Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inne. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 listopada 2025

Halloween 2025

Pogoda dopisała cudownie w ten piątkowy wieczór - ciepły jesienny pogodny dzień, wymarzony na spacer po okolicy w przebraniu.

Emilia umówiła się z koleżanką i skoordynowały przebranie, podobne spódniczki i opaski do włosów z kokardą myszki Minnie.



Po dzielnicy chodziłyśmy z mamą koleżanki, młodszym bratem i dziewięciomiesięczną siostrą - czyli sporą grupą. Celem zawsze są cukierki, ale podziwianie dekoracji jest równie ważne, a dla mnie o wiele ciekawsze. Właściciele jednej z posesji kilka przecznic od nas co roku z rozmachem dekorują trawnik przed domem:


W tym roku przyniosłyśmy do domu mniej cukierków niż w poprzednich latach ale to dobrze - Emilia już też jest świadoma konsekewncji spożywania nadmiernej ilości cukru i czekolady. 


Przejrzała swoją zdobycz, posortowała, nacieszyła się widokiem słodkości a następnego dnia obdarowała czekoladkami rodziców i koleżanki. Do wtorku było po cukierkach, i dobrze.

niedziela, 21 września 2025

Muszelkowy wisiorek

Emilia mogłaby bez końca chodzić po plaży w poszukiwaniu muszelek. Ja w pewnym momencie miałam już dosyć - dosłownie, bo uzbieranych muszli było tyle, że noszenie tego ciężaru zaczęło mi przeszkadzać. Chodzenie po plaży z pochylonymi plecami też w końcu zaczyna doskwierać, o wiele szybciej jak się jest po pięćdziesiątce.

Usiadłam na piasku czekając na Emilię. Wokół mnie piasek pokryty był drobinkami pokruszonych muszli, mniejszymi i większymi, ale było tego dość sporo. Niektóre okruchy przyciągały uwagę ciekawym kształtem, nietypową formą, interesującym ułożeniem kolorów. 

Zaczęłam wybierać co ciekawsze z myślą, że może uda się z nich coś zrobić. Najpierw szukałam takich z naturalnym otworem na rzemyk lub łańcuszek, ale kiedy natrafiłam na wyjątkowo ładny fragment muszli bez dziurki stwierdziłam, że spróbuję w domu wywiercić otwór wiertarką.

Wczoraj założyłam okulary ochronne i zabrałam się za wiercenie. Wbrew moim obawom muszla nie rozpękła się na milion kawałków więc zachęcona sukcesem wywierciłam otwory w jeszcze kilku.

Umyte i wysuszone muszle z otworami pomalowałam bezbarwnym lakierem do paznokci. Emilia dołączyła - bardzo jej się spodobała ta zabawa. Wymalowałyśmy lakier do końca. 

Najtrudniej było znaleźć odpowiedniej wielkości metalowe kółeczko do przeciągnięcia przez otwór, kółeczko, które zachowa formę, nie odegnie się powodując, że zawieszka z niego spadnie. Mam nadzieję, że zastosowane rozwiązanie sprawdzi się, ale to dopiero się okaże. 

Gotową zawieszę nanizałam na łańcuszek, którego Emilia już nie chciała. Łańcuszek najpierw wyczyściłam w roztworze do czyszczenia biżuterii choć mam wątpliwości czy to aby na pewno srebro.



Potem przygotowałam opakowanie. Kilka miesięcy temu pozbyłam się wszystkich pudełeczek, w jakich kupuje się biżuterię bo tyle lat leżały nie używane. Akurat wczoraj było mi takie potrzebne to nie miałam, ale znalazłam inne rozwiązanie. Pudełeczko było mi potrzebne ponieważ wisiorek to prezent dla koleżanki - urodziny ma w środę i mam nadzieję, że prezent jej się spodoba.




Wisiorek zgłaszam do zabay u SplocikaRękodzieło i przysłowia albo ... 3. Wydaje si się, że dość dobrze obrazuje zaproponowany w tym miesiącu cytat.





Przysłowie i w cytat, które Splocik zaproponowała na wrzesień:
  • przysłowie: Wiele ostu we wrześniu wróży pogodną jesień.
  • cytat: "Pasja to potężna moc, która pozwoli przezwyciężyć wszystkie trudności. Jeśli kochasz to, co robisz, znajdziesz sens swojego życia - i nieważne, co nim będzie, ważne, abyś robił to, co kochasz". - Krzysztof Puwalski

Wisiorek zgłaszam także do zabawy Coś prostego u Renaty.


Wprawdzie to moje pierwsze poczynania w dziedzinie biżuterii ale przyznam, że czułam się bardzo dobrze zamieniając połamaną muszelkę w wisiorek. A efekt bardzo mi się podoba.

niedziela, 11 maja 2025

Powrót syna, koliber, i dzień matki

W drugą niedzielę maja obchodzimy dzień matki. Wspaniale się złożyło, że starsze dziecię wróciło po pierwszym roku studiów do domu wczoraj. 
Pierwszy rok zaliczony choć jeszcze czekamy na wyniki egzaminów. 
Krzysio stwierdził, że dobrze być w domu a zaraz po przyjeździe z lotniska, zamiast iść po prysznic, skosił trawnik.

Dzień Matki świętowałam mając pod skrzydłami obie pociechy.

Emilia zrobiła dla mnie własnoręcznie kartkę - trójwymiarową, która po otwarciu zakwita. Napracowała się dziewczyna sporo, chyba ze trzy godziny jej zeszły na tym!

Na jednej z żarówek na sznurze lampek solarnych podwieszonych u powały werandy uwił sobie gniazdko koliber. Nie wiedziałam, że kolibry wykorzystują do budowy gniazd pajęczyny. Płochy ptaszek i chyba widzi nas przez drzwi balkonowe bo jak tylko podchodzę do okna, żeby zrobić zdjęcie, odlatuje. 
W końcu stanęłam z boku okna, i tylko telefon trzymałam tak, żeby na ekranie widzieć gniazdko. Trochę musiałam poczekać tak przyczajona, ale cierpliwość została nagrodzona.


Bardziej przybliżyć się już nie da, więc trochę kiepsko widać, ale gniazdko jest przecież maleńkie, nie ma nawet pięciu centymetrów średnicy.



Kupiłam sobie jeszcze jedno poidełko dla kolibrów. Jedno mam zawieszone przed oknem kuchennym, drugie zawieszę sobie za oknem sypialni, tylko muszę zamocować jakiś haczyk. Zanim to nastąpi i będę mogłam obserwować kolibry leżąc w łóżku, póki co po przebudzeniu wita mnie fiołkowy powojnik.




czwartek, 13 lutego 2025

Przebiśniegi

Kilka ostatnich tygodni było u nas dość chłodnych, co nie zdarza się tutaj często. Media zaczęły bić na alarm bo rachunki za prąd i gaz poszybowały w górę. Sąsiad, jak co roku o tej porze podzielił się ze mną kolejną teorią spiskową bo jakoś od lat nie jest w stanie powiązać zimowego mrozu z wyższym rachunkiem za prąd (ogrzewanie na prąd) tak jak latem nie widzi związku pomiędzy klimatyzacją puszczoną non-stop a wyższą opłatą za energię elektryczną. 

Jednak dopiero dzisiaj w nocy zawitała do nas prawdziwa zima, czyli spadł śnieg. Niewiele, może z pięć centymetrów, ale tuż przed szóstą rano dostałam wiadomość, że szkoły dzisiaj zamknięte. 

Emilia najpierw się ucieszyła, ale po chwili mina jej zrzedła - cały zeszły tydzień siedziała chora w domu i kolejny dzień bez koleżanek wcale jej nie ucieszył. Na szczęście rodzice koleżanki dzisiaj nie pracowali i przyjechali po Emilię przed południem. 

Dziewczynki ulepiły bałwana, wybiegały się na śniegu a kiedy zmarzły, przychodziły bawić się w domu. A kiedy się zagrzały, znowu biegły szaleć na śniegu. 


Śnieg utrzymał się cały dzień, choć nie był to biały puch a raczej mokra breja. 

W drodze z pracy odebrałam Emilię - trochę marudziła, że tak szybko. Jak się pracuje w urzędzie to nie ma zmiłuj się, urząd musi być otwarty, ktoś musiał się w pracy pojawić. Z trzech, które wykonujemy tę samą pracę, stawiłam się tylko ja. Jechałam do pracy z duszą na ramieniu ale udało mi się dotrzeć na miejsce zanim marznący deszcz pokrył śnieg warstwą lodu. Do domu wróciłam jeszcze za dnia i udało mi się obfotografować przebiśniegi na tle śniegu - gratka nie lada!

Mam nadzieję, że na tym zima się u nas skończy!

Przebiśniegi bez śniegu - w miniony weekend.

PS

Oczywiście, że złapałam grypę od Emilii. A potem infekcja przeszła na zatoki i uszy i od tygodnia zażywam antybiotyk. Powoli zaczyna działać...

niedziela, 2 lutego 2025

Z nowym rokiem nowy płot

W Boże Narodzenie wieczorem zerwała się wichura. Wiatr wył przeraźliwie, ale dopiero kiedy nastał świt następnego dnia okazało się jakie spustoszenie sprawił. Tym razem to nie drzewa zostały powalone a płoty. W drodze do pracy zauważyłam kilka ale jeszcze wtedy nie wiedziałam, że i mój płot właśnie dokonał żywota. Dopiero w południe skontaktował się ze mną syn zaalarmowany przez sąsiadów. Córka, na moje żądanie, przysłała mi filmik.
 

Po prawdzie, nie byłam szczególnie zaskoczona. Kiedy kupiliśmy dom 19 lat temu płot już wtedy był stary i trzymał pion na słowo honoru - to cud, że ostał się tak długo.

Dogadaliśmy się z sąsiadami odnośnie nowego płotu bez problemu. Zgodni byliśmy co do tego, że nie mamy ochoty wydawać na płot więcej niż konieczne by zapewnić nam prywatność. Żadnych bajerów! Sąsiadka ogarnęła wszystko - wycenę z kilku firm, umowę, dopilnowanie wszystkiego. Ja tylko pokryłam połowę kosztów. Na nowy rok, nowy płot!



Nowy płot tylko wzdłuż jednego boku posesji. Pozostałe dwa ostały się a przed domem nie mamy płotu w ogóle.

Z pozostałych wiadomości - Emilia ma grypę. Zaczęła gorączkować wczoraj późnym wieczorem, noc miałyśmy zarwaną obie, temperatury nie dało się zbić. Zaraz o ósmej rano zadzwoniłam do przychodni otwartej w niedzielę i udało mi się dostać wizytę. Test na kowid był negatywny, test na grypę pozytywny. Ponieważ choroba zdiagnozowana tak szybko, jest szansa, że lek na grypę okaże się skuteczny. Możliwe, że Emilia ma też koklusz (sporo przypadków w okolicy) - lekarce nie podobał się jej kaszel. O ile nie minie do końca tygodnia, mamy przyjść sprawdzić. 

Obie z Emilią szczepiłyśmy się przeciwko grypie i kowidowi na jesieni ale i tak jest szansa, że i ja złapię grypę - lekarka stwierdziła, że tak 50%. Mam nadzieję, że jednak znajdę się w tej szczęśliwszej połówce!

niedziela, 5 stycznia 2025

🔨 Żaluzje

W połowie grudnia zamówiłam żaluzje do kuchni. Dotarły w przedostatni dzień ubiegłego roku ale dopiero wczoraj znalazłam czas i ochotę, żeby je zainstalować. Nie jest to trudne, wystarczy wywiercić dziury na śruby a potem wkręcić śruby i mocowanie żaluzji jest gotowe. Listwa sama wskakuje na miejsce, nawet jeśli mocowania nie są super dobrze wypoziomowane - najwyraźniej producent wziął pod uwagę, że żaluzje będą zakładane przez nie profesjonalistów. 


Okna kuchenne wychodzą na zachód, więc żaluzje mają chronić nas przed oślepiającym popołudniowo-wieczornym słońcem, ale zamówiłam takie przepuszczające światło, nie zaciemniające, bo nie ma takiej potrzeby (w kuchni nikt przecież nie śpi).



Duże okno otrzymało dwa niezależne panele, małe okno, tylko jeden.

Trochę się bałam, że odcień bieli będzie odstawał od szafek i ścian, ale pasuje idealnie. Duże białe płaszczyzny zasuniętych rolet optycznie powiększają kuchnię co bardzo mi się podoba.

Mała rzecz a jak cieszy!


niedziela, 1 grudnia 2024

Trzy osiemnastki i nowy kolor w pokoju Emilii

18 września straciłam pracę. 
Pracowałam tam ponad 18 lat. 
18 listopada zaczęłam pracę w nowym miejscu. 

Ogrom stresu w czasie tych dwóch miesięcy można sobie wyobrazić, więc nie będę o tym pisać. 

Poza szukaniem pracy zmobilizowałam się do kilku rzeczy, na które nie potrafiłam wykrzesać z siebie energii wcześniej. Odmalowałam stół i szafki kuchenne, bo po czterech latach użytkowania już były nieco odrapane. Skończyłam kardigan dziergany od sierpnia i jak tylko uda mi się zrobić zdjęcia to go tutaj zaprezentuję. Największym projektem było jednak odmalowanie pokoju Emilii. 


Po siedmiu latach pokój zdecydowanie domagał się odświeżenia, Emilia, natomiast domagała się zmiany koloru. Przyznam, że kolor, który wybrała nie bardzo mi odpowiadał - taki szarawy i ciemny! Ale doszłam do wniosku, że to przecież nie mój pokój więc postanowiłam zaufać dziecku. I dobrze zrobiłam, bo w połączeniu z białymi meblami, mimo że szarawy, ten odcień niebieskiego bardzo ładnie się prezentuje. 



Muszę przyznać, że Emilia ma dar do dekorowania wnętrz i nie pierwszy raz okazało się, że doskonale wie, na co się decyduje i ma dość dobre pojęcie jak efekt końcowy będzie wyglądał. Podobnie było z obrazkami (na pierwszym zdjęciu) - w sklepie, na tle innego towaru prezentowały się nieciekawie, ale na ścianie pokoju Emilii wyglądają bardzo ładnie. 



Najwięcej wysiłku i czasu wymagało zaszpachlowanie wszystkich dziur i dziurek w ścianach oraz wyrównanie miejsc po zerwanej farbie. Kiedyś Emilia miała taśmę światełek LED przyklejoną pod sufitem na wszystkich ścianach. Kiedy zerwała tę taśmę, farba zeszła razem z taśmą i teraz musiałam te miejsca zaszpachlować, a potem wyszlifować, żeby nie było widać. A że to było pod samym sufitem to się trochę namęczyłam, ale dobrze mi wyszło i mam satysfakcję, że śladów po zerwanej farbie nie ma.



niedziela, 3 listopada 2024

Elf

W tym roku Emilia umówiła się z koleżanką z pływania w kwestii przebrania na Halloween. Koleżanka przebrała się za panią Mikołajową a Emilia za elfa. Razem ślicznie się prezentowały, kolorowo i ani odrobinę nie strasznie. Koleżanka mieszka w innej dzielnicy i to tam dziewczyny pukały do drzwi za cukierkami. Kilka przecznic od domu Katey zaczyna się dość bogata dzielnica i w halołinowy wieczór spacerowały tam takie tłumy, że nie miałam problemu z pozwoleniem na samotną eskapadę dziewczyn. Pogoda dopisała – po południu przestało padać i nawet nie było zimno. 

Po powrocie do domu Katey dziewczynki powymieniały się łakociami i mogłyśmy wracać do domu.

Sporo tych słodyczy i niestety nie potrafię się oprzeć. Sprawy nie ułatwia fakt, że Emilia nie ma nic przeciwko temu, żebym się częstowała...



czwartek, 5 września 2024

🍂 Jesienna dekoracja

Początek września przyniósł nam falę upałów. Poranki są dość przyjemne, ale popołudniami jedziemy na klimatyzacji, bo jednak za ciepło. 

Ponieważ nieubłaganie nadciąga jesień, a nadarzyła się okazja tematycznych zakupów, choć jeszcze liście na drzewach zielone, zrobiłam sobie ozdobny jesienny stożek, który ustawiłam przy drzwiach wejściowych. 

Odwróciłam do góry nogami podpórkę do pomidorów (w kształcie stożka), druty, które wbija się do ziemi, zebrałam gumką. Taki stojak oplątałam jesiennymi girlandami, które kupiłam na kweście na rzecz szkoły. 

Myślałam, że wystarczy mi tych girland na dwa takie stożki, ale okazuje się, że jednak powierzchnia do zakrycia spora i wystarczyło tylko na jeden i to nie do końca. Niezakryte dziury zasłoniłam przypinanymi sztucznymi kwiatami słonecznika, a stronę od ściany zostawiłam taką nieco dziurawą, bo i tak nie widać. 

Ozdobę tę wykonałam kilka dni temu, kiedy jeszcze lato było w pełni, bo akurat miałam czas i ochotę. Emilia wytknęła mi tę rozbieżność z porą roku, ale stwierdziłam, że jeszcze dwa tygodnie i natura dostosuje się do mojej dekoracji — dzisiaj wypatrzyłam pierwsze żółte liście na czereśni. 

Jesienny stożek zgłaszam do zabawy u Splocika Małe Dekoracje, mimo że sama dekoracja nie taka znowu mała. 

🍂

piątek, 30 sierpnia 2024

Siódma klasa

Kolejny rok szkolny. 

Siódmą klasę Emilia zaczyna w nowiusieńkim, oddanym do użytku 27 sierpnia budynku. Wybrałyśmy się na uroczystość otwarcia, po której obejrzałyśmy sobie szkołę. 



Emilia odebrała plan lekcji, przywitała się z nauczycielami (w większości nowymi), sprawdziła swoją szafkę, zapozowała do szkolnego zdjęcia, i nadrobiła zaległości towarzyskie. 

Nowa szkoła jest śliczna — wysokie, przestronne, dobrze oświetlone sale lekcyjne, piękne duże sale gimnastyczne, biblioteka, stołówka, osobna sala dla orkiestry i chóru, Góry Kaskadowe wymalowane na ścianach. Do tego zadbano o system bezpieczeństwa. Szkoła ma też klimatyzację ku radości i uczniów i personelu.





Emilia gotowa do rozpoczęcia nauki — ma nawet nowy plecak! Wybrany spośród przynajmniej setki plecaków oglądanych w pięciu różnych sklepach. Segregator, przybory do pisania — wszystko spakowane, czeka na pierwszy dzień szkoły.

czwartek, 11 lipca 2024

Lato

Wróciliśmy z wyjazdu wakacyjnego. Relacja w swoim czasie — teraz moc spraw do ogarnięcia a do tego ciągłe podlewanie ogródka, bo gorąco potwornie (we wtorek 42°C, ale teraz już tylko 38°C). 



Podczas naszej nieobecności przyszły wyniki matury międzynarodowej syna — nie wiem, czy dyplom otrzyma w tradycyjnej papierowej formie, czy tylko potwierdzenie drogą elektroniczną, ale maturę międzynarodową zdał, z czego bardzo się ucieszył, bo nie wszystkim jego kolegom się udało.

Przyszły też wyniki egzaminu ze statystyki na poziomie rozszerzonym — rezultat na tyle wysoki, że Krzysiek dostanie kredyt za ten kurs na studiach i nie będzie musiał już chodzić na te zajęcia.

sobota, 22 czerwca 2024

Zawody pływackie, ból gardła, i sesja u fotografa

W ostatnim dniu szkoły Emilii, czyli tydzień po ukończeniu liceum przez Krzyśka, od piątku do niedzieli, trzy miejscowe kluby pływackie gościły zawody Mike Morris Meet — na lokalnym odkrytym basenie.

Ponieważ jestem zobowiązana do odpracowania na rzecz klubu 20 godzin rocznie, a pracy przy takich zawodach jest sporo, cały weekend spędziłam na basenie, choć nie w wodzie. I byłoby fajnie, gdyby nie to, że w piątek wstałam z potwornym bólem gardła, a weekend nie należał do najcieplejszych. W niedzielę włożyłam zimową kurtkę i dopiero w godzinach popołudniowych ją ściągnęłam. Nie mogłam dopingować ani swoich dzieci, ani innych klubowiczów — byłam w stanie wychrypieć co nieco ledwie słyszalnym skrzekiem.


Mimo złego samopoczucia czas spędziłam miło i owocnie. Odpracowałam brakujące 18 godzin, choć trochę pomógł Krzysiek, kiedy już był po swoich konkurencjach. 

W tym roku Krzyśkowi poszło dość dobrze i zdobył sporo punktów dla klubu, mimo że wyniki miał gorsze niż kilka miesięcy temu, ale wiadomo, zajęty był nauką i opuścił sporo treningów. Teraz nadrabia — biega na basen codziennie. 

Emilii poszło tak średnio, ale Emilia jest w takim okresie, że na siłę chce udowodnić, że jej na niczym nie zależy. No i podobno w tym akurat basenie jest za ciepła woda i jej się źle tam pływa. Dla mnie nie ma większego znaczenia czy dziecko bije rekordy i zdobywa medale, czy nie, ważniejszy jest aspekt zdrowotny związany z pływaniem. Ale raz czy dwa razy do roku dobrze, żeby wzięła udział w zawodach z różnych innych powodów.

*               *               *

Pięć lat minęło od naszej ostatniej rodzinnej sesji u fotografa w 2019 roku. Zabierałam się za ustalenie terminu jak sójka za morze. Miała być sesja z okazji moich pięćdziesiątych urodzin w zeszłym roku, miała być z okazji osiemnastki Krzyśka, aż w końcu zmobilizowałam się, ustaliłam termin i wczoraj wybraliśmy się do studia. 

Do oprawienia w ramki wybrałam zdjęcie, na którym jesteśmy ustawieni tak samo jak pięć lat temu, nawet napis jest taki sam.

2024

Dla porównania - zdjęcie sprzed pięciu lat.

2019

Dzieci wyrosły, ja przytyłam - taka kolej rzeczy!



Mieliśmy dwa zestawy ubrań, odświętne, i takie codzienne. 
Te codzienne to pomysł z ostatniej chwili, kiedy już niemal wychodziliśmy z domu, kiedy to pomyślałam, że fajnie będzie jak założymy szare koszulki. 

A potem okazało się, że w tych zwykłych, już nieco schodzonych ubraniach wyszliśmy na zdjęciach lepiej, ładniej. 

Dużo pięknych zdjęć, jestem bardzo zadowolona. 



poniedziałek, 11 marca 2024

Dzieciowato

Licealny sezon szachowy za nami. Reprezentacja liceum, a w jej szeregach Krzysiek, zajęła pierwsze miejsce w swojej lidze i zakwalifikowała się do zawodów na poziomie stanowym – impreza odbyła się 1-2 marca, tym razem na północy Oregonu, więc wyjazd był dwudniowy, z nocowaniem w hotelu. 

Ostatecznie liceum Krzyśka uplasowało się na czwartym miejscu, i choć to poza podium to jest to dość dobry wynik – czwarte miejsce w stanie Oregon. 

Dodatkowej satysfakcji mojemu synowi dostarczył fakt, że pobili reprezentację drugiego lokalnego liceum, z którym współzawodniczą od lat. 

Licealne rozgrywki szachowe za nami ale w kwietniu syn wybiera się jeszcze na turniej Organizowany przez Oregońską Szkolną Federację Szachową. (Wyjazd organizowany przez szkołę.)


Impreza goni imprezę i zaraz po powrocie z szachów odbyło się oficjalne zakończenie sezonu pływackiego, z wręczaniem nagród, dyplomów, pożegnaniami, i nominacjami na kapitanów drużyn. Krzysiek dostał nagrodę dla najbardziej wartościowego zawodnika a głosowali pływacy, więc to wyróżnienie otrzymał od koleżanek i kolegów. Był bardzo zaskoczony! (Tabliczka z tych szklanych, z wygrawerowanym napisem - bardzo ciężko było zrobić zdjęcie bez swojego odbicia.)


Krzysiek wrócił do domu z plikiem dyplomów i nagród – dla mnie też był to bardzo miły wieczór bo który rodzic nie byłby dumny na moim miejscu!

Emilia unika jak może zawodów i występów publicznych, ale i na nią przyszła kolej by pochwalić się swoimi umiejętnościami. Instytucja, w ramach której aktualnie pobiera lekcje gry na fortepianie, organizuje kilka razy w roku popis i właśnie wczoraj miał miejsce wiosenny recital  czyli taki mini koncert młodych pianistów – w auli Wydziału Muzyki i Tańca naszego lokalnego uniwerku. Co ciekawe, fortepian w tej auli to jeden z ulubionych instrumentów mojej córki. Emilia miała okazję pograć na nim przed konkursem sonationowym w październiku ubiegłego roku, kiedy to ówczesna nauczycielka zabrała ją na obchód budynku i Emilia poćwiczyła na kilku różnych instrumwentach. 

Nie wiedziałam czy w ogóle dotrzemy na ten popis bo Emilia przeziębiła się potwornie i tylko dzięki medykamentom była w stanie zwlec się z łóżka. 
Na szczęście grała utwory na tyle krótkie, że zmieściły się pomiędzy wysmarkiwaniem nosa.
 
 

Tak w ogóle to od ponad tygodnia chorujemy sobie, nawet już nie na zmianę, ale niemal razem. Krzysiek przyjechał z turnieju szachowego z infekcją ucha, Emilia najpierw narzekała na ból brzucha i nudności a dzień przed występem dostała gorączki, a teraz ma klasyczne przeziębienie. A mnie właśnie zaczyna zbierać – pobolewa ucho, drapie w gardle, kicham. A tak bardzo chciałoby się nam pojechać na jakąś wycieczkę w góry!

niedziela, 18 lutego 2024

Bransoletki

Licealny sezon pływacki za nami. 

W tym roku reprezentacja liceum syna nie wypadła aż tak dobrze, jak rok temu na zwodach okręgowych. Krzysiek był mocno załamany, mimo że uzyskał dwa życiowe wyniki – jeden na 50 m kraulem, drugi na 100 m motylkiem. Dopiero kiedy trenerzy z klubu przysłali maila gratulując mu wyników, dotarło do niego, że, mimo że nie przeszedł do kolejnego etapu w lidze licealnej, to jednak uzyskał wyniki, które kwalifikują go do zawodów stanowych, w których do tej pory nie mógł uczestniczyć. 

Jako kapitan drużyny postanowił każdemu członkowi (oraz trenerkom) podarować upominek. W piątkowy wieczór, w pierwszy dzień zawodów okręgowych wymyślił, że dla wszystkich zrobi bransoletki – takie same, różniące się jedynie imieniem. 


Jak łatwo się domyślić, syn wymyślił, ale bez pomocy mamy plan nie zostałby zrealizowany. Pojechaliśmy do sklepu, pomogłam wybrać koraliki, a potem nizaliśmy razem przez dwie godziny. Głowa tego dnia bolała mnie straszliwie i miałam ochotę cisnąć koraliki w kąt, ale czego się nie robi dla dziecka. Nawet jak ono ma już 18 lat. W połowie dołączyła do nas Emilia więc udało nam się skończyć około dziesiątej w nocy. To znaczy ja skończyłam wysławszy uprzednio dzieci do łóżek – Krzysiek musiał się wyspać przed drugim dniem zawodów. 



Rano wstał, pojechał na basen i okazało się, że zapomniał o jednej osobie. Dobrze, że ja miałam na basen dojechać już po rozgrzewce, więc zdążyłam jeszcze dorobić tę jedną brakującą bransoletkę. W sumie było ich 24. Wszystkim bardzo się spodobały. 



Ponieważ koralików zostało sporo, Emilia też zrobiła sobie bransoletkę, choć bez swojego imienia, a potem jeszcze jedną, dla koleżanki (Kennedy).

Bransoletki zgłaszam do lutowej odsłony zabawy u Splocika Rękodzieło i przysłowia albo... 2.

W zasadzie to chyba dobrze się wpisują w oba zaproponowane w tym miesiącu przysłowia:

1. Kto nie kończy roboty, nie jest lepszy od tego, kto jej nie zaczyna.
2. Kochające serce zawsze jest młode.

Bransoletki zgłaszam także do zabawy Coś prostego u Renaty.


W ramach zabawy w lutym wykonujemy prace związane z miłością, obdarowywaniem kogoś bliskiego lub dalszego. Bransoletki wykonane z najczystszej miłości do mojego dziecka a z jego strony, dla ludzi, których darzy sporą sympatią.


Kiedy Splocik i Renata opublikowały lutowe zadania byłam w kropce – nic nie przychodziło mi do głowy, nie miałam żadnego gotowca, żadnych planów, zupełnie nic co by się nadało. Pomysł syna rozwiązał ten problem. (Aczkolwiek, wolałabym, żeby nie wyskoczył z tym pomysłem tak na ostatnią chwilę...)



niedziela, 21 stycznia 2024

W okowach lodu


Tu, gdzie mieszkamy, zimy są bardzo łagodne. Pada deszcz, ale temperatura utrzymuje się przeważnie powyżej zera, a jeśli jeździ się wszędzie samochodem to prawdę powiedziawszy nawet nie potrzebuje się zimowych butów i kurtki. 

Ale raz do roku zima przypomina sobie o nas, wpada z krótką wizytą i pokazuje pazury. Czasem ledwie je wysunie, poprószy śnieżkiem, i szybko zniknie. 
Co kilka lat wpada do nas z mocnym przytupem, pokazuje ostre pazury w całej okazałości a po jej wizycie miasto leczy rany prze wiele tygodni. 
Tak było w tym roku. 


Że nadciąga atak zimy wiadomo było od przynajmniej tygodnia - trąbiły o tym wszystkie media. Ponieważ w sobotę dzieci miały jechać na narty, zakupy zrobiłam już w piątek – chciałam, żeby mieli świeże bajgle i rożki na wyjazd.
Do wyjazdu na narty jednak nie doszło, ponieważ w sobotę rano wszystko pokrywała kilkucentymetrowa warstwa lodu. 


Nocą padał marznący śnieg, deszcz, znowu śnieg, a ujemna temperatura sprawiła, że wszystko to zamarzło w twardą i bardzo śliską skorupę. Do wyjazdu nie doszło ale skoro już dzieci wstały (mimo wolnego dnia), wzięliśmy sanki i poszliśmy na spacer. Wiatr siekł po twarzach marznącym deszczem i pierwszy raz od lat nie musiałam namawiać Emilii do założenia czapki i szalika. W trakcie spaceru zabrała mi nawet mój komin, aby lepiej zabezpieczyć się przed wiatrem. Ja założyłam tego dnia sweter z grubym golfem więc mogłam oddać jej swój komin.


Temperatura spadła mocno poniżej zera, ale śnieg nie padał, cały czas marznący deszcz, więc warstwa lodu stawała się coraz grubsza. Drzewa zaczęły się pod nią uginać, gałęzie łamać, linie wysokiego napięcia zerwane, mnóstwo domów bez prądu, bez internetu. Nie tylko domów, ale i sklepów, szkół, zakładów pracy. Z powodu wypadków autostrada była zablokowana przez 17 godzin. Droga od nas nad ocean zamknięta przez kilka dni. Sporo dróg, głównych i lokalnych, było nieprzejezdnych z powodu zwalonych drzew. 


Sytuacja ta trwała od soboty do wtorku, kiedy to powoli zaczęło się ocieplać. Padał deszcz, który podobno miał przyśpieszyć topnienie lodu pokrywającego wszystko, ale zanim do tego doszło sprawił, że było jeszcze bardziej ślisko. 
W poniedziałek było święto, więc szkoły nie było. We wtorek i środę zajęcia zostały odwołane we wszystkich szkołach, łącznie z uniwersytetem. W czwartek i piątek tylko nieliczne szkoły zostały otwarte – w tym te, do których chodzą moje dzieci. Ponieważ pracuję zdalnie, z domu, ja nie miałam przerwy z powodu ataku zimy. 


W okowach lodu tkwiliśmy pięć dni. My wywinęliśmy się obronną ręką. Cały czas mieliśmy prąd a co za tym idzie i wodę – jak nie ma prądu to automatycznie nie ma u nas wody. W kominku buzował ogień, dwa razy dziennie chodziliśmy na ponad godzinne spacery i w sumie dość miło spędziliśmy razem ten czas. 


Przez kilka dni zamartwiałam się o okno dachowe, bo wyglądało na to, że pękła w nim szyba, ale kiedy stopniał lód, "pęknięcie" znikło. Bardzo mi ulżyło. 
Straty przyszły z innej strony, acz niewielkie. W środę rano okazało się, że trzy gałęzie dębu za domem nie wytrzymały ciężaru pokrywającego je lodu. Spadając, cudem minęły linię zasilającą dom w prąd i kabel dostarczający nam internet. Dwie z tych gałęzi zmiażdżyłyby krzew kamelii, gdyby nie były takie długie – oparły się na ogrodzeniu kompostownika co ocaliło kamelię. Gałęzie były tak ciężkie, że nie dałam rady sama odsunąć ich, dopiero z pomocą Krzyśka odciągnęliśmy je w miejsce, gdzie nie przeszkadzają – spadły tak, że zagradzały mi dostęp do kompostownika. Jak przestanie padać deszcz będę je musiała pociąć i wysprzątać teren za domem – cały trawnik usłany jest połamanymi gałązkami, takimi drobnymi. 


Straty w okolicy są spore. Popękane rury, poniszczone domy i samochody, połamane kończyny, kilka osób straciło życie. W niektórych miejscach prądu nie będzie jeszcze przez wiele dni, a zanim wszystkie połamane i zwalone drzewa zostaną uprzątnięte minie nawet kilka miesięcy. Mam nadzieję, że w tym roku nie będziemy już musieli doświadczać zimy na własnej skórze.