Showing posts with label na slodko. Show all posts
Showing posts with label na slodko. Show all posts

Thursday, January 14, 2010

Matchamisù



Jeśli jestem czegoś pewna w nadchodzącym w Nowym Roku to tylko tego, że dla nas będzie to rok z dużą szczyptą Orientu. W sumie żadna to nowość, od zawsze bardzo lubimy te smaki i często tak jemy, ale w ostatnim czasie zauważyliśmy bardzo wysokie natężenie. A co będzie na deser? Jeden z najlepszych deserów świata w wersji fusion. Nie za często oczywiście ;)



Taki deser jadlam w naszej ulubionej niegdyś (zanim nie zeszła na psy, jak mówi moja przyjaciółka;) japońskiej restauracji WabiSabi. Nie chodzimy tam już od dawna, ale zawsze rzewnie wspominamy tamtejsze desery. Prawdziwe delicje. Jednym z nich jest właśnie Tiramisu z zieloną herbatą, bardzo łatwy do odtworzenia w domu. Zresztą ta wersja włoskiego deseru jest stałą pozycja w chyba każdej japośnkiej restauracji w Italii. Ciekawe dlaczego? ;)



Między nami deser ten nazywamy Matchamisù (chwytliwa nazwa, prawda?) i przyznam, ze to naprawde godny 'zamiennik' tej klasycznej wersji. Bardzo ważne jest, by użyć naprawdę niewielkiej ilości Matchy, bo jej zdecydowany smak, może zupełnie przykryć całą resztę. Czasami, dla uzyskania delikatniejszego smaku, do moczenia ciastek używam albo Senchy, albo dobrej zielonej herbaty jaśminowej, a Matchy tylko szczyptę dla pięknego koloru. Latem, dla lepszej konsystencji do kremu dodaję około 100g rozpuszczonej i ostudzonej białej czekolady. Wtedy jestem pewna, że całość będzie się świetnie trzymała, a sam deser zyskuje dodatkowy smak. Ani moje Tiramisu, ani Matchamisu nie są bardzo słodkie, dlatego radzę regulować ilość cukru według własnego smaku.



Acha, jeszcze powtórzę się co do mojego kremu do Tiramisù. Ja surowych białek nie jadam, a żółtka dla bezpieczeństwa i czystego sumienia ubijam z cukrem na parze. Można je całkowicie pominąć, krem będzie mniej 'bogaty' ale zawsze smaczny. Z czasem zwiększyłam ilość śmietanki do 500ml, bo dzięki temu krem zyskuję idealną (jak dla mnie oczywiście) konsystencję, ale jeśli preferowany jest krem bardziej ciężki ilość 150ml jest w sam raz. Dla wrażeń ekstremalnych radzę dodać około dwóch łyżek gotowej już herbaty do kremu ;)



Matchamisù czyli Tiramisù z zieloną herbatą Matcha

- 3 żółtka
- 3 łyżki cukru pudru
- 500g mascarpone
- 500ml smietanki 36%
- 1 łyżka ekstraktu z wanilii
- 1 płaska łyżeczka do herbaty Matcha zaparzonej w 250ml nie wrzącej wody
- łyżeczka herbaty Matcha do dekoracji
- biszkopt lub podłużne biszkopty

- 100g rozpuszczonej w kąpieli wodnej bialej czekolady (wtedy zmniejszyć ilość cukru do jednej płaskiej łyżki)

Zaparzyć herbatę Matcha i ostudzić. Żółtka ubić z cukrem na puszysty krem (najlepiej na parze). Następnie wmiksować mascarpone. Jeśli jest używana dodać białą czekoladę i krótko zmiksować. W osobnej misce ubić śmietanę i delikatnie wmieszać ją w masę z żółtek i sera. W szklaneczkach lub dużym naczyniu ukladać namoczone w herbacie ciastka na zmianę z kremem. Schlodzic przez kilka godzin. Przed podaniem wierzch udekorować przesianą herbatą Matcha.

DRUKUJ PRZEPIS

P.S. Zaczęło się głosowanie na Blog Roku. Jeśli ktoś z Was jest chętny do wysłania SMS na mój blog wszytskie dane znajdują się w na górze po lewej stronie. Za każdy glos pięknie dziękuję! :)

--- --- --- --- --- --- --- --- --- --- --- ---

Il 2010 possiamo già chiamarlo Anno dell'Oriente. Anche se da sempre quei sapori ci piacciono tantissimo, solo ultimamente abbiamo notato una vera e propria 'voglia incontenibile' ;) Nella testa preparo diversi menu, compro tutti gli ingredienti necessari (ma perchè è così difficile trovarli in Italia???) e a mio fratello faccio assaggiare un dessert buonissimo, vero fusion tra Italia e Giappone. La prima volta l'ho visto al Wabi Sabi (quando era ancora appetibile) anche se in verità si trova quasi in ogni ristorante giapponese della Penisola. Ed è così facile rifarlo a casa...

Questo dessert è davvero speciale. Basta stare attenti ad usare una quantità non eccessiva di Matcha, perche ha un sapore molto forte. Si può anche variare, bagnando i biscotti nel tè Sencha oppure in un buon tè al gelsomino con una punta di Matcha per dare colore. D'estate nella crema aggiungo 100g di cioccolato bianco sciolto a bagnomaria perché così il tutto viene più compatto, ma arricchisce anche il sapore del dessert (in tal caso per la crema è meglio usare solo un cucchiaio di zucchero).

Ancora qualche parola sulla mia crema per Tiramisù. Io le chiare crude non le mangio volentieri, per questo 'alleggerisco' la crema di mascarpone con la panna. Volendo ottenere la crema più o meno consistente basta variare la quantità di panna fresca tra 150 e 500ml. A tante persone sembrerà strano, ma più si mette la panna montata più la crema viene 'leggera' (trascurando l'impatto calorico...) :D
Per sicurezza, e per evitare potenziali sensi di colpa, monto tuorli e zucchero a bagnomaria, come per fare lo zabaione. Consiglio anche di aggiustare la quantità di zucchero a proprio piacere, perchè a me i "dolci molto dolci" non piacciono proprio... :)

A chi vuole sentire ancora di più il sapore del tè Matcha suggerisco di aggiungere due cucchiai di bagna alla crema di mascarpone.


Matchamisù, ovvero Tiramisù con tè verde Matcha

- 3 tuorli
- 3 cucchiai di zucchero a velo
- 500g di mascarpone
- 500ml di panna fresca
- 1 cucchiaio di estratto di vaniglia
- 1 cucchiaino di tè Matcha sciolto in 250ml di acqua non bollente (circa 80 gradi)
- 1 cucchiaino di tè Matcha per decorazione
- pan di spagna, pavesini o savoiardi

- 100g di cioccolato bianco, sciolto a bagnomaria e raffreddato (in tal caso per la crema usare solo 1 cucchiaio di zucchero a velo)

Preparare il Matcha e farlo raffreddare. Montare i tuorli con lo zucchero (meglio se a bagnomaria). Incorporare il mascarpone, la vaniglia e il cioccolato (se viene usato) e montare ancora. Montare in una ciotola separata la panna e incorporarla nella crema di mascarpone, mescolando dall'alto verso basso. Sistemare nei recipienti scelti i biscotti bagnati nel Matcha alternanando con la crema. Mettere in frigorifero per qualche ora. Prima di servire setacciare sulla superficie un po' di tè Matcha in polvere.

STAMPA LA RICETTA

Thursday, December 17, 2009

Cheesecakebrownie i (wiecej niz) pare slow...



W ostatnich dniach w kazdej wolnej chwili siadam przy komputerze by skrobnac kilka slow. notes windowsa zapelnia sie szybko, ale zawsze pod koniec, gdy przeczytam co napisalam wciskam magiczny przyciski 'backspace' i wpatruje sie jak miarowo znikaja slowa, ktore tak pieczolowicie pisalam. Bez zalu. Jest to po prostu znak, ze znow sie zagalopowalam i zamiast o jedzeniu pisze referaty o sobie, a przeciez nie ja jestem tematem tego bloga... ;) Pisze to zeby sie przed Wami wytlumaczyc, bo choc bardzo nie lubie znikac bez slowa to jednak zdaza mi sie to nagminnie. Teraz juz wiecie dlaczego :)

Teraz gdy emocje ostanich tygodni, a przede wszystkim ostatnich dni powoli opadaja, mam nadzieje znow napisac cos 'na temat'. Przygotowalam sobie duzy dzbanek goracej, zielonej herbaty z syropem aroniowym (nawet jak nie zadziala, to jest pyszny!). Usunelam w koncu te biedne figi z naglowka i zainspirowana biela, ktora otacza w tym momencie Wroclaw, snieg pada teraz troszke i u mnie :) Dzielnie walcze z moim technicznym zacofaniem i powoli (z wielkim opoznieniem, a jakze!) koncze przygotowywac swiateczna niespodzianke dla moich przyjaciol i dla Was.No i nie wiem od czego zaczac. Bo znow pisze nie na temat ;)

Przede wszystkim chcialam serdecznie podziekowac Isadorze, Krzysztofowi, Lu i Asi za wyroznienie. To jedna z tych malych rzeczy, co potrafia sprawic, ze nawet w ciezkim dniu pojawia sie usmiech na buzi. Bardzo to mile i bardzo bym chciala sprawic tyle samo radosci innym blogowiczom, ale jak to zwykle bywa wskazanie 10 przerasta moje mozliwosci. Przez ten czas gdy nie pisalam, myslalam czesto kogo moglabym wymienic, ale jak zawsze mam wrazenie, ze ktos bedzie czul sie skrzywdzony. Chcialam pokazac blogi niekulinarne, albo po prostu nie stricte kulinarne, ale mam bardzo brzydka przypadlosc, ze zawsze odkladam wszystko na pozniej, a jest to niedobre polaczenie z moim zapominalstwem. Najlepszym tego przykladem jest moja lista ulubionych blogow: mam nadzieje, ze nikt sie na to nie nabral! ja lubie duzo wiecej blogow :). (Co do mojego zapominalstwa to tak wtrace mimochodem: Tilli!!! Ja pamietam caly czas!!!Wybacz!)

Dodatkowo Pola mi pokazala taka mala niespodzianke. Moj blog zostal ostatnio wyrozniony w artykule, gdzie znajduje sie w doborowym towarzystwie i jest mi z tego powodu oczywiscie ogromnie milo. Zastanawialam sie czy ma sens udzial brac w tym konkursie, bo ja sie malo nadaje do takich rzeczy, ale uzyto wobec mnie takich argumentow, ze pewnie predzej czy pozniej sie dopisze. Ale od razu mowie, ze jesli jakims dziwnym zbiegiem okolicznosci trafi do mnie komputer to bedzie rozlosowany wsrod czytelnikow.

Juz wracam do tematu i tak calkiem w temacie musze sie pozalic, ze nie umiem robic zakupow w Polsce (dokladnie we Wroclawiu). Cukru waniliowego (nie mylic z wanilinowym, czytajcie dokladnie etykietki!) szukalam przez tydzien. Maki chlebowej nie dostalam do tej pory (a to juz 3 tygodnie ciaglego wypytywania sie). A o maizenie nawet nikt nie slyszal. A wanilia i maizena byly mi potrzebne do ciasta, ktore upieklam na urodziny mojego brata. Z samym ciastem tez mialam problemy, ale to jeszcze bylo we Wloszech. Robilam je kilkakrotnie i choc zawsze wychodzi bardzo smaczne, to jednak nie bylo to. Ale sie uparlam i postawnoilam robic do skutku, bo przyznam, ze procz smaku (ktory jest pewniakiem przeciez, bo czymoze byc cos lepszego niz brownies i sernik razem?) interesowal mnie bardzo aspekt wizualny tego ciasta. Bardzo wazne okazalo sie, by masy byly odpowiedniej konsystencji i najwazniejszy moment dekoracji nie zakonczyl sie a: opadnieciem masy serowej na dno, b. brakiem mozliwosc malowania bohomazow (gdy masy sa za geste) c. nie upieczeniem sie ciasta (tez pyszne ale trudne do jedzenia) d. cakowitym wchlonieciem masy serowej przez czekoladowa (zeby nie uslyszec :'Kochanie, ale jestes pewna, ze dodalas mase sernikowa?')
Wiec dopeiro za szostym razem, ale doszlam do perfekcji moim zdaniem i oto jej rezultaty. Wrocilam do mojego ulubionego przepisu na brownie, mase serowa przygotowalam tak jak do sernika krakowskiego (tylko bez masla) i jedyny blad jaki popelnilam, to ze zrobilam go tak malo ;)

Tak dodam jeszcze, ze My best food nie stal sie nagle blogiem o slodkosciach;) Tak po prostu ostatnio wychodzi...




Cheesecakebrownie czyli inaczej ciasto czekoladowosernikowe ;)

masa czekoladowa:
- 5 jajek
- 100g cukru trzcinowego (najlepiej pudru, ja miele w mlynku do kawy)
- 200g masla
- 250g czekolady
- 120g maki

Czekolade i maslo rozpuscic w kapieli wodnej i przestudzic. Jajka ubic z cukrem, dodac rozpuszczone czekolade i maslo i zmiksowac. Na koniec dodac
przesiana make, wymieszac i przelac do foremki wylozonej papierem do pieczenia.

masa serowa:
- 500g sera twarogowego zmielonego (albo 300g philadelphii i 200g ricotty)
- 2 zoltka
- lyzka ekstraktu z wanilii
- 4 lyzki cukru pudru
- 2 lyzki maizeny (lub skrobi ziemniaczanej)

Wszystkie skladniki krotko zmiksowac. Mase serowo wylozyc na mase czekoladowa. Najlepiej w postaci kleksow. Wtedy trzonkiem drewnianej lyzki , polaczyc delikatnie obie masy. Piec przez ok. 25-30 minut w temperaturze 180 stopni. Schlodzic przez noc w lodowce.

----------------------------------

Finalmente ho il tempo di sedermi con calma e scrivere qualcosa. Da tre settimane sono a casa in Polonia, e anche se speravamo tanto in una bella vacanza tranquilla, come sempre le cose non vanno come si vuole. Ma non mi lamento perche comunque va benissimo (tranne che invece degli amici vedo ogni giorno la farmacista ;). Da tre giorni nevica in continuo, fuori è tutto bianco (finalmente...) ed è molto freddo. L'atmosfera di natale si sente dappertutto, anche nei minimi gesti. La lista della spesa, le decorazioni di casa, l'elenco dei regali... Per nostra fortuna a questi ultimi abbiamo già pensato, ma siccome 'ci piace' fare tutto all'ultimo minuto probabilmente li impacchetteremo il 24 mattina, oppure direttamente prima della cena della Vigilia :) Con il buon proposito di organizzarsi meglio l'anno prossimo.... ;)
In tutto questo tempo il cheesecakebrownie è l'unica cosa che sono riuscita a cucinare. La torta che sogno da tanto. In verità, l'avevo già provata qualche volta, ed era buona, però sia nella presentazione sia nella consistenza c'era tanto da ridire. Ma ora, dopo l'ennesima correzione, ecco il risultato. Alla fine per il brownies ho usato la ricetta di sempre (che per me è il massimo!), e ho basato il composto di formaggio sulla mia ricetta preferita per il tradizionale Sernik polacco (tipo torta di ricotta). Una vera goduria!

P.S. non so se avete mai provato, ma vi consiglio una volta di infilare nella torta pronta (appena prime di cuocerla) lamponi o amarene snocciolate fresche o surgelate.Non ci sono parole per descrivere il risultato :)


Cheesecakebrownie

composto al cioccolato:
- 5 uova
- 100g di zucchero di canna (meglio se a velo, io mi aiuto col macinacaffè)
- 200g di burro
- 250g di cioccolato
- 120g di farina

Scogliere cioccolato e burro a bagnomaria e raffreddarli un pochino. Sbattere le uova con lo zucchero, aggiungere cioccolato e burro fusi, e alla fine la farina. Versare il tutto nello stampo (24x24cm) ricoperto con carta da forno.

composto al formaggio:
- 300g di philadelphia
- 200g di ricotta
- 2 tuorli
- 1 cucchiaio di estratto di vaniglia
- 4 cucchiai di zucchero al velo
- 2 cucchiai colmi di maizena

Mescolare velocemente questi ingredienti e versare a chiazze sopra il composto di cioccolato. Poi con dorso del cucchiaio fare dei disegni cercando di non andare troppo a fondo. Cuocere a 180 gradi per 25-30 minuti. Raffreddare e mettere per la notte in frigo.

Monday, November 23, 2009

Trufle niespodzianka / Tartufini sorpresa



Juz niedlugo jedziemy do Polski. Jeszcze przystanek w Weronie, by zalatwic ostatnie sprawy w tym roku i cala reszte pracy zabieramy ze soba. Musimy naladowac baterie, a moj dom rodzinny to chyba jedyne miejsce gdzie jest to mozliwe. To dlatego ostatnie dni sa tak wykanczajace. Zawsze w biegu miedzy kupowaniem prezentow, zegnaniem sie i skladniem zyczen rodzine i znajomym. No i szykowaniem walizek, mam nadzieje, ze ostatnich w tym roku...
Juz wszyscy wiedza, ze ze swiatecznymi zyczeniami zawsze daruje cos slodkiego wiec tym razem musialam pozegnac pierniki, a zrobic cos bardzo prostego i oczywiscie bardzo smacznego, a jednoczesnie efektownego. Jedyne co mi przyszlo na mysl to trufelki czekoladowe. Tym sposobem korzystajac z kazdej wolnej chwili wyturlalam okolo 200 trufli. Czynnosc wcale nie taka meczaca, poniewaz pomagalam sobie specjalnym przyrzadem, taka minigalkownica do lodow. A trufle nazwalam niespodzianka, bo zrobilam ich cztery warianty. Dzieki temu, ze wszystkie wygladaly tak samo, obdarowany siegajac do pudelka nigdy nie wie co go czeka :)



Trufle niespodzianka
na ok. 20 trufli

- 100ml smietanki 36%
- 100g czekolady mlecznej
- 50g gorzkiej czekolady 70% kakao
- gorzkie, ciemne kakao (Van Houten)

- orzechy laskowe
- wisnie z zalewy
- 1/4 lyzeczki kardamonu
- 1/2 lyzeczki cynamonu
- 2 lyzki Grand Marnier
- 2 lyzki Amaretto di Saronno

Smietanke zagotowac i wylac na pokrojona czekolade. Mieszac, az ta sie rozpusci i gdy masa bedzie gladka nalezy ja przestudzic, a potem chlodzic w lodowce przez ok. 12 godzin. Nastepnie formowac kulki i kazda dokladnie obtoczyc w kakao. Trufle z orzechami lub wisniami: w srodek kazdej trufli wcisnac orzech laskowy (lub dobrze osuszona wisienke). Trufle z cynamonem lub kardamonem lub Grand Marnier lub Amaretto: dodac przyprawy do goracej jeszcze masy.


Wersja przyprawowa idealnie nadaje sie na korzenny tydzien Ptasi :)

---------------------------------------------------------------------
Tra poco partiamo per Polonia. Dopo un anno così frenetico ne abbiamo proprio bisogno. Anche se comunque di lavoro c'è ne tantissimo speriamo che staccarsi completamente ci darà la possibilità di riprenderci. Questi giorni sono infernali: di corsa fra comprare regali, salutare tutti e fare gli auguri. Ah sì, ci tocca di nuovo fare le valigie... ;)
Ormai si sa che con gli auguri regalo a tutti qualche dolcetto, e quest'anno ho dovuto preparare qualcosa di semplicissimo anche se moooolto buono. Con i tartufini di cioccolata si va sempre a colpo sicuro (certo se non avete un'allergia ai latticini ;). La cosa bella è anche il fatto che è molto semplice variare il loro gusto. Il trucco è farli uguali (io mi aiuto con un attrezzo apposito che non è altro che un cucchiaio per gelato versione mignon ;) e quando si pesca dalla scatolina una pallina profumata in realtà, come nella vita, non si sa mai cosa ti capita. Proprio come nel famoso detto di Forrest Gump ;)


Tartufini sorpresa
per circa 20 tartufini

- 100ml di panna fresca
- 100g di cioccolato al latte
- 50g di cioccolato fondente 70% cacao
- cacao amaro scuro (Van Houten)

- nocciole
- amarene sciroppate
- 1/4 cucchiaino di cardamomo
- 1/2 cucchiaino di cannella
- 2 cucchiai di Grand Marnier
- 2 cucchiai di Amaretto

Portare la panna ad ebollizione e versarla sul cioccolato spezzettato. Mescolare finché il tutto non si amalgama, e quando il composto sarà fluido lasciare a raffredare e poi mettere in frigorifero per circa 12 ore. Poi formare le palline e rigirarle in abbondante cacao amaro. Per i tartufini con le nocciole oppure amarene: infilare una nocciola (oppure una amarena sciroppata ben asciugata) in mezzo al tartufino e poi ricoprire di cacao. Per tartufini con cannella oppure cardamomo oppure Amaretto oppure Grand Marnier: aggiungere le spezie dentro il composto ancora caldo. Poi proseguire a formare le palline e rigirarle nel cacao amaro.

Tuesday, November 17, 2009

Ciasto lub babeczki marchewkowe od Severino / Torta o tortine di carote di Severino



Chorobsko prawie poszlo sobie precz, nadrabiam wiec pracowe zaleglosci i korzystajac z baaardzo nudnego spotkania pokaze Wam cos co juz bylo, ale co warto przypomniec.
Na poczatku pisania bloga pojawil sie przepis na ciasto marchewkowe. Autorem jest Severino Motalli, cukiernik z Teglio, ktory jest prawdziwym mitem w mojej rodzinie. Kiedys bym napisala wloskiej czesci rodziny, ale teraz takze moja bratanica Hania poznala uroki Severino i jego zony i przez cale dwa sierpniowe tygodnie nie chciala jesc sniadania w innym miejscu :) Ja w miedzy czasie z Severino sie zaprzyjaznilam, bylam nawet fotografowac go podczas pracy. Wycalowalam go za to marchewkowe cudo (od Beni tez) no i sprobowalam oryginalu i wiecie co? Ta moja uproszczona wesrsja jest duzo lepsza :) Jedyna tym razem zmiana to olej zamiast masla, zeby mogli je jesc takze ci ze alergia na mleko. Dla nich tez niektore babeczki zostaly polane pomaranczowym lukrem. Obie wersje sa pyszne (choc przyznam, ze ta z kremem serowym dla mnie wciaz jest najlepsza).
Marchewki marcepanowe przywiozlam ze Szwajcarii, maja ich tam duzy wybor :)

Poprzedni wpis znajdziecie tutaj



Ciasto marchewkowe od Severino

- 100g masla lub 75g oleju
- 200g cukru
- 200g mielonych migdalow
- 1 jajko+ 1 zoltko
- 100g maki
- 2 plaskie lyzeczki proszku do pieczenia
- 300g startej na malych oczkach marchwii

Wszystkie skladniki dokladnie zmiksowac w podanej wyzej kolejnosci. Przelac do tortownicy 22cm wysmarowanej maslem i wysypanej platkami migdalowymi albo cukrem i piec w piekarniku nagrzanym do 170 stopni do suchego patyczka.

Lukier z Philadelphii

- 160g serka Philadelphia
- 2 lyzki masla
- cukier puder (tyle by powstala gladka, niezaslodka konsystencja)

Wszystko dokladnie utrzec i rozsmarowac na ciescie. Mozna takze przygotowac lukier wczesniej i schlodzic go w lodowce.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***


Questi ultimi giorni ero completamente stesa dall'influenza, ma ora piano piano sto recuperando. Per tirarci su ho preparato delle tortine di carote, sulla base della ricetta di Severino Motalli, pasticcere di Teglio, che è un vero mito nella mia famiglia. La torta originale ha un guscio di pasta frolla, sempre preparo senza. Poi non mi immagino la torta di carote senza una glassa di formaggio cremoso. Si sposano così bene... :) Pero se avete amici con intolleranza ai latticini, potete ricoprire i tortini (o la torta) con una glassa all'arancia. Le carotine di marzapane le ho trovate in Svizzera.



Torta di carote di Severino

- 100g di burro o 75g di olio
- 200g di zucchero
- 200g di mandorle macinate
- 1 uovo + 1 tuorlo
- 100g di farina
- 2 cucchiaini rasi di lievito per dolci
- 300g di carote grattugiate finemente

Mescolare tutti gli ingredienti nell'ordine sopra esposto. Versare l'impasto in una tortiera di diametro 22 cm, precedentemnte imburrata e ricoperta di fiocchi di mandorle oppure zucchero. Cuocere al forno riscaldato a 170g finché non è abbastanza asciutta dentro (prova stecchino).

Glassa al formaggio Philadelphia

- 160g di formaggio Philadelphia
- 2 cucchiai di burro
- zucchero a velo, circa 2 cucchiai (ma dipende dal proprio gusto)

Ammorbidire formaggio e burro a temperatura ambiente, poi montare tutto insieme fino ad ottenere una glassa bella spumosa. Prima di spalmare sulla torta si può raffreddare la glassa in frigorifero.

Thursday, November 12, 2009

Crumble owocowo-migdalowy / Crumble di frutta e mandorle



Dzis bardzo, krotki, krociutki post, bo tak naprawde mialo byc o czyms innym. Poczeka... :)
Usmialam sie dzis bardzo jak zobaczylam Crumble Poli, bo wczoraj zrobilam bardzo podobny. Musialam w koncu zuzyc sliwki, ktore trzymam w koszu z jablkami od miesiaca z nadzieja, ze dojrzeja i beda troche slodsze. Niestety bez rezultatu.



Wiec w desperacji pokroilam je na czastki, dodalam kwasne jablko pokrojone w kostke, garsc mrozonych borowek, wszystko skropilam sokiem z pomaranczy, zamieszalam z czubata lyzka cukru waniliowo-cynamonowego i ponakladalam do malych miseczek wysmarowanych maslem. Na gore zrobilam kruszonke z 80 g mielonych migdalow, lyzki trzcinowego cukru. 40g masla i kilku posiekanych migdalow. Zapieklam w temp. 180 stopni przez 20 minut. A potem zajadalismy pokrywajac calosc tonami lodow waniliowych :)



Jednak jesli nie lubicie ekstremalnych wrazen, a macie wyjatkowe kwasne owoce czy sliwki to polecam dodanie rozsadna ilosc cukru (chociaz lody pomagaja na wszytsko:)

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Oggi un post al volo :)

Un mese fa ho comprato delle bellissime susine, pero' erano molto dure e aspre. Allora ho continuato a tenerle con le mele (perche', come si sa, accelerano la maturazione dei loro 'vicini di cestino') ma nulla da fare. Allora ieri, presa dalla disperazione (che si chiama "o faccio qualcosa o le butto") le ho tagliate a spicchi. Ho aggiunto una mela renetta tagliata a cubetti e un pugno di mirtilli surgelati. Poi ho condito la frutta con del succo d'arancia e un cucchiaio di zucchero con vaniglia (non vanillina) e cannella e l'ho divisa in delle piccole coppette ricoperte di burro. Per la copertura ho preparato un crumble con 80g di mandorle macinate, 40g di burro, un cucchiaio di zucchero di canna e qualche mandorla a pezzeti. Ho infornato le coppette per 20 minuti a 180 gradi. Dopo le abbiamo consumate con una tonnellata di gelato alla vaniglia.

Consiglio: se non vi piaciono le esperienze estreme, e la vostra frutta, come la mia, e' molto acida, non temete di aggiungere una quantita' di zucchero ragionevole (anche se il gelato risolve qualsiasi problema ;)

Tuesday, November 10, 2009

Batony bananowo-karmelowe z orzechami / Barrette di banana, caramello e arachidi



Czasem powinnam nie wlaczac skypa. Bo malujac sie na wieczorne wyjscie, chce tylko zobaczyc co u dziewczyn, a konczy sie na tym, ze po powrocie do domu o trzeciej w nocy karmelizuje banany. W sumie to przez dwa lata juz sie do tego przyzwyczailam;)

Historia tych batonow wcale nie jest dluga i zawila, ale ze zjaduje sie w pozycji horyzontalnej kompletnie scieta z nog przez grype, to nie bede sie rozpisywac. Ja juz wczesniej w innej formie wykorzystalam gore, a Tatter na spod pokazala mi swoj ulubiony przepis Delii Smith. Moze Tatter kiedys opowie reszte. Musze jedynie podkreslic dwie rzeczy: za pierwszym razem zrobilam podobne ciasto uzywajac mojego przepisu na krem karmelowy i byl to pelen sukces (oczywscie w tym przypadku pominelam posypanie wszytskiego fleur de sel). Tym razem, uzylam gotowego karmelu z puszki (moje kompulsywne zakupy w Szwajcarii, bo u mnie takich nie ma;) i okazal sie kleska, bo jest zbyt plynny i co zabawne nie scina sie nawet nawet w zamrazarce (wole nie wiedziec co zostalo pominiete na etykiecie). Po drugie zakladajac, ze w kazdej czesci tego ciasta jest cukier uzylam duzo gorzkiego kakao i polalam calosc kuwertura o zawartosci kakao 70%. No i nie bylo prawie zadnej slodyczy co dla mnie jest plusem, ale jesli lubicie slodki smak, to radze uzyc czekolady mlecznej :)

Ten boski spod to zmodyfikowany przepis Delii Smith. Oryginal znajdziecie tutaj. Uzyje go niejednokrotnie do tart, bo jest naprawde wyjatkowy.



Batony bananowo-karmelowe z orzechami

baza:
- 150g miekkiego masla
- 60g brazowego cukru pudru (u mnie niedostepny dlatego sama miele w mlynku do kawy)
- 110g zmielonych orzechow laskowych (ja uzylam bez skorki)
- 60g maki ryzowej
- 110g maki
- 40g kakao, najlepiej Van Houten

nadzienie:
- 4 banany
- lyzka masla
- 2 lyzki brazowego cukru
- krem krowkowy, karmel z puszki, a najlepiej solony krem karmelowy
- orzeszki ziemne obrane i podpieczone
- czekolada gorzka
- fleur de sel (jesli nie uzywacie kremu karmelowego solonego)

Maslo ubic z cukrem pudrem. Nastepnie dodac zmielone orzechy (jesli mielicie sami, to najpierw nalezy je podtostowac na patelni), a na koniec przesiane razem kakao i obie maki. Przygotowac formke do pieczenia: nasmarowac maslem, a nastepnie wylozyc papierem do pieczenia (maslo spowoduje, ze papier nie bedzie sie ruszac, a dzieki papierow bedzie mozna latwo wyjac cale ciasto z foremki). Ciastem wylozyc foremke (ja uzylam 20x26cm). Nie powinna byc duza, bo spod musi byc dosc wysoki. Schlodzic calosc przez ok. 30 minut, a nastepnie piec przez ok. 25 minut w temperaturze 180 stopni. Po upieczeniu, nalezy dac ciastu opodczac ok. 15 minut. W tym czasie na patelni rozpuscic maslo z cukrem, az powstanie lekki karmel, a natepnie dodac banany obrane i przekrojone wzdluz. Gdy nabiora ladnego zlotego koloru ze wszystkich stron, wylozyc je na przygotowany spod. Na to wylac krem krowkowy, karmel z puszki i (powinien byc dosyc gesty), a najlepiej krem karmelowy z mojego przepisu (bo autentycznie sprawdza sie w tym polaczeniu najlepiej). Na to wysypac orzeszki ziemne, calosc obsypac fleur de sel przykryc folia spozywcza i wstawic do lodowki na cala noc.
Nastepnego dnia trzymajac za papier wyjac ciasto z foremki, pokroic je na batony, a nastepnie polac rozpuszczona czekolada. Znika w oka mgnieniu!

Oczywiscie przepis bierze udzial w Orzechowym Tygodniu:)




*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Queste barrette sono il frutto di una voglia incontrollabile di qualcosa di buono. 'Il parto di due menti malate', come lo ha descritto il mio T. a proposito di me e della mia amica Pusia (che ha un bellissimo blog) mentre ideavamo la ricetta su skype ;)

Ci sono due cose da dire: innanzitutto, usate o una crema mou abbastanza densa, oppure preparate la mia crema al caramello salato (che, come promesso, tradurro' a breve). Io questa volta ho usato una crema mou in lattina (frutto di una mia spesa compulsiva in Svizzera, visto che qui non riesco a trovarla), che era troppo liquida, colava dappertutto e che neanche un soggiorno in freezer e' stato in grado di rassodare. Preferisco non sapere quale ingrediente e' stato omesso dall'etichetta di questo prodotto. Potete preparare anche una buonissima crema mou comprando il latte condensato in lattina e facendolo bollire a fuoco basso per tre ore, stando attenti che sia sempre ben coperto d'acqua; spegnete il fuoco, lasciate raffreddare ancora immerso nell'acqua e poi mettetelo in frigo per una notte. Potete prepararne anche di piu', le lattine superstiti si possono conservare in frigo per lungo tempo, pronte a soddisfare voglie improvvise ;)
Inoltre, dato che avevo paura dell'eccesso di zucchero, ho usato per la base tanto cacao molto amaro, e per la copertura un fondente al 70%, il che ha bilanciato il troppo dolce. A me piace cosi', pero' se voi preferite una nota meno amara vi consiglio il cioccolato al latte.
Questa base meravigliosa e' una variante di una ricetta di Delia Smith che troverete qui. E' veramente spettacolare e ho intenzione di usarla in mille modi, perche' deve essere perfetta per le crostate tipo cioccolato e pere :-)


Barrette di banana, caramello e arachidi

base:
- 150g di burro morbido
- 60g di zucchero di canna al velo (siccome non si trova, lo preparo da sola col macinacaffe')
- 110g di farina di nocciole (io ho usato quelle senza buccia)
- 60g di farina di riso
- 110g di farina
- 40g di cacao amaro (io consiglio Van Houten perche' e' molto amaro)

farcitura:
- 4 banane
- 1 cucchiaio di burro
- 2 cucchiai di zucchero di canna
- crema mou, oppure la mia crema al caramello salato
- arachidi sbucciate e tostate
- cioccolato fondente
- fleur de sel (a meno che non si usi la crema al caramello salato)

Montare il burro con lo zucchero al velo. Quando il composto e' bello spumoso aggiungere la farina di nocciole (se la preparate in casa, le nocciole vanno prima tostate sulla padella), e poi le due farine ed il cacao setacciate insieme. Preparare la teglia imburrandola e rivestendola di carta da forno (il burro serve per tenere ferma la carta e la carta per tirare fuori dalla teglia il dolce pronto). Stendere l'impasto sulla teglia (io ho usato una 20x26). La teglia non deve essere troppo grossa altrimenti la base viene troppo sottile (l'ideale e' circa 1-1,5 cm).
Mettere il tutto in frigo per mezz'ora, e dopo cuocerlo per circa 25 minuti in forno riscaldato a 180 gradi. La base non va cotta troppo, risultera' abbastanza morbida ma facendola riposare si rassodera'. Nel frattempo in una padella sciogliere il burro con lo zucchero, e quando cominceranno a caramellare aggiungere le banane sbucciate e tagliate a meta' in lunghezza.
Quando diventeranno di un bel colore dorato, sistemarle sulla base pronta. Coprire il tutto con la crema mou (o con la crema al caramello salato preparata fresca), e cospargere con le arachidi. Mettere il tutto in frigo per tutta la notte.
Tenendo forte la carta da forno tirare fuori il dolce dallo stampo, tagliarlo a rettangoli e coprirli con il cioccolato fuso a bagnomaria. Spariscono a vista d'occhio ;-)

Tuesday, October 27, 2009

Jagodzianki



Ostatni tydzien byl dla mnie wyjatkowy. Oficjalnie (no prawie) zakonczylismy prace na ten rok (bo jest powiedzmy sezonowa ;). Pozegnalismy (bez zalu, ale z lezka w oku) mieszkanie w hotelu, ktore bylo naszym drugim domem przez ostatnie 10 miesiecy. Swietowalismy bardzo udanym przyjeciem trzydzieste urodziny mojego T. Zaplanowalismy prawie dwumiesieczny pobyt w Polsce (Hania, moja bratanica, z podejrzeniem w glosie mowi, ze prawie nie znaczy na pewno, ale nadzieje istnieje :) i co najwazniejsze, po 5 latach nadszedl dzien, kiedy zdalam sobie sprawe ( w sumie to nie ja tylko Tatter sluchajac mojego wulkanu radosci) ze sie odnalazlam na Nowej Ziemi. Teraz juz Mojej Ziemi. I to w 100 procentach. I choc od dwoch lat wszysycy do znudzenia mnie pytaja czy czuje sie bardziej z Florencji czy z Werony (bo tak naprawde moje zycie jest podzielone na te dwa miasta), a ja do znudzienia odpowiadam, ze jestem i zostane na zawsze Polka z Wroclawia, to Florencja (nie Wlochy) jest moja druga ojczyzna. Z przyjaciolmi, na ktorych moge polegac zawsze i wszedzie, z moimi miejscami gdzie barman wie jaka kawe lubie i co mi przygotowac na aperitivo, z Andrea z kiosku, ktory ruszy niebo i ziemie by zdobyc dla mnie nowy numer Deliocious czy Donny Hay, z miejscami gdzie moge schowac sie przed calym swiatem i naladowac baterie. Zabawne jest to, ze ja to wszystko mam od trzech lat. Tylko tyle czasu zabralo mi zdanie sobie z tego sprawy. A moze nie bylam na to po prostu gotowa...?

Wiec z pelnym entuzjazmem, ktory wrecz eksploduje ze mnie nastawilam ciasto na jagodzianki, ktore w koncu nie wprowadza mnie w stan melancholii, bo choc jestem daleko od domu to jestem w... domu :)



Pierwszy raz zrobilam te pyszne buleczki tego lata (zdjecia tez :), zaraz po tym jak Komarka podzielila sie przepisem na ciasto jagodziankowe z Kuchni Polskiej. Dodam, ze ciasto jest dokladnie takie jak napisala Komarka: bardzo latwo sie je wyrabia i w ogole,ale to w ogole sie nie klei, nie potrzeba wcale zadnych pomocnikow (choc ci sa zawsze mile widziani ;). Do tego ladnie rosnie i nawet krzywo uformowane przeze mnie buleczki, po upieczeniu wygladaja na idealne. Jedyna zmiana z mojej strony, to dodanie jedynie polowy drozdzy i zmniejszenie ilosci cukru do dwoch lyzek oraz sposob wyrabiania. Z Ala vel Margot rozwiazalysmy problem jagod prawdziwych, ktore w Weronie sa niedostepne (za to w gorach, w Valtellinie tak, najadlam sie za kilka lat :) i zamiast wypelnic nimi aromatyczne ciasto, zastapilam je czubata lyzka dobrego jagodowego dzemu i czubata lyzka borowek amerykanskich (taka ilosc na kazda buleczke). W zwiazku z tym, ze tych ostatnich mam zawsze pelno w zamrazarce, smialo moge nazawac te jagodzianki calorocznymi. Gdy opowiedzialam Ali, ze wstawie zdjecia, ktore zrobilam w lipcu najpierw sie usmiala,a po chwili napisala "O tak, na te ciemne dni z wielką ochota zjadłabym jagodzianke, może by slońce wylazlo zza chmur?" Cytat nieautoryzowany przez autorke, ale wiem, ze mi to wybaczy :)
edit:
Zapomnialam dodac dla Ali zdjecie Billa, ktory caly czas jest przekonany, ze jak broi to staje sie niewidzialny :) My jemy jagodzianki, a Bill kradnie mleko z mojej szklanki, jego ulubiony ale zakazany napoj :)



Caloroczne jagodzianki(troche oszukane;)

- 500g mąki Manitoby
- 20g swiezych drożdży
- 250ml słodkiej śmietanki w temp. pokojowej
- 3 żółtka w temp. pokojowej
- 2 lyzki cukru
- łyżeczka cukru waniliowego,
- 50g miekkiego masła
- skórka otarta z cytryny
- szczypta soli
- dzem i borowki (lub prawdziwe jagody) na nadzienie
- 1 rozbite jajko do smarowania ciasta
- platki migdalowe, cukier perlowy lublukier do dekroacji


Drozdze rozrobic z cukrem, az beda plynne. Do duzej miski wsypac make i cukier waniliowy. Dodac rozrobione drozdze i zamieszac lyzka. Nastepnie dodac zoltka roztrzepane ze smietanka i wyrobic galdkie, elastyczne ciasto, pod koniec wyraniania dodac szczypte soli i miekkie maslo. Gotowe ciasto zostawic do wyrosniecia na jedna godzine. Po tym czasie rozwalkowac ciasto na prostokat i podzielic je na 12 czesci. Na srodek kazdego kawalka ciasta wylozyc po lyzce dzemu i po lyzce borowek (lub dwie czubate lyzki jagod wymieszanych z cukrem) i nastepnie zamknac je dokladnie dociskajac. Ulozyc je na blaszce z papierem do pieczenia w dosc duzej odleglosci i zostawic do wyrosniecia na ok 45 minut. Po tym czasie posmarowac jagodzianki rozkloconym jajkiem i ewentualnie posypac cukem perlowym lub platkami migdalowymi. Piekarnik rozgrzac do temperatury 180 stopni i piec buelczki przez ok. 25 minut.
Piec w temperaturze 180 stopni 20-25 minut na złoty kolor. Po przestudzeniu udekorowac lukrem.


*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

I panini ai mirtilli sono forse uno dei piu' dolci ricordi di tutta la mia infanzia. Mentre crescevo li mangiavo sempre meno, sia perche' con il passare degli anni era sempre piu' difficile trovarli buoni (cioe' pieni di ripieno ;-), ma anche perche' a un certo punto era finita l'eta' in cui si poteva mangiare qualsiasi cosa senza conseguenze :)
Pero' ora, essendo lontana da casa, nei momenti di nostalgia (per fortuna non cosi' tanti :) provo diverse ricette per trovare quella perfetta. L'impasto non deve essere troppo dolce ma con il profumo del burro. E la cosa per me piu' importante e' che l'impasto non deve essere appiccicoso. Ne ho provati tanti, ma a luglio Komarka di Everycakeyoubake ha tirato fuori la ricetta di un vecchio volume, "Kuchnia Polska" ovvero "La cucina polacca", che io stessa da bambina sfogliavo con curiosita'. Mi sono buttata subito a farli. L'unica cosa da risolvere era il ripieno. Quello buono consiste di tanti mirtilli selvatici, che pero' in Italia si trovano difficilmente (evviva la Valtellina! :). Con la mia amica Ala abbiamo trovato una soluzione: per dare il sapore di mirtilli selvatici ho messo in ogni panino un cucchiaio colmo di marmellata di mirtilli di ottima qualita' (l'unica che consiglio e' quella VIS) e per dare consistenza ho messo un cucchiaio di mirtilli, quelli grossi. Ha funzionato alla grande :)


Jagodzianki - Panini dolci coi mirtilli

- 500g di farina Manitoba
- 20g di lievito di birra fresco
- 250ml di panna fresca a temperatura ambiente
- 3 tuorli a temperatura ambiente
- 2 cucchiai di zucchero
- 1 cucchiaino di zucchero vanigliato (quello vero) oppure di estratto di vaniglia
- 50g di burro morbido
- buccia grattugiata di un limone
- un pizzico di sale
- un uovo sbattuto per spennellare i panini
- per il ripieno: marmellata di mirtilli selvatici di ottima qualita' e mirtilli freschi oppure surgelati (ovviamente se avete la possibilita' e' meglio usare mirtilli selvatici freschi o surgelati mischiati con un po' di zucchero ed eventualmente con un po' di maizena)

Sciogliere il lievito nello zucchero. In una grande ciotola versare la farina e lo zucchero vanigliato, aggiungere il lievito sciolto e mescolare il tutto un po'. Versare i tuorli mischiati con la panna e cominciare a impastare. Verso la fine aggiungere il sale e il burro morbido. Quando l'impasto sara' bello liscio ed elastico, coprire e lasciare a lievitare per circa un'ora. Dopo questo tempo, stendere l'impasto a triangolo e tagliarlo in 12 pezzi. Su ogni pezzo mettere il ripieno (un cucchiaio di marmellata e un cucchiaio di mirtilli). Chiudere pressando bene le giunture. Sistemare tutti i panini su una placca da forno rivestita con carta da forno, coprire con un canovaccio e lasciare lievitare ancora una volta per circa 45 minuti. Infine scaldare il forno a 180 gradi, spennellare con un uovo sbattuto, decorare a piacere (ad es. zucchero in granella, fiocchi di mandorla etc.) e infornare per circa 20-25 minuti, finche' diventino dorati. Raffreddare sulla gratella per dolci. Io li ho anche glassati.

Sunday, October 18, 2009

Ryz na mleku z makiem i sosem z granatow



W ostatniej chwili przylaczam sie do Rozowego Tygodnia zorganizowanego przez Szarlotka. Dotyczy on bardzo waznego tematu. Rozowa wstazeczka ma przypominac jak wazna jest profilaktyka. I choc sama jestem cykor od trzech lat regularnie w grudniu przeprowadzam wszystkie badania. Wy tez o nich nie zapominajcie. I nie zwracam sie tylko do czytelniczek, ale takze do czytelnikow: Dbajcie o Wasze o kobiety i jesli one sie boja sami zaprowadzcie je na badania. To tylko chwila, a moze uratowac zycie!



Moj roz wprawdzie jest bardziej czerwony, ale to nic. Rozowo sie robi jak sie na niego patrzy i jak sie go je. Wprawdzie to domowy ryz na mleku, ale prezentuje sie elegacko, prawda?

Przepis i pomysl na sos z nowego dodatku do Corriere della Sera La Cucina (pazdziernik, str. 95) W koncu we Wloszech wydano kulinarny magazyn, ktory idealnie wpasowuje sie w to co lubie (i grafika i przepisy). Polecam!



Niestety nie dziala mi banner Szarlotka, moze umiecie mi pomoc? Z gory dziekuje! :)


Ryz na mleku z makiem i sosem z granatow

- 250g ryzu krotkiego
- 2 lyzki maku
- 50g cukru
- 750ml mleka
- szczypta soli

na sos:
- 2 duze granaty
- 2 lyzki cukru pudru
- 1 lyzeczka czybata maizeny rozpuszczonej w lyzce zimnej wody

Zagotowac mleko z ryzem i szczypta soli. Pod koniec gotowania dodac mak i cukier. Gdy ryz bedzie miekki zdjac z ognia i zostawic do ostygniecia.

Otworzyc granaty i wyjac nasiona. 3/4 z nich zmiksowac, a powstaly sok przelac przez geste sitko do garnuszka. Dodac cukier i zagotowac. Wtedy dodac rozpuszczona maizene i gotowac jeszcze przez ok. 2 minuty caly czas mieszajac. Zostawic do ostygniecia.

Zimnyn ryz wlozyc do foremek mokrych lub wysmarowanych olejem (ja po wielu nieudanych probach uzylam foremek silikonowych) i wylozyc porcje na talerzyki. Udekorowac sosem i pozostalymi nasionami granatu.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Questa settimana della blogosfera polacca è rosa. Rosa come il nastro simbolo della campagna per la prevenzione del tumore al seno. E' importante ricordare che un semplice esame puo farci vivere più tranquille e allo stesso tempo salvare la vita.

Il mio dessert forse non è tanto rosa, però fa vedere il mondo nei colori rosa :) E' semplicemente delizioso. Gia di per sé il riso al latte è coccoloso, ma in questa versione è anche molto elegante. Degno di una cena speciale.

La ricetta per il riso e l'idea per la salsa vengono da una nuova rivista di cucina edita dal Corriere della Sera: 'La Cucina' (ottobre, p.95), che ha conquistato il mio cuore. Sia il modo in cui viene scritta, sia le fotografie sono molto vicine al mio gusto. Sono proprio contenta di averla trovata :)


Riso dolce ai semi di papavero e salsa di melagrana

- 250g di riso
- 2 cucchiai di semi di papavero
- 50g di zucchero
- 750ml di latte
- sale

per la salsa
- 2 melagrane
- 2 cucchiai di zucchero a velo
- 1 cucchiaino colmo di maizena sciolto in un cucchiaio d'acqua

Portate a ebollizione il latte con il riso e una presa di sale. Cuocere circa 15 minuti. A fine cottura aggiungere i semi di papavero e lo zucchero. Quando il riso è pronto e abbastanza asciutto, spegnere il fuoco e lasciare a raffreddare.

Aprire le melagrane e tirare fuori i chicchi. Frullarne circa i tre quarti con un'apposita macchina (io l'ho fatto nel bicchiere del minipimer) e filtrarli tramite un colino abbastanze fine. Mettere il succo ottenuto in un pentolino assieme con lo zucchero al velo e portare ad ebollizione. Quando il composto comincia a bollire, versare la maizena sciolta nell'acqua e cuocere ancora per 2 minuti circa, sempre mescolando. Lasciare a raffreddare.

Inserire il riso freddo in degli stampini bagnati (io dopo varie prove con acqua e olio alla fine li ho messi negli stampini di silicone ;) e rovesciarli sui piattini. Decorare con la salsa e con i chicchi di melagrana rimasti.

Friday, October 2, 2009

Solony krem karmelowy



Od dawna zastanawiam sie jakie polaczenie smakow jest tym moim ulubionym. Szczegolnie, ze smak sie zmienia i raz lubie slodko- kwasny, innym razem preferuje slodko-gorzki. Ale chyba tym naj naj naj na zawsze pozostanie slodko-slony. Lubie jak slodycz zostaje przelamana sola, najlepiej taka w platkach, ktora powoli topi sie na jezyku. To chyba dlatego mam slabosc do masla orzechowego, no i historia juz jest wyjadanie nutelli ze sloika paluszkami (oczywiscie tymi z duzymi krysztalkami soli).Ale lubie tez mocne sery z miodem lub dzemem czy slone kanapki na slodkiej brioszce. Lubie wrzucic rodzynki do mies, a takze skarmelizowac marchewki i cebule do obiadu. To pewnie dlatego, kiedy pierwszy raz sprobowalam solonego karmelu, z miejsca zdobyl moje serce. Wprawdzie ta milosc zaczela sie od lodow, ale bardzo szybko ulubionym stal sie krem z solonym karmelem. Choc moze powinnam nazywac go solony krem karmelowy, bo zamiast solic karmel ja porzadnie sole gotowy juz krem ;)



To dlatego, gdy zazwyczaj solony karmel robiony jest na slonym masle,ja robie na zwyklym. Pod koniec, gdy przygotowany krem juz lekko wystygnie, dodam duzo swiezo i grubo zmielonej soli. Moze to moje odchylenie juz po latach zajadania sie florencka schiacciata, ale lubie gdy sol trzeszczy pod zebami.
Na poczatku nadziewalam tym kremem brownies, dekorowalam ciasta. Ostatnio stalo sie odswietnym (bo co za duzo to niezdrowo ;) smarowidlem. Idealnie pasuje do ciast mocno czekoladowych. To na zdjeciu to Skarb Czekoholika od Tatter, ktore bardzo polecam. Calosc smaku uzupelnia kubek goracej, aromatycznej kawy. Z mlekiem oczywiscie, ale bez cukru ;)

Solony krem karmelowy

- 50g cukru brazowego
- 1 lyzka wody
- 250g serka mascarpone
- gruba zmielona sol, ilosc wg smaku

Do garnuszka metalowego wsypac cukier i dodac lyzke wody. Postawic na sredni ogien i caly czas pilnujac poczekac, az zamieni sie w bursztynowy plyn. Absolutnie nie mieszac, bo cukier moze sie skrystalizowac (wtedy zaczynamy od poczatku). Gdy kolor bedzie odpowiedni, zdjac garnuszek z ognia, dodac ser i zamieszac. Nastepnie postawic z powrotem na ogien i mieszajac caly czas rozpuscic ewentualne krysztalki karmelu. Nie probowac, bo grozi mocnym oparzeniem. Gdy krem bedzie juz prawie zimny, dodac sol i dokladnie wymieszac.

Sunday, September 27, 2009

Kaiserschmarren na Dzien Jablka



Okazuje sie, ze nie umiem stac na glowie;) Ale mimo wszytsko ciesze sie, ze choc ze spoznieniem, uda mi sie wziac udzial w Dniu Jablka. Swieto to ma dla mnie znaczenie szczegolne i to z wielu powodow. Bo bylo pierwszym jakie powstalo, bo byla nas tylko garstka, byly to poczatki kiedy wszystko bylo tak emocjonujace. Pamietam, jakie bylysmy szczesliwe, ze Malgosia zalozyla wtedy swojego bloga :) Dokladnie pamietam (i to bez zagladania do archiwow;) co wtedy upieklam, gdzie robilam zdjecia i jak nie wiedzac zupelnie nic o fotografii sie denerowowalam, ze wszystko wyszlo taaaakie brazowe;) Po prostu moc wspanialych wspomnien:)

Danie, ktore dzis Wam pokaze to takze wspomnienia. Omlety wielbie miloscia nieopisana. To chyba pierwsze danie, ktore potrafilam ugotowac sama. Czasem po powrocie ze szkoly robilam zwykly omlet brudzac polowe kuchni i smarujac go tona jagod w cukrze :) Nie bylo to rozwiazanie dobre taktycznie, bo choc kuchnie usprzatnelam zawsze na czas, to zdradzala mnie fioletowa buzia.

Od kilku lat w okresie wakacyjnym jezdze do Merano i to tam wlasnie zapoznalam sie z Kaiserschmarren. Teraz wiem, ze wersja z hotelu Meranerhof nie jest tradycyjna, bo w oryginalnym przepisie nie ma w skladzie jablek. Ale ja wlasnie za te jablka ten omlet uwielbiam. W smaku calosc przypomina lekkie ciasto i robi sie go naprawde szybko. Jesli uzyjecie zwykly mikser i zachowacie kolejnosc czynnosci jak w przepisie, wybrudza sie tylko dwie miski i nie trzeba bedzie w polowe pracy myc mieszadel.

Przepis szef kuchni dal mi za jeden usmiech, na 12 osob i w gramach. Ja przepis podam w wersji jaka przygotowuje w domu. Przedwczoraj zrobilam te ogromna wersje i cala zabawa polegala na tym, ze przelewalam mase z patelni na patelnie brudzac ich przy tym 4 w tym jedna o srednicy 30cm :) Od razu przypomniala mi sie scena Z filmu Poszukiwany, pozukiwana, kiedy Marysia gotuje makaron :D Mielismy wszysycy przy tym gotowaniu wiele zabawy:) omlet wyszedl naprawde brzydki, ale przesmaczny. Nawet nie zdazylam posypac cukrem pudrem, by ukryc jego mankamenty, oraz zdjecia nie moglam spokojnie zrobic, bo jak jest 28 rak (ok, 26, moje byly zajete przez aparat), ktore boja sie ze dla nich nie starczy deseru, bardzo ciezko zlapac ostrosc. Z tak duzej porcji wychodza 3 polmiski jak na zdjeciu z dlonmi Tommiego i Brendana (chyba;).


Kaiserschmarren z hotelu Meranerhof

- 2 jajka
- 3 lyzki cukru
- pol szklanki maki
- pol szklanki mleka
- 1 duze jablko (najlepiej Szara Reneta)
- mala garsc rodzynek
- duza lyzka masla

Rodzynki sparzyc. Jablko obrac i pokroic w drobna kostke. Jajka odzielic i bialka ubic z cukrem na sztywna piane. Zoltka zmiksowac z maka i mlekiem, nastepnie dodac do ubitych bialek caly czas miksujac. Na koniec wrzucic jablko i rodzynki. Na patelni o srednicy ok. 22 cm rozpuscic polowe masla i wlac na nia mase z jablkiem. Gdy spod sie porzadnie zetnie (a dzieje sie to szybko)omlet nalezy przewrocic, dajac na spod reszte masla. Jesli podczas obracania omlet sie 'polamie' nalezy sie tym nie przejmowac, bedzie wtedy najblizszy oryginalowi :) Jesli jest caly nalezy pokroic go na kawalki drewniana szpatulka. Przed podaniem posypac cukrem pudrem (lub nie). Taka porcja starcza na dwie glodne osoby jako caly posilek, lub cztery do szesciu jesli omlet zostanie podany na deser.

Sunday, May 17, 2009

Strawberry fields forever...



Hmmm, bede was zanudzac... U mnie dalej prym wioda truskawki. I to nie tylko na podniebieniu, bo w myslach, na ipodzie i nawet w samochodzie mam caly czas moja najukochansza piosenke Beatelsow. I choc zawsze gdy ja slysze robie sie bardzo melancholijna to gdy zaczne jej sluchac chce wiecej i wiecej... tak samo jak z jedzeniem truskawek ;)



No ale wrocmy do konkretow;) Jak juz wszystkie osoby ktore do mnie czasem zagladaja pewnie wiedza, mam ogromna slabosc do lodow. Czesto zdarza mi sie jesc je zamiast posilku i jedyna rzecza, ktora z nimi wygrywa sa sezonowe owoce. W tym okresie oczywscie truskawki :) A gdyby tak zrobic truskawkowe lody? Takie baaaardzo truskawkowe? Prosze bardzo:) Nie przyznam sie, ile takich lodow zjadlam ostatnio, bo sie po prostu wstydze ;) Pocieszam sie, ze bardziej zdrowych chyba nie ma na swiecie, a o banalnosci wykonania nawet nie bede wspominac:)



Lody truskawkowe, najlatwiejsze i najzdrowsze na swiecie ;)

- 300g truskawek obranych i umytych
- sok z jednej cytryny
- 1-2 lyzki cukru lub fruktozy (mozna uzyc 1 lyzke syropu z cukru trzcinowego)
- 2 lyzki wody

Z cukru i wody ugotowac gesty syrop. Truskawki wrzucic do blendera. Dodac sok z cytryny, syrop cukrowy i zmiksowac. Dla lubiacych sie zmeczyc: mozna przetrzec mus przez sitko, zeby pozbyc sie pestek ;) Gotowy mus przelac do plastikowych kubeczkow, albo szklanek albo do foremek do lodow. Wstawic do zamrazalnika. Po godzinie wcisnac patyczki do lodow lub plastikowe lyzeczki. Mrozic przez nastepne dwie godziny. Polecam zrobic od razu potrojna porcje (choc i to czesto za malo) ;)

Tuesday, May 12, 2009

Lekkie i kremowe ciasto truskawkowe



Kiedy bedzie robic truskawkowe lody i okaze sie, ze do lodowych foremek, tak naprawde wchodzi bardzo malo owocowego musu, a przy okazji jogurt grecki znaleziony w zakamarku lodowki musi byc zuzyty juz tego dnia, to swietnym rozwiazaniem jest takie oto ciasto. Pyszne i lekkie. I choc taka jedna mowi, ze jak nie ma smietany to nie moze byc kremowe to zapewniam, ze rozplywa sie w ustach jak panna cotta :) Jakby sie tak jeszcze pozbyc tego spodu (ale lepiej nie... ;) to ciasto swietnie wpisaloby sie w kuchnie 'light' ;) Co tu duzo mowic: powstal swietny produkt uboczny ;)



I choc sie zapomnialam i 'niewiemkiedy' zjadlam wszytskie truskawki do dekoracji to nawet w takiej prostocie wyglada przeapetycznie ;)



Lekkie i kremowe ciasto truskawkowe

tortownica 18cm

- 300g truskawek
- sok z polowy cytryny
- 3 lyzki cukru pudru (lub syrop z 2 lyzek cukru i 2 lyzek wody)
- 250g greckiego jogurtu naturalnego
- 3 platki zelatyny
- 1-2 lyzki goracej wody
- 12 ciastek maslanych (Leibniz)
- 2 lyzki miekkiego masla


Zelatyne namoczyc w zimnej wodzie. Ciastka i maslo wlozyc do blendera i zmiksowac na tzw. mokry piasek. Wysypac na dno tortownicy i przygniatajac dlonia rozprowadzic na calej powierzchni. Wstawic do lodowki. Owoce zmiksowac z sokiem z cytryny i cukrem. Nastepnie dodac jogurt i jeszcze raz szybko zmiksowac. Zelatyne odsaczyc i rozpuscic w lyzce goracej wody, dodac do masy jogurtowo-truskawkowej i dokladnie wymieszac. Schlodzony ciasteczkowy spod wyjac z lodowki i wylac na niego owocowa mase. Wstawic do lodowki na ok. 3 godziny.

Monday, March 9, 2009

Ekspresowe ciasto z wiśniami i płatkami owsianymi



Ostatnio pisze sie duzo listach ‘Do zrobienia’, ktore prawie kazdy z blogowiczow posiada. Pewnie wiele osob zaskocze ale ja takowych nie mam. Przyznam, ze zaskoczylam tym rowniez sama siebie, bo owszem pisalam je na okraglo. I nie mowie tylko o spisach potraw do przygotowania, bo ja jestem (bylam?) mistrzynia planowania na kartce. Ale lista pisana codziennie na nowo i fakt, ze absolutnie nie jest dla mnie zadna wytyczna mozna nazwac 'lista'? ;) Moja jedyna obietnica na nowy rok bylo przestac planowac codzienne zycie z olowkiem w reku. Przestalam i zyje mi sie duzo lepiej. Przede wszystkim w koncu robie to co przez lata piszac rozne listy tylko planowalam;)
Jednak z przepisami sprawa wyglada troche inaczej: jestem (a kto nie?) nimi atakowana z kazdej strony. Ksiazki, gazety no i przede wszystkim blogi. Mniej wiecej w trzech przypadkach na piec mysle sobie musze to zrobic, ale realia na to nie pozwalaja. Bo dziennie widze przynajmniej ile? 20-30 nowych przepisow? To by znaczylo, ze dziennie dochodzi przynajmniej 12 potraw „ktoremuszekoniecznieugotwac”. Niewykonalne... ;) Ostatnio postanowilam wiec sprobowac zaaplikowac moj ‘noworoczny plan’ takze w kuchni. Poki co dziala. Cos mi sie podoba , mam czas, wracajac do domu dokupie skladniki i robie. Czemu na to wczesniej nie wpadlam?:)

Tak bylo z ciastem, ktore zobaczylam u Ali. Mowi do mnie zobacz jakie fajne panettone upieklam, ja katem oka widze cos czerwonego. Pytam Ali dobre? (choc to glupie pytanie, bo Ala ma niebywala moc znajdowania swietnych przepisow). Jak dobre to robie... i zrobilam ;) Ciasto wyszlo takie jak lubie- miekkie, ale z chrupiaca ‘skorka’.Ja uzylam wisni z zalewy, ale jak kiedys bede miala dostep do swiezych lub mrozonych na pewno skorzystam. Zamiast ciasta upieklam male keksiki, atrakycjne i wygodne. W sam raz do herbaty na sniadanie.

Przepis znalazla na Izbuschce i przetlumaczyla Joanna. Wciaz marze, ze kiedys czas i ochota pozowola jej zalozyc wlasny blog kulinarny :)



Ekspresowe ciasto z wiśniami i płatkami owsianymi
forma 22-24cm

- 200 g świeżych wiśni bez pestek lub z kompotu (dalam wisnie z zalewy)
- 150 g rozmiękczonej margaryny (dalam 100ml oleju)
- 110 g cukru (dalam ciemny trzcinowy)
- 1 opakowanie cukru waniliowego (dalam lyzke ekstarktu z wanilii)
- 2 jajka
- skórka otarta z 1/2 cytryny
- 125 g płatków owsianych
- 100 g mąki pszennej
- 2/3 łyżeczki proszku do pieczenia

na posypke

- 1,5 łyżki płatków owsianych (dalam platki migdalowe)
- 25 g cukru
- 25 g wiórków kokosowych (dalam platki kokosowe)


Formę posmarować masłem lub wyłożyć papierem do pieczenia.Miękką margarynę ubić z cukrem i cukrem waniliowym. Dodać skórkę cytrynową i po jednym jajku, cały czas ubijając.Wymieszać mąkę z płatkami i proszkiem do pieczenia i stopniowo dodawać do masy jajecznej, cały czas mieszając. Wyłożyć ciasto do formy i wyrównać.Na wierzchu ułożyć wiśnie, lekko wciskając je w ciasto. Zmieszać składniki posypki i pokryć nią ciasto. Piec 25 – 35 minut w temperaturze 180 stopni.

Sunday, February 22, 2009

Paczki hiszpanskie




Wprawdzie obiecalam sobie tysiace razy, ze w tym roku nie bedzie zadnych paczkow, ale nie wytrzymalam :) Z kazdej strony atakowaly piekne zdjecia wiec nie wytrzymalam, poczekalam na okazje kiedy bedzie troche ‘glodomorow’ w okolicy i zabralam sie do pracy. Wybor padl na paczki hiszpanskie, bo przyznam, ze mam z nimi wiele wspomnien, a ostatni raz jadlam je wieki temu ;) Ciasto ptysiowe przygotowalam ze sprawdzonego przepisu, o ktorym pisalam w poscie o bigne.
Paczki zrobilam w wersji mini, takie na dwa kesy. Do tego rzadki lukier, zeby byly jak najmniej slodkie. Calosc jest bardzo lekka, mam wrazenie (moze mylne ;) ), ze pasta choux nie wchlania duzo oleju ze smazenia. Podbily sobie serca wszystkich i zniknely bardzo szybko, za szybko... ;)

Dla osob, ktore nie moga uzyc masla lub margaryny: na ilosc maki podana w przepisie nalezy uzyc mniej wiecej 60g oleju lub delikatnej w smaku oliwy. Wychodza tak samo smaczne.


Paczki hiszpanskie


- 1 szklanka wody
- 125g masla
- szczypta soli
- 200g maki
- 4-6 jajek
- olej do smazenia

na lukier:
- sok z cytryny
- cukier puder

Zagotowac wode z maslem i sola, gdy zaczyna wrzec dodac za jednym razem cala make. Wymieszac dobrze dewniana lyzka i gdy juz utworzy sie kula zostawic jeszcze moment (mieszajac) zeby odparowala resztka wody. Zostawic do przestygniecia. Nastepnie, ubijajac mikserem lub drewniana lyzka, dodawac po jednym jajku wczesniej rozbitym. Jajek nalezy dodac tyle ile potrzeba, zeby powstalo bardzo geste, lsniace ciasto. Przelozyc ciasto do rekawa cukierniczego i wyciskac podwojne (tzn jedno na drugim) kolka wybranej wielkosci na kwadratach wycietych z papieru do pieczenia. Smazyc na dobrze rozgrzanym oleju, az beda zlote (papier sam odejdzie bardzo szybko). Z soku cytrynowego i cukru pudru przygotowac lukier o wybranej gestosci i posmarowac nim jeszcze cieple paczki. Polecam!

Sunday, November 16, 2008

Ciasto z bananami, orzechami laskowymi i czekolada



Planowalam zakonczyc ten tydzien eleganckim deserem, ale niestety bedzie musial poczekac. Zupelnie nieplanowany wyjazd zniwelowal moje plany. Postanowilam wiec przygotowac cos co umili i podroz i sniadania na wsi. W pamieci mialam cudowne ciasto bananowe, ktore widzialam na blogu For the body and soul, kupilam nawet banany duzo wczesniej, by odpowiednio dojrzaly. Problem byl tylko z przepisem: w tym podanym przez Karolcie (za La Tartine Gourmande) byly maki, ktorych akurat nie posiadam. Chcialam uniknac ich zakupu, poniewaz juz niedlugo znow zostawie moja kuchnie na ponad miesiac i niestety mam niechcianych lokatorow, ktorzy zeruja na moich zapasach wchodzac (zupelnie nie wiem jak) nawet do zamknietych sloikow. Zaczelam wiec szukac czegos podobnego ale ze skladnikami, ktore moglam znalezc w mojej ‘spizarni’. Z pomoca przyszla mi nieobliczalna Pani Tatter (dziekuje! :*), ktora wysluchala bardzo cierpliwe moich zazalen i raz dwa znalazla przepis dosyc podobny, ktory moglam dostosowac do wybranych przeze mnie skladnikow. To sie nazywa blogowe inspiracje! :)

Dodam tylko, ze ciasto jest naprawde pyszne. Wilgotne, bardzo dlugo zachowuje swiezosc, (my jemy je juz 4 dzien, i wciaz jest takie same). Jesli lubicie slodsze wypieki nalezy zwiekszyc troche ilosc cukru, bo ta wersja jest bardzo malo slodka. Plusem jest, ze tym sposobem absoltnie nic nie przykrywa smaku ani czekolady, ani orzechow, ani bananow. Dla mnie (i nie tylko) ideal.



Ciasto z bananami, orzechami laskowymi i czekolada

- 115g miekkiego masla
- 100g cukru caster
- 3 jakja lekko rozbite
- 225g maki
- 225g dojrzalych bananow, po obraniu
- 7 lyzek smietany
- 1 czubata lyzeczka proszku do pieczenia
- 130g czekolady posiekanej lub kropelek czekoladowych (ja uzylam bardzo gorzkich, ponad 85% kakao)
- 130g orzechow laskowych , (polowa drobno posiekana, reszta cala)

Maslo utrzec z cukrem na puszysta mase, stopniowo dodac jajka ciagle miksujac. Widelcem rozgniesc banany na ciapke i dodac do masy maslanej, nastepnie dodac smietane. Make przesiac z proszkiem do pieczenie i dodac malymi porcjami. Na koniec dodac orzechy i czekolade. Przelac do 1 litrowej foremki keksowej wyloznej papierem lub wysmarowanej maslem i wysypanej maka. Piec przez ok. godzine w temperaturze 170 stopni (najlepiej sprawdzic patyczkiem czy ciasto jest gotowe).


Bazowalam sie na przepisie z pewnej ksiazki Pani Tatter, podam tytul jak sie dopytam ;)

----------------------

P.S. Chcialam wszystkim bardzo serdecznie podziekowac za tak liczne wziecie udzialu w Orzechowym Tygodniu. Nie mialam czasu przejrzec wszystkiego, ale to co widzialam utwierdza mnie tylko w przekonaniu, ze warto i organizowac i (oczywiscie w miare mozliwosci) brac udzial w takich przedsiewzieciach. Postaram sie by podsumowanie pojawilo sie jak najszybciej (mam takze pomysl na forme, ale o tym napisze Wam w specjalnym mailu). Przy okazji przypominam, by wszystkie osoby ktore chca znalezc sie w podsumowniu wyslaly linki do orzechowych postow na mybestfood@gmail.com.

Tuesday, November 11, 2008

Rogale Marcinskie



W zeszlym roku Tatter namowila mnie na wypiek Rogali Marciskich. Przyznam, ze bronilam sie rekami i nogami, mialam mnostwo naprawde dobrych wymowek. Najwazniejsza byl oczywscie brak bialego maku. Gdy dostalam paczke od Tatter nastapil problem marcepanu, ktorego nie moglam nigdzie znalezc. Wtedy ktos podsunal na forum Cincin przepis niezastapionej Bajaderki na paste migdalowa (przepyszna!!!). Wtedy musialam sie przyznac, ze po prostu nie umiem zwijac rogali;).

Nie mialam jednak wyjscia, zrobilam wszystko tak jak w przepisie Jotki i Bajaderki. Najpierw pokochalam nadzienie, ktore namietnie podjadalam przez caly wieczor. Oczywiscie kompletnie zalamalam sie przy zwijaniu, to dla mnie zdecydowanie za trudne;) Ale stalo sie cos magicznego: do piekarnika wstawilam naprawde brzydkie ‘niewiadomoco’, a po 20 minutach w ciagu ktorych dom przeszedl cudownym aromatem, jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki wyciagnelam przecudne rogale. Nie mozna im zupelnie nic zarzucic. Nadzienie jest wyjatkowe, ale mysle ze w tym przepisie ja szczegolnie lubie to ciasto. Tak mi posmakowalo, ze w zeszlym roku na swieta przygotowalam z niego (pomijajac wanilie) kulebiak. Przepis wyglada na dlugi i skomplikowany ale zapewniam, ze robi sie je jakby przy okazji. Polecam bardzo!
Przepis cytuje za Jotka i Bajaderka i znajdziecie go tutaj, nanioslam jedynie moje naprawde minimalne zmiany, bo w takim stanie mam zamiar powtarzac co roku wypiek tych wspanialosci.

Rogale Marcinskie

Ciasto:

- 1 szklanka cieplego mleka
- 1 lyzeczka drozdzy instant
- 1 jajko
- ½ lyzeczki ekstraktu z wanilii
- 3 ½ szklanki maki
- 3 lyzki cukru
- szczypta soli
- 225g miekkiego masla (z tego 2 lyzki uzyjemy do ciasta)

Suche drozdze wsypac do mleka, zostawic na kilka minut aby sie rozpuscily i dobrze wymieszac. Dodac jajko i wanilie i lekko wszystko pomieszac. Make, cukier i sol wymieszac razem w duzej misce, dodac lekko miekkie maslo (2 lyzki) i rozetrzec palcami razem z maka. Dodac rozczyn mieszajac lyzka lub reka, przelozyc ciasto na stolnice i lekko i krotko wyrobic, tylko do momentu kiedy ciasto stanie sie gladkie. Nie wyrabiac za dlugo - to ciasto powinno zostac lekko lepiace i chlodne. Uformowac je w prostokat, ulozyc na obroszonej maka blasze, przykryc folia i schlodzic w lodowce okolo 1 godziny. Schlodzone ciasto przelozyc na stolnice i rozwalkowac na prostokat o wymiarach 30x15cm, tak aby krotsze strony stanowily gore i dol. Maslo rozsmarowac rownomiernie na ciescie (zostawic 1/2cm margines dookola). Zlozyc 1/3 ciasta od gory, nastepnie zlozyc dolna czesc tak aby przykryla to zlozenia (tak jak skladamy kartke papieru). Dobrze skleic brzegi i delikatnie wywalkowac w prostokat 25x17cm uzywajc jak najmnieszej ilosci maki do podsypywania. Zlozyc tak jak poprzednio i schlodzic na blasze przez 45 minut. Powtorzyc proces 3 razy, chlodzac ciasto miedzy walkowaniami przez 30 minut. Po zakonczeniu procesu ciasto dobrze zawinac i wlozyc do lodowki na conajmniej 5 godzin, a najlepiej na cala noc. Wyjac z lodowki na okolo 20 minut przed planowanym robieniem.
Wywalkowac na prostokat o wymiarach mniej wiecej 65x34cm i przeciac wzdluz dlugiego boku na 2 czesci. Kazdy powstaly w ten sposob pasek pokroic na 12 trojkatow.

Nadzienie:

- 300g bialego maku
- 100g pasty migdalowej (marcepanu)
- ¾ szklanki cukru pudru
- 100g orzechow wloskich
- 100g zblanszowanych migdalow
- 1 lyzka kandyzowanej skorki pomaranczowej (mozna dac wiecej, do 2 lyzek)
- 2-3 lyzki gestej smietany (u mnie nie byla potrzebna)
- 6 pokruszonych ciasteczek amaretti

Mak i orzechy sparzyc goraca woda, po 15 minutach odcedzic i dobrze odsaczyc. Zmielic dwukrotnie w maszynce razem z migdalami. Paste migdalowa (marcepan) rozetrzec mikserem z cukrem pudrem, dodac zmielony mak z bakaliami, okruszki biszkoptowe i posiekana skorke pomaranczowa. Dobrze wymieszac, dodac smietane - ale tylko tyle by uzyskac dosc zwarta ale plastyczna mase. Masa nie moze byc zbyt plynna, ani za twarda i wlasnie swietnie reguluje sie jej konsystencje dodajac smietane stopniowo. NIekoniecznie trzeba zuzyc cala ilosc smietany podaje w skladnikach.

Do posmarowania:

- 1 jajko rozbeltane z 2 lyzkami mleka

Lukier:

- 1 szklanka cukru pudru
- 2-3 lyzki likieru Cointreau
+ do posypania : posiekane migdaly (lub te w platkach) podprazone na patelni

Skladanie rogali:

Rozsmarowac nadzienie zostawiajac maly margines na wszystkich bokach trojkata - zwijac w rogaliki zaczynajac od podstawy. Ulozyc na wylozonej pergaminem blasze, przykryc i zostawic do wyrosniecia az podwoja objetosc, okolo 1,5 godziny.
Rozgrzac piekarnik do 180ºC, wyrosniete rogale posmarowac jajkiem rozbeltanym z mlekiem i piec okolo 20 minut az sie ladnie zezloca. Wyjac na druciana siateczke i jeszcze cieple polac lukrem. Mozna posypac posiekanymi migdalami.

Thursday, November 6, 2008

Tort Schwarzwald czyli Tort z Czarnego Lasu



O tortach jeszcze tu nie pisalam. Prawda jest taka, ze nie mam za duzo do powiedzenia, bo moje doswiadczenie jest minimalne. Jedynym tortem, ktory pojawial sie regularnie do tej pory w naszym domu, byl Tort z Czarnego Lasu. Dla mnie idealny, bo kocham polaczenie czekoladowego ciasta, bitej smietany i lekko kwasnych wisni. Jest to takze ulubione ciasto mego Lubego i to wlasnie na jego urodziny zrobilam je ostatnio. Przyjecie bylo dosyc duze, wiec takze wielkosc ciasta dostosowalam do liczby gosci. Co tu duzo mowic: nasi przyjaciele jak male dzieci ;) przez caly wieczor zagladali do lodowki nie mogac sie doczekac kiedy przyjdzie pora na deser. Ciesze sie tylko, ze zrozumieli i ‘pozwolili’ zostawic mi kawalek na dzien pozniej, bym mogla zrobic zdjecie. Byl tak ogromny, ze calego nie potrafilam sfotografowac i skupilam sie tylko na dekoracji :).

Ciasto czekoladowe mimo ze lekkie jest dosyc wilgotne idealnie spisuje sie w krojeniu (ale nalezy kroic nozem do chleba, tzn. z pilka). Calosc nie jest w zaden sposob ciezka, wrecz przeciwnie: ma sie ochote na wiecej. Mimo takiej ilosci alkoholu, w ogole go nie czuc. Uzylam dwoch sloikow wisni w zalewie naturalnej, byly bardzo malo slodkie (wiecej nie wiem, bo przywiozlam zapas z Wegier, a wegierski to chyba natrudniejszy jezyk swiata ;). Co moge wiecej dodac... Ten tort jest po prostu pyszny! :)



Tort Schwarzwald czyli Tort z Czarnego Lasu


Ciasto na 1 krazek o srednicy 28 cm:

- 3 jajka
- ¾ szklanki cukru
- 3 lyzki oleju
- ¾ szklanki maki
- 1 ½ lyzeczki proszku do pieczenia
- 3 lyzki kakao
- 60 g startej czekolady

Jajka ubic z cukrem, az ten sie rozpusci, nastepnie dodac olej i zmiksowac. Make przesiac z kakao i proszkiem do pieczenia, dodac ja do masy i wymieszac lyzka, az skladniki sie polacza. To samo nalezy zrobic z czekolada. Przelac gotowe ciasto do tortownicy, ktorej spod (i tylko spod) zostal wysmarowany maslem i wysypany maka. Piec przez ok. 30 minut w temp. 180 stopni. Krazki najlepiej przygotowac dzien lub dwa wczesniej.

Syrop do namoczenia 3 krazkow ciasta:

- ok. 150ml zalewy z wisni
- ok. 50ml wodki
- ok. 50ml likieru Maraschino

Wszystkie skladniki wymieszac, ewentualnie dopasowac ilosc wg wlasnego smaku.

Nadzienie:

- 60g cukru
- 150ml zalewy z wisni
- 2 lyzki maizeny (skrobii kukurydzianej)
- ok. 900g wisni wydrylowanych z kompotu
- 1-1,5 l smietanki 36%
- ok. 8 lyzek cukru pudru

Zalewe z wisni przelac do garnka, dodac cukier i podgrzac na malym ogniu, az ten sie rozpusci. Maizene rozpuscic w dwoch lyzkach wody lub zalewy i dodac do gotujacego sie syropu. Caly czas mieszajac poczekac, az zgestnieje i wtedy dodac wisnie, dobrze wymieszac by obtoczyly sie w syropie. Gotowac 2-3 minuty, zdjac z ognia i wystudzic, schladzajac na koniec w lodowce. Najlepiej przygotowac dzien wczesniej. Smietanke ubic z cukrem pudrem. (cukier najlepiej uregulowac wg wlasnego smaku)

Do dekoracji:

- czekolada gorzka
- wisienki koktajlowe (najlepiej w likierze Maraschino)

Z czekolady zrobic wiorki obieraczka do warzyw (tak mnie nauczyla w zeszlym roku Tatter! :-* ). Wisenki odsaczyc na papierze.

Skladanie tortu:

Krazek ciasta ulozyc na paterze, by skladanie bylo latwiejsze, mozna zamknac wokol niego piescien do ciast. Ciasto skropic dokladnie syropem. Wylozyc polowe wisni, na nie 250ml ubitej smietany, przykryc drugim krazkiem ciasta i lekko docisnac. Pierscien otworzyc i zamknac go wokol wyzej polozonego krazka ciasta. Powtorzyc czynnosci jak wyzej. Zdjac pierscien. Ostatni krazek rowniez skropic, wylozyc na niego reszte ubitej smietany i rozsmarowac po calym ciescie. Udekorowac wisienkami i czekolada wg wlasnej fantazji. Schlodzic kilka godzin.

Moje uwagi:
- Oczywscie jesli macie dostep do Kirchu, to pewnie lepiej jest uzyc wlasnie jego. Ja nigdy nie sprobowalam, bo jedyny Kirch jaki moge kupic kosztuje 60 euro co wydaje mi sie przesada dla niewielkiej ilosci uzytej raz kiedys. Za to polecam z calego serca Maraschino, jesli macie okazje kupcie, przyda sie do wielu rzeczy. Ma cudowny migdalowy posmak, zupelnie inny od Amaretto i jestem pewna, ze wielu z Was bardzo przypadlby do gustu.
- Wiem, ze wydaje sie to meczace, ale polecam sprawdzenie kazdej wisni, czy aby na pewno nie ma pestki. Kiedys zdarzylo mi sie, ze jednak jakas zostala. Na szczescie nikt nie zlamal sobie zeba, ale od tamtej pory wiem, ze lepiej sprawdzic.
- Ciasto mozna upiec od razu cale, a pozniej przekroic na krazki. Ja wybieram zawsze pieczenie osobnych krazkow, gdyz wtedy mam pewnosc, ze beda idealnie rowne.
- Z podanych skladnikow powstaje tort na ok. 30 cienkich kawalkow (ale nie malych bo ciasto wychodzi bardzo wysokie). By powstalo normalnej wielkosci ciasto polecam upieczenie tylko dwoch krazkow i przygotowanie reszty skladnikow z polowy porcji.