Egipskich wspominek ciąg dalszy.
Byliśmy na jeszcze jednej wycieczce, tym razem z macierzystym biurem podróży. Drogo jak piorun, ale Ślubny się uparł na 3w1, łódka z oknami w dnie, snorkeling na jakiejś super-wypasionej rafie (to dla niego) i spacer po Port Ghalib na koniec. Posiłek wliczony w cenę wycieczki. Aha, dla chętnych były jeszcze przebieranki z fotografem. Można się było poczuć jak Ramzes albo Kleopatra. Nie skorzystaliśmy, im bardziej fotografowie byli nachalni, tym my bardziej na nie... Wiadomo, przyjechały owieczki z kasą, trzeba było przynajmniej spróbować strzyżenia...
No i tak. Okna ze zmatowiałego plexi w dnie łodzi- niby coś tam było widać, ale żeby to na mnie wywarło jakieś piorunujące wrażenie, to nie... Dużo więcej przy spokojnym morzu było widać z hotelowego pomostu. Snorkeling Ślubnego- po zakończeniu stwierdził, że przy hotelu rafę mamy jednak ładniejszą. Bardziej kolorową, bardziej żywą. Ale nad hotelową nie pływają tabuny turystów. Posiłek na wycieczce to totalna porażka, podział na "tych z zupą", "tych bez zupy", "tych z kurczakiem", "z rybą", "ze spaghetti". I tak naprawdę nikt nie wiedział, od czego to było uzależnione. Nas nikt nie pytał, co chcemy, dostaliśmy po porcji makaronu i koniec. Inni jednak mieli wybór... Trochę mnie to zniesmaczyło. Nie za takie pieniądze jednak... W sumie nawet fajnie spędziliśmy dzień, ale na powtórkę nie mam ochoty.
I konkluzja na koniec. Tam , gdzie byliśmy- kompletnie nie było kobiet w przestrzeni publicznej. Jedna Egipcjanka w męskim fartuchu ze dwa razy kręciła się po restauracji w porze lunchu (sprawiała wrażenie intendentki? dietetyczki? ciężko wyczuć... ). I na dwóch uroczystych regionalnych kolacjach był management hotelu z rodzinami. A tak- zero kobiet. Cała obsługa hotelu to mężczyźni. Trochę głupio, jak w damskiej toalecie przy basenie kręci się facet i sprząta... W Port Ghalib też nie widzieliśmy żadnej Egipcjanki na ulicy. Fakt, że byliśmy w najgorętszej porze dnia, koło 15., ale jednak.
Podsumowując- wróciliśmy opaleni, wypoczęci i zadowoleni. Hotel wyjątkowo spokojny, przepięknie utrzymana zieleń. Budowa nieopodal trochę psuła ogólny odbiór, ale nie była uciążliwa. Gdyby nie było jeszcze tyle miejsc do odkrycia- chętnie rozważyłabym powrót :)
I muszę nawypoczywać się na zapas, za trzy tygodnie Boa Vista. A potem praca, praca, praca, co najmniej do końca września. Taki mamy harmonogram urlopów w tym roku.