Powiem państwu bajeczkę, jakich zresztą wiele...
— — —
Chciały raz instrumenty, wytworzyć kapelę
znalazła się batuta, lecz przy pierwszej nucie
»Ten klarnet do niczego!« szepnął flet batucie.
Podobnie choć z tłumikiem i w większym sekrecie,
mruknął po chwili klarnet uana ucho o flecie.
Potem bas ironicznie wyrzekł o puzonie,
puzon mówił o basach, że chybiają w tonie.
Pierwsze skrzypce o drugich, te zaś, pragnąc przypiec,
osmarowały łojem smyczek pierwszych skrzypiec.
Potem obój o różku różne plamy zwierzył,
blachy w bęben, a bęben na blachy uderzył,
Tak, że wkońcu batuta na pulpicie wsparta
orzekła, iż kapela cała djabła warta!
Takiemi instrumenty są częstokroć ludzie.
Wytwarzają kapelę i topią się w brudzie.
Ten tego ów tamtego czernidłem obdziela
aż wreszcie z samych łotrów składa się kapela
i batuta-ideał musi przyznać z placzempłaczem,
że choć są instrumenty, zagrać niema na czem.