapką ;) Zatem pewnie odezwę się dopiero po (szczęśliwym?) powrocie.
Etykiety
...
(2)
Asia
(3)
Balkon
(1)
Bibeloty
(59)
Candy
(13)
Cekiny
(7)
Chleb
(2)
Chusty
(7)
Decoupage
(2)
Druty
(18)
Dywany
(5)
Filcowanki
(3)
French Filigree HAED
(13)
Gryzelda
(5)
Grzela
(1)
Hafty
(82)
Ikony
(1)
Inspiracje
(5)
Jesienny SAL
(6)
Kju
(15)
Konkursy
(3)
Koronka klockowa
(10)
Koronka teneryfowa
(2)
Książki
(1)
Kwiaty
(5)
Mićki-Kićki
(20)
Ogrody
(9)
Oracle HAED
(6)
Ozdoby choinkowe
(16)
Pergamin
(1)
Pisz Pan Frywolitki
(6)
Pledy
(3)
Podróże
(33)
Podsumowanie roku
(6)
Powertex
(1)
Pół serio-pół żartem
(34)
Prochu nie wymyslam
(15)
Prochu nie wymyślam
(23)
Prywatnie
(35)
Quilling
(1)
Rozrywka
(11)
RR
(10)
SAL
(3)
SAL kawowy
(12)
SAL rozeta
(1)
SAL Wielkanocny
(7)
Sal z Flamingiem
(1)
Skończone
(48)
Smaczki
(12)
Sutasz
(1)
Szycie
(4)
Szydełko
(65)
Świątecznie
(6)
Świąteczny SAL
(8)
Takie tam
(48)
Technika balszaja
(10)
Transfer
(1)
UFOK-owy rok 2
(5)
UFOK-owy rok 3
(1)
Uwolnij tkaniny
(10)
Vinci
(1)
Wiklina
(2)
Work in nieustający progress ;)
(14)
Work in progress ;)
(13)
WOŚP
(1)
Wymianki
(1)
Wyróżnienia
(8)
YouTube
(3)
Zabawki
(1)
Zaginiony w akcji
(6)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Uwolnij tkaniny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Uwolnij tkaniny. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 23 lutego 2016
czwartek, 18 lutego 2016
Motyle w brzuchu ;)
Niniejszym oświadczam, że jestem zauroczona!
Maszyną ofkors ;)
Właściwie to gdybym się miała do czegoś przyczepić to... bardziej podobają mi się dwukolorowe ale w tym sklepie były same białe ;) . A druga rzecz - brakuje słupka do przytrzymywania nici. Jest opisany w instrukcji, że ma być a nie ma. Ale za to jest szczoteczka, która ma adekwatną dziurkę i robi robotę - jednak ewidentnie to nie to. Jestem zaskoczona wielością ściegów, ich pięknem oraz możliwościami wykorzystania. Z drugiej jednak strony pokrętło zmiany ściegów ( a szczególnie S2) ciężko chodzi. Może z czasem mu przejdzie bo zamierzam często korzystać.
No i powstała kolejna pościel, tym razem nie dwustronna, bo okazało się, że materiału (na centymetry) jednak starczy na całą. Dla małego dziecka połączenie z czernią było takie sobie. Połączenie zaś z bielą - tandetne. Najlepszy byłby negatyw wzoru ale tego akurat nie miałam.
Cóż... obawiam się, że na czas jakiś na blogu hafciarskim zagoszczą uszytki :) Serce nie sługa! Przepraszam! ;)
Maszyną ofkors ;)
Właściwie to gdybym się miała do czegoś przyczepić to... bardziej podobają mi się dwukolorowe ale w tym sklepie były same białe ;) . A druga rzecz - brakuje słupka do przytrzymywania nici. Jest opisany w instrukcji, że ma być a nie ma. Ale za to jest szczoteczka, która ma adekwatną dziurkę i robi robotę - jednak ewidentnie to nie to. Jestem zaskoczona wielością ściegów, ich pięknem oraz możliwościami wykorzystania. Z drugiej jednak strony pokrętło zmiany ściegów ( a szczególnie S2) ciężko chodzi. Może z czasem mu przejdzie bo zamierzam często korzystać.
No i powstała kolejna pościel, tym razem nie dwustronna, bo okazało się, że materiału (na centymetry) jednak starczy na całą. Dla małego dziecka połączenie z czernią było takie sobie. Połączenie zaś z bielą - tandetne. Najlepszy byłby negatyw wzoru ale tego akurat nie miałam.
Cóż... obawiam się, że na czas jakiś na blogu hafciarskim zagoszczą uszytki :) Serce nie sługa! Przepraszam! ;)
Etykiety:
Szycie,
Uwolnij tkaniny
poniedziałek, 25 stycznia 2016
Pościel, czyli nie chwal dnia przed zachodem słońca...
Przez większość swojego dorosłego życia chomikuję różne rzeczy.
Przydasie.
Nazbierałam tego straszliwe ilości w nadziei, że może "kiedyś"...
"Kiedyś" napawało nadzieją, że może będzie na to czas... albo potrzeba chwili bo pojawi się odpowiedni pretekst...
Ale też owe "kiedyś" napawało przerażeniem, bo jasny gwint trzeba będzie kiedyś usiąść i się za to wziąć :) a przecież tyyyle tego!
No i "kiedyś" nadeszło, a konkretnie cały hurt "kiedysiów". Tabun, można rzec całkiem serio i uczciwie.
W czym zaś dzieło, że nie siadałam tylko odwlekałam? Otóż wielką ową tajemnicą jest moja maszyna do szycia. A właściwie jej dyspozycyjność... a tak całkiem serio to jej brak.
Moja maszyna szyje tak: poszewka na jasiek uszyta- naprawa- parę ścierek przeszytych- naprawa- jasiek następny- naprawa- garsonka- naprawa- spódnica- naprawa.... No i na parę lat maszyna wylądowała w pawlaczu. Serce do szycia straciłam ponad 20 lat temu ale nie straciłam serca do chomikowania materiałów...
No i pojawił się konflikt interesów...
Już nie pamiętałam na jakim etapie maszyna stanęła, czy szycia czy też naprawy, niemniej miałam przygotowanych 6 fajnych kawałków materiałów do uszycia trzech kompletów pościeli do łóżeczka dziecięcego. Wymyśliłam sobie bowiem pościele dwustronne. Po pierwsze dlatego, że tak jest ciekawiej a po drugie, kawałki materiałów zbyt bogate w gabaryty nie były...
No i USIADŁAM.... Przycięłam, zaszpilkowałam, wyciągnęłam maszynę i... ZACZĘŁAM SZYĆ....
Poszło!
No jak świetnie się szyło! Masełko! Miodzio! Cud, miód i orzeszki!
Myślę sobie, Susan ale ty głupia jesteś! Kobito, takie cudo w pawlaczu posiadasz a tak się wzbraniasz jakby to stado dzikich niebezpiecznych zwierząt było a nie zwykła maszyna do szycia...
Hola! Hola! Postanowiła maszyna pokazać mi gdzie raki zimują! Już kończąc ten komplet pościeli coś zaczęła pokasływać i lekko kulkować...
Prosiłam, błagałam... daj skończyć chociaż to jedno!!!
Pozwoliła...
Ale przy następnej powiedziała głośno: CHWATIT'!!! Już sobie poszyłaś teraz czekam na SPA! I strzeliła focha...
O nie ze mną te numery! Postanowiłam pokazać jej gdzie zimują raki w naszym Pippidu! Niestety wymiękłam... w trosce o wrażliwe uszy sąsiadów... przez ilość rzucanego przeze mnie mięsa i innych wyrobów garmażeryjnych to ONA okazała się mieć ostatnie słowo...
Na następne dwa komplety zatem trzeba będzie nieco poczekać...
I żeby nie było! Moja maszyna to nie jakieś byle co... To "porządna" maszyna marki Singer z lat '80. Ponoć lepszych ze świecą szukać...
.... chyba poszukam...
Przydasie.
Nazbierałam tego straszliwe ilości w nadziei, że może "kiedyś"...
"Kiedyś" napawało nadzieją, że może będzie na to czas... albo potrzeba chwili bo pojawi się odpowiedni pretekst...
Ale też owe "kiedyś" napawało przerażeniem, bo jasny gwint trzeba będzie kiedyś usiąść i się za to wziąć :) a przecież tyyyle tego!
No i "kiedyś" nadeszło, a konkretnie cały hurt "kiedysiów". Tabun, można rzec całkiem serio i uczciwie.
W czym zaś dzieło, że nie siadałam tylko odwlekałam? Otóż wielką ową tajemnicą jest moja maszyna do szycia. A właściwie jej dyspozycyjność... a tak całkiem serio to jej brak.
Moja maszyna szyje tak: poszewka na jasiek uszyta- naprawa- parę ścierek przeszytych- naprawa- jasiek następny- naprawa- garsonka- naprawa- spódnica- naprawa.... No i na parę lat maszyna wylądowała w pawlaczu. Serce do szycia straciłam ponad 20 lat temu ale nie straciłam serca do chomikowania materiałów...
No i pojawił się konflikt interesów...
Już nie pamiętałam na jakim etapie maszyna stanęła, czy szycia czy też naprawy, niemniej miałam przygotowanych 6 fajnych kawałków materiałów do uszycia trzech kompletów pościeli do łóżeczka dziecięcego. Wymyśliłam sobie bowiem pościele dwustronne. Po pierwsze dlatego, że tak jest ciekawiej a po drugie, kawałki materiałów zbyt bogate w gabaryty nie były...
No i USIADŁAM.... Przycięłam, zaszpilkowałam, wyciągnęłam maszynę i... ZACZĘŁAM SZYĆ....
Poszło!
No jak świetnie się szyło! Masełko! Miodzio! Cud, miód i orzeszki!
Myślę sobie, Susan ale ty głupia jesteś! Kobito, takie cudo w pawlaczu posiadasz a tak się wzbraniasz jakby to stado dzikich niebezpiecznych zwierząt było a nie zwykła maszyna do szycia...
Hola! Hola! Postanowiła maszyna pokazać mi gdzie raki zimują! Już kończąc ten komplet pościeli coś zaczęła pokasływać i lekko kulkować...
Prosiłam, błagałam... daj skończyć chociaż to jedno!!!
Pozwoliła...
Ale przy następnej powiedziała głośno: CHWATIT'!!! Już sobie poszyłaś teraz czekam na SPA! I strzeliła focha...
O nie ze mną te numery! Postanowiłam pokazać jej gdzie zimują raki w naszym Pippidu! Niestety wymiękłam... w trosce o wrażliwe uszy sąsiadów... przez ilość rzucanego przeze mnie mięsa i innych wyrobów garmażeryjnych to ONA okazała się mieć ostatnie słowo...
Na następne dwa komplety zatem trzeba będzie nieco poczekać...
I żeby nie było! Moja maszyna to nie jakieś byle co... To "porządna" maszyna marki Singer z lat '80. Ponoć lepszych ze świecą szukać...
.... chyba poszukam...
Etykiety:
Pół serio-pół żartem,
Szycie,
Uwolnij tkaniny
niedziela, 15 grudnia 2013
Dywanik łazienkowy i przygotowania do świąt
Mało casu, mało casu, kruca! W fotograficznym skrócie wygląda to tak:
Naprawdę bardzo się starałam sfotografować go bez kotów... One jednakowoż były innego zdania ;)
Małe zbliżenie. Dywanik ma grubość ok 1 cm. Bardzo bolały mnie ręce przy dzierganiu.
Teraz już wiem jak nastepnym razem ciąć tkaninę: CIENKO i RÓWNO! Niezbyt cienko i niezbyt równo powoduje, że brzegi są lekko pofalowane:
Tu najlepiej widać, że dywanik jest w dwóch odcieniach pomarańczu. Zgłaszam dywanikowy ciąg dalszy do akcji "Uwolnij tkaniny" (uff!).
......................................................................................
Choinkowo:
Ze względu na koty w dużym pokoju mamy tylko sztuczne kwiaty. Wszelkie żywe są traktowane przez nich jak pożywienie...
Takimi dekoracjami ozdobiłam w mojej pracy regały biblioteczne:
A takie cudo kupiłam w szrociku koło mojej pracy! Ceramiczny pojemnik na ciasteczka! Kocham go!
Grzechem byłoby nie upiec do niego ciasteczek. Upiekłam owsiane z przepisu z internetu, tylko zmieniłam dodatki. Dodałam to co akurat było w domu: rodzynki, daktyle, słonecznik i zapach migdałowy.
Trwają też prace przy szydełkowym pledzie, gdyż udało mi się zdobyć brakujące włóczki. Nie identyczne, ale bardzo podobne. Staram się codziennie wydziergać, jak to nazywam,"secik", czyli sekwencję kolorów: seledyn, niebieski, lila. Niby nic, a 2,5 godz. na bidę potrzeba.
Świąteczny SAL zostawiam na święta...
Kochani! Dziękuję, że tu zaglądacie i zostawiacie ciepłe słowa!
Pozdrawiam Was serdecznie!
Susan
Naprawdę bardzo się starałam sfotografować go bez kotów... One jednakowoż były innego zdania ;)
Małe zbliżenie. Dywanik ma grubość ok 1 cm. Bardzo bolały mnie ręce przy dzierganiu.
Teraz już wiem jak nastepnym razem ciąć tkaninę: CIENKO i RÓWNO! Niezbyt cienko i niezbyt równo powoduje, że brzegi są lekko pofalowane:
Tu najlepiej widać, że dywanik jest w dwóch odcieniach pomarańczu. Zgłaszam dywanikowy ciąg dalszy do akcji "Uwolnij tkaniny" (uff!).
......................................................................................
Choinkowo:
Ze względu na koty w dużym pokoju mamy tylko sztuczne kwiaty. Wszelkie żywe są traktowane przez nich jak pożywienie...
Takimi dekoracjami ozdobiłam w mojej pracy regały biblioteczne:
A takie cudo kupiłam w szrociku koło mojej pracy! Ceramiczny pojemnik na ciasteczka! Kocham go!
Grzechem byłoby nie upiec do niego ciasteczek. Upiekłam owsiane z przepisu z internetu, tylko zmieniłam dodatki. Dodałam to co akurat było w domu: rodzynki, daktyle, słonecznik i zapach migdałowy.
Trwają też prace przy szydełkowym pledzie, gdyż udało mi się zdobyć brakujące włóczki. Nie identyczne, ale bardzo podobne. Staram się codziennie wydziergać, jak to nazywam,"secik", czyli sekwencję kolorów: seledyn, niebieski, lila. Niby nic, a 2,5 godz. na bidę potrzeba.
Świąteczny SAL zostawiam na święta...
Kochani! Dziękuję, że tu zaglądacie i zostawiacie ciepłe słowa!
Pozdrawiam Was serdecznie!
Susan
Etykiety:
Druty,
Świątecznie,
Uwolnij tkaniny
środa, 7 sierpnia 2013
Zasłony w wersji light
Uwielbiam upały!
Wiecie dlaczego?
Bo sobie mogę bez wyrzutów sumienia siedzieć w domu i nic nie muszę musieć - bo nie da się ;)
Normalnie zawsze gdzieś biegnę- a to załatwiam coś, a to do pracy lecę, a to w Kju siedzę i grzebię, a to gdzies do kogoś, z kimś coś...
Teraz mam wakacje i dzięki pogodzie nic nie muszę- ODPOCZYWAM!
Mając tak dużo czasu oczywiście nie siedzę bezczynnie :) nie da się. Mam ten komfort, że wtedy mogę robić to co CHCĘ... Dlatego dziergam, dziergam! DZIERGAM!
I uwalniam tkaniny :)
Kolejne trzy sztuki opuściły szafę- 5 metrów tkaniny, oraz woal w rozmiarze 5,20m.x45 cm -resztka z firanki w kuchni. Wszystko w rozmytym odcieniu bieli (takim delikatnym ecru)
Oczywiście złamałam stereotypy, bo zasłony wiszą na żabkach, na których zwyczajowo wiszą firanki, a woal na zasłonkowych, ale kto powiedział, że tak nie można? :)
Okno jest bardzo trudne do dekoracji, bo z jednej strony dochodzi do samego rogu, a z drugiej zasłony muszą zakryć rury cieplownicze (widac je niestety na zdjęciu bo bardzo "fikuśne" są). Szerokość to bagatelka 3 metry... Odpadają różne ozdobne karnisze, na ktorych można zawieszać na szelkach czy kółkach. Musi byc klasyczna szyna (ubolewam nad tym okrutnie). Za firankami nie przepadam. Probowałam różnych i nijak nie pasują. Mogłby być woal, ale znowu przy kotach...
Dużo by gadać, ale po co. Machnęłam sobie takie zasłonki w wersji light. Letnie.
Póki co mogą być.
Wiecie dlaczego?
Bo sobie mogę bez wyrzutów sumienia siedzieć w domu i nic nie muszę musieć - bo nie da się ;)
Normalnie zawsze gdzieś biegnę- a to załatwiam coś, a to do pracy lecę, a to w Kju siedzę i grzebię, a to gdzies do kogoś, z kimś coś...
Teraz mam wakacje i dzięki pogodzie nic nie muszę- ODPOCZYWAM!
Mając tak dużo czasu oczywiście nie siedzę bezczynnie :) nie da się. Mam ten komfort, że wtedy mogę robić to co CHCĘ... Dlatego dziergam, dziergam! DZIERGAM!
I uwalniam tkaniny :)
Kolejne trzy sztuki opuściły szafę- 5 metrów tkaniny, oraz woal w rozmiarze 5,20m.x45 cm -resztka z firanki w kuchni. Wszystko w rozmytym odcieniu bieli (takim delikatnym ecru)
Oczywiście złamałam stereotypy, bo zasłony wiszą na żabkach, na których zwyczajowo wiszą firanki, a woal na zasłonkowych, ale kto powiedział, że tak nie można? :)
Okno jest bardzo trudne do dekoracji, bo z jednej strony dochodzi do samego rogu, a z drugiej zasłony muszą zakryć rury cieplownicze (widac je niestety na zdjęciu bo bardzo "fikuśne" są). Szerokość to bagatelka 3 metry... Odpadają różne ozdobne karnisze, na ktorych można zawieszać na szelkach czy kółkach. Musi byc klasyczna szyna (ubolewam nad tym okrutnie). Za firankami nie przepadam. Probowałam różnych i nijak nie pasują. Mogłby być woal, ale znowu przy kotach...
Dużo by gadać, ale po co. Machnęłam sobie takie zasłonki w wersji light. Letnie.
Póki co mogą być.
Etykiety:
Uwolnij tkaniny
sobota, 13 lipca 2013
Destrukcji ciąg dalszy :)
A to dlatego, że to bardzo brudna praca i doszłam do wniosku, że za jednym sprzątaniem ogarnę. Ot taka uroda, że sprzątać nie lubi :)
O czywiście nie uprawiałam samowolki! Kontrola jakości ponad wszystko. Jeszcze tylko akceptacja Kociego Sanepidu i voila!
Uwolniłam 2 kolejne sztuki materiału za rownie zawrotną sumę. Niestety w dwóch różnych odcieniach pomarańczu. Planuję z nich chodniczki lazienkowe, więc strachu nie ma, że braknie.
No i najważniejsze! Wczoraj zaczęłam robić biały dywan. No nie dla mięczaków taka robota! Ręce bolą! Nic to. Najważniejsze żeby zacząć. Jak się będę o niego potykać to istnieje szansa, że kiedyś go skończę ;)
A Wrocławianki nie zaglądają... szkoda...
Bożenko wielki cmok dla Ciebie!
A takie cudo zakwitło mi na balkonie!
Zakochałam się w tym roku w pelargoniach angielskich! Mam 3 rodzaje, ale w przyszłym roku dokupię więcej.
O czywiście nie uprawiałam samowolki! Kontrola jakości ponad wszystko. Jeszcze tylko akceptacja Kociego Sanepidu i voila!
Uwolniłam 2 kolejne sztuki materiału za rownie zawrotną sumę. Niestety w dwóch różnych odcieniach pomarańczu. Planuję z nich chodniczki lazienkowe, więc strachu nie ma, że braknie.
No i najważniejsze! Wczoraj zaczęłam robić biały dywan. No nie dla mięczaków taka robota! Ręce bolą! Nic to. Najważniejsze żeby zacząć. Jak się będę o niego potykać to istnieje szansa, że kiedyś go skończę ;)
A Wrocławianki nie zaglądają... szkoda...
Bożenko wielki cmok dla Ciebie!
A takie cudo zakwitło mi na balkonie!
Zakochałam się w tym roku w pelargoniach angielskich! Mam 3 rodzaje, ale w przyszłym roku dokupię więcej.
Etykiety:
Kwiaty,
Mićki-Kićki,
Uwolnij tkaniny
piątek, 12 lipca 2013
Praca, która rzuca na kolana ;)
Niestety w sensie dosłownym.
Niesiona na fali uwalniania tkanin z szafy postanowiłam wreszcie zrobić własne zpagetti z dawno kupionych dwóch kompletów bawełnianej pościeli. Wydałam na nie kiedyś zawrotna sumę 4 złotych (2x2 zł) zauroczona tym co można z niej zrobić.
Wczoraj przystąpiłam do dzieła:
Prace odbywały się w obecności Komisji Kontroli Jakości:
(Mruczuś ma tymczasowy opatrunek, gdyż znowu wydrapał sobie ranę...lepszy, ładniejszy jest w trakcie tworzenia. Stwierdziłam, że brzydki opatrunek nie może go eliminować od prac w Komisji Jakości, czyż nie?)
W efekcie wspólnych wysiłków powstał imponujący urobek:
Mój kręgosłup nadaje sie do wymiany lub wyrzucenia ;) Kolana takoż.
Pracę kwalifikuję do akcji "Uwolnij tkaniny z twojej szafy". Zostały zwolnione dwa komplety pościeli bawełnianej marki Marks and Spencer. Szafa jest mi wdzięczna, a ja jestem o krok (milowy! ;)) od spełnienia marzeń o szydełkowym dywanie!
Na koniec pokażę Wam perełkę jaką znalazłam w ciucholandzie i oczywiście nie mogłam jej tam zostawić ;) No nie mogłam i już!
Co znaczy mniej więcej "Jeżeli mężczyźni są z Marsa to dlaczego nie mogli zostać na swojej własnej planecie?" ;) ;) ;)
Na ostateczny koniec mam do Was prośbę. Otóż na początku sierpnia wybieramy sie z Osobistym do Wrocławia na 3-4 dni. Chcemy zwiedzic to magiczne miasto. Kiedyś w zamierzchłej podstawówce tam byłam, potem kilkakrornie przejeżdzałam, ale świadomym życiu nie byłam. Nie interesują nas muzea, ani Panorama Racławicka bo tam dawno temu byliśmy. Chcielibyśmy zobaczyć parki we Wrocławiu i okolicach, oraz inne magiczne miejsca, które warto zobaczyć. Chcielibyśmy też zawitać do knajp, w ktorych nie wypada nie być, zjeśc potrawy, których nie wypada nie zjeść zobaczyć zabytki, których nie wypada nie zobaczyć. Na to wszystko mamy max 4 dni. Szukam sobie, patrzę ale tego jest cała masa. Nie wiem co wybrać. Wiem, że na Was można zawsze liczyć i pomożecie w tej całej masie wrocławskich atrakcji wyłuskać te najfajniejsze. Będę naprawdę bardzo zobowiązana!
Niesiona na fali uwalniania tkanin z szafy postanowiłam wreszcie zrobić własne zpagetti z dawno kupionych dwóch kompletów bawełnianej pościeli. Wydałam na nie kiedyś zawrotna sumę 4 złotych (2x2 zł) zauroczona tym co można z niej zrobić.
Wczoraj przystąpiłam do dzieła:
Prace odbywały się w obecności Komisji Kontroli Jakości:
(Mruczuś ma tymczasowy opatrunek, gdyż znowu wydrapał sobie ranę...lepszy, ładniejszy jest w trakcie tworzenia. Stwierdziłam, że brzydki opatrunek nie może go eliminować od prac w Komisji Jakości, czyż nie?)
W efekcie wspólnych wysiłków powstał imponujący urobek:
Mój kręgosłup nadaje sie do wymiany lub wyrzucenia ;) Kolana takoż.
Pracę kwalifikuję do akcji "Uwolnij tkaniny z twojej szafy". Zostały zwolnione dwa komplety pościeli bawełnianej marki Marks and Spencer. Szafa jest mi wdzięczna, a ja jestem o krok (milowy! ;)) od spełnienia marzeń o szydełkowym dywanie!
Na koniec pokażę Wam perełkę jaką znalazłam w ciucholandzie i oczywiście nie mogłam jej tam zostawić ;) No nie mogłam i już!
Co znaczy mniej więcej "Jeżeli mężczyźni są z Marsa to dlaczego nie mogli zostać na swojej własnej planecie?" ;) ;) ;)
Na ostateczny koniec mam do Was prośbę. Otóż na początku sierpnia wybieramy sie z Osobistym do Wrocławia na 3-4 dni. Chcemy zwiedzic to magiczne miasto. Kiedyś w zamierzchłej podstawówce tam byłam, potem kilkakrornie przejeżdzałam, ale świadomym życiu nie byłam. Nie interesują nas muzea, ani Panorama Racławicka bo tam dawno temu byliśmy. Chcielibyśmy zobaczyć parki we Wrocławiu i okolicach, oraz inne magiczne miejsca, które warto zobaczyć. Chcielibyśmy też zawitać do knajp, w ktorych nie wypada nie być, zjeśc potrawy, których nie wypada nie zjeść zobaczyć zabytki, których nie wypada nie zobaczyć. Na to wszystko mamy max 4 dni. Szukam sobie, patrzę ale tego jest cała masa. Nie wiem co wybrać. Wiem, że na Was można zawsze liczyć i pomożecie w tej całej masie wrocławskich atrakcji wyłuskać te najfajniejsze. Będę naprawdę bardzo zobowiązana!
Etykiety:
Mićki-Kićki,
Podróże,
Uwolnij tkaniny
czwartek, 11 lipca 2013
Wreszcie uwolniłam tkaniny!
Z tym szyciem i ze mna to wcale nie jest tak jak myślicie. To trudna miłość ;)
Kiedyś jak mój mąż nie był jeszcze moim mężem, zdarzyło się nam świętować Walentynki (ja!!!). Dobra raz nam się zdarzyło, ale wywarło wpływ na całe moje życie ;) Mianowicie mój ówczesny chłopak zabrał mnie do kina na film "Wzgórze nadziei" z Nicole Kidman i Renee Zelweger. Nicole tam grała zmanierowaną dziedziczkę, a Renee jej służącą (genialnie- dostała za nia Oscara zupełnie zasłużenie). No i ta Nicole starała sie tej biednej Renee wytłumaczyć różnice między nią a klasa niższą na zasadzie porownań, my robimy coś tam a wy coś tam gorszego. Już nie pamietam wszystkiego, ale zostało mi w pamieci jedno porównanie: "Haftuję- nie ceruję"
No i od tego czasu mam nowe motto ż/sz/yciowe ;) Powtarzam to ilekroć ktokolwiek przynosi mi oderwany guzik, firanki do przeszycia czy inne cholerstwo wymagające interwencji maszyny do szycia.
Kiedyś i owszem zdarzyło mi sie uszyc parę rzeczy. Nawet zamierzałam się udac do szkoły krawieckiej, pan Bóg jednak czujny był i nie pozwolił ;) Chwała mu za to!
W tym tez czasie zostałam szczęśliwą (?) posiadaczką maszyny do szycia marki Singer, która częściej się psuje niż działa. Taki felerny egzemplarz, choć wydaje mi się, że traktowanie jej przez użytkownika, czyli mła też ma niebagatelny wpływ.
Do rzeczy.
W czasach kiedy nie mieliśmy wiele, a szarpnęliśmy sie na kupno mieszkania różni ludzie w dobrej wierze dawali nam różne rzeczy. A to ręczniki, a to obrusy, a to firanki. Chwała im za to.
Czas mijał, my się toszkę odbijaliśmy od dna finansowego, kredyt się spłacał, a gust wyrabiał- także i ten wnętrzarski.
No i bywało, że rzeczy zalegały szafy w nadziei, że może kiedyś.
Nadeszły wakacje i stanęłam przed faktem, że na grzbiet ubrać mam mało co, a szafa pęka od może kiedyś.
Nic na siłę.
Jak wiecie jestem właścicielką Kju. Kju jest boskie! Boskość Kju potęguje Chata w Kju, w której zamierzam spędzić emeryturę (o ile uda mi sie do niej dożyć;))
Chata jest wiekowa, drewniana i wymaga remontu kapitalnego: wymiany cześci okien, izolacji fundamentów, przebudowy kuchni i... wielu innych równie upiornych rzeczy.
Chata ma tez wbrew pozorom zalety: okna (niechby i stare) w ilości dzikiej!
I tym sposobem przeszliśmy sobie gladko do meritum. Otóż zagospodarowałam 8 (słownie: OSIEM) metrów firanki z żelaznych zapasów na może kiedyś!
Czy Wy sobie wyobrażacie jaka to ulga dla szafy???
Proszę nie zwracać uwagi na wystrój. To pomieszczenie będzie kiedys podzielone na dwa. Póki co wygląda jak wygląda i posiada trzy wielkie okna po trzy kwatery każde.
Tak sie rozochociłam, że z rozpędu machnęłam dwie moskitiery. Proszę nie zwracać uwagi na piękno, bo próżno go szukać. Ot takie listewki w domu były to z takich wymachałam TYMCZASOWE moskitiery do starych okien na poddaszu.
Ciul, o pardon! TIUL! pochodzi z sukienki sylwestrowej. Sukienka sama w sobie jest spoko i ponadczasowa pod warunkiem usuniecia z niej c...tiulu ;)
No patrz pan! Vintage jak nic!
Firankę zgłaszam do akcji:
do której się zapisałam chyba z rok temu, a dopiero teraz nabrałam mocy prawnej ;)
Jestem w ciągu- uprzedzam- mogę uszyć cos jeszcze ;)
Kiedyś jak mój mąż nie był jeszcze moim mężem, zdarzyło się nam świętować Walentynki (ja!!!). Dobra raz nam się zdarzyło, ale wywarło wpływ na całe moje życie ;) Mianowicie mój ówczesny chłopak zabrał mnie do kina na film "Wzgórze nadziei" z Nicole Kidman i Renee Zelweger. Nicole tam grała zmanierowaną dziedziczkę, a Renee jej służącą (genialnie- dostała za nia Oscara zupełnie zasłużenie). No i ta Nicole starała sie tej biednej Renee wytłumaczyć różnice między nią a klasa niższą na zasadzie porownań, my robimy coś tam a wy coś tam gorszego. Już nie pamietam wszystkiego, ale zostało mi w pamieci jedno porównanie: "Haftuję- nie ceruję"
No i od tego czasu mam nowe motto ż/sz/yciowe ;) Powtarzam to ilekroć ktokolwiek przynosi mi oderwany guzik, firanki do przeszycia czy inne cholerstwo wymagające interwencji maszyny do szycia.
Kiedyś i owszem zdarzyło mi sie uszyc parę rzeczy. Nawet zamierzałam się udac do szkoły krawieckiej, pan Bóg jednak czujny był i nie pozwolił ;) Chwała mu za to!
W tym tez czasie zostałam szczęśliwą (?) posiadaczką maszyny do szycia marki Singer, która częściej się psuje niż działa. Taki felerny egzemplarz, choć wydaje mi się, że traktowanie jej przez użytkownika, czyli mła też ma niebagatelny wpływ.
Do rzeczy.
W czasach kiedy nie mieliśmy wiele, a szarpnęliśmy sie na kupno mieszkania różni ludzie w dobrej wierze dawali nam różne rzeczy. A to ręczniki, a to obrusy, a to firanki. Chwała im za to.
Czas mijał, my się toszkę odbijaliśmy od dna finansowego, kredyt się spłacał, a gust wyrabiał- także i ten wnętrzarski.
No i bywało, że rzeczy zalegały szafy w nadziei, że może kiedyś.
Nadeszły wakacje i stanęłam przed faktem, że na grzbiet ubrać mam mało co, a szafa pęka od może kiedyś.
Nic na siłę.
Jak wiecie jestem właścicielką Kju. Kju jest boskie! Boskość Kju potęguje Chata w Kju, w której zamierzam spędzić emeryturę (o ile uda mi sie do niej dożyć;))
Chata jest wiekowa, drewniana i wymaga remontu kapitalnego: wymiany cześci okien, izolacji fundamentów, przebudowy kuchni i... wielu innych równie upiornych rzeczy.
Chata ma tez wbrew pozorom zalety: okna (niechby i stare) w ilości dzikiej!
I tym sposobem przeszliśmy sobie gladko do meritum. Otóż zagospodarowałam 8 (słownie: OSIEM) metrów firanki z żelaznych zapasów na może kiedyś!
Czy Wy sobie wyobrażacie jaka to ulga dla szafy???
Proszę nie zwracać uwagi na wystrój. To pomieszczenie będzie kiedys podzielone na dwa. Póki co wygląda jak wygląda i posiada trzy wielkie okna po trzy kwatery każde.
Tak sie rozochociłam, że z rozpędu machnęłam dwie moskitiery. Proszę nie zwracać uwagi na piękno, bo próżno go szukać. Ot takie listewki w domu były to z takich wymachałam TYMCZASOWE moskitiery do starych okien na poddaszu.
Ciul, o pardon! TIUL! pochodzi z sukienki sylwestrowej. Sukienka sama w sobie jest spoko i ponadczasowa pod warunkiem usuniecia z niej c...tiulu ;)
No patrz pan! Vintage jak nic!
Firankę zgłaszam do akcji:
do której się zapisałam chyba z rok temu, a dopiero teraz nabrałam mocy prawnej ;)
Jestem w ciągu- uprzedzam- mogę uszyć cos jeszcze ;)
Etykiety:
Kju,
Uwolnij tkaniny
niedziela, 16 września 2012
Przywołana do porządku ;)
Ja jednak potrzebuję bata nad głową! Zapomniana Pracownia zamieściła miesięczne podsumowanie akcji uwalniania tkanin i... w miejscu "Susan"... zieje sobie dziura!...
Chcąc nie chcąc (raczej nie chcąc ;) ) powyciągałam swoje woale, i zabrałam się za broszki, które to owe miałam zrobić "kiedyś". Podziałałam. Sfociłam. Na zdjęciach wyszły zupełnie w innych kolorach! Wszystkie fioletowe postanowiły być niebieskie, a pomarańczowe - czerwone.Proszę jednak uwierzyć mi na słowo, że są w dwóch odcieniach fioletu...
A niech im będzie jak tak chcą ;)
Efektem tych prac jest brak w szafce 2 kawałków woali (yes! yes! yes!)
Dobra, wiem, że powinnam coś USZYĆ, ale umówmy się... Niech to będzie taki wstęp... ;)
I jeszcze tak ni z gruszki, ni z pietruszki:
Jeśli kiedykolwiek do Waszego miasta zawita Teatr Ateneum z Warszawy z przedstawieniem "Kolacja dla głupca" to idźcie koniecznie! Miałam to szczęście być na tym spektaklu dzisiaj! Fan-ta-sty-czny! Plejada aktorów (m. in. P. Fronczewski, K. Tyniec (NIESAMOWITY!) M. Trybała) oznacza ponad dwie godziny fantastycznej zabawy! Nie tylko do śmiechu tam jest. Zastanówcie się bowiem dwa razy zanim kogoś nazwiecie głupcem...
Chcąc nie chcąc (raczej nie chcąc ;) ) powyciągałam swoje woale, i zabrałam się za broszki, które to owe miałam zrobić "kiedyś". Podziałałam. Sfociłam. Na zdjęciach wyszły zupełnie w innych kolorach! Wszystkie fioletowe postanowiły być niebieskie, a pomarańczowe - czerwone.Proszę jednak uwierzyć mi na słowo, że są w dwóch odcieniach fioletu...
A niech im będzie jak tak chcą ;)
Efektem tych prac jest brak w szafce 2 kawałków woali (yes! yes! yes!)
Dobra, wiem, że powinnam coś USZYĆ, ale umówmy się... Niech to będzie taki wstęp... ;)
I jeszcze tak ni z gruszki, ni z pietruszki:
Jeśli kiedykolwiek do Waszego miasta zawita Teatr Ateneum z Warszawy z przedstawieniem "Kolacja dla głupca" to idźcie koniecznie! Miałam to szczęście być na tym spektaklu dzisiaj! Fan-ta-sty-czny! Plejada aktorów (m. in. P. Fronczewski, K. Tyniec (NIESAMOWITY!) M. Trybała) oznacza ponad dwie godziny fantastycznej zabawy! Nie tylko do śmiechu tam jest. Zastanówcie się bowiem dwa razy zanim kogoś nazwiecie głupcem...
Etykiety:
Bibeloty,
Smaczki,
Uwolnij tkaniny
poniedziałek, 27 sierpnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)