Jeszcze nie tak dawno niesforna złodziejka okradała szlachtę, podszywała się pod księżniczkę i walczyła z klątwą bóstw. Nie minęło zbyt wiele czasu, zJeszcze nie tak dawno niesforna złodziejka okradała szlachtę, podszywała się pod księżniczkę i walczyła z klątwą bóstw. Nie minęło zbyt wiele czasu, zanim ponownie wpadła w kłopoty…
„Dawno, dawno temu złodziejka, która zuchwale igrała z losem, wyruszyła w podróż, by odnaleźć swoją utraconą rodzinę. Powtarzała sobie, że musi stać się kimś więcej, niż złodziejką i kłamczuchą, więcej niż wiarołomną służącą i krnąbrną córką. Jednak świat nigdy nie był życzliwy dla takich osób, jak ona. Dlatego musiała wymyślić kolejne kłamstwo, które miało ją uratować. Ale gdy po raz kolejny naraziła się na gniew bogini, musiała stawić czoła nie tylko swoim lękom, lecz także niebezpieczeństwu, jakie groziło jej ukochanemu…”. (opis wydawcy, ale jest tak piękny, że nie da się powiedzieć tego lepiej).
Mam wrażenie, że cokolwiek Margaret Owen napisze, będzie po prostu świetne. Uwielbiam sposób, w jaki żongluje piórem i bawi się słowem, nadając powieści lekki charakter, a jednocześnie zawierając w nim mroczną ukrytą głębie, a na koniec, obsypując to szczyptą czarnego humoru. I zawsze, w na pozór prostej oczywistej historii, kryję się na końcu coś więcej, coś, czego czytelnik zupełnie się nie spodziewa.
Rzecz, która najbardziej ulega zmianom w porównaniu z pierwszym tomem to relacja Vani i Emerica: z enemies stali się lovers, a jednak z pewnych powodów znów stoją nieco po dwóch stronach barykady. Vanja pakuję się w tarapaty, a Emeric, będąc po stronie prawa musi wykonywać należycie obowiązki prefekta, choć może to stać w sprzeczności z dobrem dziewczyny… a gdyby tego było mało, pewne siły wymuszają na nich intymną bliskość, na którą… oboje nie są gotowi. Obserwowanie ich poczynań i nieśmiałości, chociaż może nie powinnam, ale wywoływało na mojej twarzy uśmiech za każdym razem.
A skoro przy uśmiechu jesteśmy. Gdybym miała „Malowane diabły” opisać dwoma słowami byłoby to: przecudownie zabawna! Uwielbiam humor autorki, zwłaszcza zabarwiony delikatną kąśliwością. I pozwólcie, że Wam coś zdradzę: Vanja zakłada sektę. Przypadkowo. Ożywia pradawne, wymarłe bóstwo… Przypadkowo. Tylk Feningowa Zjawa jest do tego zdolna!
Oprócz cudownego mrocznego klimatu, fantastycznego czarnego humoru, barwnie wykreowanego świata pełnego bóstw i przede wszystkim, oryginalnie poprowadzonej fabuły, która wielokrotnie Was zaskoczy, znajdziemy tutaj najlepiej poprowadzony wątek found family. Choć na mojej twarzy częściej pojawiał się uśmiech, to gdzieś w kąciku oczu pojawiły się również łzy. Przysięgam, ta książka po brzegi wypełniona jest niesamowitymi emocjami! ...more
Wbrew wyobrażeniom magia nie jest ani dobra, ani uzdrawiająca, nie czyni wcale dobra. Prawdziwa magia jest wJak myślicie, jak wygląda prawdziwa magia?
Wbrew wyobrażeniom magia nie jest ani dobra, ani uzdrawiająca, nie czyni wcale dobra. Prawdziwa magia jest wyniszczająca uzależniająca, a najgorzej, gdy przybiera formę chaosu… taką właśnie magię zna Rayne, dziewczyna żyjąca w cieniach „Mirroru”: lustrzanego odbicia Londynu. Tylko że w przeciwieństwie do podniebnego miasta, jej jest jego mroczną, gorszą alternatywą, pełną przemocy, biedy i okrucieństwa. Gdzie o okruchy magii ludzie rozrywają się na kawałki?
Porzucona w latach dzieciństwa, żyje w sierocińcu przejętym przez bezlitosnego przestępce, który nie cofnie się przed niczym, aby poszerzyć swoje wpływy w dzielnicy biedoty. Nawet (a może, zwłaszcza) kosztem innych. Nie jest to życie, jakiego dziewczyna pragnie i zrobi wszystko, aby z niego uciec. Wszystko jednak bardzo się komplikuje, gdy okazuje się, że nie jest tym, kim myślała, że jest, a drzemiąca w niej magia jest o wiele mroczniejsza i destruktywna, niż mogłaby podejrzewać.
Nie ma nic lepszego w fantastyce niż świeże spojrzenie na literaturę i stworzenie oryginalnego uniwersum, dopasowanie do niego jasnych zasad funkcjonowania, żeby logika nie trzymała się na słowo honoru oraz, na deser, cudowne doprawienie jakąś szczyptą unikalności: na przykład systemu magicznego, wyłamującemu się spod przyjętych norm. A jeszcze jak zamkniemy to w konwencji dystopii… czego chcieć więcej?
Anna Benning po raz kolejny potwierdziła, że rozumie koncepcję dobrej dystopii i że połową sukcesu jest stworzenie własnej wizji świata. I tak samo, jak w „Vortexie” można było odczuć nieco mrocznego przytłaczającego klimatu, trudów życia codziennego, podziałów na lepszych i gorszych oraz destruktywnej magii.
Fabuła nie skupia się tylko na losach głównej bohaterki, Rayne, ale również z dużą starannością zostały zarysowane postacie poboczne, które – jeśli mam być szczera – bardziej mnie intrygowały. Każda z nich władała innym magicznym artefaktem i ich moce inaczej się objawiały, a jednocześnie mieli stworzony ciekawy background.
Nie do końca jestem fanką Rayne. Wielokrotnie działała nierozmyślnie i na ślepo, najpierw, działając, potem myśląc. Dialogi momentami były dość infantylne. Możliwe, że był to celowy zabieg, który na przestrzeni kolejnych tomów ma pokazać progres i rozwój bohaterki, dla mnie jednak jej postać była męcząca.
Nie mogłoby oczywiście zabraknąć romansu! Choć trzeba przyznać, że nie jest to wątek wybijający się na pierwszy plan. Jednak mamy tu, to co książkary kochają najbardziej: zakazana miłość! W trakcie książki relacja bohaterów rozwinęła się dość zaskakująco, zwłaszcza w ostatnich rozdziałach nabrała charakteru, jednak na początku nie czułam między nimi mocnej chemii, napięcia, czegoś co dodałoby dodatkowego smaczku.
Jeśli miałabym książkę przedzielić murem, to zdecydowanie po dobrej stronie barykady stoi fantastyczna kreacja świata i jego koncept, zaskakujące intrygi, zakończenie, po których od razu ma się ochotę na więcej oraz sama forma magii w powieści. Po drugiej jednak, sama kreacja głównej bohaterki i wątek romantyczny, gdzie czuć, że można było wyciągnąć z niego więcej! Plusów jest o więcej i myślę, że jest to pozycja, która idealnie sprawdzi się dla czytelników 13/14+ poszukującej mrocznej i rozbudowanej dystopii....more
Jeśli lubicie lekkie niewymagające romantasy, pełne pikantnej chemii i wzajemnej niechęci, a jednocześnie nie oczekujecie skomplikowanej, ciężkiej lekJeśli lubicie lekkie niewymagające romantasy, pełne pikantnej chemii i wzajemnej niechęci, a jednocześnie nie oczekujecie skomplikowanej, ciężkiej lektury, to zapnijcie pasy. Przedstawiam Wam cudowne guilty pleasure, gdzie guilty jest niewiele, za to tego drugiego, aż pod dostatkiem.
Prisca żyję w świecie, w którym ku czci bóstw od niemowlęctwa odbierana jest magia. Odzyskuję się ją dopiero po skończeniu dwudziestu pięciu wiosen, jednak jeśli królewskie straże odkryją, że ukrywasz swoją moc, wzgardzoną i odrzuconą przez bogów, ciebie i twoich bliskich czeka okrutny koniec. I chociaż dziewczyna stara się być przykładną mieszkanką, jest jedną z osób skrywającym tajemnice i ukrywających swoją magię. Wie, że pewnego dnia będzie musiała opuścić bliskich, zostawić za sobą wszystko to, co zna i kocha… nie wie jednak, że ten dzień nastąpi szybciej niż myśli, a na swojej drodze spotka przystojnego nieznajomego, którego oczy nawiedzały ją w snach.
Zacznijmy od początku. Uwielbiam kreację głównych bohaterów. Prisca to dzielna młoda kobieta, zawsze stawiająca dobro innych ponad siebie i nawet w najtrudniejszych sytuacjach, potrafi zagryźć zęby i iść dalej. Nawet jeśli popełnia błędy, potrafi się do tego przyznać i wyciągnąć nauczkę. Za to Lorian, nieznajomy najemnik, jakiego poznaje na swojej drodze… jest idealnym bohaterem do odwzorowania na fan artach, do którego można wzdychać. Świetne wyszkolony wojownik, inteligentny i przebiegły, planujący wszystko dwa kroki do przodu i skrywający wiele tajemnic. Od początku między bohaterami pojawia się intensywne napięcie, wroga relacja i chęć zemsty, jednak bardzo szybko zmienia się w coś zupełnie innego.
Znajdziemy tutaj cudowny romans, ale nie tylko. Świetnie został poprowadzony wątek rebelii, walki ze złym tyranem, rozwoju postaci i nauki władania mocami, found family i przezabawne interakcje z uczestnikami drużyny Loriana. Akcja została bardzo dobrze zrównoważona, dzięki czemu romans wcale nie wybija się na pierwszy plan, chociaż w dalszym ciągu jest bardzo istotny. Styl jest niezwykle lekki, niewymagający, a całość czyta się po prostu świetnie.
Jednak bądźmy ze sobą szczerzy: nie, nie jest to nic odkrywczego. To nie będzie książka, która zmieni Wasze życie, zachwyci oryginalnością, czy brakiem schematów. Ponieważ jest ich tutaj wiele, jednocześnie są rewelacyjnie ograne, a przez powieść się płynie. Jest to niewymagający kawał romantasy, zabarwiony delikatną pikanterią i potrafiący zapewnić cudowną rozrywkę na kilka wieczór. Osobiście życzyłabym sobie, gdyby powieść była odrobinę bardziej rozbudowana, zwłaszcza wątek bóstw mnie zaintrygował, postacie przyjaciół Loriana były zbyt niewyraźnie zaakcentowane, przez, co zlewały się w jedno tło. Również zdarzały się małe głupotki, które jednak ostatecznie ginęły pod naprawdę fajną rozrywką. I jeśli podobał się Wam „Dwór trzepoczących skrzydeł”, „Dwór cierni i róż”, i „A z popiołów zrodził się ogień” i szukacie czegoś w podobnym klimacie, to powinniście dać szansę również pięknemu, lecz okrutnemu Dworowi....more
Na jesień nie ma nic lepszego niż… porządna opowieść o duchach. Taka, która nie tylko pobudzi wyobraźnie czytelnika, ale wprowadzi go w stan niepokojuNa jesień nie ma nic lepszego niż… porządna opowieść o duchach. Taka, która nie tylko pobudzi wyobraźnie czytelnika, ale wprowadzi go w stan niepokoju, delikatnego lęku, tak, aby każdy jeden cień w pokoju ożył.
"W takie dni, jak ten, żałuję, że powstałam z martwych"
Libby ma za sobą kilka bardzo trudnych miesięcy, które wywróciły jej życie do góry nogami. Diagnoza choroby afektywnej dwubiegunowej, wyniszczająca depresja, niemal doprowadziły do tragedii. Przeprowadzka miała być dla niej, i jej rodziny, nowym początkiem. Jednak porzucony przed kilkudziesięciu laty rodzinny dom nie okazuję się miejscem przytulnym, rodzinnym, do którego chciałoby się wracać… Pełzające po podłogach robaki, gnieźdzące się pod poduszkami i za firankami, karykaturalne witraże spoglądające groźnie na mieszkańców, dziwne szmery na strychu. Każdy kolejny dzień przynosi więcej pytań niż odpowiedzi, a gdy Libby zagłębia się w historie domu, odkrywa mroczne tajemnice i długie listy zaginionych mieszkańców.
Coś skrywa się w domu. Coś co chce zostać uwolnione.
Historia od samego początku owiana jest atmosfera tajemnicy, mroku, niepokoju. Powrót do porzuconego przed laty domu, w którym wydarzyła się przerażająca tragedia, zmaganie się z demonami: zarówno tymi z przeszłości, jak i wewnętrznych oraz tymi… zamieszkujących posiadłość. Niejednokrotnie mi samej udzielały się emocje bohaterki, dzięki czemu jeszcze mocniej angażowałam się w fabułę.
Z dużą starannością oraz troskliwością zostały przedstawione tematy chorób psychicznych, prób samobójstwa, stanu psychiki, nie tylko osoby chorej, ale również osób jej najbliższych i tego z czym oni się borykają. Jak ciężki jest powrót do normalności, gdy cienie przeszłości i dawne niepokoje, cały czas dają o sobie znać. Autorka przelała na postać Libby swoje własne doświadczenia, traumy, co dla czytelnika samo w sobie jest bardzo pouczającym doznaniem, pokazujące inne perpsektywy i historie, a jednocześnie wzbogaciło fabułę i nadało mu większą głębię.
Również bohaterowie powieści mają w sobie pełną głębię, są wielowarstwowi, a progres jaki przechodzą, jak walczą ze swoimi własnymi potworami, jest niesamowity. To nie tylko powieść o duchach i nawiedzonym domu, ale też o przybieraniu różnych mask, odkrywaniu ról narzuconych nam przez innych, a przede wszystkim walce o siebie i o swoich najbliższych. Przepiękne przedstawione zostały relacje rodzinne. Wciągnęłam się niemal od pierwszych stron i dynamika akcji była dobrze utrzymana, jednak osobiście nie podobały mi się, gdy fabuła zmierzyła bardziej w stronę fantastyki, niż horroru, na co liczyłam. Samo zakończenie było dość niechlujne, pośpieszne, nie domknęło wszystkich wątków, przez co zabrakło mi kropki nad i.
Momentami groteskowa, momentami straszna, szczególnie powinna przypaść do gustu osobom, które lubią się bać (chyba, że unikają temat owadów i wszelkiego robactwa, wtedy może już niekoniecznie). Ostatecznie, to naprawdę porządna młodzieżówka z pogranicza fantastyki grozy. ...more