Pokazywanie postów oznaczonych etykietą non-fiction. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą non-fiction. Pokaż wszystkie posty

Jutro przypłynie królowa, MACIEJ WASIELEWSKI

wtorek, 2 lipca 2013

0 komentarze
Niedawno czytałam i zastanawiałam się nad "Władcą Much" Williama Goldinga. Nie wiedziałam wtedy, że już wkrótce przeczytam książkę bardzo podobną w przesłaniu, ale będącą, niestety, reportażem.

O czym jest?
Książka to typowy reportaż rozpisany na 150 stron. Poznajemy jej bohaterów powoli, z małych scen, wspomnień, dialogów. O kim pisze autor? O kilkudziesięciu osobach stanowiących całą populację wyspy Pitcairn na Oceanie Spokojnym, gdzie nie wyląduje żaden samolot, a do jakiejkolwiek cywilizacji jest dobre dwa dni żeglugi. Wyspiarze są potomkami osiemnastowiecznych buntowników z Bounty, którzy wylądowali tu z kilkunastoma pojmanymi Thaitańczykami i zaludnili ten skrawek tropikalnego lądu o wielkości nie większej niż 4 km2. 

Mała powierzchnia, dżungla, więzienie bez drzwi i klamek. Wspólnota ludzi, którzy muszą nie tylko z sobą na co dzień żyć, ale także działać razem i pomagać sobie nawzajem, bo tylko to jest gwarancją przeżycia. Jeden człowiek, sam, nie wyżywi się ze swojego poletka, nie naprawi domu po wichurze, nie położy drogi, nie nałowi ryb, nie nazbiera owoców, nie zbuduje łodzi. Kto ma najsilniejsze ręce do pracy, twardy charakter, zdolności przywódcze - ten zostaje liderem wyspy.

Piękna utopia? Harmonijna komuna, klimat jak z "Niebiańskiej plaży"? Nic z tego. Ta wyspa to piekło na ziemi. Zło, które objawiło się w kilku ludziach rozlało się na innych, krzywdząc, wypalając, poniewierając. Zło dziedziczone, przekazywane z ojca na syna, zło odradzające się. Kiedy zło próbowali ukrócić Brytyjczycy, których jurysdykcji podlega wyspa Pitcairn, okazało się, że prawo stworzone dla wielomilionowej społeczności nie znajduje zastosowania w społeczności kilkudziesięcioosobowej. Proces sądowy podzielił mieszkańców, rozbił w pył kruchą równowagę. O tym wszystkim opowiada autor, któremu udało się spędzić na wyspie kilka (kilkanaście?) dni. 

Co o niej sądzę?
Warto tę książkę przeczytać, ponieważ porusza ona temat "w głowie się nie mieszczący". Skłania do myślenia, do szukania odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Dlaczego zło mogło rozkwitnąć tak bujnie wśród tych ludzi? Czy to skutek takiej, a nie innej, niefortunnej mieszanki genów? Chorób umysłowych? Mikrokultury zapoczątkowanej przez okrutnych marynarzy z Bounty? A może, może po prostu tacy jesteśmy? Taka jest natura ludzka, która - jeśli wyzwolona spod jarzma nakazów i zakazów - godzi się na każdą odstręczającą podłość?

Granica między dobrem a złem, wcześniej nieprzekraczalna, zostaje przekroczona. Przeobraża się ludzka natura. Człowiek odkrywa w sobie ciemną stronę. Zmiany zachodzą szybko. Obserwujesz nową rzeczywistość w zadziwieniu, w bierności. Wydaje ci się że jesteś bezradny, że możesz to jedynie zaakceptować. Tracisz poprzednią tożsamość. To pokazuje, jak względne jest to, co nazywamy ucywilizowaniem, i jak łatwo możemy stracić człowieczeństwo.

Książka bez wątpienia skłania do przemyśleń i dyskusji. Dla mnie nie jest tylko opowieścią o grupie oprawców i ich ofiar, choć oczywiście nie można jej sprowadzać do alegorii - w końcu mówimy o żywych ludziach, o ich prawdziwych doświadczeniach. Ale pełno w tej książce obrazów uniwersalnych, które sprawiają, że poszukiwania i "śledztwo" autora nie jest żadną miarą pogonią za tanią sensacją. Każde zdanie jest tu ważne, każda informacja rzuca światło na konkretne miejsce w skomplikowanej układance relacji i zależności panujących na wyspie. Powoli odsłania się przed nami sprawa bardzo skomplikowana, wielowymiarowa i tak naprawdę tragiczna. Królowa, symbol nadziei na zmiany, nie przypłynie.

Dla kogo?
Myślę, że tą książką będzie zainteresowany każdy, komu obce jest bezrefleksyjne podejście do rzeczywistości. Kto chciałby poszukać odpowiedzi, spróbować więcej zrozumieć. Jestem bardzo ciekawa, czy książka zostanie przełożona na angielski i czy będą się mogli z nią zapoznać Brytyjczycy, i sami Pitcairnańczycy - ich historia nie jest w końcu jeszcze zamknięta.

Ocena:
10/10

Ps. Wywiad z autorem znajdziecie tutaj.

W dżungli miłości, BEATA PAWLIKOWSKA

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

5 komentarze
Po długiej przerwie wywołanej zawiłościami osobisto-uczelnianymi, dawno zapowiadana recenzja Pawlikowskiej. Muszę powiedzieć, że zaskoczyła mnie ta książka.


O czym jest?
Książka znanej podróżniczki i reporterki nie jest opowieścią z podróży. Poznajemy co prawda kilka anegdotek, historii "z życia wziętych", ale generalnie książka ma postać poradnika. Pawlikowska podzieliła go na kilka części. W rozdziale wprowadzającym zapoznaje nas ze swoją koncepcją leniwców i wojowników. Według niej, większość ludzi można zakwalifikować do którejś z tych grup. Leniwce to ci, którzy boją się życia i spędzają je biernie, zawieszeni na swojej gałęzi, manifestując postawę roszczeniową wobec świata. Wojownicy natomiast to ludzie gotowi do konfrontacji z życiem, potrafiący wziąć się w garść, spełniający swoje marzenia.

W kolejnych rozdziałach autorka pogłębia swoje spostrzeżenia: uczy jak rozpoznać w sobie leniwca i jak go zwalczać. Daje praktyczne rady w jaki sposób radzić sobie z gniewem, zniechęceniem i strachem, jak samego siebie motywować do działania. W końcowych rozdziałach mamy również porady dotyczące bezpośrednio tytułu książki - jak nie zagubić się w dżungli miłości.

Co o niej sądzę?
Ostatnie kilka tygodni to był dla mnie czas niemal permanentnej depresji, a przedwczorajsze wydarzenie jeszcze bardziej poczerniły szkła moich i tak już dość ciemnych życiowych okularów. Książka Pawlikowskiej była dla mnie z jednej strony wytchnieniem, a z drugiej przedmiotem cynicznych uwag, jakie nasuwały mi się na myśl podczas czytania. Że świat nie jest taki prosty. Że w każdym człowieku mieszka i wojownik i leniwiec, a oprócz nich także złośliwa małpa, święty, grzesznik, bezbronne kaczątko i tygrys szablozębny. Że owszem, można odepchnąć od siebie gniew i smutek, ale jest to decyzja dość karkołomna, bo gniew i smutek nie znikają na zawołanie tylko przyczajają się i czekają by zaatakować znowu. A czasem takie przyczajone zamieniają się w permanentne bóle głowy, egzemę, niestrawności, choroby serca i nowotwory.

Zdenerwowało mnie też trochę podejście autorki do alkoholu. Cały drugi rozdział poświęciła temu zagadnieniu, trochę tak, jakby uważała go za najważniejszą kwestię ever. Pod koniec książki jest test, dzięki któremu można sprawdzić czy ma się problemy z piciem i mnie wyszło... że owszem. Wystarczy do  tego jedna odpowiedź twierdząca na takie pytania jak: "czy zdarzyło ci się pić samotnie" (tak, nalewkę mojej babci w ramach deseru i relaksacji przed tv) albo "czy zdarzyło ci się wstydzić za coś, co robiłeś po alkoholu" (owszem, rankiem tańczenie na stole nie wydawało mi się już takie zabawne). Moim zdaniem nie należy ani lekceważyć problemu uzależnienia, ani go demonizować. Autorka według mnie trochę przegięła w drugą stronę.

Tak czy inaczej, muszę jednak przyznać, że jest to miła książka. Taka podnosząca na duchu, o ile uda wam się wyłączyć na chwilę waszego Dyżurnego Szydercę. Może stanowić inspirację chociażby do tego, żeby lepiej przeżyć dzień, nie szukać dziury w całym i cieszyć się z tego co się ma.

Dla kogo?
Odradzam tę książkę ludziom, którzy mają w zwyczaju czytać do poduszki Tatarkiewicza, a na marginesach Esejów Montaigne'a robią pełne ognia notatki. Nie sądzę też, by osoby odczuwający totalny splin, depresję i chandrę (ci z wypisanym "mam doła, odwal się" na twarzy) wynieśli cokolwiek z lektury tego poradnika.

Ocena:
6/10

9 części pożądania, GERALDINE BROOKS

niedziela, 21 marca 2010

3 komentarze
Bardzo ciekawa książka, warta poszukiwań w antykwariatach lub bibliotekach.


O czym jest?
G. Brooks jest dziennikarką, która wiele lat spędziła podróżując po Bliskim Wschodzie i przyglądając się sytuacji społeczno-obyczajowej tamtejszych kobiet. W wyniku różnych jej przeżyć, doświadczeń i obserwacji powstała ta książka. Autorka opisuje każdy aspekt życia kobiety w świecie islamskim - jako żony, matki, pracowniczki, polityczki, wojowniczki o wolność, profesorki na uniwersytecie itd itp. Przedstawia nam Egipcjankę, która zdecydowała się zamienić minispódniczki na hidżab, rewolucjonistki irańskie, Nur - królową Jordanii, saudyjskie arystokratki, nauczycielki w szkołach żeńskich, żołnierki z Emiratów Arabskich, amerykańskie żony muzułmańskich mężów i muzułmańskie żony jednego męża. 

Dowiadujemy się więc z pierwszej ręki o tym jak żyją (a raczej żyły, gdyż książka jest z 1994 r., a więc sprzed 15 lat) kobiety wyznające religię, która w świecie zachodnim jest uznawana za niezwykle wobec nich opresyjną. Brooks skupia się w każdym rozdziale na jednym temacie: małżeństwo, polityka, wojna czy nauka i snuje opowieści o kobietach, ilustrujące doskonale jej wywód. Nie waha się sięgać do Koranu, często też wraca do czasów Mahometa i jego żon, by wytłumaczyć skąd w islamie wzięła się taka a taka tradycja.

Co o niej sądzę?
Ta książka jest fascynująca. Wzbudza wiele emocji: irytację, niedowierzanie, współczucie, w końcu - niewysłowioną ulgę, że nie urodziłam się w jednym z opisywanych społeczeństw. Brooks obnaża i wytyka przede wszystkim krzywdzące, opresyjne, infantylizujące, bezduszne zasady, jakie w świecie islamskim obowiązują kobiety. Równocześnie pokazuje - cytując Koran i przekazy o życiu Mahometa - że tak wcale nie musi być, bo większość tych zasad spokojnie można by było, nie sprzeciwiając się Objawieniu, znieść.

Spotkałam się z opinią, że książka ta jest dość obiektywna, że nie atakuje religii muzułmańskiej jako takiej, ale właśnie "błędy i wypaczenia" ludzi (mężczyzn), którzy po prostu źle interpretują Koran. Nie do końca się z tą tezą o obiektywności zgadzam, odniosłam bowiem wrażenie, że autorka nie podaje żadnych pozytywnych przykładów, które pokazywałyby, że życie kobiety islamskiej może być szczęśliwe. Szczęśliwe kobiety to fanatyczki, bądź osoby nie zdające sobie sprawy, w jakim nieszczęściu żyją. Osobiście zgadzam się w dużej mierze z przesłaniem autorki, jednak tę nieobiektywność muszę odnotować.

Bardzo interesujące jest pochodzenie tytułu. Otóż okazuje się, że według islamu pożądanie rozkłada się na obie płcie w stosunku 9:1 - dziewięć części na kobiety i jedna na mężczyzn. Kobiety są stworzone by kusić, uwodzić, wyprowadzać mężczyzn na manowce, są słabe i szybko im ulegają. Dlatego właśnie muszą zakrywać się chustą (by nie kusić), nie mogą odmawiać modlitw (bo ich głos może rozpraszać mężczyzn), a karą za nieposłuszeństwo żony jest odmówienie jej przez męża seksu.

Dla kogo?
Polecam tę książkę przede wszystkim kobietom, bo to o nas jest tutaj mowa. Byłyśmy przez wieki pomijane, dyskredytowane, lekceważone, traktowane jak wyposażenie wnętrza, tania siła robocza lub narzędzie do reprodukcji. Nasza sytuacja bardzo się przez ostatni wiek zmieniła, okazuje się jednak, że są zakątki świata, w których nadal w kobiecie nie widzi się pełnowartościowego człowieka. Kończąc książkę, dziękowałam w duchu za to, że nie żyję w kraju, gdzie władzę mają fanatycy religijni. Niezależnie o jakiej religii mówimy.

Ocena:
8/10