Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania China Creek, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty
Wszystkie posty spełniające kryteria zapytania China Creek, posortowane według trafności. Sortuj według daty Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 grudnia 2020

Hobbit Trail & China Creek Loop Trail

Długo, całe cztery tygodnie przyszło nam czekać na następną wyprawę w plener. Aż Emilia, nasz rodzinny leniuszek, która zwsze podczas pieszych wycieczek marudzi i narzeka, zaczęła się dopytywać kiedy znowu się gdzieś wybierzemy. W końcu nadarzyła się okazja - długi weekend z okazji Święta Dziękczynienia. Udało nam się wybrać na wycieczkę aż dwukrotnie - pierwsza wycieczka zaprowadziła nas nad ocean.

Szlak, który na ten dzień wybrałam (Hobbit Trail & China Creek Loop Trail), prowadzi częściowo przez namdorski las, a częściowo plażą, i stanowi zamkniętą pętlę, więc nie ma znaczenia w którą stronę się wyruszy.

Ponieważ poranki nad oceanem bywają mgliste i dopiero później robi się ładniej, pozostawiliśmy samochód na parkingu (czarna kropka na mapie powyżej), przeszliśmy na drugą stronę szosy, i ruszyliśmy przez las. 


Zimy w tej części wybrzeża, choć wilgotne, są łagodne, a tutejszy typowy nadmorski las jest wiecznie zielony, z przewagą rododendronów, drzew iglastych, oraz wiecznie zielonych krzewów takich jak Hackelberry, na których były jeszcze ostatnie jagody. Choć dzień był pochmurny, więc ciemny, otaczająca zieleń nastrajała optymistycznie, a mgła opatulała, dodając tajemniczości.

China Creek

Mniej więcej połowa leśnego odcinka prowadzi wzdłuż potoku China Creek. Szlak zatacza pętlę, i żegnamy China Creek, by niebawem przekroczyć Blowout Creek. W sumie trzy mostki, a każdy z nich to atrakcja dla dzieci ale także szansa na poślizgnięcie się na mokrych od deszczu i mgły deskach. Tym razem obeszło się bez tego typu przygód. 

W lesie wyparzyliśmy mnóstwo grzybów, a najpiękniej prezentowały się muchomory.



Narobiliśmy im zdjęć bez liku bo każdy wydawał nam się inny, piękniejszy od tych poprzednich. 


Zawsze wydawało mi się, że muchomory mają plamki a te mają białe narośla. 

Po czterech kilometrach szlak dochodzi ponownie do szosy. Po jej przekroczeniu, ostatni leśny odcinek szlaku to Hobbit Trail. Tutaj łączą się dwa szlaki, ten, którym szliśmy tego dnia, oraz ten, który zaliczyliśmy w marcu tego roku (KLIK).  Hobbit Trail prowadzi do plaży o nazwie Hobbit Beach.

Hobbit Beach

Po dotarciu na plażę urządziliśmy sobie pierwszy tego dnia piknik - byliśmy już bardzo głodni! Rozsiedliśmy się na pniu wyrzuconym przez fale na piasek i spałaszowaliśmy chyba wszystkie kanapki. Posileni, zabraliśmy sią na eksplorację plaży. 

Dzieci pobiegły oglądać ukwiały, szukać muszli i ciekawych patyków, ja zrobiłam kilka zdjęć.


Zdjęcia robione pod słońce nieco przekłamują rzeczywistość - nie było ani aż tak ciemno ani aż tak złowrogo, to tylko gra światła, malującego piękne w swej surowości obrazy.

Dwukilometrowy spacer plażą minął nam szybko, chyba zbyt szybko. Tego dnia nie było wiatru, więc zdawało się że jest niemal ciepło. Emilia nawet chciała ściągać buty i wejść do wody, ale udało mi się ją od tego odwieść - nie mieliśmy ubrań na przebranie, a tylko moczenie stóp zawsze kończy się zamoczeniem przynajmniej do pasa. 

Zdziwiłam się, kiedy po powrocie do samochodu okazało się, że dzieci są bardziej zmęczone ode mnie, bo zazwyczaj to ja kończę na resztkach sił.  Przeszliśmy tego dnia prawie siedem kilometrów.



Ja padłam bez sił dopiero po powrocie do domu. Udało mi się jeszcze dowieźć nas wszystkich bezpiecznie do domu z zaliczeniem ryby z frytkami. 
Ponieważ wirus u nas nie odpuszcza, kupiliśmy posiłek korzystając z usługi drive through, poczym urządziliśmy sobie piknik w części bagarzowej samochodu. Tylne siedzenia wyciągnęłam jeszcze na początku lata, więc miejsca było sporo. Rozłożyliśmy koc, zasiedliśmy po turecku w kółeczku, z jedzeniem pośrodku. Może nie było super wygodnie, ale oryginalnie, inaczej niż zwykle, podobało nam się.

niedziela, 9 stycznia 2022

Pierwsza wycieczka w nowym roku

Rok 2021 był dość udany w kwestii łazikowania. Podczas czterdziestu pieszych wycieczek przewędrowaliśmy 248 kilometrów, co zajęło nam 76 godzin i 8 minut. Po zsumowaniu wysokości wszystkich pokonanych wzniesień okazało się, że łącznie zdobyliśmy sześciotysięcznik - 6416 m! Podczas tych wędrówek spaliłam 32603 kalorie. 

Wrześniowa wycieczka do Rooster Rock (KLIK) uplasowała się na pierwszym miejscu w każdej kategorii — najdłuższa, jeśli chodzi zarówno o dystans jak i o czas, największa pokonana różnica wysokości, najwięcej spalonych kalorii. Te wszystkie dane statystyczne wygenerowała dla mnie aplikacja, z której korzystam podczas tych wycieczek.

Dzisiaj zainaugurowaliśmy wycieczkowy rok 2022! 
Ponieważ Emilię od kilku dni trapiło przeziębienie, pojechaliśmy nad ocean by pooddychała morskim powietrzem. Podczas całego pobytu ani razu nie zakasłała! 

Heceta Head Lighthouse

Krzysio wczoraj dostał dawkę przypominającą szczepionki przeciwko kowidowi i nie czuł się dzisiaj najlepiej, więc wybraliśmy się na wycieczkę krótką i niezbyt wymagającą — dwugodzinny spacer z bardzo łagodnymi wzniesieniami nadmorskim lasem i plażą. 

China Creek Loop Trail

Trasę tę (China Creek Loop Trail & Hobbit Trail) przebyliśmy już wcześniej, w 2020 i 2021 roku, ale tym razem była nieco krótsza, ponieważ część szlaku była zamknięta. Z racji niezbyt dobrego samopoczucia Krzyśka było nam to bardzo na rękę.

China Creek Loop Trail

Dzień udał nam się nad wyraz na ten wyjazd, pogoda była słoneczna, ciepła, bezwietrzna. Emilia biegała w podkoszulce po plaży, Krzysio wygrzewał się na wyrzuconej na brzeg kłodzie. 

Hobbit Beach

Fale wyrzuciły sporo muszli i meduz tego dnia — i jedne i drugie przyciągały nieustannie naszą uwagę. Pierwszy raz zobaczyłam na tutejszej plaży meduzy pomarańczowe! Muszel sporo, ale wczesnym popołudniem te najładniejsze już były wyzbierane.

Hobbit Beach

W drodze powrotnej zapadł zmrok a wraz z nim pojawiła się mgła - akurat, kiedy wjeżdżaliśmy w odcinek prowadzący przez pasmo gór przybrzeżnych. Bardzo niemiła niespodzianka na koniec bardzo udanego dnia. Na szczęście większość kierowców dostosowała jazdę do panujących warunków i powoli, ale bezpiecznie dojechaliśmy do domu. Tylko bardzo mnie ta jazda zmęczyła.



poniedziałek, 21 czerwca 2021

Powtórka z China Creek Loop & Hobbit Trail

Podczas długiego majowego weekendu nad oceanem „zaliczyliśmy” trzy piesze wycieczki. Dwie trasy były nam już znane — wędrowaliśmy nimi wcześniej. 
O pierwszej z nich pisałam tutaj: KLIK. Druga wycieczka, szlakiem China Creek Loop, zazębiła się na krótkim odcinku z tą z dnia poprzedniego — na szlaku Hobbit Trail. Mapka poniżej pokazuje obie trasy oraz ich wspólny odcinek.



Czarna kropka (u dołu) oznacza punkty wyjścia pierwszego dnia a niebieska gwiazdka, punkt wyjścia drugiego dnia. Trasa z gwiazdką, mimo że dłuższa, była łatwiejsza, bo bez zdobywania przybrzeżnych pagórków.




W listopadzie ubiegłego roku wędrowaliśmy szlakiem China Creek w gęstej mgle, zbieraliśmy jagody Huckelberry, i podziwialiśmy dorodne muchomory. Majowy las, rozświetlony promieniami słońca pachnie inaczej. Soczystość zieleni oszałamia. Maj i czerwiec to także czas kwitnienia naturalnie występujących w tych rejonach rododendronów.

Na plaży zabawiliśmy nieco dłużej. Wiało mocno, ale znaleźliśmy ustronny zakątek za klifem, dogodnie wyposażony przez naturę w maleńki potoczek, który zaabsorbował Emilię i Coopera na dość długo. Budowanie tamy to niezmiennie szalenie pasjonująca zabawa!



Ostatni odcinek szlaku prowadzi plażą. Staraliśmy się przejść go jak najszybciej, ale nie było to łatwe, ponieważ szliśmy pod wiatr. Porywisty i dość zimny. 
Mimo to zaliczyliśmy skałki z niewielkimi basenami pływowymi, gdzie dzieci zamykały paluszkami anemony. A na koniec obserwowaliśmy pięknego orła, bielika amerykańskiego, który latał na skraju nadmorskiego lasu, tuż przy plaży.

Bardzo udany spacer — dzieci bawiły się fantastycznie, a dorośli spalili nieco kalorii!



niedziela, 28 września 2025

Piesza wycieczka do latarni morskiej Heceta Head Lighthouse

Pierwszy miesiąc szkoły już za nami - prawie. Za nami też pierwsze przeziębienie, które dopadło najpierw Emilię a dwa dni później mnie. Wydobrzałyśmy już na tyle, żeby wybrać się na nieco dłuższą wycieczkę. Wybór miejsca zostawiłam Emilii, która zdecydowała, że jedziemy nad ocean.



Szlak China Creek Loop należy do tych naszych ulubionych. Krótsza wersja, spacer nadmorskim lasem, na dni kiedy nie jesteśmy w formie, dłuższa wersja, na dni kiedy mamy na tyle energii żeby zmierzyć się z dość stromym podejściem, może niezbyt długim, ale dość męczącym.




Energia może dzisiaj nas nie rozpierała, ale wystarczyło jej na dłuższą wersję, choć w połowie Emilia usiłowała wynegocjować skrócenie trasy. Nie mogłyśmy - musiałyśmy zbilansować już częściowo skonsumowane smakołyki!





Na tej trasie zawsze udaje nam się wypatrzeć coś ciekawego. Tym razem były to śliczniutkie grzybki oraz wąż konsumujący złapaną żabę. 

Moją uwagę zwrócił dźwięk, coś pomiędzy skrzekiem ptaka i wiewiórki, nisko, tuż przy ścieżce. Zajęło mi chwilę zanim wypatrzyłam niewielkiego węża (nie jadowitego) i żabę. Jedna z tylnych nóg żaby w paszczy węża. Wiem, że tak to już jest w naturze, ale co innego wiedzieć, czy nawet obejrzeć film przyrodniczy, a co innego na własne oczy obserwować węża konsumującego żywą, rozpaczliwie skrzeczącą żabę. W końcu wąż odciągną zdobycz dość daleko od ścieżki, a my ruszyłyśmy dalej. Nie mogę zapomnieć tego widoku.

Po przekroczeniu szosy 101 szlak zaczyna pięć się w górę i zbliża się do oceanu. Z najwyższego punktu można rzucić okiem na plażę Hobbita poniżej. Widok zawsze zapiera dech w piersiach, niezależnie od pogody.




Ten odcinek zapewnia niezły trening kardio - upociłam się straszliwie na stromym podejściu, czułam jak pot mi ścieka po plecach, ale mam satysfakcję, że jestem w dużo lepszej formie niż kilka lat temu, nie mam żadnych wątpliwości, że z trasą tą radzę sobie o niebo lepiej niż pięć lat temu podczas pierwszej wyprawy tym szlakiem.




Po południowej stronie wzniesienia hulał wiatr. Ciepły, ale porywisty. Wysuszył pot na naszych plecach, usiłował porwać nasze kanapki, poprzewracał butelki z wodą postawione na stole piknikowym. Schowałyśmy się za budynkiem gospodarczym przy latarni morskiej i dopiero tam w spokoju zjadłyśmy.




Tego dnia otwarte było mini muzeum przy latarni morskiej. Kilka zdjęć, replika biblioteczki latarnika, mundur w przeszklonej gablocie. Do latarni można było wejść, ale tylko na parter, niestety schody zamknięte były na kłódkę.

Muchy też znalazły osłonione od wiatru miejsce i nas obsiadły, więc ruszyłyśmy w drogę powrotną.

Wracamy zawsze plażą. Dzisiaj wiatr nas popychał więc szło się łatwo, ale ku rozczarowaniu Emilii nie znalazłyśmy żadnych ładnych muszli - całych, nie połamanych.




Spacer zajął nam jakieś 4.5 godziny czyli akurat tyle, żeby się zmęczyć ale jeszcze mieć siły na 90 minutową jazdę do domu. To jeśli chodzi o mnie bo Emilia ucięła sobie drzemkę w drodze powrotnej.