Kiedyś, dawno temu, usłyszałam to stwierdzenie, ale nie przywiązywałam do niego zbyt wielkiej wagi, ale dzisiaj, było moją pierwszą myślą, gdy ten post pisać zaczynałam.
A wszystko z przypadku swój początek wzięło.
Mówiąc wszystko, mam na myśli cztery malutkie drobiazgi, które zainspirowane projektami Michaela Powella, na moim tamborku przysiadły, igłę i nitki do pracy pogoniły i oto są.
Malutkie hafciki, które wbrew pozorom, jeśli o czas im poświęcony , wcale takie małe nie są, bo około 16 kolorów nici użyłam a i nad backstitchami trochę czasu spędziłam. Dodatkowo na 18 haftowałam, więc doskonale rozumiecie, że one wcale tak niewinnie małe nie są.
Jednak bajkowej urodzie wzorów oprzeć się nie mogłam i po prostu musiałam je na xxx przełożyć.
Efekt same widzicie i ocenić możecie, ale ja bardzo zadowolona jestem, chociaż ich styl do końca moim nie jest, bo w bardziej oszczędnych formach gustuję, ale od czasu do czasu od schematu odbiec trzeba i czegoś innego spróbować.
Przyznam, że w oryginalności Powella się zadurzyłam i na pewno kolejne wzorki jego autorstwa mojemu krzyżykowemu szaleństwu ulegną.
Tym czasem wzorki powstały i ... kolejne wyzwanie do pionu mnie postawiło. Pytanie, co z nimi zrobić, prawie sen z oczu, przez nocy kilka, mi spędziło, a różne, często skrajne pomysły spokoju nie dawały.
Jednak przebrnęłam i summa summarum, zakładka, obrazek i dwie zawieszki, moją przygodę z Powellem, w taki oto sposób wieńczą.
Jako, że motywy na wzorkach zawarte, ewidentnie o Świętach mówią i krzyżykami wykonane zostały, więc na wyzwanie do xgalaktyki je posyłam, aby tam, w kolejnej edycji zabawy Choinka 2019, StopChwilkę reprezentowały.
Tak więc zadanie wykonane, z radością wielką zresztą, i mam nadzieję, że do wielkiej urody małego przekonać mi się Was udało.
Pozdrawiam serdecznie i wielu zachwytów nad małym codziennym pięknem Wam życzę.
Marysia