Miłość pod przykrywką Felicia Kingsley 7,6

ocenił(a) na 71 dzień temu ▫️⭐️3,75/5⭐️▫️
Miłość pod przykrywką chodziła za mną już od wakacji. Trafiała mi się tak często, że w pewnym momencie miałam wrażenie, że cały internet próbuje mi ją wcisnąć. A że kocham książki z drugiej czy trzeciej ręki, to uparłam się, że upoluję ją używaną. Kiedy w końcu ją zdobyłam, mój entuzjazm już trochę opadł, więc spokojnie przeleżała swoje na półce.
Teraz mam gorszy czytelniczo czas i liczyłam, że ta historia postawi mnie na nogi i rozkręci. Niestety tak do końca się nie stało. Ogólnie podobała mi się, ale nie wskoczy do żadnego mojego zestawienia. Weszłam z nastawieniem, że to będzie totalny hit i może właśnie te oczekiwania sprawiły, że tak się wynudziłam.
Były długie fragmenty, w których nie działo się właściwie nic. Miałam wrażenie, że autorka dopisuje rzeczy tylko po to, żeby książka była gruba. A jest naprawdę obszerna, bo ma prawie 600 stron. Lubię powolne budowanie relacji, ale tu czasami czułam, że stoję w miejscu. Chciałam już przejść do czegoś, co mnie wciągnie. Sam pomysł na fabułę był bardzo obiecujący i szkoda, że nie wybrzmiał mocniej.
Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest zła książka. Kilka razy zaśmiałam się na głos z absurdów i komizmu niektórych scen. Kiedy główni bohaterowie mieli swoje lepsze momenty, bawiłam się naprawdę dobrze.
Julia nie do końca do mnie trafiła. Momentami jej zachowanie było męczące, a powtarzanie tych samych przemyśleń o sobie potrafiło mnie wyrzucić z rytmu. Jest przedstawiana jako osoba bardzo stanowcza, ale w wielu sytuacjach wcale tego nie pokazywała. Dwight, czy Romeo, na początku też mnie od siebie odpychał, bo nie przepadam za typami, którzy wchodzą z takim pewniackim uśmieszkiem. Ale kiedy zaczął się otwierać, zrobiło mi się cieplej na sercu. To, jak traktował Julię i jak opisywał swoje uczucia, było naprawdę urocze i wzruszające. Bardzo lubię, kiedy bohater potrafi okazać emocje w szczery i nieprzekombinowany sposób. To be loved is to be seen.
Czekałam na moment, kiedy Julia dowie się o wszystkim i liczyłam, że to będzie kulminacja całej historii. A tymczasem autorka zamknęła ten wątek w jednym rozdziale. Szkoda, bo można było z tego wycisnąć dużo więcej. Liczyłam na zdecydowanie więcej.
Ich relacja miała dobrą chemię, dużo przyciągania i odpychania. To właśnie ona trzymała mnie przy tej książce, głównie dzięki temu, jaki był Romeo. Szkoda tylko, że końcówka została tak bardzo przyspieszona, bo to, co mogło być najlepsze, zostało tylko muśnięte.
Jednym z największych plusów są sceny humorystyczne i postacie drugoplanowe. Chłopaki z restauracji dodawali energii, wieczór kawalerski był zabawny, a niektóre wymówki Dwighta były tak absurdalne, że naprawdę śmiałam się pod nosem. To zdecydowanie ratowało całość.
Miłość pod przykrywką okazała się poprawną, lekką lekturą, która zajęła mi kilka wieczorów. Bez większego szału, ale jeśli ktoś potrzebuje czegoś nieskomplikowanego i z humorem, to spokojnie może po nią sięgnąć.