Pogoda od kilku dni mnie rozpieszcza. Uwielbiam słońce, ciepło i ciszę. Wiem, że niektórzy już narzekają u nas na gorąc, ale ja kocham takie temperatury, a minionych deszczy już miałam serdecznie dość. U mnie dopiero od trzech dni nie pada, pomimo ciepła poprzednie dni były deszczowe. Jedynie będąc w pracy mogłam się cieszyć suchymi dniami, bo w Krakowie nie padało.
Wolny weekend i ciepełko wykorzystałam na dokończenie odnawiania drewnianych, składanych krzesełek. Dziś skończyłam. Na tarasie zrobiło się miło :) Daszek nad tarasem rozsunięty daje przyjemne żółte światło, bez rażenia po oczach.
Krzesełka zostały obdarte ze starego lakieru, pościerane metalowymi wiórkami i papierem ściernym drobnoziarnistym. Na koniec wtarłam w nie wosk do drewna w kolorze dębu. Jeszcze jedną warstwę muszę położyć, bo przesuszone drewno zrobiło "cmok" i wciągnęło wosk jak gąbka :)
Oczywiście wiem, że niektórzy są szczerze zawiedzeni moim odnawianiem starych mebli. Jednak osoby, które szukają inspiracji w stylu shabby shick, u mnie jej nie znajdą. Uwielbiam drewno, jego słoje i fakturę.
Z tego uwielbienia przywiozłam sobie dziś ze starego domu po mojej cioci, szafkę z litego drewna. Teraz muszę dużo poczytać na temat renowacji mebli, żeby jej nie zepsuć. Póki co, będzie sobie czekać w kolejce.
***
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, dziękuję za wszystkie miłe słowa i za to, że jesteście :) Dla Was piwonia, która w tym roku kwiaty ma wielkie jak piłka do gry w "nogę".