Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biblioteczka Kryminalna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Biblioteczka Kryminalna. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 lipca 2023

Iwona Banach „Tango z rożnem" - komedia kryminalna

 


Pinda dotarła do mnie jakiś czas temu i nawet zdążyłam ją zapoznać z ogrodowymi chaszczami, nie wiem czy była zadowolona, ale nie rzucała słowem ;) 

Czytałam, przerywałam, niechętnie, ale tak zwana siła wyższa i zobowiązania mnie zmusiły, aż w tę niedzielę poczułam wolność, prawie całkowitą i nakichawszy na obowiązki spędziłam upojne chwile ze znajomymi z Głuszyna i okolic. 

Tym razem opuścili swoje śmieci i przenieśli się, a z nimi i ja, do Otchłańca, gdzie, uwaga, została zamordowana Lidia Czubajko. Starsza aspirant, była narzeczona Bartka, miłośniczka zupek chińskich już nigdy nikomu nie podstawi nogi, nie zrobi  świństwa. Tak by się wydawało, a jest inaczej, ponieważ Czubajko nawet po niespodziewanej śmierci rzuca cień na tandem policyjny z Głuszyna, który musi wyjaśnić przyczynę zbrodni i znaleźć sprawcę. Oni nie zabili, ale biorąc pod uwagę układy i zależności mogli mieć ochotę. 

Jako że chłopaków nie można zostawić samych, do Otchłańca wyrusza grupa wzbogacona o Sabinę i starą Balicką, oraz, co oczywiste, o Pindę. Do policjantów dołączy niejaki Żelisław z policji warszawskiej, pełniący dobrowolnie funkcję kreta i donosiciela. 

A ponieważ życie ma zawsze w zanadrzu jakieś niespodzianki, bocznymi drogami do Otchłańca zmierzają Mirella z Mietką.

 Co oznacza, że będzie się działo.

I dzieje się. 

Pinda staje się inspiracją i miłością życia niejakiego Dziubusia, wszyscy lub prawie wszyscy się integrują, pada trup, bo jakże inaczej, otchłań przyjmuje kolejnych chętnych, a Andrzej Balicki z Bartkiem, wspomagani przez liczną grupę tych co zawsze chcą dobrze tylko im nie wychodzi, usiłują prowadzić zwykłe, standardowe śledztwo, oczywiście z zachowaniem obowiązujących procedur. A co! 

Streszczać nie zamierzam, bo byłoby to odebraniem przyjemności czytania, ale chcę podkreślić, że to jest pierwsza warstwa komedii kryminalnej „Tango z rożnem". 

Skupiamy się na lekturze, parskając śmiechem, płacząc ze śmiechu (tak, popłakałam się ze śmiechu, kichając i prychając, mam świadka) i był to płacz i śmiech oczyszczający, bardzo mi potrzebny. Po takim seansie śmiechowym człowiek od razu czuje się lepiej, lżej.

 Pod warstwą śmichów, chichów i różnych ekstrawagancji, dostrzegamy klasyczną fabułę kryminalną. Poprowadzoną w sposób bardzo interesujący. Wydawałoby się, że w tym natężeniu absurdów wątek kryminalny będzie potraktowany po macoszemu, w końcu jest to kryminał do śmiechu, z przymrużeniem oka, tymczasem to właśnie motyw morderstwa stanowi bardzo ciekawą część zagadki. W sferze kryminalnej nic nie zostaje pozostawione przypadkowi. 

Język jędrny, swojski, potoczny, nie pozostawiający wątpliwości co do środowiska w jakim się rozgrywa akcja powieści. 

Mnie urzekł Dziubuś, życzę mu jak najlepiej i jestem ciekawa czy miłość przetrwa próbę czasu i przeprowadzkę ;)

Polecam z pełnym przekonaniem czytelnikom obdarzonym poczuciem humoru, pozbawionym jakże częstego obecnie nadęcia i poczucia wyższości literackiej. Polecam jako terapię śmiechem i dobrą rozrywkę kryminalną. W tym przypadku wskazanie podgatunku na okładce nie jest li tylko chwytem marketingowym, ale stwierdzeniem faktu. 


poniedziałek, 8 sierpnia 2022

"Dlaczego mnie zabiłaś?" Andrzej Marek Grabowski


 "Dlaczego mnie zabiłaś?"

Właśnie, ciekawe dlaczego? 

Tytuł i osoba autora, do tej pory specjalizującego się w twórczości dla dzieci, skłoniły mnie do sięgnięcia po książkę, której rekomendacje wystawili znani i uznani pisarze:

Wojciech Chmielarz "Jest kryminał, jest morderstwo, jest trup, jest policjant, jest duch... Zaraz, zaraz, co?! Tak, jest duch. Bo to nie do końca zwyczajny kryminał. Za to znakomity. I do tego bardzo zabawny."

Hubert Klimko-Dobrzaniecki "Dowcipnie i inteligentnie. Miejscami śmiertelnie poważnie. Plangmanowski sznyt."

Zacznijmy od początku. 

Marcela Mącka, sympatyczna kobieta lat około trzydziestu miała jeszcze przed sobą całe życie. Wprawdzie kroił się jej rozwód, w pracy też nie układało się zbyt pomyślnie, ale była młoda, przedsiębiorcza, sympatyczna. Mogła sobie wszystko poukładać od początku. I w sumie tak zrobiła, tylko w nieco inny sposób niż można by się było spodziewać, ponieważ Marcela została została zamordowana i przeniosła się Tutaj. 

Tutaj, czyli dokąd? 

Gdzie od teraz znajdowało się miejsce pobytu Marceli? 

Marceli, a raczej jej ducha, ektoplazmy, czy może ciała mniej namacalnego niż to ziemskie. Ale jakiekolwiek to ciało było, to nadal funkcjonował umysł Marceli, kobieta po krótkim szoku związanym z przejściem w zaświaty, otrząsnęła się i przystąpiła do śledztwa. Musiała dowiedzieć się dlaczego ktoś, nie wiadomo kto i dlaczego ją zabił. Jednocześnie w rejonach ziemskich swoje śledztwo, w ramach obowiązków zawodowych, rozpoczyna komisarz Leszek Lipski, a towarzyszy mu całkiem ciekawa ekipa policjantek i policjantów. 

Oni też zadają sobie pytanie, na które będą musieli  odpowiedzieć: Dlaczego ta młoda, podobno niemająca wrogów kobieta, została zamordowana strzałem w głowę? 

Zapowiada się długie, drobiazgowe śledztwo, w czasie którego poznajemy całą ekipę   śledczych i życie Marceli, jej męża Maćka zwanego Maciorą, przyjaciółki Marceli Joanny, jej szefa Adamskiego i wielu innych osób. Wśród nich jest morderca Marceli. Kto nim jest? Jaki był motyw zbrodni? 

Równolegle do Lipskiego, swoje śledztwo rozpoczyna Marcela, a towarzyszy jej spotkana Tutaj Marysia. Marysia była przyjaciółką Marceli w latach szkolnych i pewnego dnia po prostu zniknęła, nikt nie wiedział co się z nią stało. Zbrodniarz uniknął kary, a Marysia trafiła do Tutaj. Jej pomoc jest dla Marceli bezcenna, bo tak jak na ziemi, tak i Tutaj trzeba wiedzieć komu i jakie zadawać pytania. 

Kto pierwszy znajdzie mordercę Marceli? 

Czy komisarz Lipski, który dysponuje machiną policyjną, wprawdzie w nieco ograniczonym zakresie, bo jak wiadomo, środki na prowadzenie dochodzeń są w policji nieco ograniczone, czy Marcela, która wprawdzie nie ma ziemskich możliwości, ale za to ma całkiem sporo innych sposobów na wykrycie sprawcy swojej śmierci. 

Bo Tutaj żyje się nieco inaczej, ale nadal można zarządzać własną energią. Już nie ciało, ale umysł ma siłę sprawczą. 

Powiem Wam, że wizja Tutaj podziałała na mnie uspokajająco. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że jest to wizja literacka, miejsce stworzone dla potrzeb akcji, ale z drugiej strony być może gdzieś tam istnieje podobnie jak Tutaj miejsce, w którym znowu spotkamy naszych bliskich, wyjaśnimy sobie co nieco i będziemy prowadzili nieco inną, ale równie ciekawą egzystencję. To właśnie wizja Tutaj przykuwa uwagę, a śledztwo prowadzone przez Marcelę i spółkę jest dużo bardziej interesujące niż żmudna dłubanina komisarza, do którego Marcela ma słabość. 

"Dlaczego mnie zabiłaś?" to starannie skonstruowana powieść kryminalna, w której narracja protagonistki szukającej wyjaśnienia własnej śmierci i rozliczającej się z prowadzonym dotąd życiem, przeplata się z narracją pisaną w trzeciej osobie. Co ciekawe Marcela ma wgląd w prowadzone przez komisarza śledztwo i możliwość komentowania postępów, albo ich braku. Jak w klasycznym kryminale czytelnik jest prowadzony różnymi tropami, niekiedy prowadzącymi na bezdroża domysłów, ale nie oznacza to, że nie ma szansy wytypowania sprawcy/sprawczyni i motywu. Autor umiejętnie  zwodzi, mami, ale daje szansę na odkrycie prawdy. Przyznam, że dałam się zwieść i dopiero końcowe akapity uświadomiły mi perfekcję intrygi, co tylko dobrze świadczy o umiejętności zacierania śladów przez autora. 

"Dlaczego mnie zabiłaś?" to wielowarstwowa powieść kryminalna skierowana do miłośników gatunku poszukujących nowych wyzwań, miłośników kryminałów z drugim, a nawet trzecim dnem, wychowanych na klasyce kryminału, doceniających finezję fabuły i złożoność postaci. To także propozycja dla czytelników niekoniecznie dobrze czujących się w świecie kryminału, którzy lepiej czują się w świecie powieści obyczajowych z pogłębioną analizą psychologiczną.

Dostajemy humor z nutką ironii, pełen ciepła i powiedziałabym, że nawet życzliwości wobec bliźnich, chociaż nie wszyscy na tę życzliwość zasługują i dotyczy to nie tylko ludzi podlegających śledztwu, ale także tych prowadzących śledztwo. 

Określenie "komedia kryminalna" kojarzy się z lekturą, która wzbudzi w czytelniku wesołość, od lekkiego chichotu, poprzez mniej lub bardziej delikatne parskanie śmiechem, aż do śmiechowych łez. Czytając "Dlaczego mnie zabiłaś?" co jakiś czas uśmiechamy się, zamyślamy, wzruszamy, ale taka jest złożoność życia i śmierci. Jest poważnie, bardzo poważnie i momentami zabawnie, dowcipnie i inteligentnie, ale jeżeli oczekujecie śmiechu aż do łez, to raczej nie będą to śmiechowe łzy. 

Czy warto przeczytać? 

Na pewno, z przekonaniem polecam i już wiem, że za jakiś czas wrócę do tej książki, by znowu przez chwilę pobyć Tutaj. Bo może jednak jakieś Tutaj i Tam na Górze istnieje?

"Dlaczego mnie zabiłaś?" Andrzej Marek Grabowski

Wydawnictwo Szelest Sp. z o.o. 

Premiera 05.08.2022

Stron 532


sobota, 30 lipca 2022

Andrzej Marek Grabowski "Dlaczego mnie zabiłaś?"

 


Dzień dobry w tę pochmurną i chłodną sobotę

🌧☁️☔️
Debiutowałam wiele lat temu kryminałem nie do końca poważnym, czyli "Wszystkimi grzechami nieboszczyka" i nadal oprócz powieści obyczajowych piszę te z nutą humoru
😉
i takie też bardzo lubię czytać i lubię odkrywać nowych autorów, nowe spojrzenie na tak bliski mi gatunek. Dlatego, gdy dostałam propozycję przeczytania i napisania o najnowszej powieści Andrzeja Marka Grabowskiego, od razu się zgodziłam. Myślę, że postać autora jest wam znana, bo kto nie pamięta takich telewizyjnych programów dla dzieci jak: "Tik-Tak", "Ciuchcia" czy "Budzik". Pamiętamy Kulfona, Witaminki i Bursztynka
🙂
Andrzej Marek Grabowski jest autorem tekstów ponad pięciuset piosenek! Jest w czym wybierać
🙂
oraz kilkunastu książek dla dzieci. I oto autor znany z twórczości dla młodego czytelnika wchodzi w świat kryminału. Ale jeżeli by ktoś myślał, że to będzie zwykły, standardowy kryminał, to czeka go spore zaskoczenie. Ja już zaczęłam przygodę z kryminałem metafizycznym, nie do końca poważnym i coś czuję, że będzie to bardzo udane spotkanie. "Dlaczego mnie zabiłaś?" to pytanie nieboszczki czeka na satysfakcjonującą odpowiedź
😉
A książkę rekomendują: Wojciech Chmielarz, Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Piotr Kofta i Grzegorz Kasdepke
🙂
Pierwsza sesja ogrodowa za nami, a ja idę czytać
🤓
Dobrego dnia i niezapomnianych lektur wszystkim życzę
🙂

czwartek, 7 lipca 2022

Iwona Banach "Wakacje z truchłami", "Śmierć na blogowisku", "Kocha, lubi, morduje"

 

Dzień dobry 🙂
U nas chłodno, ale słonecznie i z tego co widzę zapowiada się bardzo przyjemny dzień. Wczoraj wieczorem zdążyłam jeszcze wywlec na spacer do ogrodu bardzo wakacyjną serię książek autorstwa Iwony Banach. Czasu mam mało, coraz mniej, bo terminy pisarskie jak wiadomo nie mają litości
ale dla książek pisanych przez Iwonkę jestem gotowa zarwać noc. Tylko to pilnowanie żeby mój chichot nie obudził domowników...
Ponieważ okoliczności przyrody opisywane w tej serii są raczej mało wymuskane, to i miejscówki ogrodowe dobrałam odpowiednio.
A i Bronek zapozował w oddali




Jeżeli lubicie nieco zakręcony humor sytuacyjny i słowny, potrzebujecie odrobiny odprężenia, gimnastyki przepony i oczyszczenia kanalików łzowych, to bierzecie i czytajcie 🙂
Każda z książek zawiera osobną historię, więc czytanie po kolei nie jest koniecznością, ale pewne niuanse z życia bohaterów poznajemy stopniowo, więc po prostu najlepiej zacząć od "Wakacji z truchłami", od razu ten głos z tyłu głowy podpowiada mi "Wakacje z duchami" i słyszę brzęk łańcuchów i niezapomniane "przebacz mi Brunhildo!" muzyka w tle ...




Kontynuujemy śledząc "Śmierć na blogowisku"



i zatrzymujemy się przy ostatniej pozycji, to świeżynka wydawnicza "Kocha, lubi, morduje"... jakby tak Iwonie zabrakło pomysłu na tytuły, w co osobiście wątpię, ale jednak, to pamiętam z dzieciństwa jak stałam obserwując przejeżdżający pociąg (gdy stanę na końcu mojego ogrodu mam widok na tory kolejowe, kierunek Kraków) i odliczałam wagony: szczęście, nieszczęście, paczka, list... ileż tu możliwości!
Życzę wam dobrego, pełnego miłych zdarzeń dnia 😍😍😍
Wydawnictwo Lekkie stoi za wydaniem całej serii :)


niedziela, 22 maja 2022

Eliza Veinard seria: "Komisarz Serge Olovski", "Trzy razy dziennie przed jedzeniem"

 


Po dłuższej przerwie, targana wyrzutami sumienia z powodu narastających zaległości, wracam, by podzielić się z wami moimi wrażeniami po kolejnym spotkaniu z emerytowanym komisarzem Olovskim. 

Spotkanie miało wprawdzie miejsce wiele miesięcy temu, ale nadal doskonale pamiętam fabułę i to nieśpiesznie prowadzone śledztwo. 

Trzy razy dziennie przed jedzeniem - to zwrot, z którym spotykamy się w typowo medycznych okolicznościach. Zalecenie wypisane na ulotce leku, uwaga lekarza lub farmaceuty sprzedającego nam leki. Wprawdzie czasy takie, że zbyt często zamiast lekarzy leczy doktor Google, ale nadal sprawą istotną jest sposób w jaki zażywamy leki. Przed jedzeniem, po jedzeniu, w trakcie. A może pomiędzy posiłkami? 

Tabletki Lebretona mają długą tradycję, tak jak i apteka prowadzona przez Yoricka Lebretona, zadbanego mężczyznę w średnim wieku. Lebreton troszczy się o swoich pacjentów, tak jak i niedawno przybyły lekarz Inout Silviu. 

Pierwsze spotkanie komisarz Olovskiego i doktora Silviu ma miejsce w pociągu powrotnym z Paryża i okazuje się zbawienne dla ratowania nadszarpniętego zdrowia komisarza. Panowie nawiązują kontakt, powoli dołącza Ewa Wolny, zaprzyjaźniona z Olovskim. Życie toczy się leniwie, dzieci przyjeżdżają i wyjeżdżają, mieszkańcy miasteczka wymieniają się plotkami. Jeszcze jasno, jeszcze pogodnie, a my już w kościach czujemy nadchodzące nieszczęście. Serce telepie coraz szybciej, każde zdanie ma znaczenie, prawie wszyscy w miasteczku zażywają tabletki Lebretona  trzy razy dziennie przed jedzeniem ... 

I gdy wydaje się, że senność miasteczka ogarnie i mnie, pada trup.

 A ja odkładam książkę i wracam do niej dopiero po pewnym czasie. Zaletą dobrze napisanych książek jest przekonująca fabuła, ten moment, gdy czytając, tak wczuwamy się w akcję, zżywamy z bohaterami traktując ich nieledwie jak kogoś z rodziny, albo chociaż sąsiadów. I wtedy właśnie reagujemy tak jakby to co autor opisał to co zdarzyło się naprawdę.

Wróciłam do czytania, wytłumaczywszy sobie, że przecież to fikcja i wszelkie prawdopodobieństwo... sami wiecie jak dalej. 

Z punktu widzenia pisarza jak najbardziej rozumiałam zamysł Elizy Veinard, ale emocje wzięły górę.  

Właściwie prawie od początku podejrzewamy, a potem wiemy kto stoi za licznymi zgonami urozmaicającymi senność pikardyjskiego miasteczka, ale to w niczym nie przeszkadza, a nawet przyciąga i pozwala w skupieniu śledzić zmagania samozwańczych śledczych. Zakończenie sprawia, że wracają dreszcze, a serce znowu żwawiej telepie w piersi czytelnika, a w mojej to już na pewno. 

Czy komisarz Serge Olovski wróci z kolejną niebanalną sprawą? 

O to trzeba zapytać Elizę Veinard, której udało się stworzyć nietuzinkową, zapadającą w pamięć postać emerytowanego komisarza policji, wdowca, borykającego się z problemami finansowymi, własną bezradnością wobec wyzwań, z którymi musi się mierzyć. Ale komisarz Serge Olovski nadal pozostaje świetnym gliną z nosem czującym na kilometr zbliżające się morderstwo. 

Ja z przyjemnością i arytmicznym biciem serca sięgnę po kolejne przygody komisarza Olovskiego i Ewy Wolny, pewna, że będzie to kolejna, niezapomniana czytelnicza przygoda. 

Książka dla wielbicieli kryminałów w starym, dobrym stylu, bez rozlewu krwi i podrobów na dopiero co pomalowanej ścianie. 

Z przekonaniem polecam do czytania, nie tylko trzy razy dziennie przed jedzeniem. 

Seria: Komisarz Serge Olovski

Tytuł: Trzy razy dziennie przed jedzeniem

Autor: Eliza Veinard

Stron: 260

Rok wydania: 2021

Wydawnictwo Oficynka

piątek, 3 września 2021

"Wakacje z truchłami" Iwona Banach

 Oczywiście mam!

Od samej autorki, z dedykacją taką, że naprawdę wzruszyłam się do łez.

Dzisiaj ładnie, więc wywlekłam truchełka do ogrodu, niech pobędą na świeżym powietrzu. Zamiast Parku Zbrodni sekator i jeżyny (ostrężnice), myślę, że niektórzy byliby zadowoleni. A Mietek po pogłaskaniu krokodyla wszedłby w chaszcze i za jakiś czas cały poharatany obnosiłby dumnie wszystkie ślady prawie zbrodni

😉 bierzcie i czytajcie, jak zawsze u Iwony zabawa wyśmienita 😀






niedziela, 27 czerwca 2021

Zagadka drugiej śmierci, czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie ( z kulinarnym podtekstem) Karolina Morawiecka

 


To już moje czwarte spotkanie z wdową po aptekarzu, żądną sukcesów kryminalnych oraz towarzyszącą jej zakonnicą, siostrą Tomaszą  i  Truflą - pozostałą w spadku po aptekarzu dożycą de Bordeaux. Oraz nie mniej żądnym sukcesów oraz przysmaków przygotowywanych przez panią Karolinę podkomisarzem Cegłą. 

A zaczęło się od tego, że wdowa po aptekarzu usłyszała prawdę w oczy! Trzeba być odważnym człowiekiem, w tym przypadku lekarką, że powiedzieć na głos, że jeżeli dalej tak pójdzie, to pacjentkę czeka śmierć, bynajmniej nie z głodu, a z przejedzenia. 

Więcej ruchu, mniej serniczka - to motto powinno przyświecać wdowie po nieodżałowanym Stanisławie przez resztę życia. A przecież chciała żyć długo i przyjemnie. Czy to za dużo? Oczywiście rozwiązując zagadki kryminalne z pomocą siostry Tomaszy.  

Tym razem po przetrawieniu niemiłej prawdy, Karolina Morawiecka za radą siostry Tomaszy i w jej towarzystwie postanowiła zażyć więcej ruchu i postawiła na kijki, czyli popularny nordic walking. Nie przypuszczała, że to postanowienie stanie się początkiem nowej przygody kryminalnej. 

A ta jakby czekała na wdowę po aptekarzu. 

Tym razem musiała zmierzyć się z nią sama, ponieważ siostra Tomasza została wezwana przez siostrę przełożoną do Krakowa.

I to był strzał w dziesiątkę. 

Wdowa po aptekarzu należy do bardzo oryginalnych postaci i można dyskutować czy w realnym życiu mielibyśmy szansę na spotkanie tak niespójnej  osoby - kulinarnie genialnej w swym kunszcie, literacko słabo rozwiniętej, przekonanej o własnej nieomylności, wywyższającej się gdzie popadnie. Ale pamiętajmy, że postać literacka rządzi się własnymi prawami i autor ma prawo nakreślić ją według sobie znanych kryteriów. Wdowa bywa męcząca, bywa irytująca i czasem śmieszy, ale nie można odmówić jej sprytu i umiejętności autoreklamy. W "Zagadce drugiej śmierci" Karolina Morawiecka schodzi na drugi plan, oddając pole (oczywiście niedobrowolnie) zakonnicy. 

I tu się robi ciekawie. 

Siostra Tomasza, zakonnica mająca własne poglądy, ma niewiele czasu, by pomóc siostrze Ryszardzie wykaraskać się z kłopotów związanych z pewnym listem z Ameryki. Podarowany przez dziewiętnastowieczną profesorową medal gdzieś czeka na odnalezienie. Zanim jednak nastąpi kulminacyjny moment, sprawy zajdą za daleko i pojawi się kolejny trup. Bardzo ciekawy i taki aż do bólu krakowski. 

Czy siostra Tomasza rozwiąże zagadkę drugiej śmierci? 

Jaki wkład w śledztwo będzie miał pan Jacuś? 

Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź po przeczytaniu "Zagadki drugiej śmierci". 

Jeżeli pojawi się kontynuacja przygód wdowy po aptekarzu i siostry Tomaszy, to nadal chętnie przeczytam, ciekawa co tym razem Karolina Morawiecka (autorka) wymyśliła. 

Co do tomu czwartego, dla mnie to najciekawiej poprowadzona intryga, nieoczywista, dająca pole do popisu dla siostry Tomaszy, która byłaby idealną protagonistką.

 Ale jak na taki zwrot akcji zareagowałaby wdowa po aptekarzu, strach pomyśleć.

 


piątek, 25 czerwca 2021

Iwona Banach "Morderstwo na śniadanie"

 


Czyli drugi, mam nadzieję, że nie ostatni, tom przygód papugi Pindy i całej, wyjątkowo malowniczej reszty. 

Papuga Pinda dała się poznać mieszkańcom wsi Głuszyn od każdej, albo prawie każdej strony i wyrobiła sobie określoną reputację. Nie dziwi, że nikt w Głuszynie nie chciał mieć z nią nic wspólnego, oprócz Balickiej, która zaliczała się do kategorii właściciel i odpowiadała przed ludźmi oraz prawem za dzikie pomysły ptaszyska. Ale Balicka papugę kochała, więc wiadomo, przymykała oko i za wymysł uważała doniesienia o jej zbyt swobodnym prowadzeniu się. Na przykład poboczem drogi, jak taki jeden ocalony w literaturze paw. Trudno było też uwierzyć w szczekanie papugi, która zaniechała swojskiego rzucania zakrętami i przerzuciła się na profesjonalne naśladowanie szczekania psów ras rozmaitych.  Oraz zaczęła przymierzać się do zawodu kieszonkowca. 

Co do Pindy, to czasem jest tak, że autor myśli, wymyśla, tworzy różnych bohaterów, mota im życiowe ścieżki, ale to wszystko zbyt mało żeby na dłużej, najlepiej na całe lata budzić zainteresowanie czytelników i wydawców. Ale czasem zdarza się strzał w dziesiątkę, bohater skupiający na sobie uwagę czytelników, charyzmatyczny, zapadający w pamięć, budzący ciekawość. I tym razem padło na papugę. Na niebieskopiórą Pindę. 

Wiadomo, że gdzie Pinda, tam nie ma nudy. Dodatkową atrakcją dla mieszkańców Głuszyna i okolic jest budowa. W miejscu gdzie kiedyś stał pałacyk, powstaje Instytut Kosmitologiczny, a plotka głosi, że na miejscu są już kosmici czekający na badania. Czy naprawdę?

Skutki pomyłki między "Kosmitologiczny" a "Kosmetologiczny", odbiją się na zdrowiu i urodzie jednej z mieszkanek tej przemiłej okolicy. 

Zawsze to jakaś sensacja. 

No i trup, czyli denat, nie zapominajmy, że to wokół jego postaci, charakteru, zainteresowań tak zawodowych jak i prywatnych toczy się śledztwo. Niemrawo się toczy, policjanci poganiani przez starszą aspirant Czubajko starają się w miarę sił i możliwości, ale mają zbyt mało danych. A do tego jeszcze w zasadzie wszyscy pracownicy Instytutu zaliczają się do grona podejrzanych, z prostej przyczyny: denat wyszedł z Instytutu jedząc pączka, a pączki stanowiły stały posiłek pracowników i były dostępne także dla odwiedzających. A kto oprze się pączkowi w czekoladzie z wiśniowym nadzieniem? Listonosz się nie oparł, tak twierdził świadek i wyniki sekcji zwłok. 

Oj działo się, działo, a numer z kwiatami jest tak kapitalny, że właśnie wtedy pomyślałam o ekranizacji "Morderstwa na śniadanie". Pomyślałam i zobaczyłam oczami wyobraźni sekwencję scen iście barejowskich. Bo właśnie z filmami Stanisława Barei kojarzy mi się opisywana przez Iwonę głuszyńska rzeczywistość. Przerysowana, znaczona pechem i głupotą, naiwną wiarą w cuda i dobre chęci pewnych osób. Wszystko jak w życiu i w Internecie. 

Uśmiałam się, ale i wzruszyłam, i ręce załamywałam, zastanawiając się czy istnieje sposób, by pewnemu rodzajowi, typowi człowieka, przemówić do rozsądku? Chyba jednak nie. 

A na koniec moje największe wzruszenie.

 Iwona przysłała mi książkę, zajrzałam, oczy mi pojaśniały na widok okładki, bo uwielbiam połączenia z żółtym, turkusowe jest piękne, fioletowe cudne po prostu, no i Pinda, wiadomo. I zaczęłam czytanie od początku do końca, żadnego zaglądania na tył jak się skończy. O tym, że Iwona Banach tym razem napisze podziękowania nawet nie pomyślałam, bo do tej pory nie pisała. Tym razem zrobiła wyjątek, a ujęcie mnie na pierwszym miejscu  jest dla mnie honorowym wyróżnieniem. Jak będę miała kiepski dzień i wszystko będzie szło nie tak, po prostu sięgnę po "Morderstwo na śniadanie" i przeczytam co  Iwona napisała. O mnie napisała. 

Jeżeli jeszcze nie znacie Pindy, to wiadomo, a lubicie zwariowane komedie kryminalne, to najlepszy moment żebyście poznali, wakacje nadchodzą :)

 Jeżeli znacie, to wiecie na co się piszecie. Dobra zabawa gwarantowana.  A o "Stara zbrodnia nie rdzewieje" pisałam TUTAJ



piątek, 11 czerwca 2021

Krzysztof Gedroyć "Piwonia, niemowa, głosy"

 "Wszystkie my by chcieli, żeby chytrość dnia dzisiejszego, wczorajszym dniem rządziła. Żeby stare sprawy mogli my po swojemu poprzeinaczać, jak dla nas teraz opłaci się. A co, jak nie ma ani wczoraj, ani dzisiaj, ani jutro? Tylko jedna za drugo sekundowe chwile gonio, jak raz w telewizorze ja posłyszał? I wszystko tylko zmienia się i kręci? I prawda, i ludzi."

Krzysztof Gedroyć "Piwonia, niemowa, głosy".
Jak jestem zmęczona wracam do książek, które znam i w poczuciu czytelniczego bezpieczeństwa ponownie towarzyszę bohaterom. I zawsze odkrywam coś nowego. Tak jak ten cytat 😉








sobota, 1 maja 2021

Iwona Banach "Gdzie diabeł nie może, tam trupa pośle" czyli Emilia Gałązka nadal w formie

 


Polubiłam Emilię Gałązkę i  byłam ciekawa jak potoczą się jej dalsze losy i co jeszcze wykombinuje przy okazji trzeciego tomu. O jednym elemencie układanki wiedziałam, bez skrupułów pchałam autorce przed oczy mój ulubiony schron (jednoosobowy, wartowniczy, bardzo przydatny nie tylko w latach wojny, ale także w czasie pokoju, o czym można się dowiedzieć z dalszego przebiegu książkowej akcji).

Tak Emilia jak i Regina należą do osób, które z trudem wpisałyby się w lansowany obraz przeciętnego obywatela kraju środkowoeuropejskiego, ale od dużego palca lewej nogi aż po korzonki włosów są zbudowane z nadziei, wątpliwości, frustracji, obsesji i nawiedzeń, które miotają obywatelami tegoż kraju. 

Tylko w zdecydowanie mniejszym natężeniu. 

Osobiście nie znam nikogo kto aż tak bardzo wyczekiwałby kolejnego końca świata, a i znajomość z szatanem albo jest ukrywana, albo po prostu ludzie zapracowani czasu nie mają i na siły nieczyste uwagi nie zwracają. 

Ale Regina to inny typ człowieka, chociaż nie pozbawiony zdrowego rozsądku. Dlatego obawiając się o swoje zmysły wzywa na pomoc Emilię Gałązkę, by wspólnie rozpracować pobyt szatana w telewizorze. Magda zajęta prowadzeniem osobnego śledztwa nie ma czasu na zajmowanie się dobytkiem ciotki, więc do domu Emilii sprowadza się tata Magdy. Chce chłopina odpocząć, ale nic nie pójdzie po jego myśli.

 Paweł, były narzeczony Magdy wplątuje się w aferę kryminalną i trafia do piwnicy gdzie czekają go wyjątkowo trudne chwile i oko w oko z denatem, który za życia był kurierem i miał skłonność do utraty przesyłek. 

Cóż, dzieje się i to ostro. Emilia powoli demoluje dom Reginy, do ogrodu trafia wywołująca dwuznaczne skojarzenia budowla, a Paweł wdaje się w prawie romans. 


Kto stoi za śmiercią kuriera?

Skąd szatan w telewizorze, dlaczego ciężko być najpiękniejszą kobietą na wieś i okolice, jakie skojarzenia wzbudziła Luna i dlaczego nie należy wlewać acetonu do zlewu, o tym wszystkim przeczytacie w książce. Akcja jak zawsze zwariowana, postaci multum, więc trzeba nadążać, zwłaszcza za różnorodnym elementem, który widowiskowo wpisuje się w całość.

 Humor sytuacyjny i słowny w formie charakterystycznej dla Iwony Banach  jak zawsze obecne.

No i koniec zaskakuje.

 Czekam na kolejne końce świata w wydaniu Emilii, jak nie ten to inny, zawsze jakiś armagedon czeka na swoją kolej ;)

środa, 14 kwietnia 2021

"Dywan z wkładką" Marta Kisiel


Do "Dywanu z wkładką" od początku miałam nastawienie pełne ufności i wiary, że no przecież, ale to będzie super komedia kryminalna skoro to sama Marta Kisiel firmuje, a ja jak wiadomo wszystko co wychodzi spod pióra, klawiatury, ołówka... ałtorki uwielbiam i biorę w ciemno. Pisałam o tym TUTAJ:

Gdy tylko książka ukazała się na Empik Go, pobrałam i od razu przeczytałam. Przeczytałam łapczywie, zbyt łapczywie i niestety nie zaiskrzyło. Czy dzień nie ten, czy ja bez formy, czy może... ale książkę w wersji tradycyjnej zamówiłam, bo postanowiłam, że za jakiś czas przeczytam i może wtedy się zachwycę. Książka dotarła, mama wzięła ją do czytania, ja zajęłam się innymi sprawami. Dni mijały.

Aż któregoś dnia, a ściślej mówiąc kole północy, schetana tak, że ani rączką, ani nóżką, ani tym bardziej główką, potrzebowałam jakiejś niezobowiązującej rozrywki, czytanej najlepiej.  Nawinął mi się "Dywan z wkładką" w interpretacji Moniki Chrzanowskiej.

Przeczytałam opinie, nie wszystkim przypadł do gustu głos lektorki, ale postanowiłam sama sprawdzić. 
I przepadłam jak kamień w wodę, zauroczona finezją, wdziękiem i kreatywnością Moniki Chrzanowskiej, która operując głosem stworzyła mini teatr imienia Rodziny Trawnych ;) Weszłam w tekst z przyjemnością, prawie fizycznie czując dyskomfort Tereski i Andrzeja Trawnych, którym zbyt cienkie ściany, przebicie na kablu, albo inne techniczne czary mary uniemożliwiały spokojne przygotowanie posiłku, nie wspominając o spożywaniu i całej reszcie. Decyzja o zakupie domu, była jedyną rozsądną w tym momencie. Nieco już senna, ale nadal zainteresowana, jechałam z Tereską trzymając się zderzaka samochodu prowadzącego karawanę i przypominając sobie, jak kiedyś jadąc na tak zwanego sępa omal nie wjechałam do obcego garażu sto kilometrów od domu.
 Ale wracając, dom całkiem w porządku, kłopoty z bramą, brak prztyczka, sąsiedzi raczej mili, ale wiadomo że nie wszyscy. Codzienność podmiejska, a nawet prawie wiejska. Oraz teściowa, trzech nazwisk Mira, kobieta wyjątkowa, przeciwieństwo synowej, zero stereotypów. Oraz trup, bo w końcu mamy do czynienia z komedią kryminalną. Chociaż kryminału tu niewiele, ot jeden nieboszczyk i komedia też nie do końca, ale jest zabawnie, literacko i bardzo trawnie. Bo fabuła skupia się na relacjach rodzinnych, a jej osią w moim odczuciu są próby usportowienia Tereski Trawnej, zawodowej księgowej, która niekoniecznie lubi to co lubi jej teściowa. Ale dziewczyny zwierają szyki i zwoje żeby odkryć kto położył na ich drodze nieboszczyka. Podejrzenia nie dają im spokoju, a metody, które stosują można uznać za nowatorskie. Mam nadzieję, że to pierwszy ale nie ostatni występ familii Trawnych bo ja z chęcią znowu posłucham opowieści o przygodach Tereski, Miry, Zoji, Maciejki i Andrzejka, który nadziany jest dobrymi chęciami jak pączek różą i poczciwy jak labrador. Nie zapominając o Pindzi, przekochanej psicy i pyskatym mieszkańcu podbitki. Ta zgraja podbiła moje serce. A i jeszcze Magnum, chociaż mnie bardziej kręci ten z nowej wersji ;) Ciekawe co z tej znajomości wyniknie?



Nie bez przyczyny napisałam dość dokładnie o moich odczuciach związanych z lekturą "Dywanu z wkładką", o tych kolejach czytelniczego losu. Bo tak czasami bywa. Pierwsze podejście nie zawsze bywa udane, ale zdarza się, że przy trzecim książka zajmuje miejsce na podręcznym stosiku z etykietką "ulubione". Tylko czasem trzeba cierpliwości i umiejętności odpuszczania. Bo w życiu nic na siłę, także czytanie. 
 Nie raz, nie dwa i nie pięć czytam recenzje, w których pełne poświęcenia czytelniczki, blogerki opisują męki związane z lekturą także moich książek:

Nie, tego nie da się czytać, ale dla was przebrnęłam do ostatniej strony, wy już nie musicie. Jedynka, a najlepiej zero! 

Czy wydawnictwo nie ma recenzentów? Kto dopuszcza takie teksty do druku?! 

Nie mam pojęcia co autor miał na myśli? Czy autor w ogóle myśli? Pani się wzoruje na Chmielewskiej, ale kudy jej do Chmielewskiej, przecież widać jak  zżynała, nawet sama niczego nie potrafi wymyśleć... żałosne. 

To ma być zabawne? Ani razu nie parsknęłam śmiechem, raz może dwa uśmiechnęłam się półgębkiem.

Ja nie lubię się poświęcać i jak mi czyjeś książki nie podchodzą to ich nie czytam, to proste. Nie znam się na fantastyce, więc o fantastyce nie napiszę ani słowa. 

Ale znam się na kryminałach i spokojnie mogę napisać, że czas poświęcony zmaganiom rodziny Trawnych z nie zawsze skłonną do ustępstw rzeczywistością nie będzie stracony. Zwłaszcza dla obdarzonych poczuciem humoru miłośników bezkrwawych kryminałów.  

sobota, 21 listopada 2020

"Komisarz Serge Olovski. Dom z ogrodem tanio sprzedam. Świąteczne porządki Genevieve Hibou" Eliza Veinard

 




Senne pikardyjskie miasteczko jesienną porą. 
Zimno, coraz zimniej, opadłe z drzew liście zaściełają chodniki, ciemności zapadają dużo szybciej, w starych domach dymią kominki, usiłujące ogrzać grube mury. O poranku otuleni mgłą przechodnie, kuląc się w zbyt cienkich paltach, podążają do pracy. Albo do piekarni po croissanty na śniadanie. Posiadacze psów, jak pan Collard muszą pofatygować się na spacer, niezależnie od własnych chęci. Zazwyczaj szybko wracają do domu... jednak nie tym razem. 

Pan Collard trzęsącymi się palcami wybrał numer 112, odczekał do przyjazdu policji, złożył zeznania i pożegnał się z czytelnikami. 

Policją zajmować się nie mam zamiaru, zrobili co do nich należało, a potem odjechali. 

Do akcji, nie od razu, rzecz jasna, wkroczył Serge Olovski w towarzystwie Ewy Wolny. 

Emerytowany komisarz policji i emigrantka z Polski sprzątająca w domach okolicznych notabli, to wbrew pozorom niedobrania udana para. Ona ma do niego cierpliwość, on ratuje ją z opresji. Ale nie spodziewajcie się romansu i tanich gierek na uczuciach. 

Dwa opowiadania, dwa miasteczkowe światy, dwie zagadki kryminalne poprowadzone ciekawie w starym, dobrym stylu. Miłośnicy kryminałów na pewno pamiętają komisarza Maigreta bohatera powieści G. Simenona. Przyznam się, że nadal po nie sięgam i z przyjemnością wędruję ulicami Paryża śledząc zmiany topograficzne, obyczajowe, kulturowe. Rozwiązuję z komisarzem zagadkę kryminalną, często związaną z codziennym życiem mieszkańców stolicy Francji. Czasami śladami komisarza podążam na prowincję, by zetknąć się z inną mentalnością, różnym od "miastowego" postrzeganiem świata i zmian, które w nim zachodzą. 

Klimat opowiadań z pierwszego tomu przygód komisarza Olovskiego  przypomina mi właśnie prozę Simenona. Nie ma tu fajerwerków, szalonych zwrotów akcji, kawałkowania ciała i innych kryminalnych przyjemności.

Bo ileż można?! 

Jest sprawnie poprowadzona intryga kryminalna, dwa opowiadania do przeczytania w dwa wieczory, a może w jeden wieczór i para bohaterów, którzy mogą nas jeszcze niejednym zaskoczyć. 

Oraz rewelacyjny przepis na świąteczne porządki. 

Polubiłam i z przyjemnością za jakiś czas sięgnę po kolejny tom opowieści o śledztwach prowadzonych przez tę budzącą sympatię parę dobrych znajomych, a może z czasem przyjaciół. 


środa, 4 listopada 2020

Iwona Banach "Stara zbrodnia nie rdzewieje" czyli wzloty i odloty papugi Pindy



Ogłoś konkurs literacki, wybierz dziewięciu początkujących literatów liczących na szybką i opływającą złotem, dolarami, a w ostateczności złotówkami karierę. Zbierz ich w jednym miejscu, najlepiej hej za lasem, za dolinami… i poza zasięgiem Internetu. Poczęstuj herbatą o siedemnastej, dołóż ciasteczko. Niech poczują, że awansowali do klasy wyższej – pisarskiej.

Wprowadź dysonans w postaci przeklinającej papugi.

Nazwij papugę Pindą!

Dorzuć  jednego starego kawalera, pracownika odpowiednich służb. Niech będzie sympatyczny i oczytany.

Dodaj mu rodzicielkę budzącą mordercze myśli w każdej synowej in spe.

Dołóż kandydatkę na synową z odzysku.

Plus pałacyk z dykty i regipsu, wieżyczka zawsze mile widziana.

Zmiksuj na pełnych obrotach.

Przelej do formy, zapiecz. Podawaj w glazurze z energetycznej, momentalnie poprawiającej humor okładki.

Satysfakcja biesiadników gwarantowana.

Tak mniej więcej mógłby brzmieć przepis kulinarny na zakręconą komedię kryminalną, której tytuł brzmi: „Stara zbrodnia nie rdzewieje”.

Zachęceni?

To brać i czytać, bo śmiech, ten z serca i przepony, jest teraz na wagę złota, a mamy go jak na lekarstwo, śmiechu, bo co do złota to nie wiem.  

Pisanie komedii kryminalnych nie jest sztuką łatwą. Nie dość, że czytelnik oczekuje, że zostanie rozśmieszony, to jeszcze trzeba pilnować tej nieszczęsnej intrygi kryminalnej, ułożyć wiarygodną fabułę, nie pomylić mordercy z ofiarą. Pomotać tropy żeby czytelnik musiał nieco pomyśleć zanim zakrzyknie: Eureka! To na pewno Kowalski! Albo zaraz, zaraz… a może zabił kamerdyner?

Papuga?

Papugi żaden sąd nie skarze, autorka nie takie rzeczy wypisywała, więc może to Pinda?

A może?

Czy rzeczywiście motyw wieńczy dzieło? 

Przy okazji odświeżamy sobie w pamięci klasykę literatury kryminalnej bazując na prostych skojarzeniach i dostajemy prztyczka w nos.

Zabawa przednia, papuga Pinda idzie łeb w łeb, grzywka w grzywkę z moją dotychczas ulubioną papugą Zgagą.

Aż mnie dreszcz obleciał, gdy wyobraziłam je sobie w duecie.

Tym optymistycznym akcentem kończę przepis na wciągający kryminał rozśmieszający. Autorką receptury jest niezrównana Iwona Banach, pisarka o stylu niepodrabialnym, bardzo dla niej charakterystycznym, wymagającym poczucia humoru zaprawionego odpowiednią ilością sarkazmu i ironii. Dawkowanego z wyczuciem.

Z przecieków wiem, że Pinda wróci i znowu namiesza.

Jak to ona ;)




piątek, 30 października 2020

Adrian Bednarek "Inspiracja"

 


Inspiracja – Obsesja – Fascynacja

Czyli trylogia poświęcona losom Oskara Blajera – dwudziestotrzyletniego  mężczyzny fundującego sobie seanse terapeutyczne przy tworzeniu opowiadań kryminalnych opartych na faktach. 

Czy taka terapia jest w stanie pomóc?

 Mnie zapewne by nie pomogła, ale nie jestem Oskarem Blajerem, który chce wymazać z pamięci widok zamordowanej na swoich oczach matki.

Oskar Blajer publikuje swoje opowiadania na Wattpadzie, ma swoich odbiorców. Nakręca się, inspiruje kolejnymi zbrodniami, które wstrząsają miasteczkiem. Zaczyna się od siedemnastoletniej Anety Borkowskiej, która za życia mogła tylko pomarzyć o sławie jak spotkała ją po śmierci. Zdjęcia, komentarze, tragedia rodziny…

Blajer jest jednym z uczestników pogrzebu. Uważnie obserwuje pozostałych żałobników, pamiętając, że morderca zazwyczaj przychodzi na pogrzeb ofiary. Czy  tak będzie także w tym przypadku? Poznanie Luizy, pięknej, pewnej siebie, pochodzącej z zamożnej rodziny nastolatki będzie punktem zwrotnym w jego życiu. Miłość pełna szaleństwa stanie się dla niego inspiracją do działania.

Giną kolejne osoby, młode dziewczyny, piękne blondynki, a o seryjnym mordercy nazywanym Łowcą  Nimfetek zaczyna robić się coraz głośniej. Oskar Blajer stawia sobie za cel odkrycie kim jest Łowca. Im więcej morderstw tym cieplej, a sylwetka Łowcy Nimfetek staje się coraz wyraźniejsza. Kolejne okrutne zbrodnie, morze krwi i bezsensownej przemocy sprawiają, że nie jest to książka dla osób o słabych nerwach. Sceny nieco topornego seksu wpisują się w konwencję thrillera psychologicznego, którego uczestnikiem, świadkiem, a jednocześnie sprawozdawcą jest młody, podatny na bodźce mężczyzna.

Prawda o Łowcy Nimfetek nie należy do zaskakujących, ale nie jest ostatnim akordem w tym pełnym nieprawdopodobnych zwrotów akcji thrillerze.

Tyle o akcji.          

Co do prawdopodobieństwa opisanych zdarzeń… no cóż, jest to literatura rozrywkowa przeznaczona dla określonej grupy czytelników i oni na pewno będą zadowoleni dostając odpowiednią ilość przemocy, krwi i jazdy na krawędzi. Po „Inspiracji” sięgną po „Obsesję” i „Fascynację”. 

Ja swoją ciekawość zaspokoiłam i już wiem, że powieści Adriana Bednarka nie znajdą we mnie czytelnika. Nie ten target.

Natomiast przed miłośnikami prozy autora kolejna, ciekawa podróż z nowym bohaterem. Oskar Blajer potrafi zaskoczyć.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Nowae Res