Bride Ali Hazelwood 7,5

Moi drodzy, w końcu i ja zabrałam się za tę serię i muszę przyznać, że już rozumiem, dlaczego tyle osób pokochało historię Misery i Lowe’a. Ja tej książki nie przeczytałam, ja ją dosłownie połknęłam. Nie miałam ochoty odkładać jej nawet na chwilę, a jeśli już musiałam, to tylko po to, żeby zaraz do niej wrócić. Wciągnęła mnie totalnie.
Mimo że przez większość książki nie dzieje się zbyt wiele akcji, ani przez moment się nie nudziłam. Wręcz przeciwnie, z ogromną ciekawością śledziłam, jak Misery odnajduje się w nowym otoczeniu, jak wygląda jej relacja ze stadem męża i oczywiście z samym Lowe’em. Czytanie tej historii sprawiało mi czystą radość, przez większość czasu siedziałam z głupkowatym uśmiechem i autentycznie chichotałam pod nosem. Książka ma w sobie mnóstwo emocji i humoru, przez co atmosfera była jak ciepły koc – otulająca i przyjemna.
Największym powodem, dla którego tak pokochałam „Bride”, jest sama Misery. To bohaterka, którą po prostu uwielbiam. Jej sarkastyczny humor, ciepło, którego tak bardzo starała się nie okazywać, oraz ogromna lojalność wobec bliskich – to wszystko sprawiło, że z miejsca zyskała moją sympatię. Imponowała mi swoim uporem, odwagą i determinacją w poszukiwaniu przyjaciółki. Jej interakcje z Aną i Alexem były przezabawne. Misery błyskawicznie trafiła na moją listę ulubionych bohaterek książkowych.
Ja po prostu uwielbiam, kiedy główny bohater jest absolutnie zauroczony główną bohaterką. A Lowe to uosobienie tego motywu. Totalnie zakochany, opiekuńczy, oddany – po prostu boy obsessed, czyli coś, co kocham najbardziej. Był świetny, ale muszę przyznać, że i tak przegrał z Misery, bo ona skradła nie tylko jego serce, ale i moje.
Czytając „Bride”, miałam też lekkie deja vu, ponieważ za moich czasów wattpadowych uwielbiałam historie o wilkołakach, więc ten klimat był dla mnie cudownym powrotem do przeszłości. Nie byłam jednak przygotowana na temat „węzła” i o matko, jakie to było przeżycie. Odjęłam przez to pół gwiazdki, bo autentycznie mnie to zaskoczyło. NIe żartuję, miałam wrażenie, że wywróciło mnie to na drugą stronę. Ale przeżyłam. I z pełnym przekonaniem sięgnę po „Mate” może tym razem nie umrę z zażenowania.
Nie wiem, jak drugi tom miałby przebić ten, bo „Bride” uważam za świetną, wciągającą i cudownie napisaną historię. Jestem bardzo ciekawa, co dalej, i nie mogę się już doczekać, aż wrócę do tego świata.