Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bez związku. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bez związku. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 kwietnia 2012

śmierć vs kanapki

Zamierzałam dotrzymać z tym do piątych urodzin bloga, żeby było tak ładnie i okrągło, ale nie dałam rady; teraz też jest okazja, jestem weganką od równo czterech lat i nie zamierzam tego zmieniać. Zamykam bloga.

Powód jest prosty, miał dawać mi radość, a już jej nie daje. Może ktoś z was pisze z poczuciem misji, ale ja go prowadziłam dla siebie, jako platformę do dzielenia się radością rzeczy małych i domową kreatywnością z innymi. Skończyły mi się pomysły. Nawet jak mam pomysł, to go nie dokumentuję (jest takie zjawisko w psychologii, kiedy ktoś "przypadkiem" się spóźnia, żeby uniknąć konfrontacji, no więc ja "przypadkiem" nie robię zdjęć). Nawet jak zrobię zdjęcia, to na samą myśl o tym, że mam napisać posta odechciewa mi się włączać komputer. Pisanie z przyjemności stało się wiszącym na mnie zobowiązaniem, a ja nie chcę takich zobowiązań. Nie chcę być blogerką, wywiadów na portalach wegetariańskich, artykułu w gazecie, zdjęć z innymi blogerami, kojarzenia mojej osoby z tą, co pisze bloga ani tysiąca fanów na fejsbuku. Na pewno jest ktoś inny, kto to chętnie weźmie. Kiedy zaczynałam, był tylko jeden blog wegański po polsku, teraz jest koło pięćdziesiątki, nikt nie będzie się nudził.

Spokojnie, niczego nie kasuję, blog będzie tu sobie wisiał, po prostu nie pojawią się nowe wpisy. Nie kasuję też strony na Facebooku, bo tam od biedy chce mi się jeszcze pisać, wrzucać linki do artykułów i rozmawiać z ludźmi. Jeżeli przypadkiem mi się odwidzi, napiszę książkę, zostanę księżniczką albo polecę na Marsa uprawiać kosmiczne ziemniaki, dam znać.

Na zakończenie kilka samotnych zdjęć, które nie doczekały się własnych postów:

placki gryczane ze szczypiorkiem i sosem chili

naleśniki w kształcie serduszka (obvious)
ostra pasta z pieczonej dyni

japońskie galaretki, które dostałam na święta

gorąca czekolada w Kwadracie

obiad w krakowskim Momo

magdalenki

gofry z hummusem i żurawiną

pieczone warzywa na piknik

kokosowy sos czosnkowy do warzyw

krakowski targ z ekoziarnami

jednak całkiem żywe i zdrowe kanapki:)


sobota, 31 grudnia 2011

31

Ostatni dzień roku zastał mnie w formie umysłowej studenta na wykładzie Wstępu do Językoznawstwa i fizycznej babci z kolejki u lekarza, więc post będzie krótki, bo zanim skończę zdanie zapomina, o co mi chodziło.

Ten rok był naprawdę dobry dla polskich wegan: w mediach obrzucają inwektywami noszących futra, temat bezkarpiowej Wigilii podniesiono nie raz w ogólnopolskich gazetach, celebryci przestawiają się na jajka z wolnej hodowli... Na serio, w obecnej w całej Polsce sieci drogerii pojawiły się wegańskie kosmetyki w normalnych cenach i to nie jednej marki, kawiarnie odkryły mleko sojowe, powstały kateringi i bary wegańskie, które swoje stoiska mają na festiwalach muzycznych i innych masowych imprezach... Wprowadzono wiele produktów spożywczych, które przedtem nie były dostępne i kiedy zobaczyłam, że osiedlowy market w 20-tysięcznym mieście ma wegańskie sznycle i syrop z agawy zrozumiałam, że rzeczy naprawdę się zmieniają i to na stałe. W Nowym roku życzę nam, żeby było jeszcze lepiej, każda restauracja miała przynajmniej dwa dania wegańskie i deser, i to nie w postaci sałatki, ziemniaków i melona z tequilą (chociaż to był dobry melon) tylko czegoś, na co ma się ochotę wybrać. Życzę wszystkim barom i kawiarniom wegańskim żeby musiały otworzyć franszyzy i żeby każdemu blogerowi zaproponowano wydanie książki kucharskiej i program w TVN Style, ale przede wszystkim, żeby jak najwięcej osób pytało Was, o co chodzi w weganiźmie, i to nie tonem zaczepnym, i żebyście mieli cierpliwość im wszystkim odpowiadać:) Nie życzę nikomu, żeby narzucano mu jakikolwiek styl życia, życzę, żeby świat troszkę zmądrzał. Odrobinę.


Przy okazji przypominam, że to naprawdę ostatnie godziny głosowania na najlepsze przepisy wigilijne i wszyscy uczestnicy na pewno się ucieszą, że tylu osobom się spodobały więc zróbcie im tę przyjemność i oddajcie głos, niech poczują się docenieni!

niedziela, 16 października 2011

Kwadrat, ulica Woźna

Jak nie urok, to... Wydaje się, że kłopoty z moim komputerem skończą się dopiero wtedy, kiedy kupię nowy. Oby już wtedy. Przewidując problemy, postanowiłam załadować za jednym razem zdjęcia do kilku postów planowanych na przyszły tydzień, ale przez pomyłkę opublikowałam ten jako pierwszy. Cóż, nic straconego, dostaniecie dzisiaj dwa posty:)

W Poznaniu, na Ulicy Woźnej, czyli tuż za Rynkiem, obok Chimery i naprzeciwko Gołębnika otwarto wegańską... no własnie, czy to bardziej kawiarnia, czy bar, tego nie wiem. Menu wskazuje bardziej na kawiarnię, ale wystrój, zwłaszcza meble i rozkład pomieszczenia, sugerują bardziej bar. Co nie znaczy, że nie jest tam przytulnie:


zdjęcie w oficjalnego profilu

Wybrałam się tam dwa razy, coby spróbować większej ilości rzeczy i bardzo mi się całość podoba. Jest przytulnie, ale nowocześnie - właściciel oparł się obowiązującemu stylowi na mieszkanie babci ze Lwowa i postawił na geometryczne, popartowe wzory - dopracowane szczegóły, zwłaszcza w mikroskopijnej łazience, naprawdę mi się spodobały, chociaż całość jest o wiele mniejsza i bardziej ściśnięta, niż by to się wydawało ze zdjęć. Naczynia pasują do stylu, menu również, tylko krzesełka nieznośnie przypominają mi szkolną stołówkę...

Jeżeli chodzi o menu, to mamy w nim różne rodzaje napojów - od pysznej kawy, przez wiele rodzajów herbat indyjskich, gorącą czekoladę, którą spróbuję następnym razem (a jakże), lemoniady, club mate, do klasycznych koktajli. Lody w ośmiu smakach pochodzą z osławionej lodziarni Giuseppe i nie, żebym się czepiała, ale robienie lodów nie jest trudne, wiem, bo robię, i owszem, trzeba by się zapożyczyć na maszynę, ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia tego, że nikt inny wegańskich lodów nie robi i nie podaje. Może sama się zapożyczę i otworzę budkę. Na Wildzie. Odważycie się przyjść?:> 

Codziennie serwuje się tam inną zupę, ja załapałam się na soczewicowo-kokosową, która była dobra, ale nie do końca taka, na jaką liczyłam. Z dań obiadowych zrezygnowano, chociaż na początku pojawiała się pizza z wegańskim żółtym serem, która wyglądała nad wyraz obiecująco i trochę żałuję, że się nie załapałam. Kwadrat oferuje kilka słonych przekąsek, naleśniki, tosty, dania śniadaniowe, sałatki oraz kwadraty z ciasta francuskiego z tofu, na które skusiła się moja koleżanka. Były smaczne, ale wyglądały bardzo biednie i blado, brakowało im jakiegoś kolorowego sosu na tym cieście albo innego zielska, które dałoby lepszy efekt wizualny.

Ze słodkich rzeczy mamy codziennie dwa ciasta, plus ciastka lub muffinki, plus gofry, plus słodkie naleśniki, czyli naprawdę dobrą ofertę. Ciastem, które ja tam zjadłam był najlepszy deser świata. Słów nie ma na to, żeby go opisać, musicie przyjść sami, a potem będzie się wam śniło:

zdjęcie z oficjalnego profilu. Miałam zamiar zrobić swoje, ale ciasto mnie zahipnotyzowało. Mówię zupełnie serio
Technicznie to nie jest tort, tylko bardzo gruba warstwa musu czekoladowego na bardzo cienkim i treściwym cieście. Tyle że to nie jest to, o czym myślicie mówiąc mus, jest o wiele bardziej gęste, sycące, czekoladowe i obłędne niż cokolwiek, co potraficie wymyślić. Powinni nim leczyć depresję. Kawałek wydaje się wąski, ale JA nie byłam w stanie go skończyć, co jest ostatecznym dowodem na jego doskonałą czekoladowość. Nie polecam popijania go niczym innym niż gorzka kawa.

Za drugim razem skorzystałam z promocji kawa za 2 zł do dowolnego deseru i wybrałam ciastko francuskie z makiem i białą kawę. Nie przesadzam mówiąc, że to było najlepsze ciastko francuskie, jakie jadłam - nie przepadam za nimi, bo zazwyczaj są kruche i suche, ale to miało idealne proporcje puszystości do kruchości i nie było ani przemoknięte, ani wysuszone. Ktokolwiek tam piecze, robi doskonałą robotę.

tym razem pamiętałam o zdjęciach


Jeżeli chcecie wiedzieć, co w trawie piszczy i jakie dania serwują w danym dniu, odwiedźcie ich profil na Facebooku. I tak, wszystko jest wegańskie, ser wegański, bita śmietana do gofrów i mleko w kawie też. Nie zabijcie się biegnąc, chodnik jest brukowany.

piątek, 2 września 2011

Września niet:/

Przykro mi bardzo, ale mam ostatnio bardzo poważne problemy z komputerem, który powoli traci kontakt z rzeczywistością, a nie chcę, żeby to się skończyło moim pracowaniem na maszynie do pisania. W związku z tym nie będę mogła zajmować się blogiem przez jakiś czas i bezpieczniej jest powiedzieć, że nie będzie mnie cały wrzesień, niż coś wam obiecywać. Trzymajcie kciuki, żeby za tydzień wszystko było ok, a ja postaram się wrócić z dużą ilością przepisów i kilkoma niespodziankami:)

niedziela, 3 lipca 2011

Spotkanie wege blogerów

Witam w lipcu,

Mam nadzieję, że podobały się Wam recenzje - szczerze mówiąc, nie uzbierałam przez ten czas zbyt wielkiej ilości przepisów, ale coś się znajdzie. Do tego zepsuła mi się gofrownica. Może ktoś chce mi oddać swoją? /(na urodziny? myślę teraz o takiej okrągłej, która robi koniczynkę/serduszka)

Tak sobie pomyślałam, już jakiś czas temu, że chętnie poznałabym innych wege blogerów - z Poznania, z Wielkopolski, z dalszych okolic.... może więc chcecie się spotkać?

Proponuję jakiś lipcowy weekend, na przykład sobotę 16 lipca, w środku dnia, tak, żeby osoby, które chcą dojechać mogły w spokoju sumienia wrócić (bo niektórzy, na przykład, boją się pociągów nocnych). Myślę o pikniku albo o spotkaniu w kawiarni - wszystko zależy od ilości chętnych i od pogody, chociaż ponoć ma być słonecznie.


Przechodząc do konkretów:

1) jeżeli chcesz spotkać się ze mną i inni wegańskimi i wegetariańskimi blogerkami i blogerami 16 lipca w Poznaniu, napisz maila na adres sniadanie@mixbox.pl

2) Napisz, czy będziesz jechać z daleka i czy potrzebny by Ci był nocleg

3) Napisz, czy wolisz piknik czy kawiarnię, a może jakiś inny pomysł?


Czekam na propozycje i zgłoszenia do 10 lipca, to da czas na dopięcie wszystkiego i mam nadzieję, że te 5 osób się zjawi:)

sobota, 23 kwietnia 2011

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Dzień Ryby

Dzień Ryby, na co nazwa może nie wskazywać, nie służy do opychania się nią czy robienia w rybnym zakupów na święta, tylko nad zastanowieniem się nad warunkami, w jakich przechowywane są żywe karpie na święta oraz ogólniej, nad jedzeniem ryb w ogóle. Nie zamierzam tu wchodzić w niczyje zwyczaje świąteczne, potraw nierybnych na wigilię jest tyle, że braku karpia można w ogóle nie odczuć, więc to tylko i wyłącznie kwestia dobrej woli przygotowującego święta, ale apeluję o kupno ryb ubijanych w miejscu hodowli, a nie stawianiu w kolejce i trzymaniu w wannie na pół uduszonego, pogryzionego przez wściekłych towarzyszy, pływającego w brudnej wodzie zwierzaka! Naprawdę chcecie mieć coś takiego w domu? Naprawdę chcecie je własnoręcznie zabić? Nie wierzę.

Pierwszy prezent świąteczny, kubek


Z tymi, którzy postanowili zrezygnować z wątpliwie atrakcyjnej tradycji podzielę się moimi planami na święta. Najchętniej nie obchodziłabym ich wcale, ale w tym roku jest to fizycznie niemożliwe, może w przyszłym, na razie jestem wystarczająco zła, że nie mogę zorganizować przyjęcia świątecznego, że nie chce mi się myśleć o tym, jak bardzo obchodzenie Bożego Narodzenia przez niekatolików jest bez sensu. W związku z tym, że nie udało mi się wyrzucić ich z kalendarza, jestem koszmarnie zajęta, od tygodnia sprzątam pokój (postanowiłam zrobić porządek w szafie, pod łóżkiem i za fotelem, zły pomysł), reszta idzie szybciej, ale na przykład teraz o moją uwagę walczy z blogiem recenzja, szafka z garnkami i kutia, w tym łuskanie orzechów, które pewnie trochę potrwa, bo ciągle je wyjadam... gdyby Bóg chciał mnie pokarać, uczuliłby mnie na fistaszki.

Widać odbicie mojej ręki?

 Co do Wigilii, to jak już wspomniałam, wegańskich rzeczy będzie tyle, że nie chce mi się przygotowywać niczego specjalnego:

- barszcz z uszkami
- kompot z suszonych owoców
- pierogi z kapustą i grzybami
- sos grzybowy
- łazanki z kapustą
- grosz z kapustą
- kapusta z grzybami (tak, sama kapusta u nas, prawie)
- kluski z makiem
- kutia, w wersji lekko egzotycznej

To 9 potraw, naprawdę więcej nie potrzeba:) Ale potem przyszło mi do głowy, że przydałoby się coś na obiady na święta, bo pierogi pójdą od razu i nie będzie do czego jeść tego sosu grzybowego, a jest naprawdę dobry. Postanowiłam więc skorzystać z przepisu na tofu po grecku i zrobić z niego nadzienie do trójkątów z ciasta francuskiego, a potem zjeść je na ciepło prosto z pieca; powinno wystarczyć. Słodyczy tez specjalnie nie chce mi się robić, mam pierniczki, będą jakieś ciastka i tak dalej, chociaż spodobał mi się przepis na sernik ze śliwkami w czekoladzie z White Plate i zastanawiam się nad zweganizowaniem go. To by szło jakoś tak: słodka masa z miękkiego, mielonego tofu i śmietanki sojowej, trochę gorzkiej czekolady, namoczone suszone śliwki, mąka, cukier i margaryna. Nie wiem, czy będzie mi się chciało:)

Niebieskie pająki! Kocham foremki z Ikei


To by było na tyle, ja wracam do krojenia bakalii, a wy co będziecie mieli na święta?

czwartek, 9 grudnia 2010

Urodziny

Trzecie! Gdyby ktoś mi powiedział, że będę potrafić prowadzić bloga przez trzy lata, może nie dzień w dzień, ale tydzień w tydzień już tak, nie uwierzyłabym mu. Jest bardzo mało rzeczy w moim życiu które szybko mi się nie znudziły, prowadzenie bloga jest jedną z nich, weganizm inną, z obu jestem bardzo dumna.

W temacie urodzinowym mogę zaprezentować zdjęcia z akcji "Ciasto w miasto" która odbyła się w zeszłą niedzielę:

Moje to te brązowe kwadraty po prawej i przylegające do nich beżowe kółka oraz ciastka owsiane

Tajemnicza ręka to Maddy z Hello Morning!

Jako że to wegańska sprzedaż nie obyło się bez piernika, ciastek owsianych i muffinek. Był też sernik z tofu którego nie ma na zdjęciach, bo zniknął w 10 minut:P

Sernik możecie zobaczyć (i zrobić!) na stronie ilovetofu.


Niestety, w tym roku będzie gorzej ze statystykami, ponieważ w połowie roku zmieniłam szablon na nowy i przestał mi działać stary kod śledzenia, zaczęłam więc korzystać z podsumowań bloggera które są zupełnie inne. W każdym razie liczba wizyt rośnie w stałym tempie, w roku 2009 było ich 3 razy więcej niż w roku 2008 i teraz też jest prawie trzy razy więcej niż w zeszłym, czyli ponad 120 tysięcy osób, co daje 10 tysięcy miesięcznie. Liczba postów wynosi 420, zmniejszyła się znacząco w ostatnim roku i prawdopodobnie tak zostanie - kończą mi się pomysły, a nie chcę wrzucać byle czego i powtarzać się w kółko, obiecuję jednak trzymać się dwóch postów w tygodniu i nie wrzucać ich wszystkich na raz pod koniec miesiąca:P

Z tradycyjnymi hasłami wyszukiwania, z których można się ponabijać też mam problem - blogger nie oferuje takiej opcji, więc mam tylko trochę, z pierwszego półrocza. Ale za to jakie!

blog śmierć - biedne dzieci Emo, muszą być zawiedzione jak tu trafiają
ciekawe śmierci - jak wyżej
pudełko katarzynki (z paczki) - że jak zrobić pudełko z paczki?

kielbasa sama robiona - w sensie, że sama się zrobiła? czy że bez dodatków?
płatki owsiane miksujemy w młynku - jestem ciekawa, czego szukał autor
2 dni obżarstwa
awokado jak dojrzeć - założyć okulary!!!
bardzo stare przepisy na chrupiące bułki
caly tydzien jadlam ryz z jogurtem naturalnym - chyba cię pogięło dziecko
czekolada samorobna sojowa  - mamy wysyp futurystów chyba
czy gorace tosty sa zdrowe- nie wiem, ale zimne są paskudne
czy jedzenie bananów wpływa na wielkość piersi? - no prosze, sama ciekawa jestem, ktoś wie? Banany to chyba na inne części ciała jednak...
czy można podawać 9 miesięcznemu dziecku kanapki posmarowane margaryną- uważam, że nikomu nie można podawać kanapek z margaryną, chyba że więźniom za karę
faza dojrzałości proszku do pieczenia  - nadchodzi wtdy, gdy proszek zaczyna przejmować na siebie odpowiedzialnośc za niewyrośnięte ciasto zamiast zwalać ją na piekarnik i tortownicę
jak opisac kanapke - faktycznie, dylemat, mnie ręce opadły...
jak zamówić kawę w coffee heaven - nie wiedziałam, że na wsi mają internet...
jak szypko zrobic przeciw zgon  - ????
kanapkowa śmierć - chcę to zobaczyć!
obtoczyć sałatę w oleju- i usmażyć w panierce?
przeterminowana soja  - jak ci się to udało?


Najpopularniejszymi przepisami natomiast są:

sobota, 6 listopada 2010

Już jutro!

Z okazji niedzieli wegańskiej w Poznaniu można będzie dowiedzieć się wszystkiego, co potrzebne o wegańskim pieczeniu! Maddy i Agata będą robić pyszne rzeczy w Ekowiarni - musicie się tam znaleźć!


 PROGRAM
1. "Pieczemy wegańsko!" Pokaz pieczenia na słodko i pikantnie dla wegan oraz osób uczulonych na produkty pochodzenia zwierzęcego! Prowadzą wegańskie blogerki.
Miejsce: Ekowiarnia ( pasaż Apollo), godzina 12.00, wstęp wolny

2. "Zatoka delfinów" - poruszający, nagrodzony Oscarem dokument na temat odbywającej się w Japonii rzezi delfinów.
Miejsce: Kino Muza ( ul.Św.Marcin 30), godzina 14:30, cena: 10 zl Do każdego biletu wegański muffin gratis!

3. "Sufrażystki wegetarianki" - wykład Dobrusi Karbowiak. Miejsce: Babiląd ( ul. Bukowska 31/ 6), godzina 17:00, wstęp wolny

4. Koncert: Justice Department (wegański grindcore/hc z Hiszpanii) , Epileptic Walk ( vege/vegan broken crustcore z Poznania).
Miejsce: Skłot Rozbrat (ul.Pułaskiego 21a), godzina 20:00. Wegańska szama do zakupienia na miejscu.

wtorek, 2 listopada 2010

Fartuszek:)

 Postanowiłam w tym roku reaktywować mój angielskojęzyczny blog z okazji Vegan MoFo, więc mogę się trochę mniej pojawiać. Żeby nie było, że ten zaniedbuję, pochwalę się moim pierwszym od czasu ukończenia podstawówki dziełem szytym - fartuchem w muminki:)



 Chciałam to dodać do jakiegoś przepisu, ale zrobiło mi się za dużo zdjęć, więc pochwalę się w osobnym poście:) Dostałam od mojej koleżanki śliczne fartuszki. Spokojny:


I zwariowany:

 Ten podsunął mi pomysł, żeby przerobić go w stylu jaki zauważyłam w internecie, czyli na bardzo wzorzysty materiał naszyć aplikację w zupełnie kontrastowym kolorze. Ja generalnie nie szyję i mam antytalent do robótek ręcznych, więc to dla mnie duży wyczyn.

Najpierw szukałam wzoru: myślałam o wiewiórce, ale nie mogłam znaleźć żadnego rysunku, który mi się podobał, a po odrzuceniu kilku propozycji przyszedł mi do główy najlepszy motyw świata: muminki!


Mały muminek ciągnie dużego za ogon, a on odwraca się pytająco. 


Myślałam o brązowym albo fioletowym kolorze, ale wtedy znalazłam w domu ten materiał i wydał mi się idealny. W rzeczywistości jest bardziej czerwony niż różowy. Jak widać, odrysowałam figurki w drugą stronę:P

Rezultat wygląda tak:


Żeby nie było, że post jedt bez jedzenia, zaprezentuję moją najnowszą ozdobę stołu:

środa, 1 września 2010

co lubię

Wczoraj był Dzień Blogów i z tej okazji zabawy z nagrodami, ale ja włączyłam komputer dopiero po 23 i i tak bym nie zdążyła, wobec tego kontynuuję zarażanie w dniu dzisiejszym:)  Wydaje się, że były dwie odmiany tegoż, więc powołam się na tą obszerniejszą:)

1) Kto przyznał ci nagrodę? Dużo osób:

mathildaa
mnemonique
Patrycja Antonina czyli feetonhorizon
gotowanie.net.pl

2) 10 rzeczy, które lubisz. Naprawdę ciężko nad tym myślałam:) Jak wybrać 10 rzeczy z tysiąca... w końcu wzięłam po jednym z każdej kategorii:

  • Nicka Cave i Amandę Palmer
  • zapach zielonej herbaty - na wszystkim, jako jedzenie, świeczki, perfumy, odświeżacz powietrza, cukierki czy pranie
  • koktajl z awokado
  • słuchanie deszczu za oknem - kiedy pada wyłączam muzykę i patrzę na bąbelki na ulicach. W ogóle lubię patrzeć na wodę.
  • jeżdżenie autobusami. Właściwie wszystkim, ale autobusami najbardziej.
  • Tor saneczkowy na Malcie:)
  • stawianie tarota
  • Investigation Discovery
  • fioletowe sukienki
  • filmy Gusa van Santa

3) 10 blogów, które polecasz. Po ciężkim wzdychaniu wybrałam co następuje:

elo lala - jakoś go lubię, pewnie za ekologiczną dziewczynę, która rozszerzyła mój imprezowy repertuar strasznych piosenek
zamykaną i otwieraną ponownie łączkę kłapouchego
Fast Food Eaters, mimo że nie recenzują gotowych pierogów, czyli mojego ulubionego fastfoodu
I can't believe it's vegan, ano
I love tofu, bo dostałam od niej dżem cytrynowy i przepis na niego, a do dziś nie chce mi się go zrobić i liczę na to, że jeszcze trochę wycyganię:)
więcej yofu, no bo jak nie
nowy blog reasons not rules, żeby się dobrze rozwijał:)
Hello Morning, bo się fajnie nazywa:)
xvegeliciousx, bo też ciągle robię muffinki (oraz ciastka, i teraz muszę sprzedać na Allegro półkę spódnic, w które już się nie mieszczę. Może ktoś chce cały worek, przynajmniej 10 sztuk, rozmiar 38?)
Alchemia Zdrowia, dobrze się czyta i podaje ciekawe informacje.


Naprawdę, czytam tylko blogi kulinarne:)

wtorek, 31 sierpnia 2010

Kawa czy herbata?

Zbierałam się do tego posta od dłuższego czasu, ponieważ najczęstszym argumentem ludzi, którzy nie jedzą śniadania jest nie to, że nie mają czasu, tylko to, że... mają ściśnięty żołądek od rana i nie są w stanie nic zjeść. Dziwne. Piją więc. Najczęściej kawę z mlekiem, jeszcze do tego słodzona, która jest najgorszym wyborem z możliwych. Dlaczego? Jest mnóstwo powodów:

symbol niewinnie wyglądającego zła

- kawa na pusty żołądek idealnie wspomaga zgagę i wrzody żołądka, zarówno w powstawaniu, jak i podtrzymywaniu
- kawa z mlekiem wypłukuje minerały z organizmu! Mleko wcale nie jest dobrym źródłem wapnia, nadmiar białka w diecie powoduje jego złe przyswajanie, do tego kawa wypłukuje wapń i magnez, jednym słowem jeżeli masz powody bać się osteoporozy, wywal ją z diety natychmiast
- o wpływie cukru mlecznego oraz zwykłego na zęby, zazwyczaj umyte PRZED wypiciem, chyba nie muszę się rozpisywać
- ostatnie jest subiektywne, ale powiązane z pierwszym - kawa na pusty żołądek powoduje u mnie przynajmniej paskudny oddech przez resztę dnia, którego trudno się pozbyć

Wszystkim osobom ze "ściśniętym" żołądkiem polecam wypicie po przebudzeniu szklanki wody w temperaturze pokojowej - zawsze działa, a jeżeli nie działa, możecie dodać soku z cytryny i wtedy musi podziałać. Nie wolno wychodzić z domu bez jedzenia!!!

Koniec morału.



Piję czasami kawę, jak widać, ale zawsze do obfitego, długiego śniadania i nigdy jako jedyny napój, tylko zazwyczaj w połączeniu z wypitą wcześniej wodą lub sokiem. Jako alternatywę proponuję kawę zbożową, z której da się zrobić bardzo smaczne latte, albo odkrytą niedawno przeze mnie kawę żołędziową. Kojarzyła mi się ona tylko z opowieściami mojego ojca (nawet nie dziadka) na temat mitycznych pokarmów wojennych jedzonych jak nic nie było, obok marmolady z buraków i chleba z marchwi. Wszystkie te specjały wypróbowałam i nie wydały mi się specjalnie odrażające (poza tym, że marmolada buraczana jednak smakuje surowymi burakami, a ja mam z nimi na pieńku), a kawa żołędziowa zasmakowała mi strasznie; smakuje trochę jak orzechy włoskie, jest słodkawa i intensywna w smaku. W poznańskiej Ekowiarni robią z niej pyszne cappucino, tak więc wszystkim ciekawskim, ale ostrożnym polecam wybranie się tam zamiast kupowania paczki w ciemno.


Co ciepłego i rozgrzewającego zamiast kawy? Można spróbować gorącej czekolady, chociaż nie do wszystkiego pasuje. Ja kocham czekoladę i ma blogu opisywałam różne próby odtworzenia w domu takiej gęstej, kawiarnianej, które zakończyły się jakiś czas temu sukcesem - problem w tym, że w międzyczasie odzwyczaiłam się od jej smaku i nie pociąga mnie teraz tak, jak kiedyś. No, ale oczywiście najważniejszym napojem śniadaniowym jest i będzie...

HERBATA

czarnej nienawidzę. Jest gorzka, cierpka, gorzka i jeszcze raz niedobra. W połączeniu z cukrem robi się słodko-gorzka i lepko- cierpka. Toleruję z dwóch postaciach, pieprzowej oraz jako bazę do Masala Chai. Tą drugą piję bardzo często i o każdej porze roku, a przyczyna jest prozaiczna - znam tylko jedną osobę, która po spróbowaniu nie wpadła w nałóg jej przyrządzania, ale to kosmitka, bo nie lubi cynamonu. Powyższe herbaty piję, z nieodgadnionych powodów, zazwyczaj z goframi.

Na szczęście na Sadze czy Liptonie świat się nie kończy, co uzmysłowiła mi moja koleżanka, pracująca kiedyś w sklepie z herbatą - miałam wtedy bardzo dużo czasu i spędzałam go "pomagając", czyli głównie znosząc z półek słoiki, otwierając je i wąchając. I tak poznałam



zieloną. Ma milion rodzajów! Jest chińska Sencha, ta którą wszyscy kojarzą jako zieloną herbatę, sama lub z milionem dodatków, może być fermentowany Oolong, który ponoć dostępny był w PRL i dlatego nikt go nie lubi, może być gunpowder, wielkie zwinięte liście rozwijające się w kubku, czasami dość widowiskowo, ale ja najbardziej lubię japońskie niedostępne zwykłym śmiertelnikom (rozpieściły mnie pielgrzymki znajomych do Japonii, praktycznie co pół roku ktoś stamtąd wraca z prezentami). Lubię matchę, zielony proszek używany do gotowania i w trakcie ceremonii herbacianej. a na co dzień przez Japończyków nie pitą, bo wolą słodszą Senchę, która pachnie (mi) szpinakiem albo delikatną Banchę. Lubię też herbatę z prażonym ryżem, gorzką i orzeźwiającą, idealną na rano, bo parzy się w 30 sekund i świetnie smakuje z kanapkami, podobnie jak Oolong, szpinakowa zaś jest absolutnie uniwersalna, podobnie jak jej chiński odpowiednik, za to nie smakują mi zupełnie w wersji słodzonej. Są jeszcze dwie różne herbaty czerwone:

pu-erh którą piją praktycznie tylko odchudzające się panie, bo śmierdzi niemożebnie (jej opis powierzyłabym poetom -bitnikom, tylko oni mają wg mnie kwalifikacje do używania takich skojarzeń), występuje też z dodatkami i jest całkiem smaczna, więc jeżeli ktoś ma katar, to polecam któryś z wariantów cytrusowych. Z tego też powodu nadaje się tylko do picia z absolutnie pozbawionym aromatu jedzeniem, na przykład sałatką z zieleniny na krakersach ryżowych.

zupełnie inny jest rooibos, technicznie nie będący herbatą, słodki, aromatyczny napar przywodzący na myśl wszystko, co dobre, przez co jest moją ulubioną herbatą śniadaniową. Nadaje się do rzeczy ostrych i kwaśnych, z mocno słonymi na problem, więc parówek sojowych bym tym nie popijała.



Mamy jeszcze niezliczone herbaty owocowe i ziołowe, z których najbardziej lubię miętową, porzeczkową, jagodową, brzoskwiniową, lipową i szałwiową  - piję je właściwie tylko do śniadania, albo jako samodzielną "zakąskę" - są po prostu tak aromatyczne, że idealnie nadają się walkę z podjadaniem, trudno je zaś dopasować do jakiegoś konkretnego jedzenia.

Na zakończenie japońska (a jakże) ciekawostka - koncentrat słodkiej, zielonej herbaty (pachnie mi trochę brzoskwiniami) do przyrządzania ice tea.



Miesza się to z mlekiem i lodem i powstaje coś, co u nas sprzedaje się jako latte, jest bardzo smaczne, orzeźwiające i najzupełniej do odtworzenia za pomocą zwykłej zielonej herbaty i dużej ilości cukru. Napój jest jasnozielony, ale nie da się tego złapać aparatem.


A wy czym popijacie śniadanie? Macie skłonność do picia zamiast jedzenia od rana?

piątek, 6 sierpnia 2010

Remont!

Jak widać na załączonym obrazku, po półtora roku wreszcie zmieniłam szablon. Dostałam w prezencie nowe logo od niesamowicie utalentowanej Zuzy Papli - z niesamowicie ogólnikowych wskazówek (eee no, to ja bym chciała takie zielone i trochę w stylu starych reklam, takie jak pin up girls i podoba mi się to logo, tyle że oczywiście moje musi być na odwrót) zrobiła małe internetowe dzieło, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna.Cały szablon został też poszerzony i w związku z tym mam pytanie: czy jest jakiś sposób na przeskalowanie starych zdjęć? Były dodawane duże i blogger przycinał je wg gustu, a teraz są zdecydowanie za małe. Będę wdzięczna za wskazówki.
Dodałam z boku linka do FAQ - nie ma go jeszcze, ale link już jest i wisi na moim sumieniu - oraz przyciski do oceniania przepisów pod każdym postem, zachęcam do korzystania, to tylko jedno kliknięcie:) Można też podzielić się linkiem na serwisie społecznościowym. Zastanawiałam się nad założeniem blogowi strony na Facebooku, ale na razie nie widzę dla niej zastosowania. Uaktualniłam listę czytanych blogów do stanu rzeczywistego i to by było chyba na tyle. Mam nadzieję, że wam się podoba - wszelkie uwagi mile widziane:)

sobota, 15 maja 2010

Zagadka

Znacie mniej więcej moje pomysły: co to wg was jest?:)


Najciekawsze nietrafione pomysły postaram się wcielić w życie :D

sobota, 3 kwietnia 2010

Wegańskie święta

Miałam zaplanowane kilka rzeczy na święta, ale w końcu stwierdziłam, że nie zamierzam się obżerać "do wypęku" ani w ogóle przejmować się specjalnie. Nie rozumiem tych świąt. Nie rozumiem, dlaczego mam je obchodzić - bo wypada? Bo się rodzina obrazi? W zeszłym roku, kiedy zaproponowałam oddarcie warstwy religijnej, jako że nikt w naszym domu nie jest specjalnie wierzący (moja matka twierdzi, że jest, ale moim zdaniem jest po prostu przesądna), usłyszałam z ust mojego ojca ateisty, że jestem tak leniwa że nawet świąt nie chce mi się robić. Ręce opadają.

W przyszłym roku jadę na wycieczkę i mam gdzieś głupie święta.


W każdym razie przymusowo muszę siedzieć na śniadaniu wielkanocnym na którym z definicji nie będzie nic wegańskiego, bo nie można po prostu zrobić sałatki z innym majonezem, inaczej ciasta drożdżowego - nie można. Mogę sobie zrobić dodatkowo, ale moja rodzina otruje się jak nie zeżre samego cholesterolu i tony jajek z chowu klatkowego, bo rodzaje jajek to bzdura i wydziwianie. I jeszcze te niesamowicie szczere życzenia z ust ludzi, którzy dobę wcześniej wykłócają się na śmierć o bzdury. Wesołych świąt.


W każdym razie, jako że to śniadanie, podaję zaplanowane potrawy, bez zdjęć na razie, bo nie mam jak przesłać:

parówki w cieście
sałatka w połówkach awokado
pomidorowa sałatka pływająca:)
wędzone tofu i może cośtam z nim jak mi się będzie chciało
wegańska pascha, ale nie taka jaką robili w Atelier Smaku

i wsio. Wolałabym miły nastrój od jedzenia.

niedziela, 21 lutego 2010

Top 10

Koleżanka ostatnio poprosiła mnie o wskazanie ulubionego śniadania (może gofry? może koktajle bananowe? może sojecznica?) i w ten sposób narodził się pomysł na ten post. wybór nie był wcale łatwy - myślałam, że nie znajdę więcej niż 5 rzeczy, a okazało się, że właściwie mogłabym skomponować miesięczny zestaw najbardziej ulubionych śniadań z których żadne by się nie powtarzało - i nie mam na myśli 10 różnych sałatek, nie powtarzałyby się RODZAJE dań. Z bólem serca spowodowanym wartościowaniem rzeczy dobrych wybrałam 10 najbardziej-najbardziej ulubionych śniadań, czyli to co jem w dni, kiedy nie ma postów, co oznacza, że jakieś śniadanie się powtarza:



1) Po hiszpańsku - kawa, sok pomarańczowy i chleb z oliwą i z pomidorem. Tu nie ma żadnej filozofii, a bardzo często je jem - latem, kiedy jest zbyt goraco, żeby wyjść z domu, jesienią, kiedy jest cieplej niż w sierpniu, zimą, kiedy słońca nie ma, wiosną, kiedy nie mam już siły - po prostu rozgniecione pomidory, świeże, z puszki albo przecierowe, zależy od pory roku (nie uznaję bladych pomidorów) na chlebie z mocno pachnącą oliwą, mocna kawa i dobry sok. Nigdy nie opisywałam, z wyjątkiem jednego postu napisanego w Hiszpanii, gdzie żywiłam się tak na okragło: Hiszpania nie jest krajem wegańsko przyjaznym i to była jedyna dostępna opcja w pensjonacie:)



2) gofry - uwielbiam. Czy to klasyczne, na słodko lub słono, chrupiące z kaszką kukurydzianą jako dodatkiem i takie kompletnie bez mąki. Na słodko w wersji straciatella albo puchate z piwem, na słono - czekoladowo-ostre gofry meksykańskie albo słone oliwkowe. Wszystkie są dobre, z dodatkami lub bez, zamiast chleba, zamiast ciastek, mają jedną wadę - nie da się ich nigdzie zabrać, bo dośc szybko nabierają wilgoci. Lukę po gofrach w drugich śniadaniach na wynos wypełniają za to znakomicie:



3) Naleśniki. Pierwsze podejście do wegańskich było całkiem udane, a potem już tylko lepiej. Nalesniki rozumiane po polsku, jako cienkie opakowanie do slodkiego lub słonego farszu, np. z pieczonymi jabłkami wymagają nieco więcej umiejętności niz grube placki amerykańskie, za to przyniesione do pracy czy na zajęcia wzbudzają powszechną zawiść, falę ochów i achów i dodają +20 do zajebistości. W grube, np owsiano-jogurtowe, też można coś zawinąć, za to wpół śpiąc i z jednym okiem otwartym da się zrobić takie na przykład jagodowe pancakes Moby'ego albo, żeby się nie przesłodzić - słone z mąki razowej.



4)Tosty z awokado. Jestem po prostu zakochana - i pomyśleć, że półtora roku temu nie lubiłam awokado! Przy każdej możliwej okazji (czytaj: wyprzedaży) biorę widelec i zamieniam je w grillowane kanapki w wersji classic, albo z kremem cheddar, albo na przykład z pomidorem. Kocham.



5) Treściwa sałatka. Tak naprawdę pierwsza zdrowa propozycja w zestawieniu:) Sałatką mozna się zapchać z rozkoszą z ryżu i soczewicy, można pochrupać sałatę z oliwkami albo sałatkę garam z soją, wynagrodzić się po ćwiczeniach bobem i seitanem czy cieciorką i truskawkami, ale najlepsze z moich ostatnich odkryć to panzanella - sałatka z dodatkiem chrupiących grzanek ze starego chleba, z odpowiednimi skladnikami - np z bobem - albo po odkryciu jedynego słusznego sosu do sałatek - imbirowego miso - zamienia się w coś, co robimy w największej misce w domu i wstawiamy do lodówki, zeby żywić się nią cały dzień. Można tez poczęstować gości, ale trzeba ich wcześniej nakarmić, bo inaczej zeźrą całą, a potem nie ruszą się z miejsca przez parę godzin, nie przestając wyrażać na głos zdziwienia możliwością wypełnienia żołądka przez produkty roślinne.



6) Sałatka owocowa. Najlepsza rzecz na lato, kiedy mamy dostęp do świeżych owoców, ale z puszkowanych albo dobrze przechowywujących się też jest dobra. W moim wydaniu składa się zazwyczaj z sanych owoców, np z mango i śliwek, może być słodka lub kwaśna, ewentualnie z cynamonem, ale po prostu nie dzierżę sosów w sałatkach owocowych. można za to dodać skladniki nieowocowe, i wtedy wyjdzie nam pyszna salatka owocowo-serowa (tu druga wersja).



7) sojecznica - najlepszy sposób na jedzeniu tofu na świecie. Udaje w formie i czasami w zapachu jajecznicę, ale ma - wg mnie, ale ja nigdy nie lubiłam mokrej jajecznicy - więcej opcji dodatkowych. Można jeść zwykłą , mozna z papryką i kukurydzą lub z innymi warzywami, można połączyć ją z pesto albo poeksperymentować z konsystencją i stworzyć kremowe tofu (tu uwaga - wywalenie smietanki kokosowej powoduje absolutne zniszczenie przepisu. Śmietanka musi być).



8) Ciastka! Uwielbiam jeśc ciastka na śniadanie, maczane w czym popadnie. Mogą to być babeczki albo biscotti do kawy, mogą być scones z dobrą herbatą, można maczać bułeczki z rodzynkami w gorącej czekoladzie i napchać się niemiłosiernie, albo zjeść ciasteczka miodowo-owsiane i pocieszać sie, że to prawie jak owsianka, tylko pieczona i ładniejsza.



9) Domowe pieczywo maści wszelakiej, byle ładnie pachniało; mogą być bułki, ale nie takie jak z piekarni, tylko przedziwne bułki curry o smaku nie wiadomo skąd orzechowym, albo prowokujące sąsiadów do pożyczenia tarki bułki z rozmarynem i suszonymi pomidorami , a moga być nietypowe szczypiorkowe kółeczka czy słone scones - trójkąty pomidorowe. Trudno je faktycznie zrobić rano, jeżeli nie jest sie mrówką wyrobnicą, za to mozna zabrac do pracy i częstować z triumfem ludzi odwijających pod biurkiem kanapki z tłustym serem i obślizgłą szynką.


10) zimna pizza :) Absolutnie najlepsze śniadanie poimprezowe świata (no może z wyjątkiem piwnych gofrów). Wymaga dużych ilości pikantnego keczupu. Z jakiegoś powodu nigdy tutaj nie zawitało, ale może to i lepiej, bo niektórzy nadal mają złudzenia, że ja się zdrowo odżywiam:)

czwartek, 31 grudnia 2009

Szczęśliwego Nowego Roku...

życzy niepełna kolekcja kubków:



moje kulinarne postanowienia noworoczne:

- nauczę się robić pralinki. Ładne.
- nauczę się tak robić bakłażana żeby nie był koszmarnie gorzki i niedobry.
- nauczę się robić sojowe latte we wzorki.
- zrobię przynajmniej 5 tortów w ciągu roku.


A wasze?

czwartek, 24 grudnia 2009

Wyniki konkursu i życzenia

Zamierzałam wrzucić tutaj jeszcze jednego przedświątecznego posta i domowe życzenia, ale że starym zwyczajem zapomniałam zabrać Bluetooth i nie mam jak przegrać zdjęć, zostają mi tylko słowa.


W związku z niesamowitym odzewem konkursowym:) Postanowiłam zwiększyć liczbę nagród i obdarować jak leci wszystkich głosujących, a więc szczęśliwymi zwycięzcami zostają:

Isadora
Sonieczka
ilovetofu
Zarin
i wegeświat który nie mam pojęcia czy jest jedną osobą czy nie:)


Szczęśliwych zwycięzców proszę o wysłanie adresów pod którymi rezydują w świecie fizycznym na sniadanie@mixbox.pl i jeżeli są z Poznania i okolic to zaznaczyć czy chcą się umówić na odbiór osobisty. Co do natury prezentów, to zdradzić nie zdradzę, ale zabiorę się za ich kompletowanie zaraz od jutra więc powinny przyjść po nowym roku o ile wszystko wypali:)


Pozostaje mi tylko życzyć wszystkim ludziom, kotom i karpiom wesołych, bezstresowych świąt, pysznego barszczu oraz fajnych prezentów (i żeby nie było tak jak u mnie, gdzie ja pakuję wszystko i już wiem co kto dostanie z wyprzedzeniem łącznie z prezentami dla mnie które kupuję w większości sama).
Ma to swoje plusy, np tydzień temu odebrałam to:




Cieszcie się swoimi prezentami:)

czwartek, 17 grudnia 2009

Świąteczny nastrój mi się udzielił

Planowanie świątecznego przyjęcia w toku:


Postęp na chwilę obecną: mam nikłe pojęcie o menu, ale za to robię równocześnie listę zakupów, jeszcze nie wiem do końca kiedy będzie i nie zrobiłam żadnej listy gości, ale policzyłam krzesła (14). Planowanie dekoracji i wykonanie chyba powierzę siostrze w prezencie. Twardo postanowiłam dzisiaj wszystko skończyć i skończę:) Jak mi się uda i nie umrę to wrzucę jeszcze przepis na pyszne grillowane grzanki.


W międzyczasie pierniki na śniadanie. Okazuje się, że pieczenie pierników nie jest wcale rodzinną tradycją, tylko wymysłem stanowojennego braku słodyczy; ja nie wyobrażam sobie świąt bez 2 dni spędzonych na wycinaniu i lukrowaniu tego ustrojstwa.


Chciałam wrzucić przepis, jako że wegańskie pierniki to rzadkość, a moje usprawnienia stworzyły najlepsze ciacha na świecie (obiektywnie, wg wszystkich którzy je jedli), ale mój specjalny przepis - autorski, domowy, oparty na przedwojennym rodzinnym - jest podejrzanie podobny do przepisu Maddy. Właściwie to chyba ten sam przepis, tylko że ja jajko zastąpiłam rozbełtanym siemieniem lnianym. Podejrzane. Dziwnie się z tym czuję. Za to Maddy na pewno nie ma 200 foremek do ciastek:


dzięki czemu zrobiłyśmy praktycznie każdy piernik inny :) Wypieczono armię zwierzątek, kształtów świątecznych, gwiazdek i serduszek, bydła domowego i innego wyposażenia piernikowej szopki (jak to stwierdziła moja współlokatorka: "dziwnie się czuję, jako studentka teologii, jedząc Maryję. Daj mi kotka") oraz identyfikatory wigilijne i inne ozdóbki.


Zgadnijcie które to ja :D
Ranking i toplista blogów i stron