Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chusta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą chusta. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 kwietnia 2022

Świątecznie

.

      Wszystkim słonecznej ładnej niedzieli i nadziei na to, że jutro przyniesie nam  dobre nowiny zewsząd...

   Muszę  jeszcze dodać, że świąteczny stroik  z wianuszkiem i ptaszkiem dostałam od dziesięcioletniego  mieszkańca Ukrainy,  który teraz przebywa z mamą w Warszawie. Rozczuliło to mnie do łez.

         A teraz chcę pokazać, jak pewna bardzo zdolna dziewiarka i wiolonczelistka jednocześnie  dba o to, aby przy  zmiennej  wiosennej pogodzie miałybyśmy się czym otulić. Chodzi oczywiście o projekty Renaty Witkowskiej. Od pierwszego spotkania z techniką mozaikową w robotach na drutach poczułam, że do tego sposobu dziergania mozaiki będę wracać. Renia swoje wzory potrafi tak opisać, że druty aż  się palą do roboty. Ostatnia przygoda przy testowaniu chusty "Among flowers shawl" też była na czasie, bo potrzebowałam jakiejś czynności, co by rozproszyła różne myśli przychodzące w te skomplikowane  czasy do głowy. Jak  udało się wszystkim testerkom z jednego projektu wykonać tak różne chusty możecie obejrzeć na blogu u Reni tu


Na chustę wybrałam włóczkę z Alpaki Drops Uni: granatową (nr 5576, cztery motki) oraz limonkową (nr 9028, trzy motki).











 

    

 

   Bardzo długo dojrzewałam do zrobienia szydełkiem żabki. Nie mogłam dobrać takiego schematu, według którego zrobiona maskotka całkowicie  podobałaby się mi. W końcu kupiłam odpowiednią włóczkę i postanowiłam, że do dziergania niektórych części żabki wykorzystam filmik, a niektóre będą zrobione według moich wypoconych doświadczeń z tej dziedziny. No i w końcu byłam mile zaskoczona wynikiem. Przyszły właściciel zachwycał się zdjęciem żabki tak, że zachciało mi się zrobić jeszcze jedną tylko w innym odcieniu zieleni.  

 




 A teraz książki, bo jakże bez nich.  

 Joanna Trollope "Synowe" . Lekko się czyta, ale po przeczytaniu zostaje bardzo dużo potrzebnej informacji, o nieprostych czasami relacjach między teściową i synową. W danej książce bohaterka miała trzech synów, i aż trzy synowe.

Dalej siedzę w sadze o  Fjällbacce Camilli  Lackberg. Zaliczyłam tomy: 5 "Niemiecki bękart", 6 "Syrenka" i 7 "Latarnik.  Nie znudziły mi się historie opisywane w kolejnych książkach. Autorka po mistrzowsku i z lekką ironią przedstawia nam portrety  pracowników wydziału śledczego, iż chce się z nimi uczestniczyć w rozstrzyganiu kolejnych  spraw.

Adam Key "Będzie bolało" Książka - dziennik młodego lekarza stażysty, pełna humoru i samoironii. Polecam raczej czytać kobietom, bo autor pracował na oddziale położniczym. 

Wojciech Chmielarz " Podpalacz".  Najpierw przeczytałam  drugą książkę z serii Z Jakubem Mortką "Fabryka lalek". Poczułam sympatię do  śledczego  zesłanego na peryferię za wykroczenia w prowadzeniu śledztwa w  Warszawie. Teraz zaś postanowiłam poznać historię tej niezwykłej sprawy, którą Jakub się zajmował pracując w stolicy. Lubię tego autora, raczej wszystkie jego książki, które czytałam podobały mi się. Po przeczytaniu "Podpalacza" (tom pierwszy) wzięłam się za tom trzeci "Przejęcie".


       Wszystkim tu zaglądającym życzę dobrych chwil spędzonych czy to z rodziną, czy z przyjaciółmi, czy z dobrą książką.

niedziela, 29 marca 2020

Wiosna na parapecie

               

          Taki dorodny piękny narcyz rozkwitł mi w tym roku w doniczce na parapecie, jakby przepraszając za kwrantannę, która uniemożliwiła nam podjęcie wiosennych prac na działce.
Kupione  22 lutego w Warszawie cztery ściśnięte w malutkiej doniczce cebulki nie prorokowały  nam takiego  narcyza.  Chce się  ciągle na ten kwiat patrzeć.






















          Nie jeździmy tej wiosny na działkę, bo najpierw czekaliśmy aż  ociepli, a potem , jak wiadomo, nastąpiły bardzo smutne czasy.   Od początku kwarantanny mąż jest przywiązany do komputera, bo prowadzi studentom wykłady online. Zaoczniakom przypada na zajęcia sobota, więc działka w tym roku będzie traktowana po macoszemu.
      W szkołach zaś na Litwie od ogłoszenia kwarantanny, czyli od  13 do 27 marca mieliśmy wiosenne ferie, w czasie których nauczyciele musieli przygotować się moralnie i fizycznie do wykładów zdalnych.  Od poniedziałku startujemy. Będzie to wielkim wyzwaniem nie tylko dla nauczycieli, ale również dla uczniów, jak też dla ich rodziców. Myślę, że jest to akurat dpowiedni czas na to, aby nam wszystkim w tak trudnej sytuacji odrzucić różne wygórowane oczekiwania, dojrzeć do zachodzących zmian i wyrzec się niektórych nieuzasadnionych ambicji i pretensji.
       Na razie  tylko wysłałam uczniom i rodzicom (identyczne) plany na przyszły tydzień, w których szczegółowo wskazałam czego się uczymy, jakie zadania rozwiązujemy, i kiedy się spotykamy wirtualnie, aby omawiać powstałe problemy. Musimy być przygotowani, że jak się podłączy cały kraj do komputerów, to może  sieć fiknąć koziołka, i wówczas najbardziej niezawodnym będzie papierowy podręcznik ( jak trafnie po polsku została taka książka nazwana, bo właściwie musi być zawsze pod ręką). Z obawą oczekuje jutrzejszego ranka...

      Więc w domu już dwa tygodnie, a wygląda iż kilka dobrych  miesięcy.I tu na zmianę książkom przychodzą oczywiście druty .
     Na pierwszy ogień poszły żółte motki z Dropsu. Jeszcze w jesieni, kiedy pozwalałam sobie kupować włóczkę, kupiłam 12 motków Kid Silk w czterech kolorach. Sześć zużyłam na szale , a z trzech żółtych powstała chusta w liście. Pamiętam, jak otworzyłam paczkę i spojrzałam na żółte motki moheru, to płakać mi się chciało, bo kolor był zupełnie inny, aniżeli w katalogu - jakiś odcień rdzy.  Odkładałam te motki ile dało się, aż pewnego razu nabrałam oczka na chustę, i postanowiłam , że będzie to taki przerywnik, przy innych większych robótkach. No i kiedy zaczęly się powtarzać przerabiane wzory, to z zachwytem patrzyłam, jak chusta nabiera szyku, kolor w wyrobie okazał się ciepłym odcieniem miodu, a nie rdzy, jak wydawało się raniej. Nie chciałam wyciągiwanych ząbków na końcu, więc postawiłam na falbankę, co też widoku nie psuje.



   W końcu lutego kończyliśmy testowanie projektu Reni Witkowskiej  na czapkę robioną z góry.Na to zużyłam niecałe dwa motki Limy, a miałam kupionych 7. Znowu resztki się gromadzą.
 Przy przekładaniu włóczek, natknęłam się na 3 motki żółtego Air Drops, który pozostał od swetra dla córki.
Kilka dni tak miałam przed oczyma te niby do niczego nie nadające się resztki, aż uświadomiłam sobie, że nie mam klasycznego swetra w serek. A przecież taki u każdej musi być- jak "mała czarna". Decyzja podjęta. Zrobiłam małą próbkę w paseczki z tych różnych tak według struktury włóczek, wyprałam próbkę i po wyschnięciu ujrzałam, jak ładnie to wszystko współgra.

    Ani chwili nie watpiłam, że będę dziergać od góry, bo nie znoszę zszywania dzianiny. Podobny wzór znalazłam u swojej niezawodnej projektantki Swietłany Kołomiejec ( uwielbiam dziergać wg jej filmików). No i poszło bardzo szybko, może do tego też przyczynił sie "areszt domowy".
    Sweterek wyprany i zblokowany, tylko, że nie wiadomo kiedy i gdzie będzie okazja go założyć.































     Ostatnio   stałam się bardziej wybredna przy wyborze literatury do czytania.Nie pasuje do dzisiejszej sytuacji literatura lekka, ani nie chce się też pogrążać w historiach tragicznych. Ale trafiają do rąk książki różne, a ponieważ biblioteka jest zamknięta, więc czyta się, co ma.
Przeczytane:
Yasmina Khadra "Jaskółki z Kabulu"
Dorotha Koomson "Dziewczyny z lodami"
Kerry Anne King " Powiedz mi to szeptem"
Anna Birger "Skrywana przeszłość"
   Kto lubi książki o islamie, o tradycjach Wschodu, może  z pewnością dużo nowego dowiedzieć  o czasach panoszenia się talibów w Afganistanie. W swojej książce Yasmina ukazuje nam Kabul, na ulicach którego człowiek jest bity i poniżany, a najciekawszą atrakcją jest publiczne kamieniowanie kobiet. Czyta się bardzo szybko, ale pozostaje na długo w pamięci. Polecam, chociaż książka jest mroczna. 
  "Dziewczyny z lodami" powieść kryminalno-psychologiczna, bo ukazuje na trudne relacje między ludźmi skazanymi i ich bliskimi. Może służyć, jako przestroga kobietom, które cierpią przemoc od kochanej osoby...
  "Powiedz mi szeptem" - powieść, która jast bardzo pouczająca, podbuduwująca ludzi niezdecydowanych, prawidłowa- wręcz podręcznik z psychologii.
   "Skrywana przeszłość" - Warszawa, getto, obóz, Berlin- los kilku bohaterów przeplata po wojnie ścieżki kata i ofiary...
  
     Na dzisiaj tyle realcji z Litwy, z Wilna, a właściwie z jednego mieszkania... Pozdrawiam wszystkich i nawołuję, aby nie tracić nadziei i wiary na dobre czasy.











poniedziałek, 2 grudnia 2019

Czas oczekiwania





    Tradycyjnie adwentowy wianek w moim domu powstaje z tego, co ma się pod ręką. Świece od trzech lat te same, a dodatki na początku jesieni przywiezione z działki.  Przy każdej możliwej okazji staram się ostatnio jak najmniej "wnosić" do domu  rzeczy, bez których można się obejść. Wianek wyszedł taki ascetyczny, ale jest taki-"nasz''. Chciało by się  też na ten czas adwentu  trochę  wyciszyć, zmniejszyć apetyty i zapotrzebowania, poszerzyć swoje pole widzenia , zauważyć to, co się nieraz omijało. I znowu  plany...
    Na razie zaczęłam ograniczać swoje apetyty na zakupy dziewiarskie, i w tym roku  z początkiem grudnia zamknęłam sezon kupowania włóczki. W piątek ( ale to jeszcze był listopad) ostatni raz złożyłam zamówienie na druty i na dropsowe akcyjne moteczki. Mam zamiar wytrwać na "odwyku" do lata, bo w ubiegłym roku 8 miesięcy odbyło się bez kupowania. 


    Bardzo lubię współpracę z Renatą Witkowską i już trzeci raz miałam możność testować tworzone przez nią projekty. Zauroczyła mnie technika mozaiki, może dlatego, że nie umiem dziergać (bo i nie bardzo chcę ) żakardu.  Nowa chusta Moro ( Como Shawl) tu  jest bardzo na czasie, bo u mnie powstała ogromnych rozmiarów, taka  akurat  do owijania się. 



    Mimo, że jest wielka, to pochłonęła tylko 300g włóczki Lanegold Fine , i jest stosunkowo lekką i bardzo przytulną.  Tylko jej widokiem  mogę  się nacieszyć, bo już w trakcie dziergania znalazła swoją właścicielkę i po świętach wyrusza do Krakowa. Niestety pochmurne nieodpowiednie do fotografowania dni nie sprzyjały, aby przekazać prawdziwe kolory, które w rzeczywistości są o wiele pogodniejsze i do siebie pasujące: limonkowy i szaro granatowy. 














 


  No i moje "uniwersytety" skarpetkowe. Lubię dziergać skarpety, bo szybko powstają i również bardzo szybko wychodzą w świat. Staram się udoskonalać ich formę, ciągle szukam "najlepszego" sposobu na idealna piętę, ale zawsze zaczynam dzierganie od palców i na drutach z żyłką. Zauważyłam , że skarpeta, która ładnie się układa na nodze ( czyli dobrze "siedzi") jest raczej niefotogeniczna, bo nie za bardzo ma ładne kształty w stanie rozłożonym. Więc wszystkie skarpety blokuję. A te  dwie pary już dotarły do Niemiec.


      

   Ciągle  czytam, bo bez tego ani rusz, ale ostatnio nie było dużo książek, o których chciałoby się  myśleć, mówić i polecać. 
    Przy przekładaniu swoich książkowych zapasów  natknęłam się na  nie czytaną jeszcze książkę z serii "Dzieł pisarzy skandynawskich". Jens Peter Jacobsen w biograficznej powieści  "Niels Lyhne" posługuje się tak ładnym poetyckim  językiem, że nie sposób tym się nie zachwycać. Rozumiem iż uroku powieści dodaje też tłumaczenie Marii Dąbrowskiej. 

    Wszystkim życzę pogodnych dni, udanych robótek i ciekawej literatury.












wtorek, 29 października 2019

Michelle i chusty

       Bardzo  długo starałam się zdobyć książkę  Michelli Obama "Becoming. Moja historia". W bibliotece nie  było szans  na nią , bo kolejka ustawiła się ogromna, i wraz z oczekiwaniem na zdobycie książki automatycznie wyolbrzymiały się moje nadzieje co do jej treści i wartości. Przy rozmowie z krewną, którą widuję raczej dosyć rzadko, doszłyśmy do wniosku, że obie mamy kręćka na punkcie książek i okazało się iż ma  w swojej domowej bibliotece tą pozycję  i mi wypożyczy.        Podchodziłam do jej czytania z nadziejami na coś głębszego, na coś, co będzie mnie trzymało  trochę dłużej, że będę "wierzyć" autorce. Niestety w moim wypadku, tak się nie stało. Albo moje wygórowane oczekiwania zawiodły, albo po prostu porównuję do innych dobrze napisanych książek biograficznych  i ta w tej sytuacji  z nimi przegrywa. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stronic o dzieciństwie Michelli, o jej  idealnej rodzinie, o poprawnych  w niej stosunkach, o najbardziej prawidłowych  relacjach między bliskimi i znajomymi,  pomyślałam, że widocznie Michelle planuje swoją karierę polityczną i ta książka  powstała  z myślą o przyszłych wyborach. Jednak w końcu książki autorka uprzedza nas, że nigdy nie będzie próbować swoich sił na arenie politycznej. Zabrakło mi szczerości , zabrakło niektórych bardzo ważnych wydarzeń za kadencji Baraca, czekałam chociaż na wzmiankę o nagrodzie Nobla. Ale za to wiem, ile łazienek miała rodzina do swojej dyspozycji... Może zbyt surowo oceniam książkę, ale zawsze podkreślam, że jest to tylko moja opinia, która nie musi zaważyć na decyzji sięgających po tą książkę.


     Pisałam już, że po ośmiomiesięcznej odwykówce od kupowania nowych włóczek złożyłam  zamówienia na takie, których dotąd nie znałam. Jedną z nich była Drops Lace. Czytałam o niej, że pasuje na lekkie cieniutkie chusty i kiedy już  do dziergania takiej dojrzałam, to wybór padł na wzór "Krople rosy " od  Bex Hopkins. Kiedyś taką dziergałam z grubszej włóczki razem z "Intensywnie kreatywną", wówczas ten wzór mnie bardzo zauroczył. Chciałam obdarować koleżankę, która jest blondynką i dlatego wybrałam turkusowy kolor nr 6410. Zużyłam prawie dwa pełne motki po 50g, chusta wyszła duża, zwiewna i ...ładna. Koleżanka była mile zaskoczona .












       Co do tej włóczki, to chciałoby się na przyszłość wypróbować ją w połączeniu na przykład z moherem Kid Silk, bo jest bardzo wydajna i stosunkowo niedroga.



      Jeszcze latem powstała chusta w "gorących " wręcz kolorach. Włóczkę kupowałam W Alanii w Turcji. Jest to mieszanka akrylu z wełną. Chusta musiała być bardzo kolorową, aby jesienią sprawiać radość właścicielce i wnosić trochę barw na te pochmurne dni. Mam nadzieję, że spełni oczekiwania Agaty.









 





    Na listopad i grudzień mam bardzo obszerne plany robótkowe, bo i zapasy włóczek do tego zachęcają. Marzę o ciepłym swetrze z Drops Airu (włóczka zakupiona),  o szalu z Kid Silku.  Skarpety też są w planach, bo się rozchodzą jak te "ciepłe bułeczki".  Aby się udało zrealizować...





   Wszystkim tu zaglądającym życzę, mimo jesiennych widoków za oknem, ciepłych i miłych chwil przy dobrej książce, gorącej herbacie i ciekawej robótce.
















niedziela, 27 stycznia 2019

Cienko, cienko...


   Moja "pierwsza jaskółka" w robótkowych przygodach tego roku. Dawno nie robiłam niczego z tak cieniutkiej włóczki i trochę za długo zasiedziałam się przy skarpetach. Chciało się radykalnie zmienić i grubość nici, i kolor, i wzór.  Po ostatnich zakupach w pasmanterii ( początek listopada) postanowiłam, że muszę przynajmniej do lata wytrwać bez nowych motków. W czasie jesiennej akcji  nabyłam razem z innymi włóczkami trzy moteczki  Drops Kid- Silk nr 08. Planowałam trójkątną chustę,ale ciągle nie mogłam zachwycić się żadnym  wzorem i  robotę odkładałam na przyszłość. Serce skradła mi chusta od Venery Sharipowej "Listopad", nie mogłam na dłużej zapomnieć tych liści i subtelnego wykończenia. Decyzję przyspieszył fakt, iż wzór ten jest darmowy i bardzo dostępnie rozpisany.



       Dziergało się bez problemów, prułam minimalnie. Bardzo szybko zużywały sie małe moteczki i cała chusta pochłonęła 60 g moherku. Jest leciutka i dosyć duża, bo  215 na 100cm.                     . 









   Zmiennym jest kolor- od ładnego jasnego błekitu w słonecznej oprawie świetlnej, do delikatnych szaroniebeskości przy sztucznym oświetleniu. Z chusty jestem zadowolona, myslę, że kidt zdejmę z siebie " embargo 'na włóczkę, to coś podobnego z takiego moherku jeszcze powstanie,oczywiście w innym kolorze.



            Teraz zaczęłam przygodę z kolejnym "pochłaniaczem" włóczki. Ma powstać pled do poobiedniej drzemki na kanapie. Ponieważ nie mam nici w jednym kolorze, więc musza być kwadraty. Ponieważ jestem leniwa i szczególnie nie lubię zszywania dzianiny, postanowiłam, że u mnie beda kolorowe prostokąty. Aby jeszcze uprościć sobie zadanie zaplanowałam, że bedę dziergać długie cztery kolorowe pasy, które potem połacze ze sobą. Nie wiem , czy takie uproszczenie nie odbije się na efekcie końcowym. Na razie jestem dopiero przy połowie pierwszego pasa. Kolory sa takie, ponieważ akurat tą posiadaną wlóczkę nigdzie w innych robótkach wykorzystać się nie da (bo jest prawie w moim wieku). Czas pokaże, czy warto było...



          Długo czytało mi się "Jedwabnika" Roberta Gilbrajtha. Pod tym nazwiskiem kryje się autorka "Harrego Poterra" J.K.Rowling. Czytałam jej "Wołanie kukułki" i "Trafny wybór".  Dwie pierwsze to są kryminały, gdzie trudne zawikłane pezstępstwa bada prywatny detektyw Cormoran Strike. Ponieważ czytając kryminały mam wgórowane oczekiwania od autora, to te obie książki na mnie wielkiego wrażenia nie zrobiły. Wolę czytać kryminały skandynawskich autorów,  bo wedlług mnie są w tej dziedzinie mistrzami. 'Trafny wybór" już o wiele dłużej jako książka tkwiła w mojej pamięci.

        W nadchodzącym tygodniu życzę wszystkim ciepłych relacji i ciekawych spotkań ( z książką również).




czwartek, 8 listopada 2018

Alpakowe rurki




         Jesień sobie posuwa się małymi kroczkami, słoneczko jeszcze  nie skąpi swoich promieni, ale nikt nie może  rękodzielniczki  wybić z ustalonego rytmu. Skoro kalendarz "dyktuje" nam listopadową porę, to trzeba się zabierać do dziergania ciepłych dodatków. Na blogowych ilustracjach coraz więcej widzimy czapek i czapeczek, kominów i szalików. Bawełnę zamieniamy na wełnę, ażury na grubsze wzory. Wszystko jest uzasadnione, bo tak już musi być.
        Płynąc razem z prądem też przestawiłam się na dzierganie rzeczy "ogrzewających". Oczywiście jako fizyk muszę sprostować iż nie nosimy rzeczy ogrzewających ludzi, jedynie  izolujące nasze ciało od zimnego środowiska. Tak właśnie z moimi pierwszaczkami  na lekcjach fizyki doceniamy właściwości wełnianych ubrań. Muszę się pochwalić, że moi uczniowie  już wiedzą, że włos alpaki ma strukturę rurki, i dzięki temu włóczka uprzędzona z takiej wełny  jest  bardzo ceniona. Ale śpieszę się usprawiedliwić, na lekcjach nie dziergamy, szczerze oddajemy się fizyce.
       Miałam w planach powtórzyć przygodę z chustą "Juliette" według projektu Renaty Witkowskiej. O ile pierwszą dziergałam z półwełny, to na drugą nabyłam  100%-wą wełnę od Alize (cashmira). W motkach kolory bardziej grały ze sobą, ale mając już dosyć jaskrawą  chustę   w pierwszej wersji, chciałam tą drugą udziergać w bardziej przygaszonych tonach. I takie kolory lubi osoba, co to będzie na swoje 50-lecie tą chustą obdarowana, chociaż tego jeszcze nie wie, a i bloga mojego nie czyta, bo nie zna polskiego.












        A teraz czas na skruchę. Nie posłuchałam zaleceń autorki projektu co do grubości włóczki i wzięłam ciut cieńszą włóczkę, bo 150m/50g, zamiast polecanych 130m/50g. I bardzo szybko przekonałam się, że w tym wzorze bardziej ładnie układa się mozaika przy grubszych niteczkach. Niestety, chciałam być kreatywną i nie trzymać się opisu. Ale niech to będzie dla mnie nauczką, a kto zabiera się do tego projektu- pożyteczną przestrogą.
  
       Następnym z kolei "ogrzewaczem " ciała i duszy były skarpetki. Po pierwszej chuście zostały mi resztki włóczki, które szybko  przekształciły się w skarpety z piętą "rzędami skróconymi " robioną. 
Posiadaczką ich została koleżanka z pracy, obdarowana  w dniu  urodzin.




    Na tych skarpetach nie poprzestałam, bo szybko się dzierga i szybko się ich  pozbywa . Zamówiłam dropsowy Fabel, poszperałam w zapasach  i tak zaczęły powstawać nowe "pary". Te trzy następne były z wrabianym przy pięcie klinem, bo uznałam, że taka skarpetka lepiej się czuje na nodze, a o to przecież chodzi. I znowu się rozeszły jak ciepłe bułeczki. Została jedna para, która czeka na odpowiednią datę.
  
I tak na razie pozostaję zaskarpetkowana na całego. Prawda musiałam jakoś w tej dziedzinie też "rosnąć zawodowo", więc nauczyłam się dziergania dwóch skarpetek na raz. I teraz tylko tak dziergam, bo wszystko jest "symetryczne". A nowe powstające skarpety polecą do Niemiec.


  
     W czytaniu zaś tempo nie było tak wielkim, bo trafiłam znowu na bardzo "grubą" książkę, która zabrała mi niemało czasu. Mówię o "Widnokręgu" Wiesława  Myśliwskiego. Polubiłam jego książki, polubiłam ten jego styl powolnej rozmowy z czytelnikiem. Czytając książki Myśliwskiego trzeba narratora traktować jako obok siedząca osobę, która po kolei wydobywa ze swojej pamięci różne wydarzenia ze swojego życia i czasem nie trzymając się chronologii dzieli się z nami swoimi wspomnieniami. Podobnie też było w "Traktacie o łuskaniu fasoli".W "Widnokręgu" narratorem jest Piotrek, którego dzieciństwo przypadło na okres wojny i pierwsze lata stalinizmu.  Słuchając jego wspomnień śledzimy, jak poszerza się jego widnokrąg, jak przychodzą do niego pierwsze rozczarowania, doświadczenia, miłość...
Kto jeszcze nie odkrył dla siebie  Myśliwskiego zachęcam sięgnąć  po  którąś z jego Książek, bo raczej się nie rozczarujecie. 
      Po tak poważnej literaturze postanowiłam trochę poczytać dla relaksu. Po opiniach koleżanek blogowych postanowiłam naprawić błędy wczesnej młodości, kiedy to nie natrafiłam na książki Małgorzaty Musierewiczowej. Tak, Moniko, przyczyniłaś się do mojego szturmu na "Jeżycjadę". Dojrzałam, a może raczej już zdzieciniałam, bo czytam, zaśmiewam się i szukam następnych ksiażek z tego cyklu.

Serdeczne pozdrowienia wszystkim, a czytającym wielkich odkryć na książkowych półkach.