Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trening. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą trening. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 grudnia 2011

5000 to mało czy dużo?

Nie chodzi wcale o cenę roweru... Dziś pyknęło mi 5000 km przejechanych w tym roku kalendarzowym.

Dla jednych to śmiesznie mało, dla innych dużo. Dla mnie - w sam raz. A póki co pogoda sprzyja, więc ostatni słupek jeszcze powinien podrosnąć. Zdaje się, że w kategoriach wpisów powinnam dodać etykietę "lans" ;)

Okrągły kilometr świętowałam z Moniką i z Piotrkiem na poboczu drogi w Wilczej Górze. A wróciwszy do domu wypiłam z tej okazji dobre piwo na spółkę z Sahibem i wciągnęłam spory kawał czekolady (do tego każda okazja jest dobra, prawda?).

Na zakończenie pragnę podziękować mojemu licznikowi, że od 18597 kilometrów jeszcze ze mną jest i nie zapodział się w żadnych krzakach.

piątek, 4 listopada 2011

Gdyby nie było pór roku...

Czytałam ostatnio książkę o dalekich krajach, w których nie ma pór roku. I tak sobie pomyślałam - jak to dobrze, że u nas lato gorące, zima biała, a między nimi tysiące odcieni kolorów, zapachów, temperatur. Dziś po nocnej przejażdżce po lesie, wydmach i koleinach wypełnionych liśćmi trochę narzekaliśmy na zmarznięte ręce i stopy, ale za to jak wspaniale było po powrocie napić się zielonej herbaty! Sahib to nawet coś mocniejszego sobie zaaplikował, a skoro już po 22, to mogę o tym wspomnieć ;)

Jeżdżąc przeważnie cały rok okrągły po tych samych trasach, w kółko to samo, znamy każdą ścieżkę w lesie i każdą uliczkę, korzenie na single-trackach i fajne skróty. A gdyby pór roku u nas nie było? Cały rok stała temperatura, pogoda, oświetlenie? Gdyby nie pory roku, nuda wyzierałaby zza każdego zakrętu!

piątek, 26 sierpnia 2011

O szybkości słów parę

W ostatnim czasie uprawiam ciekawe treningi. Może nie są zbyt interesujące widokowo, ale i tak dają niezapomniane wrażenia. Otóż, za namową Moniki, która czyta pana Friela*, a także BikeBoard, postanowiłam trening urozmaicić. Po jeździe z sakwami (czyli treningu siły) oraz jeździe długiej (czyli treningu wytrzymałości) trzeba zadbać o trzecią, zaniedbaną nieco cechę, a więc... szybkość!

U pana Friela można zresztą znaleźć bardzo wymowny trójkąt cech, którego jednym z wierzchołków jest właśnie szybkość. Takie graficzne przedstawienie nawet dla mnie, a jestem z treningiem nieco na bakier, jest łatwe do przyswojenia.

Na razie bawię się na szosie, bo w terenie mogłoby to skończyć się źle. A jak wygląda taki trening szybkości? Małe obciążenie, wysoka kadencja, przy tym staram się pracować uczciwie podczas całego obrotu korbą, zarówno pchając, jak i ciągnąc. Wygląda to przekomicznie. Podejrzewam, że z boku nie przypominam jednak Armstronga, tylko wyglądam jak na komunijnym rowerze, w którym wysiadły przerzutki.

Zmotywować się do tak śmiesznej jazdy łatwo nie jest. Próbuję sobie wmawiać, że wyższych biegów już nie ma, a mnie goni groźny brytan. Skoro tak, to kręcę młynka, ile fabryka dała!

Już po chwili czuję przyjemne mrowienie w łydkach, tętno skacze jak szalone. I pomimo krótkiego treningu - satysfakcja jest naprawdę duża, a prędkości większe niż zwykle. Może więc coś z tego będzie?

* Joe Friel "Biblia treningu kolarza górskiego", wyd. Buk Rower, 2004

niedziela, 24 lipca 2011

Rower a gry planszowe

Po niewyobrażalnie długiej, 3-tygodniowej (!) przerwie od roweru wracam nie tylko na siodełko, ale i na bloga.

Miałam jako dziecko grę planszową pt. "Wakacyjna wyprawa". Była to jedna z tych zabawek, które kształtują gust, aspiracje i wyobrażenia o świecie na długie lata. Dziewczynka i chłopiec wspólnie podróżowali po planszy, robiąc różne fajne rzeczy. Na przykład - wiewiórka pokazuje Ci skrót przez las - posuwasz się 5 pól do przodu. Przewrócił Ci się kajak - suszysz się i czekasz dwie kolejki. I tak dalej w ten deseń.

Dlaczego dziś sobie o tym przypomniałam? Pojechaliśmy z Sahibem po południu (bo do południa spaliśmy) na taki ni to trening, i na stawy zajrzeć, i na ciastko. No i było jak w tej grze:

- zbyt długo delektujesz się kawą i ciastkiem - tracisz dwie kolejki,
- kurki w lesie znajdziesz - tracisz kolejkę,
- wymyślasz nowe skróty przez bagna (o których doskonale wiesz, że tam są!) - tracisz trzy kolejki,

wracasz do domu w mokrych butach i w dodatku załapujesz się na deszcz. Chyba trzeba będzie zacząć wstawać z kurami, ech...

piątek, 17 czerwca 2011

Z mapą w kieszeni

Za chwilę wyjeżdżam na Bike Orient, ale mam jeszcze chwilkę, by podzielić się ostatnimi przemyśleniami o nawigacji. Ostatnio zdarzyła mi się wycieczka z mapą w kieszeni, podczas gdy Monika nawigowała ze swoją mapą w mapniku. W dodatku miałyśmy zupełnie inne mapy :)

Takie ćwiczenie nawigacyjne można porównać do pamięciówki. Nie mając mapy non-stop przed oczami, zapamiętuje się dużo więcej. Umysł skuteczniej koncentruje się nad mapą podczas tych krótkich momentów, gdy wyciąga się ją z kieszeni.

Warto tu wspomnieć, że zawodnicy orientacji sportowej często odbywają treningi pamięciowe, polegające na pokonywaniu zapamiętanej trasy z pamięci. Na zawodach są w stanie zapamiętać nawet kilka przelotów między punktami! Efekt? Podczas biegu czy jazdy mogą utrzymywać większą prędkość, koncentrować się na pokonywaniu przeszkód w terenie. Nie muszą co chwilę zerkać na mapę, by upewniać się, czy są na dobrej drodze.

Jadąc na wycieczkę możemy sami robić sobie treningi pamięci. Bezcenny jest oczywiście cierpliwy towarzysz, który nasze wtrącenia do nawigacji (lub zupełne pomylenie trasy) potraktuje z dystansem ;) Czego wszystkim Czytelnikom życzę.

środa, 30 marca 2011

Ćwiczenia na wiosnę i na cały rok

Dziś krótko - oddam za chwilę głos niejakiej Zuzannie ze słowiańskim akcentem :) Co prawda prezentowane ćwiczenia służą ponoć spalaniu tłuszczu, jednak kilka z nich koncentruje się na partiach bardzo ważnych dla kolarza - brzuchu i rękach. Dlaczego są tak ważne?
Mocne mięśnie brzucha podczas sportów wytrzymałościowych (również przy bieganiu) to absolutna podstawa. Wraz z mięśniami grzbietu utrzymują one ciało w prawidłowej pozycji, czasem jest to kilka godzin non-stop. Wielu kolarzy skarży się na bóle pleców podczas dłuższej jazdy, zwłaszcza wiosną, gdy plecy nie przywykły jeszcze do rowerowej pozycji. Przetestowałam - od prawie 2 lat robię codziennie brzuszki (niedużo, ale regularnie) - mogę jechać dużo dłużej bez przykrych skutków. Polecam!
Ręce są równie ważne - spoczywa na nich spore obciążenie, a w trudnym terenie pracują bardzo ciężko, kontrując ruchy kierownicy i zaciskając hamulce na zjazdach. Friel zaleca zimowe ćwiczenia na ręce zwłaszcza kobietom, które z reguły rzadziej chodzą na siłownię lub pracują fizycznie, więc te partie mięśni mają słabo rozwinięte. Jeśli jednak jesteś mężczyzną, który siedzi za biurkiem, nie przerzuca cegieł ani sztangi, to tak samo możesz zadbać o wzmocnienie rąk. Zuzanna proponuje kilka ciekawych rodzajów pompek.



Film przypomniał mi Kuerti z pk4.pl, dziękuję! W propozycjach Zuzanny podoba mi się przede wszystkim prostota ćwiczeń, do większości z nich wystarczy kawałek podłogi. Friel zaleca co prawda ćwiczenia, które angażują zarówno ręce, brzuch i nogi jednocześnie, np. ergometr wioślarski, ale tu już potrzeba sprzętu. Jeśli znacie jakieś inne ćwiczenia szczególnie polecane kolarzom, to podzielcie się w komentarzach!

wtorek, 15 lutego 2011

Ofiara satelitów

Dziś anegdotka. Biegnę sobie przez pola drogą, którą nasi sąsiedzi rolnicy zwożą jesienią płody rolne do swoich obejść. Ot droga-łącznik, skrót pomiędzy asfaltami, tnący pola na ukos, idealny do biegania i na rower, przynajmniej póki błoto jest zamarznięte w postaci głębokich, twardych jak kamień kolein. Pięknie jest, słońce świeci i gdyby nie lód i lekki mrozek, byłoby całkiem wiosennie.
Nagle patrzę, a z naprzeciwka jedzie jakieś auto. Dość spore, lecz telepie się na dwójce mniej więcej z taką prędkością, z jaką biegnę. Bo te koleiny do biegania są fajne, ale dla samochodu takie sobie. Spotykamy się zatem pośrodku, w miejscu, z którego do otaczających nas szos jest najdalej. To furgonetka sklepu meblowego. Z szoferki wychyla się kosmata głowa. "Do Nowej Woli to ja dobrze jadę?" Pokazuję panu domy na horyzoncie: "Tam jest Nowa Wola, mógł pan szosą jechać". "A, bo mnie ten cholerny GPS tak poprowadził!"
Teraz już wiecie, czemu meble przyjeżdżają czasem poobijane :)

niedziela, 6 lutego 2011

Z wiatrem i pod wiatr

Wygląda na to, że zaczęła się wiosna, w każdym razie brak śniegu i błękitne niebo mogły dziś omamić każdego. Wstałam niestety za późno, by załapać się na wycieczkę z Moniką i Piotrkiem oraz pyszne ciastka w Złotokłosie, mimo to postanowiłam złapać słońce za ostatnie promienie. Było fantastycznie, sucho, ciepło, nieco wietrznie, a noga podawała. Najlepsze jest to, że jeśli w jedną stronę jedzie się pod wiatr, to wraca się z wiatrem.

Spotkałam tylko jednego kolarza. Za to zaledwie 2 km od domu widziałam panią w ludowym stroju. Na głowie miała jakiś taki sztywny czepiec, a spod płaszcza wystawała jej kolorowa spódnica i ozdobny biały fartuszek. Pierwszy zwiastun wiosny?

piątek, 7 stycznia 2011

I znowu te narty...


Niedługo chyba zmienię tytuł bloga na "Królik i biegówki". No ale powiedzcie sami, jak tu nie trenować, kiedy śnieg taki piękny, a towarzystwo ochocze?

czwartek, 4 listopada 2010

Wydmy przetestowane!

Magdalenka otwiera podwoje - zabrałam na nowo "odkryte" wydmy najpierw Monikę, później Sahiba. Oboje byli zachwyceni! Nowy poligon treningowy to:

- wydma nr 1 niedaleko gajówki, fajny singletrack,
- tor XC, o którym już pisałam,
- wydma nr 2 być może koło ul. Leszczynowej (nie mam dobrej mapy niestety), krótki, stromy singletrack,
- wydmy nr 3 i 4 koło między ul. Sosnową a Brzozową, wjazd od strony pomnika, zjazd w stronę placu zabaw,
- wydma nr 5 wzdłuż ul. Brzozowej, łagodny podjazd, kręty, krótki zjazd wzdłuż ul. Lipowej,
- i jeszcze kilka nie poznanych ścieżek, wiodących w leśne ostępy.

Monika wymyśliła, że opracujemy pętlę łączącą te górki i będziemy pokonywać ją na czas. A co! Skoro Bracia P. mają swój track w Zalesiu, to my nie będziemy gorsze ;)

piątek, 22 października 2010

Dużo małych dołków

Postanowiłam w końcu nauczyć się jeździć na rowerze. Znalazłam sobie takie oto miejsce wykonane przez kosmitów. Nie to konkretnie, ale jakieś 200 m obok, w lesie pod osłoną drzew. A to dlatego, żeby nie mogli mnie namierzyć.
Przypomniała mi się lotnicza mapka ICAO tundrowych terenów. Leniwy kartograf, któremu nie chciało się za dużo rysować, napisał po prostu "many small lakes". Gdyby ktoś chciał zrobić mapkę do BnO tego lasu, po którym jeździłam, mógłby napisać "dużo małych dołków", bo i tak nikt by się w tym nie połapał.
Wiało dziś tak, że prawie urwało mi głowę. Dobrze, że była mocno przywiązana do kasku. A szczęściarzom ścigającym się właśnie na MPAR (zwłaszcza na etapach rowerowych) życzę powodzenia i prędkości większej niż 15 km/h na asfalcie ;)

wtorek, 14 września 2010

Jesień w Podlesicach

Jesień na Jurze to zawsze najpiękniejszy czas. Co prawda lasy jeszcze nie są złote, takie jakie pamiętam z pierwszego tu pobytu dawno temu, ale już czuje się jesień. Wszyscy zbierają grzyby. Jadąc na rowerze można im tylko pozazdrościć, no ale nie można mieć wszystkiego. Trzy dni spędziłyśmy z Moniką zawzięcie pedałując po Jurajskich szlakach. Najciekawsze okazały się szlaki piesze, bo te rowerowe są często poprowadzone po drogach - szutrówkach i asfaltach. Natomiast na pieszych można nieźle poszaleć na single trackach, poćwiczyć trochę technikę itd.


Wyjazd miał w sobie nieco z wycieczki, a nieco z treningu. W końcu na co dzień nie mamy możliwości robić stumetrowych podjazdów, więc dobre i to. Niezły trening przed górami. Zjazdy są wymagające i nareszcie doceniłam dobry amor i tarczówki, do których nie byłam do tej pory przekonana. W niedzielę dołączył do nas Piotrek - mąż Moniki. Co prawda im więcej rowerzystów, tym wolniej jadą, ale przynajmniej było wesoło :) Dlatego trudno mi zdecydować, czy był to bardziej trening czy wycieczka.




Zdecydowaną atrakcją okazała się kultowa potrawa (wegetariańska!) - makaron z brokułami i czosnkiem. Monika wolała co prawda szaszłyk, który szef podlesickiej kuchni przygotowywał specjalnie dla niej godzinę (!).








Do tego przyjemna kwatera z taką piękną makatką jak na zdjęciu, przejażdżka Jaguarem S-Type z 1965 roku (którego niestety nie sfotografowałam), mielonka kupiona w Łutowcu i wycieczka na Górę Zborów i Kołoczek dopełniły miary naszego jesiennego szczęścia, zarówno rowerowego, jak i rekreacyjnego.

piątek, 23 lipca 2010

Konstancin

Wczoraj, zupełnie spontanicznie, znalazłam się za namową Moniki w Konstancinie. To takie nasze lokalne uzdrowisko, bardzo klimatyczne. Eleganckie wille sąsiadują tam z małymi, zaniedbanymi domkami. Jest dość leśnie i zielono. Sama nie potrafię się tam odnaleźć bez mapy. Na szczęście Monika zna tam każdą uliczkę.
Spotkałyśmy się koło głównej atrakcji, czyli tężni. Słońce powoli chowało się za drzewa, ale na brzozowych witkach jeszcze odbijało się w kropelkach wody. Wokół unosiły się opary rozpylonej solanki. Po upalnym dniu było to bardzo przyjemne.
Monika zabrała mnie na fajne ścieżki wokół starych glinianek. Trochę wysypanych cegłówek i innego badziewia i już człowiek czuje się prawie jak w górach ;) Jest nawet kilka single-tracków. Muszę poeksplorować ten teren trochę intensywniej. Może nie jest aż taki ciekawy jak Zakrzówek w Krakowie, ale za to bliżej.

(Zastanawiałam się chwilę, jaką etykietę nadać postowi, bo niektórzy śmieją się z nazywania każdej pojeżdżawki treningiem, ale niech już będzie „trening”. Chociażby orientacji ;) )

czwartek, 15 lipca 2010

Nasza jest noc

Wczoraj pojeździliśmy trochę po ciemku. Około 1.00 w nocy wracaliśmy od znajomych spod Góry Kalwarii. Jechało się świetnie - drogi puste, miły chłód. Minęło nas w sumie może 5 aut. Nocna pora to chyba teraz najlepsze okoliczności do treningu. Nie wiem ile było stopni, ale na pewno mniej niż 35 ;) Nocne jazdy z Sahibem mają w sobie coś rajdowego.
Testowaliśmy nowy sprzęt. Geaxy Mezcale dość dobrze trzymają na piachu, po asfalcie toczą się dużo lżej niż moje stare „klocki”. Pierwszy raz mam opony 1.9 i udało mi się ani razu nie wywalić.
Przy okazji polecam sklepik z oponami i nie tylko, który prowadzi nasz znajomy. Przede wszystkim każdemu dobrze doradzi, bo sam sporo startuje w różnych warunkach.