Świętoszek/Akt drugi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Świętoszek |
Podtytuł | Tartuffe. Komedya w pięciu aktach wierszem |
Wydawca | S. Lewental |
Data wyd. | 1875 |
Druk | S. Lewental |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Kazimierz Zalewski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
AKT DRUGI.
SCENA I.
Orgon i Maryanna.
orgon.
Maryanno! maryanna.
Słucham ojca. orgon.
Zbliż się, moje dziecię. maryanna (do Orgona, który zagląda do gabinetu).
Czy ojciec szuka czego? orgon.
Nie, ale w sekrecie maryanna.
Za to ja ojcu wdzięczną jestem ile mogę. orgon.
Dobrze mówisz; lecz by ta miłość była trwała, maryanna.
Posłuszeństwo, to córki największa ozdoba. orgon.
Ślicznie. Powiedz, jak ci się pan Tartuffe podoba? maryanna.
Komu? Mnie? orgon.
Tak jest, tobie. Wnet się rzecz pokaże, maryanna.
Ja to powiem, co mi ojciec każe. SCENA II.
Orgon, Maryaima, Doryna
(wchodzi po cichu i staje niepostrzeżona za Orgonem). orgon.
To rozumna odpowiedź. A więc mów w ten sposób, maryanna.
Co? orgon.
Chę? maryanna.
Jak? orgon.
No przecie. maryanna.
Chyba słuch mnie myli? orgon.
Jakto? maryanna.
Ja mam powiedziéć, — ojciec chciał w téj chwili, orgon.
Tartuffe’a. maryanna.
Nie, w ten sposób ja mówić nie zacznę, orgon.
Owszem powinnaś mówić prawdę, prawdę całą, maryanna.
Jakto, ty myślisz ojcze... orgon.
Tak jest, córko, myślę (Spostrzegając Dorynę)
Zkądeś się tu wzięła? doryna.
Doprawdy nie wiem jeszcze zkąd się to zaczyna, orgon.
Cóż to, wieść niemożliwa? doryna.
I próżno się szerzy, orgon.
Uwierzą mi; jest środek na to dość utarty. doryna.
Tak, tak, my wiemy, że pan mówisz to na żarty. orgon.
Żadnych żartów w tém nie ma, to nie jest udanie. doryna.
Strachy! orgon.
Tak, moja córko, to się wkrótce stanie. doryna.
Niech panienka nic ojcu nie wierzy w téj chwili, orgon.
Ależ mówię... doryna.
Próżno się pan sili, orgon.
Bo cię mój gniew strwoży... doryna.
Dobrze, już ci wierzymy, ale to tém gorzéj orgon.
Słuchaj-no, ty tu sobie pozwalasz za wiele, doryna.
Mówmy bez gniewu, panie, o cierpliwość proszę, orgon.
Milcz! jeśli nie nie ma, doryna.
Tak, on to utrzymuje; może prawda, ale Ten rachunek przed Bogiem za jéj błędy bierze. orgon.
A toć ona rozumu mnie dziś uczyć będzie! doryna.
Lepiéjbyś pan tu rządził idąc za mem zdaniem. orgon.
Zostaw ją, moja córko, z jéj głupiém gadaniem. doryna.
Chcesz pan, by nabożeństwa godzinę miał stałą. orgon.
Proszę cię przestań i tak gadałaś za wiele. doryna.
Ona to zrobi z niego, że kozłem zostanie. orgon.
Oj, to gada! doryna.
Wygląda na to powołanie. orgon.
Przestań-że mi przerywać i przez miłość nieba, doryna.
Jeżeli przez życzliwość pańskiéj sprawy bronią... orgon.
Za wiele życzliwości, nie proszę cię o nią. doryna.
Z przywiązania... orgon.
Ja nie chcę. Gdy ktoś nie pozwoli. doryna.
A ja chcę pana kochać mimo pańskiéj woli. orgon.
Ah! doryna.
Tak czci pańskiéj bronię jakby własnej głowy, orgon.
Przestaniesz ty mi gadać? doryna.
To jest obowiązek, orgon.
Będziesz milczeć ty wężu? bo zuchwalstwa znaki... doryna.
Ah! pan jesteś pobożny i w gniew wpadasz taki. orgon.
Bo już mnie w wściekłość wprawia ta historya cała; doryna.
Dobrze, lecz będę myśleć; to pana nie złości? orgon.
Myśl sobie, kiedy tak chcesz, ale myśl w cichości. doryna.
A to wściekłość bierze, orgon.
Z urody choć się nie przechwala, doryna.
Tak jest piękna lala. orgon.
Przystojny i sympatyą obudzić jest w stanie, doryna.
Ślicznego mężulka dostanie. (Orgon obraca się do Doryny i z rękami założonemi wpatruje się w nią.)
Gdyby ze mną mężczyzna spełnił taką zbrodnię, orgon (do Doryny).
Więc moja wola za nic tu jest uważana. doryna.
Czego pan chcesz, wszakże ja nie mówię do pana. orgon.
A cóż teraz robiłaś? doryna.
Do pana nic a nic, orgon.
Zuchwalstwo bez granic, (Przygotowywa się do dania policzka Dorynie i za każdym wyrazem, który wymawia, obraca się do Doryny, która stoi nic nie mówiąc.)
Moja córko, powinnaś potwierdzić te plany, (Do Doryny.)
Mów-że co! doryna.
Nie mam sobie nic do powiedzenia. orgon.
Tylko słóweczko. doryna.
Ja chcę milczéć. orgon.
To nie sztuka, doryna.
Niech pan głupiéj szuka. orgon (do córki).
Nakoniec ojca wolę będziesz miéć na względzie, doryna (uciekając).
Ja za niego nie poszłabym za nic na świecie. orgon (po daremnej próbie dania policzka Dorynie).
Ty zarazę przy sobie trzymasz moje dziecię; SCENA III.
Maryanna, Doryna.
doryna.
Cóż znaczył ten w milczeniu upór nieustanny? maryanna.
Przeciwko woli ojca cóż począć w potrzebie? doryna.
Po prostu, taką groźbę odwrócić od siebie. maryanna.
Jak? doryna.
Mówić, że w wyborze gusta same biega, maryanna.
Przyznaję, władza ojca przéjmuje mnie trwogą, doryna.
Rezonujmy: Walery kocha ciebie szczerze, maryanna.
Rozpacz mnie bierze! doryna.
Alboż ja wiem, czy serce mówiło przez usta? maryanna.
Krzywdzisz mnie kiedy wątpisz o tém choć na chwilę, doryna.
Więc panna myśli o nim? maryanna.
Stale, nieustannie. doryna.
Jak się zdaje on również zakochany w pannie. maryanna.
Tak sądzę. doryna.
Więc rzecz łatwa jest do przewidzenia, maryanna.
O tak, bezwątpienia. doryna.
A z tym drugim co będzie, by skończyć ambaras? maryanna.
Jak mi gwałt zrobić zechcą zabiję się zaraz. doryna.
Ślicznie! żeśmy też dotąd o tém nie myślały! maryanna.
Mój Boże! czem się w tobie współczucie obudzi, doryna.
Nie mam współczucia, gdy ktoś słowa składa zgrabnie, maryanna.
Jestem nadto trwożliwa. doryna.
I to mnie téż złości, maryanna.
Tak, a dla Walerego cóż się pozostanie; doryna.
Jeżeli ojciec panny jest dzikim człowiekiém, maryanna.
Jeśli tamtym zbyt głośno wzgardzić się ośmielę, doryna.
Nie, ja nic nie chcę. Widzę, że panienka pragnie maryanna.
Mój Boże! doryna.
Próżno mówić język się wytęża, maryanna.
Ulituj się nademną i skończ już te żarty, doryna.
Nie! posłuszeństwo ojcu córki obowiązek, Z ławnikiem, burmistrzowa, z całą miejską władzą, maryanna.
O Doryno! doryna.
Jestem panny sługą. maryanna.
Przez litość, chcesz mnie zabić, męcząc mnie tak długo. doryna.
Nie, za karę potrzeba, aby się tak stało. maryanna.
Moja droga! doryna.
Nie! maryanna.
Duszę odkrywam ci całą. doryna.
Nie chcę, próżne błagania będą z panny strony; maryanna.
Wszak jam ci wszystko była powierzyć gotową, doryna.
Nie, będziesz panna panią Tartuffe’ową. maryanna.
Dobrze, kiedy niedola moja cię nie wzrusza, (Chce odchodzić.)
doryna.
Wróć się panna. Pocóż brać moją złość tak ściśle, maryanna.
Gdyby się wola ojca gwałtem w tém uparła, doryna.
Niech się panna nie martwi, znajdziemy w téj biedzie SCENA IV.
Walery, Maryanna, Doryna.
walery.
Doszła mnie tu przed chwilą nowina wesoła maryanna.
Co? walery.
Że w pani Tartuffe’a mam powitać żonę. maryanna.
To zamiary przez mego ojca ułożone. walery.
Przez ojca pani... maryanna.
Tak jest i wskutek téj zmiany, walery.
Na seryo? maryanna.
O! nie było tu mowy o żarcie, walery.
A jakiż wola pani obrót w tém przybiera? maryanna.
Ja nie wiem. walery.
To odpowiedź uczciwa i szczera. maryanna.
Nie. walery.
Nie? maryanna.
Niech pańskie rady drogę wskażą. walery.
Ja radzę pójść za niego, gdy tak pani każą. maryanna.
Radzisz mi pan? walery.
Tak. maryanna.
Szczerze? walery.
Nie można uczciwiéj maryanna.
Przyjmuję pańską radę. walery.
Cokolwiek wypadnie, maryanna.
Tak jak jéj udzielenie pańską duszę rani. walery.
Jam to powiedział, aby spodobać się pani. maryanna.
Jam ją także dla tego wypełnić gotowa. doryna (schodząc w głąb’ sceny).
Zobaczmy jak się skończy cała ta rozmowa. walery.
Tak się to kocha! Oto miłości rozkosze! maryanna.
Oh! przestańmy o tém mówić, proszę. walery.
Nie trzeba się tłómaczyć winą z mojéj strony, maryanna.
Prawda! dobrze pan mówisz. walery.
W tém przyczyna cała, maryanna.
Niestety! wolno panu sądzić mnie w tym względzie. walery.
Wolno mi; lecz w téj sprawie inny koniec będzie maryanna.
O! pan łatwo wzajémność pozyskasz kobiety. walery.
Porzućmy zalety. maryanna.
Strata nie jest tak wielką i ta losu zmiana, walery.
Będę się o to starać; bo godność się kładzie maryanna.
Takie uczucie dla mnie Szczytnem się wydaje. walery.
Słusznie, bo je świat cały za takie uznaje. maryanna.
Moje myśli, jak widzę, znasz pan bardzo mało; walery.
Chciałabyś pani? maryanna.
Tak jest. walery.
Nazbyt ostro ranią (Zwraca się do wyjścia.)
maryanna.
Bardzo dobrze. walery. (zwracając się).
Ja tylko słucham pani zdania, maryanna.
Tak. walery. (jak wyżéj).
I że pani zamiar spełniłem w tym względzie. maryanna.
Przykład mój, niech i tak będzie. walery (odchodząc).
A zatém idę spełnić treść pani rozkazu. maryanna.
Tém lepiéj. walery. (wracając).
Już mnie w życiu nie ujrzysz ni razu. maryanna.
Dobrze. walery. (wracając).
Co? maryanna.
Co? walery.
Mówiłaś i słowo łaskawsze... maryanna.
Nic nie mówiłam. walery.
Zatém odchodzę na zawsze. maryanna.
Żegnam pana. doryna (do Maryanny).
A ja wnoszę, walery (udając że się opiera).
Czego chcesz, Doryno? doryna.
Wróć się pan. walery.
Nie, przez wzgardę i uczucia giną. doryna.
Wstrzymaj się pan. walery.
Nie, to już rzecz postanowiona. doryna.
Ach! maryanna (na stronie).
Drażni go mój widok, więc odejść ztąd wolę. doryna (puszczając Walerego i biegnąc za Maryanną).
Teraz drugie; dokądże? maryanna.
Puść mnie. doryna.
Ależ przecie! maryanna.
Nie mogę tu pozostać, nie, za nic na świecie. walery (na stronie).
Jéj wstręt do mnie objawia się na każdym kroku; doryna (puszcza Maryannę i biegnie za Walerym).
Dosyć do licha, skończcie raz te niepokoje. (Bierze za ręce Walerego i Maryannę i prowadzi ich razem.)
walery (do Doryny).
Jakiż twój zamiar? maryanna (do Doryny).
Co chcesz w tém wszystkiém odmienić doryna.
Najprzód chcę was pogodzić, a potem pożenić. (Do Walerego.)
Czyś pan zwaryował, dzisiaj zwodzić taką kłótnię! walery.
Nie widziałaś, jak do mnie mówiła okrutnie. doryna (do Maryanny).
To szaleństwo, dziś gdy się tworzy taki przedział. maryanna.
Chyba żeś nie słyszała co do mnie powiedział. doryna do (Walerego).
To głupstwo obustronne. Pragnie jak najszczerzéj (Do Maryanny.)
Zostać twym mężem, jego pragnienie jedyne, maryanna (do Walerego).
Kto kochając, podobną radę dawać będzie;.. walery (do Maryanny).
Kto kochając, o radę pyta w takim względzie... doryna.
Oboje zwaryowali i przyznać się boją.. walery (dając rękę, do Doryny).
Na co? doryna (do Maryanny).
Daj mi panna swoją. maryanna (dając rękę).
Lecz na co się to przyda? doryna.
By skończyć rzecz całą. (Walery i Maryanna trzymają się za ręce nie patrząc na siebie.)
walery.
Na co ten przymus, sądzę, że można najprościéj (Maryanna obraca się do Walerego uśmiechając się.)
doryna.
Widziéć takich szaleńców rzecz bardzo ciekawa. walery (do Maryanny).
Bo skarżyć się na ciebie, czyliż nie mam prawa? maryanna.
A ty! czyliż niewdzięczność daléj sięgać może.... doryna.
Dokończycie tych sporów, ale w innej porze. maryanna.
Tak! powiedz jakich środków użyć nam wypadnie. doryna.
Będziem się bronić w sposób skryty i otwarty. (Do Maryanny.)
Ojciec panny kpi sobie. (Do Walerego.)
To są czyste żarty. (Do Maryanny.)
Jednak najlepiéj będzie, według mego zdania, (Do Walerego.)
Idź pan, swoich przyjaciół używaj w potrzebie, walery (do Maryanny).
Cokolwiek bądź zrobię, maryanna (do Walerego).
Nie wiem, czy wolę ojca me prośby rozbroją, walery.
Twe słowa jak rozkosznie moje serce ceni... doryna.
Kochankowie w rozmowie są nienasyceni! walery.
Ale... doryna.
Proszę nie gadać tak długo; (Doryna wypycha ich i zmusza do rozłączenia.)
|