Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wolf Erlbruch. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wolf Erlbruch. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 maja 2013

Dziesiąte urodziny Hokus-Pokus i moje Top 5


Jedno z moich ulubionych wydawnictw obchodzi właśnie dziesiąte urodziny i dlatego postanowiłam przygotować subiektywną listę the best of Hokus-Pokus. Ograniczę się do pięciu tytułów, chociaż najchętniej napisałabym o piętnastu ;-) 

1. Dorota Matloch, Agata Juszczak, Co krasnale mają w nosie


To przewodnik po obyczajach krasnoludków i krasnalic - zabawny, a przy tym niezmiernie pouczający. Bezlitośnie obala narosłe przez lata stereotypy i przedstawia prawdziwy obraz życia krasnali od dziecięctwa po dorosłość (u krasnali pojęcie starości nie istnieje; i bardzo słusznie). 
Niewiele jest moim zdaniem książek dla dzieci, w których tak pięknie współgrają ze sobą wszystkie elementy. Zakręcone, jazgotliwe ilustracje Agaty Juszczak tworzą atmosferę radosnego absurdu, dowcipny tekst Doroty Matloch zapada w pamięć dzięki oryginalnym konceptom, a projekt autorstwa Big Design po prostu rzuca na kolana i turla po trawie. Chyba największe wrażenie robi na mnie to ostatnie - sama trochę składam (tak to ostrożnie ujmę) i wiem przynajmniej tyle, że tak fajne layouty to prawdziwa rzadkość. No po prostu perełka nad perełkami!

2. Wolf Erlbruch, O małym krecie, który chciał wiedzieć, kto mu narobił na głowę


To ulubiona książeczka mojego Gruzina, jedna z pierwszych, które przeczytał po polsku. Historia pewnego niecodziennego dochodzenia, w której detektywem jest przesympatyczny, acz pechowy kret. 
W swoim czasie ta książeczka narobiła sporo szumu w mediach - no bo jak to tak: o kupie? Potem kupa w książkach dla dzieci przestała szokować, a nawet tyle się tego narobiło (nomen omen), że zaczęło nudzić... a kret Erlbrucha dalej podbija serca najmłodszych! 

3. Wolf Erlbruch, Gęś, śmierć i tulipan


O tej książce już pisałam na blogu tutaj, więc tylko powtórzę, że to piękna i mądra opowieść z oryginalnymi ilustracjami i przestrzenią do rozmyślania i intepretowania. 

4. Marjolijn Hof, Mała szansa


Czytałam tę książkę jakiś czas temu i zauważam, że do mnie wraca i myślę o niej od czasu do czasu - pewnie dlatego, że nie umiem sobie odpowiedzieć na pytania, które zadaje: o prawo do własnych wyborów, nawet kosztem rodziny, o wolność okazywania uczuć, o to, jak radzić sobie ze strachem o najbliższych, o próbach zapanowania nad światem i iluzji, że to naprawdę możliwe. 
Historia Kiki, czekającej, aż jej tata-lekarz wróci z wojny, napisana jest lekko i prosto, ale poruszająco. Myślę, że warto podsuwać takie książki dzieciom i czytać je razem z nimi - nie ma tu zbędnego moralizowania, tylko autentyczne emocje. 

5. Olga Woźniak, Patryk Mogilnicki, Brud


Na początku podobał mi się tylko tekst tej książeczki - bo brud jest naprawdę fascynujący i pobudza dziecięcą fantazję (zwłaszcza dzieci o zacięciu naukowca). Pamiętam, jak dawno temu w dzieciństwie oglądałam program o żyjątkach, które mieszkają w ludzkich brwiach, brrr! ;-) Bardzo fajny temat i świetne podejście do sprawy. 
Jeśli chodzi o ilustracje, musiałam się do nich przekonać, bo nie od razu do mnie trafiły. Potem jednak chyba do nich "dorosłam" (to trochę tak jak z aktorami charakterystycznymi: najpierw się człowiek dziwi, jak to można mieć taki nos, a potem roztkliwia się nad nim w nieskończoność, jaki oryginalny;-)) Z tego, co słyszałam, dzieciaki zwykle nie mają takich problemów i akceptują cały Brud bez mrugnięcia okiem - a potem biegną zamrażać swoje pluszaki (czemu? więcej o tym w książce!).

Jeśli jeszcze nie słyszeliście o tym wydawnictwie (wydaje mi się to prawie niemożliwe, ale kto wie...), polecam szczerze wszystkie książki Hokus-Pokus. Tutaj jest strona wydawnictwa.  

  


środa, 29 czerwca 2011

Gęś, śmierć i tulipan



 
Wolf Erlbruch
Gęś, śmierć i tulipan
tłum. Łukasz Żebrowski
Wydawnictwo Hokus-Pokus
Warszawa 2008



Kwestia formatu
 
Kiedy po raz pierwszy wzięłam do rąk książkę Gęś, śmierć i tulipan wydaną przez Hokus Pokus, zaczęłam się zastanawiać nad formatami książek dla dzieci. Wydawać by się mogło, że jest to sprawa drugorzędna – a nawet ostatniorzędna. A jednak…

Czy istnieje jeden idealny format książek dla dzieci? Raczej nie. Format powinien być po prostu odpowiednio dobrany do treści i charakteru książki, co zapewne nie zawsze jest łatwym zadaniem. Są zatem książki w formatach wygodnych i bezpretensjonalnych, które można łatwo wsunąć do torby lub wygodnie trzymać w ręce – takie jak np. Co krasnale mają w nosie (210x147) tegoż wydawnictwa czy nowe wydanie cyklu o Muminkach Naszej Księgarni (118x160); książki dobre na każdą okazję. Są też książki w formatach dostojnych, które najlepiej czytać w domu, bez pośpiechu, w wygodnym fotelu – ostatnio dostałam pełny naturalnej godności egzemplarz Córki króla moczarów Andersena (Media Rodzina, 180x235) i cóż, na pewno nie zabrałabym go ze sobą, żeby poczytać w autobusie, ale na półce prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Są wreszcie małe, milutkie książeczki, w których opisano małe, milutkie historyjki – takie jak klasyczne tomiki opowieści Beatrix Potter (zawsze gdy po nie sięgam, mam wrażenie, że trzymam w rękach małe zwierzątko).
I są książki duże – o dużych sprawach.

Gęś, śmierć i tulipan należy do tych ostatnich. Wydano ją w formacie 240x297 – jest naprawdę duża. Osobie praktycznej może się wydawać, że to format dość rozrzutny, którego zastosowanie byłoby wskazane na przykład, gdyby ilustracje były na tyle szczegółowe, że pomniejszenie ich uczyniłoby detale nieczytelnymi. Dość podobny format (230x300) ma książka Pan Brumm tego nie rozumie wydawnictwa Bona i rzeczywiście niektóre z zamieszczonych tam ilustracji straciłyby dużo ze swego uroku, gdyby je zmniejszono. Tymczasem w Gęsi, śmierci i tulipanie mamy do czynienia z ilustracjami w zasadzie dość prostymi, które wyglądałyby dobrze również w książce innego formatu. Ale czy wyglądałyby tak samo?

Postaciom gęsi, śmierci, przestrzeni stawu czy oszczędnym linijkom tekstu przeznaczono naprawdę dużo przestrzeni – jedna ze stron jest w zasadzie pusta: przelatuje przez nią tylko atramentowy kruk z seledynowym okiem; na wielu stronach mamy tylko po cztery wersy tekstu.
Na pewno dzięki temu postaci są bardzo ładnie wyeksponowane, a nad słowami zatrzymujemy się dłużej, ale to nie wszystko. Duże płaszczyzny „pustej” kartki lub monochromatycznej powierzchni stawu sprawiają, że cała książka nabiera jakby dodatkowej przestrzeni – przestrzeni pełnej znaczeń.

Gęś, śmierć i tulipan to książka o pewnej gęsi, która miała umrzeć (tulipan, co ciekawe, nie występuje w tekście – widzimy go tylko na ilustracjach, w rękach śmierci. Jest czerwony, podbity czernią). Gęś dowiedziała się tego od samej śmierci – a ta oczywiście zna się na tym najlepiej. Właściwie gęś nie jest naprawdę przerażona spotkaniem ze śmiercią; może dlatego, że najwyraźniej śmierć nie ma zamiaru od razu przystąpić do dzieła. A może dlatego, że nosi zupełnie zwyczajną sukienkę w kratkę, która upodabnia ją trochę do gosposi. Ale jednak śmierć to śmierć – z ową wzruszająco codzienną sukienką kontrastuje nieproporcjonalnie wielka głowa w kolorze kości słoniowej. Najwyraźniej śmierć jest bardzo mądra – myśli sobie pewnie gęś. Jednak jeżeli nawet tak jest, to śmierć nie ma zamiaru dzielić się swoją wiedzą – o tym, co się dzieje Potem – z gęsią. Za to dość często mówi o niebezpieczeństwie kataru, o lisie… A o tym gęś nie chce słuchać. Właściwie to trudno jej się zorientować, czy śmierć jest miła, czy raczej nie. Ale gęś tak czy inaczej spędza z nią czas – skoro już jest… I tak zaczyna się oswajanie śmierci. Bardzo zwyczajne oswajanie – poprzez rozmowę, milczenie, dotyk. Nie wiemy, do czego to ma prowadzić. Czy rodzi się właśnie niezwykła przyjaźń? Czy śmierć zmieni zdanie? 
Gęś umiera.
Co się stało? Czy to śmierć oswoiła się z gęsią czy gęś ze śmiercią? Staw zniknął dla gęsi czy też pozostał samotny bez niej? Umieramy dlatego, że pogodziliśmy się ze śmiercią, czy pomimo tego? Takie pytania można zadawać w nieskończoność. Gęś też na pewno miała ich wiele. Ale cóż – takie jest życie, jak mówi śmierć.

Zastanawianie się nad niektórymi sprawami wymaga szerszego spojrzenia, odpowiedniego dystansu i wyciszenia. Taki efekt można osiągnąć za pomocą odpowiednio dobranych, oszczędnych słów, bezpretensjonalnej prostoty fabuły, piękna ilustracji, kolorystyki, a także – jak widać – rozwiązań graficzno-edytorskich. „Poszerzenie granic” książki (w pewnym sensie: w nieskończoność) wzmacnia siłę wyrazu wszystkich jej pozostałych elementów.

Gęś, śmierć i tulipan to książka pozbawiona puenty – bo puenta zawsze jest rodzajem zawężenia rozpatrywanej kwestii. Otwartość i wielowymiarowość tej opowieści podkreśla także dobór formatu – dla wielkich spraw przeznaczono odpowiednio dużą przestrzeń. Bo przecież na kartce książki musi się zmieścić i śmierć, i wysokie drzewo, i cały staw…