środa, 29 października 2014

takie tam z zagadką w tle ;)

Obrobiłam się "kwartalnie" to teraz obijactwo mogę uskuteczniać, przez chwilę albo dwie ;) Łażę więc sobie po blogach, podczytuję, czasem się w dyskusję włączę (z naciskiem na czasem!). Łażę po zaprzyjaźnionych, a swój jakoś omijam szerokim łukiem. 
Nie powiem żeby nic się nie działo, żebym nie miała o czym pisać ... 
No bo i w kinie znów byłam ("Sędzia" ciut długi, ale wart obejrzenia), i na imprezie u teściów syna byłam (udanej bardzo), a i na kawie z tiramisu parę razy z bliższą rodziną ... też byłam.
itp itd 
Wciąż gdzieś latam, wciąż coś załatwiam, jeszcze dentysta mnie czeka i takie tam przyjemności wątpliwe! A kolejka książek do przeczytania coraz dłuższa, aż wstyd :( 
Ostatnio przez koleżankę, która jest redaktorem magazynu Obsesje, poznałam Ewę Gogolewską-Domagałę i jej blog (jest u mnie w linkach), no i oczywiście jej książki (już mam na półce, to one między innymi robią tę kolejkę). Jak nie zdążę wcześniej to zabiorę obie do pociągu, szybko podróż minie. Ale to jeszcze troszeczkę, bo dopiero ostatni weekend listopada planuję przedłużyć i w Katowicach spędzić. 

A jeżeli już jesteśmy przy wyjazdach to mam dla Was zagadkę
 - co to jest gołym okiem widać, ale kto wie, gdzie to jest? 

zdjęcie robiłam komórką więc bez rewelacji, 
ale klimat tego przybytku chyba oddaje?
:)


  

niedziela, 19 października 2014

Mazury - dzień trzeci i ostatni

Poniedziałek był naszym ostatnim dniem "wakacyjnym", po południu ruszałyśmy do domu. Wyspałyśmy się więc swobodnie 
po późnym śniadaniu ruszyłyśmy "zdobywać" Szczytno 
;)


  
Szczytno to nie tylko Krzyżacy, nie tylko oślepiony Jurand, ale i bardziej współczesny Krzysztof Klenczon, który ma tu swój pomnik.


Urnę z jego prochami złożono 25 lipca 1981 w grobie rodzinnym w Szczytnie. 
Grób Klenczona jest jednym z punktów odwiedzanych przez turystów. Na cześć muzyka odbywają się też co roku Dni i Noce Szczytna, na których główny koncert nosi imię Krzysztofa Klenczona.


Po pożegnaniu Szczytna 
gdzieś na trasie odwiedziłyśmy jeszcze lokalny "czacz". 
Podobno w sezonie w weekendy tłumy tam przybywają. Po co? Nie wiem, ja dla siebie nic do kupienia nie znalazłam. A i ceny wcale niskie nie były!



Po południu zebrałyśmy się w sobie i ruszyłyśmy do dnia codziennego. Jeszcze tylko gdzieś nam mignął szyld "Antyki używane" (nie skusił nas!), jeszcze tylko koleżanka R. za kierownicą zarobiła 4 punkty karne i stówę z kieszeni za przekroczenie prędkości, 
i już byłyśmy w domu.
:)

czwartek, 16 października 2014

Mazury - dzień drugi

Dzień drugi to Galindia i Mrągowo. 
Mrągowo - każdy słyszał, choćby Piknik Country. 
O Galindii do tamtego dnia pojęcia nie miałam.
Teraz mam, kto ciekaw niech poczyta na ich stronie:
Galindia, kraina historycznego plemienia Galindów, położona
na półwyspie u ujścia rzeki Krutyni do Jeziora Bełdany.
Obejmuje obszar około 20 ha
w centrum Puszczy Piskiej
na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego.
Okolice Iznoty od V wieku p.n.e.
do XIII zamieszkiwały plemiona Galindów, o których pisali kronikarze rzymscy 

m.in. Tacyt i Ptolemeusz.

 Wita nas Gal wizami handlujący, 
bez wizy do krainy Galów się nie dostaniecie!




 

Przez wieki Galowie czcili tylko cztery żywioły i swoich przodków, 
później się to zmieniło.





Na pożegnanie słońce się schowało i topielice wyszły z wody!

W drodze powrotnej zajechałyśmy jeszcze do Mrągowa, gdzie zjadłyśmy pyszny obiad i zrobiłyśmy spacer nad jezioro. 





(a wszystkich zdjęć mam ponad 500, nie 300!)
:)


sobota, 11 października 2014

Mazury - dzień pierwszy

W poprzednim poście wspomniałam o planowanym krótkim wypadzie na Mazury. Ponieważ w ciągu trzech dni nie mając dobrego aparatu (tylko smartfona) można natrzaskać ponad 300 zdjęć, i można mieć dylemat, które tu Wam pokazać, opowieść (głównie obrazkową)  podzielę na trzy posty ;) 

Ruszyłyśmy w sobotę rano. 
Już o 7:00 pod moim domem czekał samochód z koleżanką R. za kierownicą. O 7:15 byłyśmy pod domem mojej siostry, czekała już w bramie. Jechałyśmy na działkę (!) R. nad jeziorem Piasutno jak się okazało - jezioro Narty jest gdzieś tam niedaleko, więc oczywiście pomyliłam.
Zanim dotarłyśmy do celu zatrzymałyśmy się na krótkie zwiedzanie Zagrody Kaszubskiej w Kadzidle. Urzekły nas tam figurki zwierząt ustawione na okapie kuchni węglowej, a wypieczone w piecu chlebowym!


O samej działce nie będę pisać, bo nie jestem upoważniona, nie moja ci ona, a szkoda, oj szkoda! ;) Powiem tylko jedno - przepiękne i magiczne miejsce! 
A w domu rządzą krowy :)





Pierwszy dzień spędziłyśmy więc wędrując po okolicy w poszukiwaniu lokalnych atrakcji i pięknych widoków.

 widok jeszcze z altany działkowej




tyle wody i żadnego komara, rewelacja!! 

Pierwsze zdanie usłyszane po przyjeździe - "grzybów nie ma" niestety było prawdziwe 
:( 
Oczywiście musiałyśmy sprawdzić!
Po długich poszukiwaniach trafiłyśmy na jedną taką ślicznotę.

 bo grzybów faktycznie nie było, żadnych, nawet muchomorów!