Koni sie boję. Nigdy nie siedziałam na grzbiecie konia. Ze strachem do nich podchodzę. Są dla mnie ogromne i boję się, że mi zrobią krzywdę. Ale jak było trzeba, to nawet wymyśliłam konia i go uszyłam. Tzn. uszyłam stado kaszubskich koników.
Dalej przebywam w pozycji horyzontalnej, ale chcę Was zachęcić do wychodzenia z domu. Do pieszych lub rowerowych wędrówek. Do poszukiwania skarbów.
Czy poszukiwanie skarbów jest dla każdego? Jasne! Pewnie do tej pory nie mieliście pojęcia, że w pobliskim parku czeka na Was na skarb. Czasem to może być pojemnik, w którym znajdziecie kawałek kartki papieru i ołówek, a czasem coś więcej.
Zapraszam Was do Geocachingu. Geocaching to, zabawa terenowa, w której znajduje się skrzynki założone przez innych uczestników. Skrzynki, to brzmi poważnie, ale to mogą być pudełka, pojemniczki, fiolki, a czasem... kufry. Znalezienie wpisuje się do specjalnie przygotowanego
dziennika tzw. logbooka znajdującego się w skrzynce. Aby nasz wpis był ważny trzeba go też zalogować online.
Więc żeby zacząć się bawić trzeba zalogować się na geocaching.com (cały świat) lub opencaching.pl (Polska) wejść na mapę... i szukać skrzynek.
Można w domu na komputerze wybrać skrzynkę, poczytać o niej, zapamiętać lub spisać lokalizację i pójść na spacer, aby ją znaleźć. Warto zabrać ze sobą coś do pisania, bo nie zawsze rozmiar skrzynki pozwala na to, by tam schować coś wiecej niż tzw. logbooka. Ja jednak wolę iść przed siebie i korzystać z aplikacji c:geo (niestety dostępna tylko na androida). Za pomocą kompasu, aplikacja sama wskaże nam kierunek do skarbu.
A to, co znajdziemy może nas zaskoczyć.
Oprócz tego, że pomysły zakładających skrzynki są czasami takie, że na twarzy pojawia nam się uśmiech. Jak można było coś takiego wymyślić.Skrzynka może być ukryta po jedną ze śrub w parkowej ławce, pod hubą na drzewie, w dorobionym do drzewa uschniętym konarze, pod liściem na stawie, może być magnesem pryczepionym do bramy, czy schowana w słupku drogowym. Może wisieć wysoko, być na wysokości wzroku, lub być zakopana pod ziemią.
Może to też być np.: klocek drzewa, do którego trzeba było wcześniej znależć dłutko i na nim wyrzeźbić swój ślad odnalezienia.
Czy pracownia alchemika, garniec złota, leśny skrzat, czy skarb pandy.
W skrzynkach możemy znaleźć też:
Przedmioty na wymianę - (to dzieciaki mają największą frajdę, jeżeli skrzynka jest pełna tych przedmiotów). Zazwyczaj są to naklejki, smycze, zabawki z jajka z niespodzianką. Ale zdarzyła sie też kiedyś pisanka:)
W dobrym zwyczaju geokeszera jest wymiana takich przedmiotów w 1:1, jeśli coś weźmiemy, zostawmy coś o podobnej wartości.
Trackable, geokrety - to takie przedmioty z keszów, które podróżują. Mają swój indywidualny numer, pozwalający śledzić ich trasę. Zostawiamy je w skrzynce z nadzieją , że keszer, go znajdzie i przeniesie do innej skrzynki.
Taki wysłannik mojego dziecka -Grizzly Polish Bear zrobił już 15 tysięcy kilometrów po Polsce.
Aby podróż była ciekawsza możemy nadać jej cel i poprosić innych keszerów aby zabierali go do miejsc związanych z jakimś tematem. W taki właśnie sposób nasz geokret HatHeadchciałby do Texasu bo jest kapeluszem i chce zobaczyć miejsca znane z różnych nakryć głowy. Aktualnie jest w Tajlandii.
Jest jeszcze coś co mozemy znaleźć w skrzynkach:PWG Polish Wood Geocoin - jest specjalnym, osobistym drewnianym krążkiem. .Keszerzy projektują sobie takiego drewniaczka na specjalne okazje lub jako pamiątki. Później zostawiają w skrzynkach, wymieniają się nimi lub dają w prezencie.
Mnie moje dzieci w to wkręciły. Spacer, czy wyjazd w nowe miejsce, bez poszukiwań skrzynek, robi sie mało ciekawy. Jest dzika satysfakcja, kiedy się uda znaleźć kesza, choć czasem to wymaga pogłówkowania.
Spróbujcie, może Was też wciągnie zdobywanie skarbów:)
PS:Paulucha dziekuję Ci za pomoc w przygotowaniu posta:)
Robiąc to zdjęcie moje dziecko stwierdziło, że to zestaw małej Kaszubki:). Worki, już tu były, koty też.
To dzisiaj stado spódniczek i kaszubskie poduchy. Wszystko to rzeczy, które wyszły spod mojej maszyny na rzecz Rady Rodziców ze szkoły z Brzeźna Szlacheckiego.
Zawsze wiedziałam, że gdzieś głęboko we mnie siedzi to Coś. Coś nie dawało mi spokoju, wierciło się, czasem wystawiało czubek nosa.
Mijały lata... Nadszedł pewien czas i Coś wylazło. Filcuję, lepię, szyję, rysuję, maluję, wyszywam, naklejam, wymyślam, a Coś... rośnie i się cieszy.