Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WDIC. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WDIC. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 września 2017

Bez O...


Lato schyla czoło nadchodzącej jesieni. Pozostały nam ostanie podrygi cieplejszych dni i zdjęcia z wakacji.
Fotografia poniżej, to nasze urokliwe Mazury. W dali jezioro Ryńskie.


 Miło wspominając pobyt w Rynie i okolicy Mikołajek kończę robić czapkę na drutach.
Zainspirowały mnie do tego wzoru dwie bloogerki: Druciki Anusi  -jej chusta już dawno wpadła mi w oka i jej wizualizacja skrzętnie dojrzewała w mojej głowie.
Mam ją już zrobioną, ale jeszcze nie zblokowaną. Zdjęć na razie nie będzie:((czekam właśnie na tę piękną złotą jesień aby uchwycić ciepłe walory udziergu:)

Powstała chusta więc do niej dzierga się czapka inspirowana Intensywnie Kreatywną Dla Niego i dla Niej....(te szaliki I.Kreatywnej też są obłędne TU)
W planach mitenki do kompletu...


 Czytam, dużo... czytam i wiele książek za mną, o których nie zdążyłam Wam opowiedzieć.
W miarę możliwości będę polecać te, które mnie na prawdę zachwyciły.
Jedną z nich jest Powieść bez O   Judith W. Taschler.
Biorąc ją do ręki myślałam sobie, że to kolejna książka o ciężkich losach wojennych. Poniekąd tak było ale jak interesująco podane: styl, forma na najwyższym poziomie. Tę książkę się przeżywa i analizuje, całkowicie się w niej zatracając.
Taschler w mistrzowski sposób splata ze sobą dwa światy-współczesny i ten z odległej przeszłości.
Bardzo podobał mi się sposób postrzegania świata przez kobietę i mężczyznę.
Miłość, cierpienie, los: to słowa, które napędzały mnie do analizy tej lektury.
Autor opisuje mechanizmy rządzące brutalnym światem i zadaje pytanie: gdzie się zaczyna i kończy granica człowieczeństwa.
Polecam tą nie banalną, wartościową powieść nawet tym, którzy nie chętnie sięgają po literaturę wojenną. Tu znajdziecie o wiele więcej, bo śmiało można w niej odnaleźć podtekst psychologiczno-społeczny.
Rewelacyjna!






Pozdrawiam:))Ewa

wtorek, 22 sierpnia 2017

Czas powrotu...





Jak to jest, że najdłuższe wakacje zawsze będą tymi krótkimi (?)
Choć wakacje minęły mojego bloga, to nie znaczy, że nic w temacie się nie działo...
Przede wszystkim byłam ciągle w ruchu i rozjazdach, co tłumaczy moją nie obecność.
Podróże zaczęły się już w maju i praktycznie nie dawno się skończyły.
Wojaże wzdłuż i wszerz naszej pięknej Polski pozwoliły mi na odpoczynek, poznanie dalszej i bliższej rodziny.
Spotkaniu się się z moją córką, która mieszka zbyt daleko żeby widzieć się częściej.
Z wakacji zostały już tylko zdjęcia, ulotne obrazy w pamięci, masa różnorakich przemyśleń, wrażeń i emocji.

Dużo wolnych chwil poświęciłam tym razem szydełku. Powstały dwie firanki, poduszki i ten oto bieżnik.





Książki były jak zawsze moim nieodzownym towarzyszem w pociągu, na plaży i w każdej innej wolnej chwili na równo z szydełkiem:)
Udało mi się przeczytać parę bardzo fajnych tytułów między innymi okrzykniętej przez portal LC mianem książki roku w kategorii historycznej pt. "Słowik" Kristin Hannnah 
To nie wątpliwie piękna powieść ale nie na miarę tak wysokiego wyróżnienia.
Autorka wprowadziła przerysowany zarys bohaterów na płaszczyźnie  obyczajowo-wojennej, co nadaje jej charakter raczej czytadła niż jednoznacznej powieści tego gatunku na tle wydarzeń historycznych. Podkreślam, że jet to tylko moja opinia co do wyróżnienia tak wysoko powieści.
Mimo wszystko Słowika zaliczam do jednej z przyjemniejszych lektur, które udało mi się przeczytać w tym roku.
Siła dozowanych emocji i heroiczna  odwaga głównej bohaterki pozwala na pochłonięcie kolejnej otwieranej strony. A otoczka tak okrutnego czasu jakim była II wojna światowa potęguje siłę tej książki.




Pozdrawiam:))Ewa

środa, 24 maja 2017

Bordiura z winoroślą


Napromieniowana słońcem i nowymi pomysłami wracam tym razem do szydełka.
Zainspirowana winnicami i dobrym winem z Chorwacji z nową energią hekluję bordiurę z motywem winorośli.
Sama jeszcze nie wiem na którym oknie zawiśnie-jeśli u mnie w kuchni to na pewno połączę kordonek z materiałem, jeśli spodoba się córce to pewno jako zazdrostka na okno też kuchenne.











O książkach powinnam zrobić osobny wpis. Trochę się tego nazbierało.
Nie o wszystkich w prawdzie warto pisać, bo wiele z nich nie doczytałam do końca.
Niestety w gąszczu propozycji czytelniczych co raz to ciężej na perełkę. A ja zachłanna jestem i w każdej okładce widzę potencjał, który nie zawsze idzie z parze  z moim oczekiwaniem.

W tej chwili kończę czytać Czereśnie zawsze muszą być dwie Magdaleny Witkiewicz.
Książka z gatunków naszych fantazji o spokojnym domku z ogródkiem, psem, kotem i super facetem przy naszym boku. Czyli sielsko-czarodziejsko z tajemnicą z przeszłości w tle.
Pani Witkiewicz przeczytałam parę książek. Ze skutkiem mniej i bardziej zadowalającym.
Czereśnie polecam, bo to bardzo sympatyczna książka na letnie popołudnie, napisana językiem bardzo plastycznym i interesującym, nie ma nudy. Polecam:)






















Natomiast debiut Mateusza Bajas Dwie świątynie godny jest polecenia każdemu kto lubi się zatrzymać nad tekstem.
Przyznam, że długo podchodziłam do tej książki i też długo ją czytałam ze względu na czas.
Dwie świątynie to powieść współczesna, zbudowana na zasadzie kontrastu dwóch bohaterów.
Książka na wskroś poruszająca o samotności, ludzkich żądzach, upadku i odkupieniu.
Przeraża, smuci czasem złości. Ale bardzo intryguje, bo odkrywa prawdę jak łatwo można zgubić siebie w czasie, w którym kariera i rzeczy materialne zdają się pochłaniać całkowicie nasze wartości i przekonania.
Autor przykładem dwóch młodych ludzi świadomie zadaje pytania: kim jesteśmy i dokąd zmierzamy?
Zakończenie godne mistrza Brawo...
Bardzo polecam młodym czytelnikom.

A teraz dwie książki, które odłożyłam. Okazały się mniej interesujące dla mnie, ale może komuś przypadną do gustu.
Pierwsza to Dom na skraju nocy  Catherine Banner-mało wciągająca saga włożona w piękną okładkę. Fabuła mało ciekawa, nudna.

Druga to Zbrodnia w błękicie Katarzyny Kwiatkowskiej to czysty kryminał kojarzy mi się bardziej ze sztuką teatralną niż z powieścią. A wszystko przez osadzenie akcji w jednym zamkniętym pomieszczeniu paru uwikłanych w morderstwo osób i to jeszcze w czasach gdzie śledztwo prowadzone jest metodą dedukcji.
Myślę, że autorka ma swoich zwolenników cyklu o Janie Morawskim. Pięć tomów wydanych musi mieć swoich fanów.

Pozdrawiam:)Ewa


środa, 12 kwietnia 2017

Przedświątecznie, kolorowo...


Witam Was w ten przedświąteczny czas:))

Z pewnością macie już plan  ułożony na te przed ostatnie dni świąt(?)
U mnie jak u dobrego menadżera, skrupulatnie krok po kroku wykonuję plan:-dzisiaj okna jutro zakupy...:)
Logistycznie wszystko zaplanowane.
Na koniec został mi tylko fryzjer, bo czubek włosów biały. Wygląda jakbym sufit malowała:D
               

Melanżowy sweter ukończony z efektem dużego zadowolenia. Boję się tylko co będzie po praniu, bo to dwie inne nitki łączone-wełna z domieszką i akryl. Grubasek z niego wyszedł, wody będzie ciągnął, a jak wy-wiruję to pewno rękawy do kolan będą:D
Ogólne zużycie to: pięć motków Drops Fabel nr 677 w motku 50g. i pięć motków czarnej nr 999 Madame Tricote elysee laine
Druty grube, nie pamiętam:-numeracja się zatarła.


Do czytania jeśli ktoś z Was lubi śledzić losy ludzi z okresu międzywojennego to polecam cykl: Zemsta i przebaczenie Joanny Jax
Na prawdę, książka-rewelacja. 
Napisana jest na bardzo dobrym poziomie, chyba do tej pory nie czytałam nic lepszego w tej grupie tematycznej.
Wartka akcja, skomplikowane sprawy, okrucieństwo wojny, bardzo dobrze nakreśleni bohaterowie...czyta się na jednym wdechu. 
Dodam jeszcze, że mało kiedy zdarza mi się przeczytać lepszą część drugą od pierwszej.
Z niecierpliwością czekam i żałuję, że nie ma jeszcze dostępu do trzeciej części.



       Życzę Wam zdrowych, wesołych Świąt Wielkanocnych.

        Radości z dziergania i pięknej książki do czytania.

      A w poniedziałek słońca za oknem i mokrego śmigusu dyngusu.


 Pozdrawiam:)Ewa


środa, 5 kwietnia 2017

Nie taki diabeł straszny, jak go malują...


Spotkanie z Maknetą .
Moje już siedemdziesiąte pierwsze, jak dzielę się z Wami książkami i chwale udziergami:)
Dziś mniej o dzierganiu, a więcej o czytaniu w samym słowa znaczeniu.
Nowy sweter melanżowy na razie czeka na fotki, a z tym wiadomo jak jest...
Pochwalę się w najbliższym czasie.
Ale w końcu zaczęłam dawno obiecywany pokrowiec na mój czytnik.
Obrałam dla niego dość mozolny w tworzeniu, ale za to bardzo efektowny w formie splot tunezyjski.
Jak dla mnie w sam raz na tego typu dziergawki,  jak: pokrowce, czy też inne użytkowe kosze.

 Ubranko na czytnik w wersji roboczej


Czytelniczo zachęcam do przeczytania bardzo fajnej książki Był sobie pies W.B. Camerona
Gdy tylko o niej usłyszałam nie mogłam się doczekać jej premiery.
Równocześnie z książką na duże ekrany wchodziła ekranizacja. Trochę za szybko jak dla mnie.
Książka rekomendowana przez portale, jakby to jakaś bomba emocjonalna była, co za tym idzie morze wylanych łez.
Myślę sobie:-do kina nie pójdę, znam siebie i co jak co ale na los zwierząt jestem bardzo wyczulona i obciach byłoby tak chlipać publicznie;)
Poczekam na e-booka. Niestety, gdy tylko go zdobyłam w formie PDF ni jak nie chciał się otworzyć na moim czytniku.
Będąc kompletnym laikiem w rozpoznawaniu programów do czytania błądziłam w temacie.
Wiem, że wielu boryka się z odczytem tekstu e-booków. Główny problem to ustawienie czcionki.
Dla tych z sokolim wzrokiem czytanie na  smartfonie to nie problem i każdy PDF się otwiera w programie adobe reader (lepszego nie znam) ale mój czytnik to nie smartfon i tekst płynnie się nie przesuwa, a w trybie rozpływu nie zawsze się otwiera.
W końcu metodą dedukcji i podpowiedzi rodziny doszłam do tego, że można skonwertować  PDF na inny program odczytu- DOC lub DOCX. Ten drugi moim zdaniem jeszcze lepszy.
Po okiełznaniu urządzenia jakim jest czytnik e-booków niczym przysłowiowego diabła na płótnie moje możliwości się powiększyły i horyzont nagle stał się szerszy:D
Książek przybyło...

Jeśli macie podobne problemy, a Wasz czytnik posiada program DOC lub DOCX odsyłam do strony tu i tu


W między czasie nie wytrzymałam i książkę nabyłam w formie audiobooka.
Był sobie pies to cudownie ciepła  opowieść o magii sensu życia. To książka dla wszystkich dorosłych i dla dzieci w każdym wieku.
Wcale nie taka straszna jak mi się na początku wydawała, że ronić będę łzy co stronę. Owszem łza się zakręciła ale czytając ostatnie zdanie wiem, że miała ogromny sens.
Nie zdradzę o co chodzi, przeczytajcie-niesamowicie relaksująca lektura!
Polecam w każdej formie odbioru:))

:))Ewa

środa, 29 marca 2017

Wiosenne promyki słońca




Witam serdecznie:))
Och!...Jest super ciepło, wiosna na reszcie pokazała swoją ciepłą stronę. Od trzech dni ogrzewa nasze polsko-czeskie strony.
Stoję na moście łączącym dwa kraje, gdzie kultury się mieszają, a wspólny sport-park pozwala na wzajemne spotkania.
Nawet, gdy każdy mówi w swoim ojczystym języku to i tak wzajemnie się rozumiemy:)

A u Was:-wiosna się rozgościła, czy może dopiero nie śmiało zagląda?
























Sweter zaczęłam robić z początkiem lutego. Trochę mnie zmęczył, bo niestety często prułam przód. Ale tak to jest, gdy robi się na tak zwane oko, a wzór i forma nie pozwalała mi na konkretne przymiarki.
Tu przydałby się manekin, może kiedyś kupię...
Najpierw czekałam dnia zakończenia, a potem na odpowiednią pogodę na zdjęcia.
Jak to pierwsze było uzależnione wyłącznie ode mnie, to na pogodę niestety nie miałam wpływu co opóźniało zrobienie fotek.
Dzień, w którym sweter spadł z drutów to moment mojej ulgi i satysfakcji. Sweter tak mocno mi przypadł do do gustu, że nie mogę się z nim rozstać. Zresztą nie tylko mnie, bo i największemu mojemu krytykowi- czyli córce:D




Obecnie dziergam w dalszym ciągu melanżowy sweter, słucham audiobooka Był sobie pies W.Bruce Camerona i czytam-raczej zatrzymałam się w połowie  pierwszej części Zemsta i przebaczenie Joanny Jax. Uznałam, że perypetie dwóch kobiet żyjących w czasie międzywojennym to za duży przepych w temacie. Tym bardziej, że na ekrany wszedł serial pt. Wojenne dziewczyny.
A co przeczytałam?
Na reiście w całości książkę S.Kinga Przebudzenie
Po paru nie udanych książkach np. moja przed ostatnia czytana "Mroczna połowa" okazała się dla mnie kompletną klapą i gniotem w jednym. Pamiętam moje oburzenie.
I to w cale nie chodziło o metafizyczny temat, bo wiadomo chyba wszystkim o tym, że autor bazuje na pograniczu historii nadprzyrodzonych. Ale o infantylność w słowie, powieść podana w sposób irytujący w ręcz idiotyczny.
Dobra:-myślę sobie, przecież King to mistrz w swoim gatunku. Dam sobie jeszcze jedną szansę.
Tak sięgnęłam po Przebudzenie i krótko:-dla mnie historia na pograniczu życia i śmierci nie w moim stylu, ale w jakiej formie podana...z całym szacunkiem dla autora.
W prosty bardzo komunikatywny język wplecione przemyślenia bohatera, a raczej dwóch bohaterów dające wiele do przemyślenia na temat wiary, człowieczeństwa, moralności.
Po mimo dziwnej i mało prawdopodobnej historii warto książkę przeczytać. Im więcej o niej myślę, tym bardziej doceniam i polecam.
Ciekawa jestem Waszych opinii, doświadczeń z literaturą Kinga.
Pozdrawiam fanów autora. Pewno mnie nie lubią;D


Dane techniczne: włóczka szara-nie pamiętam jaka, bo ze sprutego swetra. Na pewno wełna, bo gryzie.
Brąz to Drops alpaca  0601 100g.
Bordowy i niebieski to Drops alpaca mix 3969 i 7240 50g. 

Pozdrawiam:)Ewa





środa, 15 marca 2017

Czarny koniec

Witam:))
Dawno nic już nie skrobnęłam, a powód jeden: więcej czytam niż efektywnie dziergam.
Za mną wiele prób z włóczką. A wszystko przez promocje na Fabel Dropsa.
Zachwyciłam się melanżem i jak łysy na grzebień pośpiesznie kupiłam kolor, można rzec dość mocno intensywny w barwach turkusu z domieszką zieleni.
Tak uradowana narzucam tę włóczkę cud i...nic nie wychodzi tak jak plan mój przewidywał.
Wiem już: swetra nie będzie, bo jakiś plamiasty mi wychodzi.
Co teraz? Myślę...zirytowana:- będzie kolejny szal na szydełku.
To nic że zima się skończyła i kolor do żadnej kurtki nie pasuje.
Myślę dalej:- córce się spodoba, długi szal tak jak lubi. A ona mi na to, że nie chce w mieście świecić:(
Ręce załamuję nad różnymi próbami: raz na szydełku, to znów na drutach
-przecież z tak dużej ilości włóczki nie narobię skarpetek! Musiałaby cała rodzina w takich samych chodzić!
Jednym słowem:-wsadziłam się na minę.
Jednak, w życiu czasem jak na wojnie i nową strategię trzeba opracować.
Ostateczną bronią okazała się nić: czarna
Starczyło ją wrobić i już efekt robi wrażenie. Bynajmniej nie po oczach, kolor zdecydowanie przygasł.
Osiągając stan nirwany prawie zmierzam ku końcowi dziergania. Jeszcze tylko rękawy i drobne wykończenie i jest... mój:D



Blackout to książka z tych co bardzo źle mi się ocenia. Znacie to uczucie(?)coś jakby na pograniczu fascynacji, a jednak to nie to
Nie mogę powiedzieć, że to zła książka jednak mnie znużyła i niestety nie przeczytałam jej do końca:(
Mimo wszystko piszę o niej, bo warta jest zapoznania:
Skąd się bierze prąd?
Powiecie: z gniazdka...
Czy zastanawialiście się jakie konsekwencje mogły dotknąć nas w obliczu awarii globalnej??
Wyobraźcie sobie choćby jedną dobę...ba parę dni bez energii i to w całej Europie...
Co z nami ludźmi: chorymi,starszymi,dziećmi w inkubatorach, fermami: tysiącami zwierząt czekających na oporządzenie, żywnością:nabiał, mięso itd...
Czym zostaniemy w obliczu zagrożenia życia:człowiekiem czy może już drapieżcą?
O tym chciałam czytać, bynajmniej miałam takie wyobrażenie fascynujących emocji na miarę Hitchcocka.
Thrillera w thrillerze było bardzo mało, wątek sensacyjny w ogóle nie trzymał napięcia.
Więc o czym książka?
Po pierwsze: dane techniczne zaczynając od licznika elektrycznego po komputery, serwery, elektrownie: zwał jak zwał wielu czynników wpływających na dostarczenie energii elektrycznej przeciętnemu Nowakowi.
Po drugie: spotkania i jeszcze raz spotkania na forum między narodowym w obliczu kryzysu zagłady.
Notabene ciągnące się w nie skończoność debaty z niewielkimi wnioskami w przyszłość.
Na tej płaszczyźnie autorowi udało się złapać klimat. Prym"rozwiązania" problemu wiedzie Kanclerz Niemiec, oraz Komisja Europejska w Brukseli.
Po trzecie: wspomniany wątek sensacyjny, a raczej jego naiwny scenariusz samotnego hakera ratującego świat od zagłady. Hmm...słabo
Aspekt socjologiczno społeczny musisz sobie czytelniku sam wyobrazić, bo autor tylko przemyca w gąszczu przepisów i paragrafów ogrom tragedii ludzkiej.

Podsumowując mój wpis kolorem:-jak czarny scenariusz książki nie przypadł mi do gustu, tak czarna nić zrobiła wiele.


 Pozdrawiam:)Ewa

piątek, 17 lutego 2017

Och! Już czwartek...


Witam serdecznie:)

Za bardzo nie mam co pokazać, bo robótkowo jestem dokładnie w ty samym miejscu co tydzień temu.
A wszystkiemu winien prezent, który dostałam na urodziny: wymarzony czytnik e-booków.
Ponad dwa lata zbierałam książki elektroniczne: widząc to moja rodzina ulitowała się nade mną i sprezentowała mi to zacne urządzenie.
Tak bardzo się cieszę, że najlepiej zamieściłabym tu same zdjęcia PocketBooka . Urządzenie rewelacyjne, choć książki papierowej z pewnością nie wyprze.
Jak przejdzie mi już ten bumm zachwytu to pewnie zatęsknię do przyjemności trzymania i dotykania książki:)
W tej chwili pochłaniam książkę za książką, wybieram, przebieram, czytam wyrywkowo i w ogóle zachowuję się jakbym na głodzie jakimś była. Wszystkie książki na raz bym chciała pochłonąć
Jasne:-rzecz nie możliwa



W tą przebrzydłą pogodę, która u mnie za oknem proponuję polskich autorów: Albenę Grabowską i cykl: Alicja w krainie czasów  oraz moje pierwsze i nie ostatnie spotkanie z Anną Sakowicz Szepty dzieciństwa



Okładka piękna ale nich Was nie zwiedzie, bowiem dawno nie czytałam  tak realistycznej książki obyczajowej.
"Szepty dzieciństwa" Anny Sakowicz  to historia o ludziach, którzy być może mieszkają za Twoją ścianą.
Książka o zwykłych marzeniach przeciętnego Polaka.
Godnym życiu i pułapkach jakie niosą za sobą takie pragnienia.
O egzystencji człowieka szeroko rozumianej wolności wyborów.
Polecam ksążkę z czystym sumieniem każdemu kto szuka literatury lekkiej w odbiorze, ale nie infantylnej.
Bowiem język literacki jest bardzo czytelny, a główna bohaterka bardzo dobrze nakreślona humorem przeplatanym dramatyczną prozą życia.





                                                                                                                                              Pozdrawiam:))Ewa

środa, 8 lutego 2017

Merle i Ted

Na zdjęciu autor i bohater książki

zdjęcie pochodzi z internetu

O miłości do psa można byłoby pisać wiele. I to wiedzą przede wszystkim posiadacze czworonogów.
Niestety nie mam takiego talentu literackiego, więc odwołuję się do autobiografii Teda Karesote.
Tu znajdziecie wachlarz wiedzy i emocji.  
Warto poznać historię tej pięknej, mądrej przyjaźni między człowiekiem i psem.
Bowiem taka złączyła Teda-człowieka i psa Merle


 
zdjęcie pochodzi z internetu


Zadawaliście sobie może kiedyś pytanie:-czy jest to możliwe żeby pies i człowiek żyli na równej płaszczyźnie bez dominacji jednego nad drugim?
Od razu powiecie, że to dziwnie retoryczne pytanie, bowiem człowiek zawsze był panem swojego psa. Z reguły czego nie rozumiemy zakładamy, że tak musi być i basta. Przeczytajcie, a może zmienicie zdanie.
Książka nie jest poradnikiem ale pozwoli zrozumieć pytania odnośne przyczyn zachowania psiej natury.

Znakomitą książkę Teda Kerasote pt. Życie z Merlem  polecam ludziom, którzy są przed kupnem pierwszego psa w życiu.
Dla sfrustrowanych wychowaniem właścicieli psów i tych szczęśliwców, którzy żyją w pełnej symbiozie ze swoim przyjacielem psem.

Pierwsza grupa żeby uświadomiła sobie, że bycie właścicielem psa to nie kaprys.
Słodkie marzenia podszyte instynktem opiekuńczym o pluszaku  mogą się minąć z rzeczywistością, a w tedy pierwszy krok do nieszczęścia.

Druga grupa niezaprzeczalne kochająca swoich pupilków, czasem nie radząca sobie z wychowaniem, a tylko dla tego, że traktuje psy jak swoje dzieci. Zaborczo i nadopiekuńczo.
I tu wielki błąd, bo i dziecku trzeba dać swobodę do lepszego rozwoju.
Hm...(?)
-Jak zostaniesz kiedyś rodzicem to zrozumiesz ile mnie kosztuje nerwów Twoje wychowanie.
Ile razy słyszeliście ten tekst, a ile razy sami wypowiedzieliście te słowa? Choćby w myślach?
Teraz rozumiecie co mam na myśli ...wychowanie to kawał ciężkiej roboty:D

Trzecia grupa to ci szczęśliwcy mówiący bez kozery:- mój pies to prawdziwy przyjaciel!
A tyko dla tego, że potrafią wyznaczać granicę przestrzeni dla siebie i szanować potrzeby psa.
Nie mam tu na myśli psiej miski i dachu nad głową ale kontrolowaną potrzebę psiej wolności i kreatywne spędzanie czasu ze swoim przyjacielem.
Czyż nie przypomina to wychowania dziecka? A i  owszem w granicach przyzwoitości i dobrego smaku z korzyścią dla nas właścicieli i naszych psów. Możemy przełożyć to na wychowanie naszych czworonogów.

Bez wyjątku wszyscy znajdziemy w książce coś dla siebie. Począwszy od mądrych rad popartych mocną literaturą naukową, po psią psychologię i refleksję nad samym sobą.
Szczyptę humoru i wzruszenia okraszonego szczerymi  łzami na koniec.
Piękna, mądra autobiografia dająca nam chwilę refleksji nad samym sobą.


Na drutach odsłaniam fragment mojego rozpinanego swetra.
Dziergam go równocześnie z szalem, który już prezentowałam tu.
Córka oceniła, że za krótki i mimo braku jednego koloru musiałam zastąpić innym i dziergam na szybko. Ma być długi, prawie do ziemi.
Tak sami widzicie mimo mojego zapału do swetra muszę zająć się szalem, bo zima się skończy i prezentacji nie będzie.

Pozdrawiam:)Ewa


środa, 18 stycznia 2017

Brioszka

Witam:))
Dziś szybciutko, krótki post będzie...
Na drutach pierwsza moja brioszka w formie szala dla mojej córki pod kolor musztardowej kurtki:D
Wzór dość łatwy, szczególnie dla tych znających wzór patentowy.
Kto jeszcze nie próbował to zachęcam, daje sporo satysfakcji i wariacji kolorystycznej w wykonaniu ciepłych szali, czy też czapek.
Dla przypomnienia wzoru i nauki łączenia kolorów polecam stronę na You Tube  Intensywnie Kreatywnej blogerki



A książka z gatunku lekkiej literatury kobiecej.
Po klimatach z rodu dzikiego zachodu link do książki "Syn"





Pozdrawiam:)Ewa

środa, 11 stycznia 2017

Męski komplet zimowy

Witam po raz pierwszy, wszystkich gości odwiedzających w Nowym Roku i życzę Wam samych szczęśliwych i owocnych dni:))

Zacznę dziś od książki "Syn" link, którą kończę czytać.
Książka ta jest jedną z nowości na rynku,  promowana przez wydawnictwo i inne służące temu portale. Oczywiście nie mogłam się obronić przed tą promocją.
Zasiadając do lektury miałam pewne oczekiwania i reasumując całość to po części się spełniły.



Książka może wywołać różne emocje u różnych odbiorców.
Można ją ocenić w samych superlatywach  i dostrzec w niej wiele negatywów, bowiem saga ta nie oznacza klasycznie pojmowanej historii do jakiej jestem przyzwyczajona z innych książek tego gatunku.
Powieść Mayera nie ma w sobie nic z naśladownictwa-to oryginalna pod każdym względem historia  na przykładzie trzech osób, których żywoty oddziela duża różnica lat.
Powieść przeskakuje po bohaterach, a zarazem po czasie akcji, przeplatając się z sobą co czyni w niej niejaki chaos.
Wszystkie te zagadnienia jak: zmagania bohaterów w walce z rzeczywistością o lepsze jutro i lepszy byt dla kolejnych pokoleń autor pokazuje jakby z drugiej strony.
Mianowicie motywem głównym jest ważny głos w sprawie kolonizacji Dzikiego Zachodu oraz wojny meksykańsko-amerykańskiej.
I tu powinnam postawić grubą kropkę, bo...dla jednych książka wyda się na tyle fascynująca, że z łatwością odnajdą same pozytywy i docenią sobie wątek , a dla innych będzie przytłaczająco-krwawą historią Ameryki, nie koniecznie na tyle  interesującą żeby przyćmiła losy bohaterów na przestrzeni wieków. Niestety nie jest to literatura Karola Maya z dużą ilością Indian  w tle, na co liczyłam sięgając po tą książkę.
Literatura nie jest szczególnie łatwa. Obfita w opisy nie kiedy nuży. Ale nie jet też lekturą potasową za co należy uznać ją za udaną.
Czy ją polecam?
Tak dla wytrwałych, niespiesznych czytelników.


A tym czasem...
Dziewiarsko trochę znużyło mnie robienie sukienki i w między czasie zainspirowana pomysłem Reni blogu Sztuka rękodzieła... wydziergałam męski komplet zimowy.






Pozdrawiam:)Ewa

środa, 21 grudnia 2016

Tradycja

...tradycja za zwyczaj wyniesiona z domu rodzinnego, związana z danym regionem zamieszkania, przekazywana dalej pokoleniom.
Jest i taka, którą zapożyczamy.
Rodziny się łączą, regiony mieszają. Powstają wtedy stoły pełne różności

W naszym regionie piecze się wiele rodzajów ciasteczek. Jest ich ponad trzydzieści.
Z bakaliami, czekoladą, powidłami, kruche, ucierane, nadziewane, zakrapiane alkoholem...jest ich całe mnóstwo, mam wrażenie: im więcej lat mija tym więcej gatunków przybywa.

Tradycyjnie, jak co roku Zamek Cieszyn organizował konkurs na cieszyńskie ciasteczka link 
Nagrodę przyznawał sam burmistrz miasta.
Zamieszczam też link do przepisów, może się skusicie. Zapewniam, są radością smaku w świąteczne dni:)
Sama zrobiłam tylko te, które widzicie na zdjęciu: to "ule" nadziewane masą z ajerkoniaku, podlewane czeskim rumem.
Uwikłana w tradycję postawiłam w tym roku na więzi rodzinne i część ciasteczek wypiekałam z moją córką i naszymi połówkami. Mężczyźni dzielnie dotrzymywali nam kroku umilając ten przedświąteczny czas.

Tradycja pieczenia ciastek cieszyńskich sięga przełomu XIII XIX wieku. Pojawiły się w raz z panowaniem Habsburgów na terenie Śląska Cieszyńskiego.
Wypiekane przez gospodynie pozostały do dziś i nadal są słodką ozdobą naszych stołów podczas wielu uroczystości rodzinnych takich jak wesela, czy chrzciny.


 A co oprócz ciasteczek?
To pewno jak u wszystkich: gorączka przedświąteczna trwa.
Niestety nic nie czytam. U mnie nie prawdopodobne. Myślę, że to tylko stan przejściowy:(
Dla nabrania dystansu dziergam nie zbyt skomplikowany model za to duży gabarytowo:ma być sukienka.

Moi drodzy goście, myślę że to mój ostatni wpis przed świętami.
I dla tego pozwolę sobie złożyć Wam życzenia.

Wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia
spędzonych w ciepłej atmosferze
Własnego skrawka nieba
Zadumy nad płomieniem świecy
Błogosławieństwa Bożego

 

Wesołych świąt! Ewa
 


środa, 16 listopada 2016

Słucham, dziergam , pruję

Katarzyna Bonda, kto o autorce nie słyszał ?





Dla nas moli książkowych autorka znana choćby ze słyszenia.  W opiniach mniej lub więcej lubiana.
Przyznam się, że kiedyś zaczęłam czytać "Florystkę" i chyba nie było mi z nią po drodze, bo jej nie dokończyłam. Teraz już nawet nie wiem dla czego...
Dwa dni temu coś mnie tknęło,  żeby wsłuchać się w audiobooka pierwszej części tetralogii kryminalnej: Cztery żywioły Saszy Załuskiej.
Skusiłam się barwie głosu Agaty Kuleszy. Wszak wiadomo, że nie jest bez znaczenia kto użycza takiego narzędzia pracy jak głos. A aktorkę darze ogromną sympatią:)
I choć mało kiedy sięgam po tę formę literatury to "Pochłaniacz" w dosłownym tego słowa znaczeniu pochłonął mnie czasowo na parę godzin.

Długi czas do autorki podchodziłam jak do jeża głównie ze względu na skrajne opinie.
Im więcej ich czytam tym bardziej dochodziłam do wniosku, że chyba nie do końca pani Bonda jest rozumiana przez czytelników. I sama muszę się przekonać o co w tym wszystkim chodzi, po co tyle szumu?
W śród licznych wypowiedzi są tylko opinie takie, które się zachwycają jej powieściami, oraz ci którzy uważają je za  nudne, przereklamowane. Tych ostatnich mam wrażenie że jest więcej.
Dlaczego tak się dzieje, że  autorka wywołuje w ludziach przeważnie skrajne emocje?
Myślę, że wynika to ze zbyt wyidealizowanych wyobrażeń na temat ukazanej na rynku czytelniczym powieści, oraz oczekiwań czytelnika.
Co raz to częściej obserwuję, że czytelnicy oczekują najczęściej prostej w odbiorze literatury i taką najchętniej okrzyknęliby mianem bestsellera na skalę światową. Może się się mylę...
Ale Bonda to nie larsomania ani klasyczny kryminał Agaty Christie.
To powieść złożona z wielu wątków również społecznych i wielu sprecyzowanych charakterów. To kawałek współczesnej Polski okraszonej mniej lub bardziej fikcją literacką . To nie literatura na dwa wieczory, ale złożony, dobrze opracowany warsztat autorki.
Docenić tę powieść może tylko odbiorca, któremu nie spieszno do przekładania kartek, z których wypadnie kolejny nieboszczyk, a krew poleje się strumieniami.
Książka ta być może dla kogoś może się się okazać zbyt skomplikowana, momentami za długa ale to bardziej zaleta niż wada. Dzięki temu można wpaść w klimat powieści. Poza tym to pierwszy tom więc musi dać solidne podstawy.
Po wysłuchaniu nasuwają mi się tylko pozytywne wnioski.
Zachęcam do ponownego przyjrzenia się autorce. Sama dałam sobie tą szanse, czym umiliłam sobie czas dziergania, gotowania i innych prac domowych.
Spróbujcie, a nie oderwiecie się tak szybko od słuchawek:))



Słuchając audiobooka pochłaniałam kolejny motek do swetra.
Pokazywałam kawałek wzoru tydzień temu. Link
Zostały mi do wydziergania tylko i aż ... rękawy.

Podzielę się z Wami jeszcze moim bzikiem dziewiarskim. Nie mogę tego inaczej nazwać.
Przeszłam już chyba samą siebie.
Będąc w jednym ze sklepów z tzw. tanią odzieżą zauroczyłam się pewnym swetrem.
Fason swetra daleko odbiegający od modowych trendów jesień/zima 2016.
Spytacie co mnie tak urzekło?
-włóczka, piękna kobaltowa, przeplatana delikatnym srebrnym włosem.
Z przeznaczeniem do sprucia, kupiłam ten rozciągnięty, ale nie zniszczony sweter za 6 zł. z groszem.
Wyprałam, sprułam i wyprostowałam włóczkę metodą czujnikową. link
Plan udziergu na razie tworzy się w głowie.
Na zdjęciu poniżej część swetra do sprucia. Sami widzicie: jest co robić:D



Pozdrawiam:)Ewa