Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura kobieca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura kobieca. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 21 listopada 2016

„Uroczysko” Magdaleny Kordel


Nie wiem jak to się stało, że tak długo zwlekałam z zapoznaniem się z twórczością  bestsellerowej pisarki jaką jest Magdalena Kordel. Po dość długim czasie, zachęcona pozytywnymi recenzjami, a w szczególności promocją na znak.com.pl, przeczytałam pierwszą część z cyklu „Uroczysko” i... chcę więcej! 

Główną bohaterką „Uroczyska” jest Majka, której na samym początku książki zawalił się świat. Porzuca ją mąż, który narobił długów, przez co komornik chce odebrać jej dom. Życia nie ułatwia jej także córka, która wykorzystuje każdy powód, aby wszcząć awanturę. Kiedy Majka traci dach nad głową, a wszystko rozpada się jak domek z kart, postanawia wyjechać do Malowniczego - urokliwej miejscowości w Sudetach, aby tam, w spokoju zastanowić się nad swoją przyszłością. Czy Majka odzyska upragniony spokój? Czy jej córka Marysia zadomowi się w nowym miejscu? Czy obie odnajdą upragnione szczęście i miłość? 



„Uroczysko” to typowa powieść obyczajowa. Nie zaskakuje może fabułą, jest dość schematyczna i przewidywalna, ale muszę przyznać, że wcale mi to nie przeszkadzało. Magdalena Kordel oczarowała mnie tą książką! Powieść emanuje ogromnym ciepłem, optymizmem, nadzieją i niezwykłym urokiem. Czytanie powieści to ogromna przyjemność, a na serduszku robi się jakoś cieplej. Pomimo tego że głównej bohaterce wali się cały świat na głowę, w książce jest pełno humoru, który jak najbardziej przypadł mi do gustu. Nie był on wymuszony ani banalny, ale naturalny. 

Powieść Magdaleny Kordel jest napisana niezwykle lekkim i przyjemnym językiem. Nadal nie mogę wyjść z podziwu pióra autorki, która wręcz maluje słowem. Co więcej, powieść jest bardzo autentyczna. Głównie jest to spowodowane kreacją bohaterów, którzy są niezwykle prawdziwi, ciekawi i bardzo optymistyczni. Trzeba przyznać, że w książce pojawia się wielu bohaterów, jednak każdy z nich jest oryginalny, sympatyczny i wnosi coś ciekawego do fabuły. Autentyczność książki jest również spowodowana przedstawiem wsi przez autorkę - plotki, szybko rozchodzące się wieści - to typowe dla małych miejscowości. 

Autorce udało się zatrzymać mnie przy książce. Czytałam w każdej wolnej chwili, aby dowiedzieć się, co nowego u Majki. Powieść skończyłam z bólem serca... nie chciałam jej kończyć! Chciałam dalej czytać i delektować się lekturą. Na szczęście przede mną jeszcze dwie kolejne części, których naprawdę nie mogę się doczekać. Z ogromną przyjemnością wrócę do Malowniczego - jedynego takiego miejsca, gdzie radość rozjaśnia nawet najbardziej pochmurny dzień.

Podsumowując, „Uroczysko” to niezwykle ciepła, optymistyczna i pełna uroku książka o miłości, przyjaźni, wsparciu i poszukiwaniu szczęścia. Jest napisana barwnym językiem co sprawia, że czytanie powieści to ogromna przyjemność. Z całego serca zachęcam Was, abyście i Wy odwiedzili Malowicze

 

  Recenzja została napisana w ramach współpracy z portalem:

poniedziałek, 24 października 2016

"Mniej złości, więcej miłości" Natalii Sońskiej

Po udanym debiucie Natalii Sońskiej jakim była książka "Garść pierników, szczypta miłości" bez zastanowienia sięgnęłam po "Mniej złości, więcej miłości". Co widzimy na pierwszy rzut oka? Piękną, ciepłą, budzącą pozytywne uczucia okładkę, które zdecydowanie przyciąga wzrok w księgarniach. Czy zawartość książki jest również piękna i przyjemna? 

Kinga, którą znamy z "Garści pierników", jest dziennikarką w redakcji pisma modowego "Pearl". Jej życie wreszcie jest idealne i poukładane, przy boku drugiej połówki - Daniela. Fajna praca i miłość życia - czego chcieć więcej? Po prostu sielanka. Wszystkie zmienia się o 180 stopni, kiedy Daniel dostaje propozycję trzymiesięcznej pracy w ... RPA! Żeby tego jeszcze było mało, między nimi pojawia się jeszcze ktoś trzeci... Miłość Daniela i Kingi jest wystawiona na próbę. Kinga będzie musiała poradzić sobie z przeciwnościami losu. Na szczęście ma przy sobie kochającą rodzinę i przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Czy z taką ekipa zdoła odzyskać utracone szczęście? Co zwycięży - złość czy miłość? 


"Mniej złości, więcej miłości" to kawał naprawdę dobrej lektury. Jej wielowątkowość sprawia, że przy lekturze nie można się nudzić. Mamy w niej do czynienia nie tylko z problemami zakręconej Kingi, ale także pojawia się lekkomyślna Mira, jej zwariowane pomysły, które nie zawsze są zgodne z prawem oraz chłopak - przyszły kryminalista. Brawa dla autorki za bardzo dobrze poprowadzony wątek kryminalny, który do samego końca trzyma w napięciu. Nie sposób również wspomnieć o ciekawej historii państwa Brzezińskich, która skłania do refleksji. Fabuła książki nie jest może oryginalna, bo wszystko gdzieś tam już się przewijało, ale książka zdecydowanie zasługuje na uwagę.I to taką stuprocentową.

Ogromnym plusem książki są także bohaterowie, których kreacja jest naprawdę bardzo dobra. Każdy z bohaterów jest inny, z indywidualnymi cechami i intrygującym życiem. Najbardziej polubiłam chyba babcię Kingi, która jest niezwykle ciepłą i uroczą staruszką. Taka typowa babcia z książek. Jeśli chodzi o stronę językową książki to nie mam nic do zarzucenia. Język, jakim piszę autorka jest niezwykle barwny, kwiecisty a zarówno lekki. Książkę czyta się z przyjemnością, a opisy nie nudzą. O ile podczas lektury "Pierników" miałam wrażenie, że czytam debiut, tutaj już nie. Natalia Sońska zdecydowanie poprawiła swój warsztat literacki i jestem pewna, że kolejne książki będą jeszcze lepsze. Jedyną rzeczą jakiej mi zabrakło w tej książce to emocje, w szczególności w zakończeniu powieści. Tutaj naprawdę miałam ochotę popłakać, a niestety się to nie stało. Muszę również wspomnieć, że przed tą lekturą najpierw przeczytajcie "Garść pierników, szczyptę miłości". W przeciwnym razie nie odnajdziecie się w "Mniej złości, więcej miłości".

Podsumowując, "Mniej złości, więcej miłości" to książka nie tylko o poszukiwania miłości i szczęścia, ale także o przyjaźni, rodzinnych więzach, zagadkach, niedopowiedzeniach i ogromnym poświęceniu. To powieść, w której niejednokrotnie pojawia się duża dawka złości, ale także miłości, której wszyscy tak potrzebujemy. 


wtorek, 18 października 2016

"Cześć, co słychać?" Magdaleny Witkiewicz

Mówi się, że stara miłość nie rdzewieje. Ale czy to prawda? Czy zawsze tęsknimy za swoją pierwszą miłością pomimo tego, że teraźniejsza jest całkiem fajna? Drogie Panie, ile razy chciałyście napisać do swojej pierwszej miłości zwykłe "Cześć, co słychać?" Magdalena Witkiewicz w swojej najnowszej powieści pokazuje, jakie konsekwencje niosą ze sobą tak zwykłe, na pozór błahe słowa.

Zuzanna to kobieta przed czterdziestką, szczęśliwa żona i matka dwóch dziewczynek. Wiedzie sobie spokojne życie u boku najbliższych, jednak czegoś jej brakuje. Czego? Motyli w brzuchu... Ekscytacji... Fajerwerków... Uczucia, które towarzyszy na początku związku. Krótko mówiąc - rutyna wkradła się do jej życia. Spotkanie z przyjaciółkami z klasy maturalnej sprawia, że Zuzanna zaczyna myśleć o swoim pierwszym chłopaku Pawle, który był jej wielką miłością. Wspomina go w sposób wyidealizowany, bez jakichkolwiek wad. Jeden kieliszek wina za dużo sprawia, że Zuzanna pisze do Pawła niewinne "Cześć, co słychać?", później dochodzi do kilku spotkać, a kobieta nawet nie zauważyła, kiedy nad tym wszystkim straciła kontrolę... 


"Cześć, co słychać?" to książka, którą napisało samo życie. To powieść niewątpliwie przeznaczona dla kobiet około czterdziestki, bo to właśnie te kobiety zrozumieją książkę najlepiej. Ustabilizowane życie, mąż, dzieci, praca... zwyczajna rutyna. A kobiety chcą czegoś więcej... Fajerwerków, wrażeń i motyli w brzuchu. Coś nowego (a raczej stare, które znowu się pojawia), staje się pokusą. Autorka przestrzega nas, że każda kobieta może stać się taką Zuzanną, która zatęskni za swoją pierwszą miłością. Jednak czy ta książka spodoba się młodszym kobietom? Oczywiście, że tak! Jako dwudziestodwulatka mogę to potwierdzić. Ja również traktuję tę książkę jako przestrogę i jestem pewna, że za 20 lat znowu sięgnę po tę pozycję i porównam swoją reakcję. 

"Cześć, co słychać?" to powieść z niebanalną fabułą. Wyśmienita i w taki też sposób napisana. Każde zdarzenie przeżywałam wraz z bohaterką. Razem z nią byłam rozdarta między pokusą a rozsądkiem. Autorka w genialny sposób wykreowała Zuzannę pod względem psychologicznym. Doskonale oddała to, co w głowie takiej czterdziestolatki może się dziać. A to wszystko napisane lekkim piórem autorki, z emocjami i wrażliwością. Dodatkowo, książka ani przez chwilę nie nudzi. Wręcz przeciwnie - trzyma w napięciu. Do samego końca nie wiedziałam, jak potoczą się losy Zuzanny. Zakończenie również jest bardzo fajne i przemyślane. 

Podsumowując, "Cześć, co słychać" to genialna książka o miłości, pokusach i konsekwencjach, jakie mogą wyniknąć z chwili słabości. To idealna książka dla kobiet około czterdziestki. Nie jest to książka lekka i wesoła, ale za to mądra i niezwykle dojrzała. Z całego serca polecam! 

sobota, 24 września 2016

„Mąż potrzebny na już” Małgorzaty Falkowskiej


Często w nasze ręce trafiają powieści - komedie, które z założenia mają nas bawić, rozśmieszać do łez. Niestety zazwyczaj jest tak, że autor ma inne poczucie humoru niż czytelnicy, co sprawia, że naszym zdaniem w książce nie ma nic śmiesznego, ale za to żenującego i zwyczajnie głupiego. Czy po lekturze debiutu Małgorzaty Falkowskiej mam takie właśnie odczucia?

W dzisiejszych czasach jest pełno filmów, seriali czy książek o typowych singielkach, które w pewnym momencie swojego życia postanawiają jednak znaleźć swoją drugą połówkę. Małgorzata Falkowska przedstawia nam sześć takich singielek - przyjaciółek, które w Sylwestra, co jest tradycją, przedstawiają swoje postanowienia na najbliższy rok. I tak: Marietta chce w 2015 roku zostać dyrektorem projektowym, Monika zapisze się na prawo jazdy, Jola zostanie trenerem personalny, Baśka wyprowadzi się od rodziców, Zośka obroni tytuł magistra, a Berka... wyjdzie za mąż! Jest to bardzo ambitny plan, zważywszy na to, że Bernadetta nie ma nawet kandydata na to stanowisko. Kobieta rozpoczyna więc swoje poszukiwania na różne sposoby: idzie na siłownie, zaczyna interesować się sportem, bierze udział w szybkich randkach. Niestety, żadne z tych działań nie przynoszą oczekiwanego rezultatu. Berdnadeta w każdym napotkanym mężczyźnie widzi przyszłego męża, ale kolejne znajomości przynoszą tylko rozczarowanie. Czy w końcu naszej głównej bohaterce uda się znaleźć idealnego kandydata na męża i wziąć ślub? 



Od razu muszę powiedzieć, że humor, o którym wcześniej pisałam, zdecydowanie przypadł mi do gustu. Już dawno tak dobrze nie bawiłam się podczas czytania książki. Te prawie 400 stron to sama przyjemność z ogromną dawką humoru! Autorka nie szczędziła nam nie tylko humoru sytuacyjnego, ale także słownego, który sprawiał, że nie raz parsknęłam śmiechem. Najbardziej podobały mi się riposty matki, babci i siostry Berki. Te kobiety po prostu pluły jadem! Ale za to jak zabawnym. Jeśli chodzi o język i styl, to powieść czytało mi się bardzo dobrze. Autorka ma niezwykle lekkie pióro, którym wręcz czaruje. Ani razu nie miałam wrażenia, że czytam debiut. Jest to zdecydowanie książka na poziomie. Z niecierpliwością czekam na kolejną książkę autorki, w której będę mogła znowu wrócić do zwariowanego świata Berki.

Choć fabuła książki nie jest zbyt odkrywcza, a zakończenie już na samym początku do przewidzenia, to ja nie miałam nic przeciwko, i to mi nie przeszkadzało. Autorka wybroniła się nie tylko językiem i humorem, ale także kreacją bohaterów, za co należą się ogromne brawa. W książce przewija się mnóstwo osób. Najlepsze jednak jest to, że każdy z bohaterów jest inny, oryginalny, stanowi pewną indywidualność. Każdy z nich ma inne cechy charakteru, inne przyzwyczajenia i sposób bycia. Moim zdanie to naprawdę trudne, aby bohaterowie nie byli nijacy ani do siebie podobni. 

Podsumowując, „Mąż potrzebny na już” to debiut w stu procentach udany! Zabawne sytuacje, oryginalne dialogi i znakomita kreacja bohaterów to chyba największe atuty powieści. Jeśli potrzebujecie lekkiej i przyjemnej w odbiorze książki, pełnej humoru i przezabawnych sytuacji, to koniecznie miejcie na uwadze tę książkę. Ogromna dawka humoru gwarantowana. Z całego serca polecam! 


 Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://www.videograf.pl/index.php

czwartek, 15 września 2016

„Grzechu warta” Agaty Przybyłek



„Grzechu warta” to już piąta książka Agaty Przybyłek, która  od wczoraj może gościć w naszych rękach i cieszyć oczy. Muszę przyznać, że nadal specjalne miejsce w moim sercu zajmuje „Bez Ciebie” tej autorki, ale uważam, że „Grzechu warta” jest najlepszą książką Przybyłek jeśli chodzi o komedie. 

Pamiętacie zadziorną Agatę z „Nie zmienił się tylko blond”? To właśnie ona jest główną bohaterką książki i pokazuje swoje pazury. Agata jest studentką architektury i po męczącej sesji, na wakacje, przyjeżdża w rodzinne strony. Niestety, w jej pokoju gości teraz sterta prania, koci mocz i futryna bez drzwi. Dlatego też Agata postanawia na wakacje zamieszkać u swoich dziadków w Sosenkach. Tam wydaje się być jeszcze gorzej, kiedy to babcia na każdym kroku kontroluje wnuczkę. Agata nie ma najmniejszej możliwości chociaż przez chwilę pobyć sam na sam z Melchiorem - swoim chłopakiem. Dziewczyna postanawia uwolnić się w końcu od nadopiekuńczej rodziny i znajduje pracę w Warszawie w dość specyficznej agencji, której działalność nie można nazwać moralną. 


Agata Przybyłek po raz kolejny serwuje nam zabawną historię, na poprawienie humoru. Książka jest pełna humorystycznych sytuacji, dialogów i intryg. Oczywiście najlepszą bohaterką (jak w poprzednich częściach) jest Halinka - babcia Agaty. To ona jest kołem napędowym tej książki, na każdym kroku zaskakuje i rozśmiesza swoimi pomysłami i przemyśleniami. Naprawdę, nie sposób się nie śmiać! Warto tutaj wspomnieć również o kreacji głównej bohaterki, którą polubiłam bez reszty. Jest to długonoga piękność, pewna siebie, świadoma swoich atutów i niezwykła uwodzicielka. To odważna dziewczyna z charakterem. Ja na jej miejscu usiadłabym i płakała, a ona? Bierze sprawy w swoje ręce i z podniesioną głową wyjeżdża do Warszawy. Taka dziewczyna z pewnością wyróżnia się wśród tłumu i pośród innych bohaterów. 

Bardzo dobrym pomysłem okazała się być agencja, w której pracuje Agata. Choć wiadomo, że takich firm nie ma, wcale mi to nie przeszkadzało i nie odbierało autentyczności całej książce. Cieszę się, że autorka wymyśliła takie „przedsiębiorstwo” udowadniając w ten sposób, że jej wyobraźnia nie zna granic. Na plus zasługuje również fakt, że w książce cały czas coś się dzieje. Lektura wciąga i trudno jest się od niej oderwać. Czytałam i czytałam, i z ogromną niecierpliwością czekałam, kiedy wszelkie intrygi i spiski wyjdą na jaw. Dzięki plastycznym i realistycznym opisom jakie zastosowała autorka, bez problemu możemy wyobrazić sobie wszystkie miejsca, osoby i „oglądać” bohaterów - jak w filmie. Agata Przybyłek ma niezwykle lekkie pióro i muszę przyznać, że każdą kolejną książkę czyta się lepiej.

Również wątek miłosny, który stworzyła Przybyłek w książce, bardzo przypadł mi do gustu. Nie jest to banalna historyjka. Autorka wplątała Agatę nie tylko w miłosne intrygi i kłamstwa, ale także w spiski, zdrady i nie do końca moralne zachowanie. Wszystko to powoduje, że „Grzechu warta” ma „to coś”, czego szukam w każdej książce.

Podsumowując, najnowsza książka Agaty Przybyłek, jest naprawdę warta grzechu. To zabawna, lekka a zarazem mądra powieść o miłości, rodzinie i kłamstwach, z których z czasem ciężko jest się wykręcić. Przybyłek udowadnia, że to nie pani Marta z piosenki jest grzechu warta, ale Agata z Sosenek. Z całego serca polecam! 


 Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję autorce! 

Inne książki tej autorki recenzowane przeze mnie: 
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2016/07/bez-ciebie-agaty-przybyek.htmlhttp://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2016/08/takie-rzeczy-tylko-z-mezem-agaty.html

środa, 31 sierpnia 2016

"Spacer po Wenecji" Lucy Gordon, India Grey

Wenecja to piękne miasto na wodzie, o którym słyszał chyba każdy. To gwarne i kolorowe miasto jest obiektem zachwytu. I to właśnie je autorki Lucy Gordon i India Grey wybrały na miejsce akcji swoich opowiadań. W ciekawy sposób zostałam zaproszona na spacer po Wenecji. Czy mi się podobało? 

"Spacer po Wenecji" to zbiór trzech opowiadań. To, co je łączy to przede wszystkim Wenecja i miłość.

Szklane serce w Wenecji Lucy Gordon
Główną bohaterką tego opowiadania jest Helena, która przyjeżdża do Wenecji w celu dopełnienia formalności spadkowych. Odziedziczyła bowiem po swoim mężu fabrykę szkła na wyspie Murano. Przypadkiem dowiaduje się, że właściciel konkurencyjnej fabryki planuje podstępem, wręcz za grosze, przejąć jej majątek. Helena nie chce mu na to pozwolić i decyduje się rzucić mu wyzwanie i dać nauczkę. Czy jej się to uda?

Karnawał w Wenecji Lucy Gordon
Już na samym początku opowiadania trafiamy na szalejącą burze w Wenecji. Pietro, podczas nawałnicy, zauważa przemoczoną kobietę, która ewidentnie potrzebuje pomocy. Pod wpływem chwili mężczyzna zaprasza ją do domu i się nią zajmuje. Podczas rozmowy Pietro poznaje dramatyczną historię Ruth i bez namysłu proponuje jej pomoc, zwłaszcza, że w tę historię jest zaplątany członek rodziny Pietra. Decyzja o pomocy zmieni jego życie mężczyzny o 180 stopni. 

Premiera w Wenecji India Grey
Lorenzo jest znanym reżyserem filmowym. Na przyjęciu poznaje Sarah, która okazuje się być właścicielką praw do powieści, którą mężczyzna od dawna chciał zekranizować. Za każdym razem, gdy pisał do Sarah w tej sprawie - ona odmawiała. Teraz nadarza się być może jedyna okazja, aby namówić kobietę do zmiany decyzji. To przyjemna misja głównie ze względu na to, że kobieta coraz bardziej mu się podoba. 

~*~

Każde z opowiadań liczy sobie ponad 100 stron. Pomimo tego że nie jest to dużo, ani przez chwilę nie odczuwałam, że to jest za mało. Wątki są dopracowane, fabuła bardzo dobrze i przemyślanie poprowadzona. Nie miałam wrażenia, że czytam streszczenia dobrej książki, ale dobre opowiadania, którym niczego nie brakuje. Autorki posługują się bardzo lekkim i przyjemnym językiem. Zachowana jest również spójność, która sprawiała, że nie musiałam "przestawiać się" na styl pisarski innej autorki, ponieważ obydwie pani piszą bardzo podobnie. 

Największym atutem książki, są opisy Wenecji, które skradły moje serce. Są one realistyczne i ciekawe. Bez problemu mogłam w wyobraźni przenieść się do Wenecji i razem z bohaterami płynąć gondolą, spacerować po gwarnych uliczkach i brać udział w karnawale. Niestety, fabuła opowiadań nie jest odkrywcza, wręcz banalna, a zakończenie przewidywalne i przesłodzone. Nie mniej jednak, dzięki temu książka jest idealną lekturą na upały, gdzie nie nie mamy ochoty zagłębiać się w fabułę czy przesłanie. Czasami każdy z nas potrzebuje szablonowych historyjek z happy endem, prawda?

Podsumowując, „Spacer po Wenecji” to dobra książka o miłości, zaufaniu i tajemnicach, o rozpoczęciu nowego życia z kimś nowym. To lekka lektura, przepełniona pięknymi i realistycznymi opisami, dzięki którym bez problemu możemy przenieść się do pięknej Wenecji.
 


Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego   serdecznie dziękuję wydawnictwu:
http://www.harpercollins.pl/

piątek, 19 sierpnia 2016

"Pensjonat marzeń" Magdaleny Witkiewicz

"Pensjonat marzeń" to kontynuacja bardzo znanej powieści Magdaleny Witkiewicz - "Szkoła żon", w której to autorka poruszała bardzo życiowe tematy i przemycała wiele rad dla kobiet, które mają pomóc w odnalezieniu szczęścia przede wszystkim dla siebie. Bardzo polubiłam bohaterki "Szkoły żon". Ciekawa ich dalszych losów, sięgnęłam po "Pensjonat marzeń". 

Powracamy więc do losów Jadwigi, Julii, Michaliny i Marty. Jadwiga po Szkole Żon zaczęła wierzyć w siebie. Mąż nadal ją zdradza, ale również i na jej drodze pojawia się miły pan nieznajomy. Julia - wiedzie szczęśliwe życie z Konradem, ale nadal nie chce za niego wyjść. Michalina wreszcie znalazła swoją miłość i pracę, która daję jej satysfakcję. Jest również Marta, której wreszcie udało się zrzucić kilka kilogramów. W książce poznajemy również postać Agnieszki - trenerki Marty, która też ma wiele problemów. 

Ponadto ich życie nie zmieniło się tylko pod względem miłości. Ewelina (właścicielka Szkoły Żon) chce otworzyć drugą taką Szkołę. Wszystkie dziewczyny postanawiają się w to zaangażować i biorą sprawy w swoje ręce. Idealnym miejscem na założenie Szkoły Żon okazuje się podupadły hotel w kaszubskich lasach, który w bardzo szybkim tempie nasi bohaterowie chcą zamienić w Pensjonat Marzeń. Cudowne, piękne i magiczne miejsce wiąże ze sobą bardzo smutną, romantyczną  historię. Kobiety muszą zrobić wszystko, aby hotel stał czymś przytulnym hotelem otoczonym pięknym ogrodem. W przeciwnym razie wszystko przepadnie... Czy mimo tych przeszkód kobiety dadzą sobie radę?


"Pensjonat marzeń" to naprawdę bardzo dobra kontynuacja pierwszej części. Rzadko się zdarza tak, że druga część bestselleru jest utrzymana na poziomie pierwszej. Zazwyczaj jest ona pisana na siłę, i to czuć, kiedy się ją czyta. Na szczęście nie jest tak w przypadku Magdaleny Witkiewicz, bo obydwie książki są równie dobre. Historie wciągają, losy bohaterów są bardzo ciekawe i do bólu prawdziwe. Nie ma słodkości, upiększania. Jest natomiast prawdziwe życie, które czasami daje się we znaki. Z każda z historii jest inna, ale wszystkie są tak samo dobre. Nie potrafiłabym powiedzieć, który wątek podobał mi najpierw, bo wszystkie były równie wciągające, a przede wszystkim każdy wątek, każda historia czegoś uczy i daje do myślenia. 

Zasadniczą różnicą między "Szkołą żon" a "Pensjonatem marzeń" są sceny erotyczne, a dokładniej ich ilość. W pierwszej części było ich naprawdę dużo. Każde spotkanie mężczyzny i kobiety kończyło się czymś więcej. Natomiast w drugiej części nadal są sceny seksu, ale już nie tak liczne. Autorka bardziej skupia się problemach bohaterów, zachowaniach, relacjach i związkach, a nie na ich życiu łóżkowym. 

Jak w każdej recenzji książki Magdaleny Witkiewicz również i w tej muszę wspomnieć, że uwielbiam pióro autorki. Książka jest napisana lekkim i przyjemnym językiem, z ciekawymi opisami i nietandetnymi dialogami. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko, kompletnie tracąc poczucie czasu. 

Podsumowując, "Pensjonat marzeń" to bardzo dobra kontynuacja "Szkoły żon". Książka wciąga, bawi, ale przede wszystkim uczy i daje do myślenia. To książka o każdej i dla każdej z nas. Jeśli czytałyście "Szkołę żon" koniecznie sięgnijcie po kontynuację, a jeśli nie - zmieńcie to, a nie będziecie żałować! 

 

wtorek, 16 sierpnia 2016

"Takie rzeczy tylko z mężem" Agaty Przybyłek


Dzisiaj na tapecie kolejna recenzja książki autorstwa  młodej, ale jakże zdolnej Agaty Przybyłek. Tym razem, po pełnej bólu i rozpaczy książce "Bez ciebie", Przybyłek serwuje nam wspaniałą komedię, która może poprawić humor w najbardziej pechowy i smutny dzień. A to wszystko za sprawą pewnej Zuzanny, która czuje się zaniedbana przez męża. 

Zuzanna ma prawie wszystko, czego chce kobieta: męża, wspaniałe dziecko, dom z ogródkiem blisko rodziny i pracę jako przedszkolanka. Czego jej zatem brakuje? Odpowiedź jest prosta - uwagi męża. Ludwik jest zapalonym historykiem i uwielbia szukać różnych skarbów z kolegami, zapominając o rodzinie. Zuzanna, za sprawą pewnej pani psycholog Matyldy Mak, uświadamia sobie, że nie można tak żyć. Musi coś zrobić, aby mąż znowu zaczął ją zauważać. Postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i niczym lwica walczy o swoje małżeństwo. To nie jest jednak takie proste, zwłaszcza kiedy na horyzoncie pojawia się pociągający wuefista, który non stop prawi Zuzannie komplementy... Co z tego wyniknie? Koniecznie przeczytajcie! 


Pomimo tego, że Agata Przybyłek mężatką nie jest, to napisała bardzo dobrą komedię o problemach i rutynie w małżeństwie. Pokazuje to, że autorka jest wspaniałą obserwatorką i wszystkie zaobserwowane trudności i radości życiowe potrafi perfekcyjnie przenieść na kartki papieru. A wszystko to jest możliwe za pomocą wspaniałego języka, lekkiego, przyjemnego, krótko mówiąc swojskiego, bez żadnych udziwnień, w szczególności w dialogach. Dodatkowo, Przybyłek potrafi stworzyć bardzo dobre opisy, pełne metafor i porównań, których nie powstydziłby się poeta z górnej półki. Po prostu brawo!  Warto również wspomnieć, że opcz problemów w małżeństwie Agata Przybyłek porusza również problem nietolerancji na wsi. Sama pochodzę ze wsi i wiem, jak traktowane i obgadywane są osoby, które się czymś wyróżniają, są oryginalnie, generalnie odbiegają od powszechnie panującego schematu. Podobnie jest w książce Przybyłek - ktoś, kto ubiera się na czarno, lubi mocniejszy makijaż, od razu jest uważany za satanistę albo muzułmanina. 

Pomimo tego, że Agata Przybyłek w swojej najnowszej książce porusza trudny i do bólu życiowy temat (bo która para nie popada w rutynę? Chyba każda!), to całą historię oblewa dużą ilością humoru, który nadaje książce niesamowitej lekkości. Z lekturze znajdziemy nie tylko komizm słowny, ale także sytuacyjny. Z tego też powodu, podczas czytania po prostu nie można się nie śmiać. Jak zapewnia okładka książki: porządna dawna uśmiechu gwarantowana! 

Podsumowując, jeśli macie zły humor, facet Was wkurzył, samochód się zepsuł, albo zamiast ciasta wyszedł zakalec - bez zastanowienia sięgnijcie po "Takie rzeczy tylko z mężem", a humor w mig się Wam poprawi. A może w głównej bohaterce odnajdziecie siebie i również z zapartym tchem zaczniecie walczyć o swoją drugą połówkę? Kto wie? 




Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję autorce!

 Inne książki tej autorki recenzowane przeze mnie:
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2016/07/bez-ciebie-agaty-przybyek.htmlhttp://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/search/label/Agata%20Przyby%C5%82ek
 


piątek, 29 lipca 2016

"Szkoła żon" Magdaleny Witkiewicz

Nadrabiam twórczość Magdaleny Witkiewicz. Z każdą kolejną książką, autorka po raz kolejny skrada moje serce. Dlatego też, dzisiaj na tapecie erotyczna książka - "Szkoła żon". Czy rzeczywiście szkoła wymyślona przez autorkę uczy jak być dobrą żoną?

Na początku lektury poznajemy Julię - świeżo upieczoną rozwódkę, która postanawia opić z przyjaciółkami odzyskanie wolności i rozpoczęcie nowego życia. Na imprezie dziewczyna bierze udział w loterii wizytówkowej i wygrywa tajemnicze zaproszenie do luksusowego SPA, które jest... szkołą żon. Julia na swój trzytygodniowy wyjazd może zabrać jedynie szczoteczkę do zębów i jedną parę bielizny. Na miejscu zapoznaje się z ofertą szkoły, która dotyczy nie tylko nauki gotowania czy makijażu, ale także zawiera liczne warsztaty erotyczne. Julia poznaje również inne kobiety, które także chcą się czegoś nauczyć i zmienić się dla swoich partnerów, a Szkoła zapewnia, że już nigdy żaden facet ich nie zostawi. Kuszące, prawda? 


Muszę przyznać, że już przed przeczytaniem, książka mnie bardzo intrygowała. Poprzednie książki autorki, które czytałam były piękne, mądre, wzruszały do łez i rozdzierały serce na kawałki. Byłam ciekawa, czy powieść o podłożu erotycznym mojej ulubionej polskiej autorki również mi się spodoba. Z ręką na sercu mówię, że na szczęście się nie rozczarowałam. 

Od dawna uważam, że każda powieść erotyczna jest schematyczna - coś na kształt Greya. Na szczęście Witkiewicz wybiega poza te schematy i serwuje nam nieszablonową książkę, z bardzo oryginalną fabułą. Owszem, jak na powieść erotyczną, znajdziemy w niej liczne sceny erotyczne, swoją drogą bardzo odważne i śmiałe, jednak nie tylko z tego składa się książka. Poruszane są niej życiowe kwestie, które naprawdę dają do myślenia, a tytułowa Szkoła Żon ma drugie dno. Szkoła ta nie tylko uczy tego,  jak być dobrą żoną czy kochanką, ale przede, jak być szczęśliwą i jak pokochać siebie oraz swoje ciało. 

 Jak już wcześniej wspomniałam, w książce znajdziemy dużo scen erotycznych. Szczerze mówiąc, każde spotkanie kobiety i mężczyzny w książce  kończyło się czymś więcej. Jednak sceny te nie były wulgarnie opisane jak w książkach takiego typu bywa, ale w sposób piękny, subtelny, czasami może odważny, ale zarazem nie wprawiający w zniesmaczenie. Ponadto kobieta nie jest tutaj traktowana jedynie jako rzecz czy obiekt seksualny, ale jak osoba najważniejsza i najcenniejsza na świecie, która zasługuje na chwile przyjemności i rozkoszy. 

Na ogromny plus zasługuje również kreacja bohaterów. Oprócz Julii poznajemy również 3 inne bohaterki, które chcą coś zmienić w swoim życiu. Każda z tych bohaterek jest inna, ma inną przeszłość, jednak my wszystkiego się dowiadujemy i perfidnie zaglądamy do ich życia. Osobowość każdej bohaterki jest bardzo dobrze opisana, przez co każda z kobiet jest równie ciekawa. Jadwiga jest pięćdziesięcioletnią nauczycielką, którą zdradza mąż. Kobieta nie wytrzymuje tego i postanawia zrobić wszystko, aby znów umieć rozpalić zmysły męża. Michalina - młodziutka dziewczyna, po uszy zakochana w swoim wybranku, dla którego porzuciła rodzinę. Chce w jak najlepszy sposób zaspokoić potrzeby swojego chłopaka w łóżku, a do Szkoły Żon przyjeżdża po to, aby umiejętność tą udoskonalić. Jest również Marta - szczęśliwa żona i matka. Szkoła Żon ma być dla niej odskocznią od codzienności, gdzie może pobyć tylko sama ze sobą i zastanowić się nad swoim największym kompleksem - nadwagą. 

Podsumowując, "Szkoła żon" to bardzo mądra, erotyczna powieść poruszająca ważne i życiowe problemy. Książka nie jest schematyczna, zmusza do refleksji, a w każdej bohaterce możemy znaleźć część siebie. Zdecydowanie polecam! 

 

wtorek, 26 lipca 2016

"Bez Ciebie" Agaty Przybyłek

Agata Przybyłek zadebiutowała rok temu komedią rodzinną "Nie zmienił się tylko blond". W marcu ukazała się kontynuacja powieści pt. "Nieszczęścia chodzą stadami". Teraz w moje ręce trafiła majowa powieść tej autorki. Książka ta zupełnie różni się od pozostałych. Dlaczego? Czytajcie dalej. 

Życie Katarzyny nie jest usłane różami. Najpierw niełatwe dzieciństwo, a później jeszcze gorsza dorosłość, kiedy to żyła w toksycznym małżeństwie z Collinem, który zrobił z jej życia piekło. Była bita i poniżana. Bita to może zbyt delikatne określenie. Była po prostu maltretowana i katowana. Aby temu zapobiec, starała się robić wszystko, aby sprostać wymaganiom męża: nie wychodziła z domu, nie miała znajomych, prała, sprzątała i gotowała. Wszystko musiało być idealne. Pewnego dnia coś nie wyszło, a mianowicie Katarzyna... nie posoliła ziemniaków. Colin zgotował jej piekło i ledwo żywą zostawił w pustym domu. W takim stanie kobietę znajduje teściowa - Lucy, i bez zastanowienia postanawia pomóc skrzywdzonej synowej. Z pomocą młodego lekarza Alana, Lucy zabiera Katarzynę do Toronto, gdzie dziewczyna po długiej rekonwalescencji staje na nogi i zaczyna nowe, bezpieczniejsze życie, a między nią i Alanem rodzi się nic porozumienia. Niestety... przeszłość daje o sobie znać...

Największym atutem "Bez ciebie" jest bezapelacyjnie wyśmienite pióro autorki. Przybyłek pisze pięknym, barwnym i kwiecistym językiem, przez to lektura staje się ogromną dawką przyjemności. Dodatkowo wszystkie dialogi, zachowania bohaterów, opisy miejsc i postaci są tak realistyczne, że czytając książkę miałam wrażenie, że oglądam naprawdę bardzo dobry film. Książka wciąga, trzyma w napięciu do samego końca, trudno jest się od niej oderwać. A jeśli chodzi o zakończenie - kompletnie się nie spodziewałam. W głowie kłębiła się tylko myśl: Dlaczego? a na kartkach książki zostawiłam litry łez. Czyż to nie wspaniałe?

Kolejnym plusem "Bez ciebie" jest kreacja bohaterów. Przybyłek włożyła wiele pracy i trudu aby ich nam przedstawić. Dzięki temu każdego z nich znamy od podszewki, wiemy o nich naprawdę wszystko, znamy ich przeszłość, która odciska swoje piętno na teraźniejszych zachowaniach. Autorka w kreacji postaci zastosowała również swoją wiedzę psychologiczną, którą możemy znaleźć np. w napadach paniki Katarzyny. 

"Bez ciebie" nie jest książką lekką. Przybyłek porusza w niej bardzo trudny i ważny temat przemocy domowej. Choć ta historia to fikcja literacka, wszyscy bardzo dobrze wiemy, że takie rzeczy się dzieją, a ofiary, z lęku przed oprawcą, są zazwyczaj zdane tylko na siebie. Książka ta pokazuje, że odejście od kata to jeszcze nie koniec problemu...

Podsumowując, "Bez ciebie" to dojrzała, wzruszająca powieść o tym, że czasem najlepsze, co można zrobić dla drugiej osoby, to pozwolić jej odejść. To książka, która gra nam na emocjach i rozrywa nasze serce na kawałki. Zdecydowanie polecam tę, jak i pozostałe, lżejsze książki Agaty Przybyłek. 


 
 A za książkę serdecznie dziękuję autorce! :)

Inne książki tej autorki recenzowane przeze mnie:

http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2016/09/grzechu-warta-agaty-przybyek.htmlhttp://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/2016/08/takie-rzeczy-tylko-z-mezem-agaty.html
 

sobota, 23 lipca 2016

"Jedyna" Marisa De Los Santos

Nie od dziś wiadomo, że to, jak rodzice traktują swoje dzieci, jakimi są ludźmi, ma ogromny wpływ na psychikę i osobowość dziecka. Niestety nie zawsze zachowanie rodziców choćby zbliża się do ideału, co może skutkować samotnością dziecka, odrzuceniem i niskim poczuciem własnej wartości. To właśnie taki los spotkał Taisy - główną bohaterkę książki "Jedyna".

Eustacia Cleary, przez najbliższych nazywana Taisy, przez całe swoje życie kochała tylko trzech mężczyzn: brata bliźniaka Marcusa, Bena Ransoma - kolegę ze szkoły, który po pewnym czasie nie był i już tylko kolegą, i przede wszystkim swojego ojca - Wilsona Cleary - uczonego, wynalazcę, milionera, podrywacza i niestety okropnego dupka. 

Minęło siedem lat, odkąd Wilson porzucił żonę i dwójkę dzieci dla nowej rodziny. Od tamtego czasu Taisy widziała się z nim tylko raz. A teraz, po ciężkim zawale ojca,  dziewczyna dostaje telefon z prośbą, aby ta przyjechała do niego na dłużej. Taisy nie waha się długo - pakuje się i wyjeżdża do miasta, w którym, się wychowała i którego w dorosłym życiu nigdy nie odwiedziła. Dziewczyna od razu zostaje pozbawiona złudzeń, że ojciec się zmienił. Nadal jest oziębły i władczy. Pojawia się również Ben - dawna miłość, który nadal ma do niej za to, co zrobiła mu w przeszłości. Pomimo wszystko, Taisy ma nadzieje, że ich relacja może się jeszcze poprawić. Żeby tego było mało, trudna relacja łączy ja również z nastoletnią Willow - przyrodnią siostrą, która jest zaborczo zazdrosna o ojca. 

"Jedyna" to przede wszystkim bardzo dobra kreacja bohaterów. Każdy z nich jest różny i równie ciekawy. Wilson to dla Taisy zimny, pozbawiony uczuć ojciec bardzo wymagający. Eustacia i Marcus nigdy nie czuli ojcowskiej miłości. Poradzili sobie w życiu bez ojca, odnosząc niemały sukces. Całkowicie inna jest Willow, która jest oderwana od rzeczywistości. Do szesnastego roku życia uczyła się indywidualnie, nie chodząc do szkoły, przez co nie ma pojęcia jak zachowywać się lekcjach. Trudne dla niej jest również nawiązanie relacji z rówieśnikami. To właśnie Willow jest tą jedyną... Tą córką, którą Wilson naprawdę kocha i o którą dba. Chce dla niej jak najlepiej, chroni ją przed każdym złem i krzywdą. Z tego też  powodu Taisy i Willow różnie postrzegają swojego ojca. 


Na pochwałę zasługuje również język jakim pisze dla nas Marisa De Los Santos. Jest on lekki i przyjemny, a zarazem niesie ze sobą mądre i psychologiczne treści. Dodatkowo, autorka w swojej powieści zastosowała dwa rodzaje narracji - z punktu widzenia Taisy i z punktu widzenia Willow. Sprawia to, że bardziej poznajemy obydwie bohaterki, poznajemy ich przeszłość oraz obecne troski i problemy. Nie musimy się niczego domyślać. To również dzięki temu zabiegowi dostrzegamy różnice w tym, jak Willow i Taisy postrzegają świat i jaki mają stosunek do ojca. 

Podsumowując, "Jedyna" to poruszająca historia o przyjaźni, rodzinie i rodzinnych sekretach, drugich szansach, groźnej obsesji i odkupiającej mocy miłości. To powieść wyrazista, nostalgiczna, o sile więzi rodzinnych i nierzadko mrocznych zakamarkach ludzkiego serca. Zdecydowanie polecam! 


niedziela, 17 lipca 2016

"Historia pewnej rozwiązłości" Danki Braun

"Historia pewnej rozwiązłości" to już czwarty tom niezwykłej sagi rodzinnej Miłość, namiętność, pożądanie. Szczerze mówiąc, nie mogłam doczekać się przeczytania tej książki, bo poprzednie części bardzo mi się podobały. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co nowego u rodziny Orłowskich. A muszę przyznać, że w tej części dzieje się naprawdę dużo. 

Krzysztof Orłowski, syn Renaty i Roberta, nie jest szczęśliwy w swoim małżeństwie. Dowiedział się o szokującej przeszłości swojej żony, ale dla dobra syna - Eryka, stara się zachować pozory i być dobrym mężem, a przede wszystkim wspaniałym ojcem. Wszyscy są zauroczeni pięcioletnim Erykiem, który jest bardzo rozpieszczany przez dziadków. Niestety sielanka nie trwa wiecznie, a poukładane życie całej rodziny Orłowskich, burzy się jak domek z kart. Jedno tragicznie wydarzenie zmienia życie obu małżeństw o 180 stopni. Nasi bohaterowie będą musieli zmierzyć się z trudnymi wyborami, a decyzje, które będą musieli podjąć, nie zawsze okażą się łatwe i nie zawsze pociągną za sobą miłe konsekwencje. Czy rodzina Orłowskich przetrwa ciężkie chwile? Czy uda im się odbudować miłość i przywrócić rodzinne szczęście? 

~*~

Wiem, że opis fabuły jest dość tajemniczy, ale nie mogę nic więcej napisać, żeby Wam nie zepsuć przyjemności z czytania. Muszę jednak przyznać, że pomimo tego iż Historia pewnej rozwiązłości jest już czwartym tomem sagi, to autorka nadal trzyma poziom. Nie jest to książka słabsza, czy gorsza od poprzednich, ale równie dobra i wspaniała. Pomimo tego, że już dokładnie znamy bohaterów, autorka bez problemu wymyśla coraz to nowe perypetie, które są interesujące i wciągają bez reszty. Ponadto nie sposób wspomnieć o tym, ile dzieje się w tej książce! Autorka naprawdę musiała włożyć dużo pracy w to, aby książka nie przestawała trzymać nas w napięciu. Kiedy już myślałam, że chwilę odpocznę i dojdę do siebie po emocjonującym wydarzeniu to ... bach... Danka Braun uderza z podwojoną siłą a tylko sobie zadawałam pytanie Dlaczego? Co to ma być?

W części tej autorka nie skupia się tylko na Robercie i Renacie oraz ich dzieciach, ale także na innych bohaterach. Bliżej poznajemy postać Agi - żony Krzyśka. Dowiadujemy się, jak wyglądało jej dzieciństwo oraz młodość, a także to, co spowodowało, że stała się taką kobietą, z takim a nie innym podejściem do życia. W książce pojawia się również postać Wiki - byłej dziewczyny Krzyśka, przez co dowiadujemy się jak wygląda jej amerykańska przygoda.
Muszę również pochwalić język autorki, którym już nie raz się zachwycałam. Jest on lekki, przyjemny i łatwy w odbiorze, bez zbędnych ubarwień. Ponadto, autorka tworzy bardzo ciekawe i zabawne dialogi, dzięki którym książkę czyta się jeszcze lepiej. Wszystko to sprawia, że pozycja jest ciekawa, zabawna (czasami również wywołująca smutną łzę w oku) i przede wszystkim mądra. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom sagi. Wydaje mi się, że tym razem autorka skupi się postaci Izy - córki Renaty i Roberta.

Podsumowując, Historia pewnej rozwiązłości to książka, którą musi przeczytać każdy, kto czytał poprzednie części. Jeśli nie - to najwyższa pora to nadrobić, bo naprawdę warto! Książka wciąga, śmieszy i wzrusza - czy nie tego właśnie szukamy w dobrych powieściach? 


 Za możliwość przeczytania egzemplarza recenzenckiego serdecznie dziękuję księgarni internetowej:

BookMaster