Showing posts with label owce. Show all posts
Showing posts with label owce. Show all posts

Monday, 23 June 2014

Opowieści różnej treści

Dziś zaprzęgłam do Księżniczki i pojechałam na wycieczkę. Księżniczka jest na zdjęciu po prawej stronie:






Czemu akurat Księżniczka? Ano, na samej górze, powyżej podkowy, tuż pod wlotem wentylacyjnym ma naklejkę z napisem PRINCESS którą stanowczo zażądałam by zostawic podczas renowacji - oryginalnie przyczepa była niebieska, ale teraz jest w barwach narodowych i pasuje do mojego pickupa :)

Wycieczka była zaplanowana od dawna, całkiem niedaleka bo tylko jakies 50 minut w jedną stronę. Wróciliśmy z ładunkiem:




Dwie roczne kremowe owce Greyface Dartmoor (ciekawe jak wyjda jagnięta z połączenia z naszym białym Timmym?) oraz trzy cztermiesięczne jagnięta rasy Llanwenog.
Zdjęcia z komórki, więc marne, tym bardziej że zbierało się na burzę (z gradobiciem, jak sie wkrótce okazało).

Zgłasza się coraz więcej osób chętnych do przewiezienia koni z Polski do UK, tak więc mamy nadzieję zapełnić koniowozy, co dla każdego wyjdzie duzo taniej, niz indywidualny transport.
Jednocześnie przypominam, że miejsca mamy TYLKO w jedną stronę: z Polski do Anglii więc proszę mnie nie pytać o możliwość transportu z wyspy do Polski. Fula mamy!

Rozgryzłam równiez jak to zrobić, żeby moje drogie "śledziki" czyli śledzący bloga, zostali razem z blogiem przeniesieni na platformę wordpressa! Tak więc teraz tylko instalacja wordpressa na domenie i będziemy się eksportować ;-). Cały blog jest juz u mnie w plikach na kompie i zajmuje niebagatelne 9,5mb!
Notabene zauważyłam, że blogger dziś znów figle płata, nie tylko mnie, bo nie pokazują się blogi na liście w czytelni. Kolejna przesłanka za przeprowadzką!

Sekretne projekty są już właściwie na ukończeniu i niebawem uchylę rąbka tajemnicy :))

Sunday, 25 May 2014

Zapach szczęścia

Czy szczęście ma zapach? Jeśli cofnąć się pamięcią w przeszłość i znaleźć najmilsze chwile oraz towarzyszący im zapach to owszem, szczęście pachnie.

Wczoraj trzeba było wstać o 4.15, nakarmić czworonogi i o 5.30 wyruszyć w dwugodzinną trasę po owce do hrabstwa Kent. Droga ta sama jaką się jedzie do portu promowego Dover, zdążając do Polski, więc całkiem dobrze się jechało ;-)

most Królowej Elzbiety II

nazwa miasta na D przyprawia mnie zawsze o dreszczyk ;)

ależ bym się rozpędziła i wskoczyła na ten prom!!! tylko 41 mil stąd!!!

Nie dojechawszy do promu, odebralismy owce i ruszyliśmy w drogę powrotną, juz znacznie mniej ekscytującą.
Nasze nowe stadko, dwie maciorki i czworo jagniąt, jest rasy Dorset, która bardzo szybko adaptuje się do nowych warubków i nie ma problemu z aklimatyzacją, znakomicie wykorzystuje paszę i co najciekawsze: owce Dorset, jako jedyna rasa na świecie, mogą się rozmnażać przez cały rok!







Zapach owiec i owczarni przypomina mi dzieciństwo i wyjazdy do Bukowiny Tatrzańskiej i na Gubałówkę. Szczęście pachnie więc owcami!

Monday, 21 April 2014

Koniec przerwy!

Z okazji Wielkanocy odpoczęłam. Szczególnie od myślenia, które ostatnio jest niebywale zintensyfikowane - czas przeprowadzki zbliża się wielkimi krokami i trzeba planować, załatwiać, aż zwoje mózgowe zaczynają się rozgrzewać do czerwoności. Czuję się zapewne jak generał przygotowujący się do ostatecznej rozgrywki - zapewne, albowiem generałem nie byłam nigdy, choć w dzieciństwie marzyłam, by zostać żołnierzem a następnie marszałkiem wojska.
Decyzje również trzeba podejmować rozmaite, a jak podobno mawiał sam Napoleon, dobra decyzja to szybka decyzja. Nie ma się co zastanawiać, bo inaczej ucieknie okazja sprzed nosa.

Szybką decyzją był zakup stodoły z bala, do rozebrania i przeniesienia. Mój wykonawca remontowy pojechał ją obejrzeć, a tu o wykonawcy muszę słówko wtrącić, albowiem znalazłam go niby przypadkiem, kiedy odwiedzał kogoś dobry kawałek od swojego miejsca zamieszkania. (Jak wiadomo przypadki nie istnieją, wszystko jest w górze zapisane.) Szukałam kogoś, co mi strzechę położy.
Okazało się później, że fachowiec to jeden z najlepszych w okolicy, w jednym z okolicznych miasteczek postawił ponad 100 tradycyjnych kaflowych piecy, występował nawet w TV Białystok a jego praca to równocześnie jego pasja, w którą wciągnął syna. Jak panowie remontowali mi dom, bez niczyjego nadzoru, to sołtys później dziwował się że panowie ani nie zrobią sobie przerwy na pogawędkę, tylko pracują i pracują, ani majster nie zapyta gdzie tu flaszkę kupić - co to za majster taki? No cóż, trafił mi się naprawdę znakomity, mogę mu powierzyć remont i wiem że będzie w 101% wykonany dokładnie tak, jak sobie tego życzę. Współpracuje nam się bardzo dobrze - na telefon i maila!

Tak więc poprosiłam wykonawcę, by pojechał zobaczyć stodołę, okazało się że jest w idealnym stanie, sucho pod dachem, żadne bale ani krokwie nie wymagają wymiany. W dodatku całkiem niedaleko od naszej wioski, z dobrym dojazdem do siedliska.

Stodoła została więc zaklepana jeszcze przed Świętami, tak więc o dach nad głową dla zwierzaków juz się nie muszę martwić, będzie odpowiednia ilość budynków - jeszcze tylko boksy dla tryków, ogrodzenie i można się wprowadzać!

Zaklepałam też już jagnięta rasy Herdwick, te "uśmiechnięte chmurki" o nieprzemakalnej wełnie. W drugim tygodniu maja jadę zobaczyć jagnięta rasy Llanwenog, które właśnie się rodzą. Jeszcze wypada znaleźć owce rasy Suffolk, dla baranka, którego podaruje mi mój weterynarz ze swojej hodowli.

I na zakończenie pochwała dla kozy, Becky - Anjo Cressida - która odrzuciła swojego malucha, dzisiaj w dziewiątym dniu swojej pierwszej laktacji, dała juz ponad cztery litry mleka! Nie pasie się na trawie wogóle, żywiona jest owsem z dodatkiem sieczki i suchych wysłodek, sianem i odrobiną marchwi i pietruszki. W przyszłym roku sprawdzimy jej pełną mleczność, kiedy wyjdzie na pastwisko. Bardzo się cieszę, że podjęłam decyzję by hodować rodowodowe, rasowe kozy.


Friday, 18 April 2014

Zbaraniałam!

Pojechaliśmy dziś oglądać owce kolejnej rasy którą zamierzam hodować, rasy również nie znanej w Polsce - jest to pochodząca z Walii rasa Llanwenog, zarejestrowana po raz pierwszy w 1867. Są to bardzo przyjacielskie owce, podobnie jak Greyface Dartmoor, które hoduję od niedawna.

Llanwenogi są hodowane - znów podobnie jak Greyface Dartmoor - przeważnie na mięso, ale ich wełna nadaje się wręcz idealnie do ręcznego przędzenia, mając lekkie właściwości angory, więc brytyjskie prządki bardzo cenią te owieczki.

Stado dziś oglądane nalezy do pani weterynarz, specjalistki w końskiej kardiologii, więc od razy znalazłyśmy wspólne, wyścigowe tematy. Ponieważ wszystkie jagnięta mają jednego ojca, zdecydowałam się na zamówienie baranka - do wyboru są dwa - który będzie do odebrania pod koniec lipca.


Kolejną rasą owiec, do której hodowli się przymierzam, jest Suffolk - rasa również utrzymywana ze względu na mięso, a zupełnie niedoceniona pod względem wełny, która jest gęsta, miękka i ma znakomite właściwości izolacyjne - wręcz idealna na sweterki.
Mam już obiecanego barana tej rasy, wyhodowanego przez mojego weterynarza - ojciec barana jest trykiem ze stada Darley, należącego do samego szejka Mohammeda (znanego bardziej z koni wyścigowych i barw Godolphin).

zdjęcie z internetu

I będzie jeszcze jedna, czwarta rasa: Herdwick. Wczoraj zamówiłam jagnięta w sporej hodowli, cztery owce i tryka, nie spokrewnione. Będę mogła wybrać owieczki w kilku kolorach.

Rasa jest rzadka, pochodzi z Cumbrii, i została odnotowana już w XI wieku, pochodzenie jest nieznane ale uważa się że owce oryginalnie wywodzą się od Wikingów. Wełna jest dość ostra, nadaje się raczej do wierzchnich okryć i skarpet, i ma jedną, zasadniczą, niebywałą zaletę: jest nieprzemakalna!

zdjęcie z internetu

I wraz z tymi baranimi wieściami, pragnę wszystkim Czytelnikom złozyć najserdeczniejsze życzenia zdrowych i spokojnych Świąt Wielkanocnych!

Хрістос воскрес!

Saturday, 12 April 2014

Strzyżono i dojono

Dziś rano urodziły się znów bliźnięta, koziołek i kózka, niestety koziołek był martwy - a szkoda, bo spory chłopak i już miałby przyszły dom, albowiem koziołek brytyjski toggenburski jest u mnie już dawno zamówiony przez Klientkę w Polsce.
Kózka, odrzucona przez matkę, została zaadoptowana przez kozę, która urodziła bliźniaczki przedwczoraj, i ma się znakomicie. Przybrana mama zdążyła już ją wyprowadzić na mało legalny spacer na wybieg alpak. Kolejne wykoty mamy dopiero w maju i czerwcu. Dziesiejsza "porodówka" z racji niechęci do własnego dziecka zaczęła być zdajana, niestety z powodu braku zamrażalnika (który z kolei jest spowodowany brakiem stałego dopływu prądu) nie możemy zatrzymać siary. Trudno się mówi, korzystają koty i młody kozioł burski - według zaleceń specjalistów, przynajmniej tych brytyjskich, kozły z przeznaczeniem do rozrodu powinny otrzymywać mleko do około dziewiątego miesiąca życia.

Wczoraj zabrałam się za strzyżenie owiec, na razie ręczne albowiem kasa jest potrzebna gdzie indziej i uznałam że w tym momencie wydatek na maszynkę do strzyżenia, nie będący pierwszą potrzebą, zostanie odłozony na później, na czas kiedy przyjdzie strzyc alpaki (czerwiec). Zresztą w przyszłym roku będzie więcej delikwentów do ogolenia!
Opitoliłam biednego barana Timmiego, przyciąwszy go w kilku miejscach które zaraz zostały zdezynfekowane, na szczęście udało mi się ominąć baranie klejnoty i ogonek!!! Mam nadzieję że Timmy wybaczy mi upublicznienie fotki po bardzo marnym owczym fryzjerze! Dopiero się uczę, i to z książek, a w zyciu nie widziałam strzyżenia owiec na żywo.
W każdym razie zapach wełny, czy raczej lanoliny, przywołał cudowne wspomnienia z wczesnego mego dzieciństwa, kiedy to wyjeżdżaliśmy zimową porą na wczasy w Bukowinie Tatrzańskiej, mieszkając w góralskich chałupach. Teraz już wiem dokładnie, czym te chałupy pachniały. Przypomniałam sobie gaździnę, która pozwoliła mi poubijać przez chwilę masło. Pewnie jest ona teraz staruszką, a masło kupuje w supermarkecie...

Notabene owce kupiłam wyłącznie z myślą robienia ocieplenia domu, oraz pasienia z końmi (niedojady likwidują), no ale poszło dalej... i będziemy prząść ;)

I jeszcze dwa słowa o młodym pokoleniu, latorośl dziś nie dość że wydoiła wieczorem kozę, to umie już cofnąć pickupa na przyczepę, i z przyczepą jechać. A pickup jest zabudowany, i do tego dość długi, bo czteroosobowe mitsubishi (chłopa, bo mój pickup staruszek jest krótki, trzyosobowy, też mitsubishi). No i skrzynia biegów manualna, a młoda sobie radzi, jakby jeździła autem całe życie. Zresztą, pierwsze jej auto jakie poprowadziła to była ... trzyipółtonowa ciężarówka :) Jako matka, dumna jestem i blada, że jedynaczka się nie marnuje!

Timciu, bardzo przepraszam... ;)

wełniane odrzuty, będą na ocieplenia domu

z jednego rocznego barana - worek wełny

po wypraniu

jak to nazywają? słit focia z rąsi? ;)

przybrana córka pącze się pod nogami, urodzona córka próbuje wejść do paśnika, zamiast pod ;)
no i doimy juz na cztery ręce, latorośl znalazła swoje powołanie!

źrebak juz niedługo...

kwietniowym wieczorem w stadninie EcoGypsy...

Sunday, 16 March 2014

Z wolna

Wiem już, że z róznych przyczyn zewnętrznych przeprowadzka nie nastąpi ani wiosną, ani latem. Nadal jest ziemia do dokupienia, ogrodzenie do postawienia, spory remont drewnianego chlewka i stodoły - które pomieszczą jedynie najwyżej osiem koni, co jest zupełnie niewystarczjące. Chlewek murowany, na którym połozylismy nowy dach, przeznaczony od początku dla stadka kóz, jest zbyt mały dla powiększonego już, nie stadka a stada, plus jeszcze konieczne jest pomieszczenie dla owiec i alpak. No cóż, będziemy działać, mam już "zaklepane" bale z ponad stuletniej, ogromnej stodoły, które posłużą do reperacji i budowy, plus bale które zostały po remoncie domu. Notabene dom w środku też trzeba doprowadzić do stanu użyteczności, ale to już małe piwo ;-)

Dziś telefonowałam do sołtysa w pewnej sprawie, okazuje się że moje tulipany, narcyzy i żonkile posadzone dokoła domu we wrześniu, zaczynają już pokazywać kolory :-) Śnieg dziś popadał, ale pogoda ma się wkótce poprawić.
Jakoś miło i błogo mi się na duszy zrobiło po tej rozmowie. Prawie, jakbym juz była w W.

Chłop z kolei martwi się o matkę, że dozna ona kolejnego udaru. Z pierwszego wyszła bez szwanku trzy lata temu, ale ma juz 79 lat, owdowiała kilka lat temu i grób męża, który odwiedza i pucuje co najmniej trzy razy w tygodniu, stanowi główny temat rozmów. Ostatnio też wspominała mi, że zawsze jak rozmawia ze zdjęciem zmarłego małżonka, to mówi, "niedługo się spotkamy".
Od jakiegoś czasu mam też pewne przeczucie... i chłop zdaje się też, chociaż o tym nie rozmawiamy, ale wystarczy że chłop mówi, że w razie czego on się wszystkim musi zająć bo rodzeństwo tego nie zrobi.

I tak się kilka rzeczy nakłada na siebie, mam uczucie że coś mnie jeszcze tu trzyma poza powyższym, ale co - tego nie umiem, na razie, odgadnąć. W każdym razie karty wyraźnie mówią, że mam coś przed oczami, czego nie dostrzegam.
No, pażywiom, uwidim.

Na razie, jak juz pisałam kilka dni temu, obrastam w książki i sprzęty.

Będziemy się starać o wypas na gminnym pastwisku dla kilku klaczy, od kwietnia do końca października. Płaci się określoną sumę od konia i zwierzęta idą na siedem miesięcy na dobrą trawę. Karmić nie trzeba i sprzątać też nie trzeba.
Akurat u nas ostatnie tegoroczne wyźrebienie przypada na początek sierpnia, więc źrebak będzie odpowiednio wyrośnięty przed długą podróżą. Chciałabym też zakocić cztery kozy bardzo dobrym kozłem, a tutaj kozy zaczynają mieć ruję dopiero w okolicach października.

Podejrzewam więc, że ostatecznie osiądziemy przed zimą. Pewnych spraw nie da się przeskoczyć.


...Połączenie internetowe tak dziś marne, że ledwo udało mi się opublikować post, po ponad godzinę trwających próbach ;-) Znak? ;-)