Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NT live. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NT live. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 listopada 2018

Szaleństwo Króla Jerzego, czyli to niemożliwe, by ktoś taki dalej rządził


MaGa: Mój kolejny spektakl w ramach National Theatre Live obejrzany dzięki nazywowkinie.pl w kinie Praha, który obejrzałam dzięki Twojemu zaproszeniu. I moje zdziwienie, że w taki niespotykany sposób ujęto część życiorysu jednego z bardziej wybitnych władców Anglii, Jerzego III Hanowerskiego. Te stop-klatki początkowo mnie dekoncentrowały, ale  jak skojarzyłam o co chodzi to myślę, że dzięki temu zabiegowi można było pokazać tę postać na wielu płaszczyznach.

R.:  Początkowe tempo było bardzo zaskakujące. Takie migawki, sceny po kilka minut to raczej domena filmu, a nie teatru. Przyznaję, że czułem się w tym trochę zagubiony. Zamiast wprowadzić nas jakoś w rozbudowaną fabułę, jesteśmy wciągnięci w szybkie zmiany miejsc, bohaterów. To co wszystko łączy to temat: plotki i rozmowy na temat tego czy król jest zdrowy na umyśle i czy jest w stanie sprawować rządy. Dla jednych jego choroba to tragedia, a dla innych ogromna nadzieja na to, że wreszcie sami zajmą czołowe miejsca u sterów państwa. To co na pewno zachwycało to fakt, iż te wszystkie zmiany scenografii były prawie błyskawiczne, bardzo pomysłowo realizowane i pozwalały naprawdę podkreślić za każdym razem odmienny charakter kolejnych miejsc. 

sobota, 8 września 2018

Dziwny przypadek psa nocną porą, czyli powrót świetnego spektaklu



Cykl NT Live, w Polsce emitowany w ramach Na żywo w kinach uwielbiam od dawna, ale wciąż pozostaje mi kilka spektakli starszych, których nie miałem okazji obejrzeć. Marzyłem m.in. o tym. I oto marzenie się spełnia. To może i War Horse kiedyś będzie powtórzony?

Dziwny przypadek psa nocną porą widziałem już na deskach Teatru Dramatycznego, ale o dziwo zorientowałem się, że do dziś nie napisałem o nim notki (nadrobię)... Książkę czytałem, ale dawno temu, więc pewnie kiedyś powtórzę.
W pamięci została mi jako dość zagadkowa lecz i zarazem zabawna historia na poły kryminalna. Najważniejsze jednak jest w niej to, że opowiadana jest z punktu widzenia chłopca ze spektrum autyzmu (i pewnie elementami Aspergera), więc patrzymy na świat poprzez jego wrażliwość, sposób odbierania świata i w ten sposób poznajemy to co dla nas jest być kompletnie obce i trudne do wyobrażenia.

niedziela, 8 lipca 2018

Juliusz Cezar, czyli miłość i nienawiść tłumu

Gdy tylko mam okazję, staram się nie omijać żadnej retransmisji w ramach National Theatre Live (w Polsce w ramach Na żywo w kinach). Nie tylko dlatego, że pewnie niewiele będzie okazji, by oglądać ich przedstawienia na własne oczy, ale też dlatego, że często są to rzeczy mocno różniące się od tego co można oglądać w naszych teatrach. Pisałem o tym już niejednokrotnie: zabawy z uwspółcześnianiem inscenizacji, dalekim jednak od naszego politykowania, zmienianie bohaterom koloru skóry, płci, wizualne perełki, to rzeczy do których już jestem przyzwyczajony. A mimo to najnowsza inscenizacja "Juliusza Cezara" z nowej sceny The Bridge Theatre, po raz kolejny udowodniła mi, że wciąż mają sporo dobrych pomysłów. Miałem nie tak dawno okazję oglądać tę samą sztukę w Teatrze Powszechnym, trudno więc uniknąć mi porównań i zachwytów. A przynajmniej braw.

sobota, 12 maja 2018

Makbet, czyli skończyła się wojna, świętujmy

Dziś kolejne wyjście teatralne, ledwie więc uporałem się z notkami o tym co widziałem w kwietniu, już szykują się kolejne notki. Na razie jednak coś świeżutkiego, bo w czwartek byłem na bezpośredniej transmisji z Londynu najnowszej wersji Makbeta w ramach projektu nazywowkinach.pl. Pisałem już niejednokrotnie o tych pokazach, uwielbiam je od kilku lat, nie mogłem więc przegapić takiej okazji. Z niewielkimi trudnościami (tłumaczenie na początku) trzy godziny teatralnej uczty. Nie martwcie się - będą powtórki (zdaje się, że w czerwcu) - po prostu obserwujcie profil podany wyżej, bo tam zwykle są wszystkie informacje. I ruszył tam też konkurs, w którym można wygrać przelot i bilety na jeden ze spektakli w Londynie na żywo. Marzenie...
W dość krótkim czasie to już chyba czwarta wersja tej sztuki Szekspira, którą mogę oglądać, trudno więc oprzeć się dokonywaniu porównań. I szczerze powiem, że to nie będzie moja ulubiona wersja. Na pewno jednak nie można jej odmówić oryginalności i wyjątkowej, mrocznej i mocnej atmosfery. Sięgnięcie po współczesne elementy, dość nowoczesną scenografię, sprawia że wszystko wybrzmiewa jakby w trochę nowym kontekście. Nagle widzimy nie jedynie historię średniowieczną ze Szkocji, ale coś dużo bardziej uniwersalnego. Wojna domowa, terror i prześladowanie, uchodźcy - oto kontekst w którym usłyszymy opowieść o Lady Makbet i jej mężu.

piątek, 2 marca 2018

Kotka na gorącym, blaszanym dachu, czyli z rodziną to najlepiej na zdjęciu

Dawno nie byłem na transmisjach teatralnych z Londynu w ramach cyklu Na żywo w kinach i nie ukrywam, że stęskniłem się trochę za tym doświadczeniem teatru w trochę inny sposób. Niby dalej, ale jednak paradoksalnie bliżej (kamera pozwala nam zobaczyć nawet to czego nie widzą ludzie siedzący w pierwszych rzędach), niby nie na żywo, ale emocje wcale nie mniejsze - nie raz dyskutowaliśmy po spektaklu jeszcze bardzo długo.
Przy okazji porządków na blogu znalazłem jeszcze jakąś niedokończoną notkę z przedstawienia Rosencrantz i Guildenstern nie żyją, ale dziś o czymś świeżym, co dopiero niedawno zostało pokazane na pierwszych pokazach, a lada chwila rusza w Polskę do innych kin. "Kotka na gorącym blaszanym dachu" to tekst Tennessee Williamsa, który w bardzo różnych obsadach gości na naszych deskach teatralnych od lat, tym bardziej jednak za każdym razem rodzi się ciekawość, czy można odkryć w tej sztuce coś nowego, pokazać ją jakoś inaczej. No i jak to zrobią Brytyjczycy? Benedict Andrews zdaje się, że pożegnał się tą sztuką z Young Vic na West Endzie przekazując stanowisko dyrektora artystycznego w inne ręce, chciał więc pożegnać się chyba z przytupem. Jego wersja "Kotki..." ma w sobie wszystko to, co w tej sztuce najważniejsze: żar, emocje, pragnienie, rozczarowanie i destrukcję.

wtorek, 24 października 2017

Kto się boi Virginii Woolf, czyli tobie już może wystarczy

Na chwilę zwalniam tempo z projektem National Theatre Live, bo powroty po 3-4 godzinnych spektaklach stają się coraz trudniejsze (na rok mi skasowali połączenie kolejowe), ale to nie znaczy, że Wy nie możecie korzystać. Jeżeli chcecie być na bieżąco to wbijajcie na stronę Na żywo w kinach gdzie znajdziecie nie tylko spektakle pokazywane w Multikinie, ale i w mniejszych miejscowościach.  
W listopadzie wybieram się na balet, Wam jednak rekomenduję przede wszystkim przedstawienia teatralne, bo te pokochałem najbardziej. Widzę też, że coraz częściej zdarzają się w ramach cyklu przedstawienie z innych teatrów, które jedynie współpracują z National Theatre w ramach projektu. Jak choćby tym razem: Kto się boi Virginii Woolf to sztuka pokazywana w teatrze im. Harolda Pintera w Londynie.
Słynną sztukę rozpisaną genialnie na czwórkę aktorów mam w miarę na świeżo, bo oglądałem ją w teatrze Polonia. Nawet zdaje się, że tu do napisów też oparto się na tym samym tłumaczeniu, czyli pracy Jacka Poniedziałka.
Na scenie Imelda Staunton, Conleth Hill i młodsze pokolenie, czyli Imogen Poots i Luke Treadaway. Dwa małżeństwa, jedna noc i masa sekretów. To naprawdę świetny tekst, tylko trzeba uważać, żeby nie szarżować i wydobyć z niego wszystkie niuanse.

poniedziałek, 9 października 2017

Opętanie, czyli ona, on i ten trzeci

Co prawda wciąż jeszcze myślami przy seansie "Blade Runner", ale muszę zebrać się na spokojnie by coś napisać o tym filmie (i może o pierwotnej wersji, o której też notki też jak dotąd nie było). Dziś więc o czymś innym. Kolejne spotkanie z Teatrem na dużym ekranie, czyli projekt Na żywo w kinach (tam znajdziecie wszystkie spektakle wraz z informacją o datach i miejscach). W czwartek przede mną kolejny maraton - "Kto się boi Virgini Woolf" (chyba prawie 4 godziny), ale w tej chwili praktycznie co tydzień jest okazja by zobaczyć coś ciekawego. Nie tak dawno "Anioły w Ameryce", a dziś o spektaklu "Opętanie" z Judem Law.
Kojarzycie powieść (i chyba film) "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy"? To historia młodej kobiety znudzonej życiem u boku starszego męża, właściciela przydrożnego baru. Gdy zagląda do niego bezdomny mężczyzna, tułający się w poszukiwaniu pracy, natychmiast wpada jej w oko i rozpoczyna się gra, pełna namiętności. Chwilowy romans przeradza się w coś poważniejszego, tyle że wciąż na przeszkodzie stoi im mąż...

piątek, 29 września 2017

Anioły w Ameryce (National Theatre Live), czyli miałem dziwny sen

"Anioły w Ameryce" - ponad 7 godzinny maraton teatralny w dwóch częściach już za mną. Ponieważ nie widziałem ani miniserialu amerykańskiego, ani też polskiej wersji scenicznej (TR Warszawa, reż Warlikowski, tekst Poniedziałek), byłem wolny od wszelkich porównań, choć przecież nie wolny od jakichś oczekiwań. 
Jeżeli słyszę, że rzecz dotyczyć ma środowiska homoseksualistów z dość ponurych dla nich lat 80 (konserwatywne rządy ekipy Reagana, epidemia AIDS), spodziewałem się raczej czegoś dość serio - dramatu, cierpienia, kryzysów w związkach... Tymczasem dostałem tego wcale nie tak wiele. Cała ta historia niby zahacza o jakieś realia, nawet polityczne, ale losy poszczególnych postaci, podlane mocno fantastycznym sosem, są jedynie okazją do wołania o prawo do godności i do życia w taki sposób jaki się wybierze. Aż tyle, a może tylko tyle, bo jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nie ma w tej adaptacji ani nic odkrywczego, ani też ważnego, czego byśmy już nie wiedzieli. Nie porusza tak jak by się tego oczekiwało (kto pamięta film "Filadelfia" czy nawet mocny "Witaj w klubie"?). Rozumiem kultowość tekstu Tony’ego Kushnera, szczególnie dla środowisk LGBT, w czasach gdy powstawał, ale teraz? Choć przecież aż kuszą nawiązania do sytuacji społeczno-politycznej w Stanach (ale i w Polsce), coraz głośniejsze głosy, które pokazują totalny brak akceptacji dla odmienności, widz raczej sam się będzie ich tu doszukiwał, bo twórcy nie podjęli jakoś większej próby dialogu ze współczesnością. 

środa, 30 sierpnia 2017

Salome, czyli nie chcę być jedynie obiektem pożądania

Kolejny bardzo udany wieczór z pokazem z cyklu National Theatre Live. Pisałem już o nim wielokrotnie (patrz zakładka na górze: Teatr) i nieustannie polecam, zarówno miłośnikom teatru, jak i tym, którzy chcą spróbować po prostu czegoś innego. W końcu Teatr Telewizji u nas też ogląda masa ludzi, którzy na co dzień do teatru nie chodzą (a szkoda). Pokazy Na żywo w kinach (ja najczęściej korzystam z oferty Multikina) to połączenie spektaklu i kina, bo mamy wyjątkową okazję oglądać wszystko z bardzo bliska, nie musimy marudzić, że z naszego rzędu już niewiele widać/słychać - jakość jest wyśmienita. I nawet osoby, które z angielskim mają niekoniecznie po drodze, nie muszą mieć obaw, bo wszystkie spektakle transmitowane w tym cyklu mają napisy po polsku (i poprawiła się jakość tłumaczeń!). Co tu dużo gadać - to trzeba zobaczyć. 
I jeżeli będziecie mieli okazję wybierzcie się właśnie na Salome. Nie spodziewałem się, że z tego tekstu, opartego w pewnej mierze na Biblii, a w dużej mierze również na sztuce Oscara Wilde'a, da się zrobić przedstawienie tak poruszające i współczesne. Jeżeli wspomniałem, że to tekst napisany ponad 100 lat temu, to od razu warto podkreślić to jako punkt wyjścia: o Salome niewiele tak naprawdę wiemy, większość opowieści, obrazów, tworzona była dużo później i jest po prostu jakimś wyobrażeniem na jej temat. Kim była, jakie były jej motywy, dalsze losy... Mężczyźni skupiali się na jej podniecającym tańcu, na tym jak oddziaływała na obecnych na uczcie, nakładali na to jakieś swoje wyobrażenia, ale i pewne schematy. Chyba właśnie dlatego twórcy nowej inscenizacji poszli w zupełnie innym kierunku niż Wilde, uznali że mają do tego takie same prawo jak inni.

sobota, 8 kwietnia 2017

Wieczór trzech króli, czyli miłość nieodwzajemniona

Ha! To już 37 pokaz organizowany przez studentów UW w serii National Theatre Live. Nie liczyłem ile sam widziałem, ale pewnie nie więcej niż połowę, a niektórych strasznie żałuję. Ale może jeszcze kiedyś...
Od kilku miesięcy organizują je w Kinie PRAHA i zwykle to właśnie oni jako pierwsi pokazują spektakle, dopiero po nich inne kina (np. Multikino). I nawet nie pytajcie się czy warto, czy te pokazy mają w sobie jeszcze ducha teatru - po prostu zajrzyjcie na którąś z moich recenzji (zakładka teatr) albo po prostu doczytajcie do końca.
Shakespeare. Wciąż na nowo interpretowany, unowocześniany i jak się okazuje, wciąż może bawić. Bo najnowszy spektakl National Theatre to naprawdę świetna zabawa, nie tylko samym tekstem, przebierankami, ale i przesłaniem. Tak, tak. Podtytuł tej sztuki to "Co tylko chcecie" i zdaje się, że twórcy mocno się tym sugerowali, uwypuklając wszystkie niuanse relacji zarówno męsko-damskich, jak i jednopłciowych. Do komedii pomyłek, gdzie porywy własnego serca bohaterowie próbowali wyciszać, gdy ich nie rozumieli, twórcy dokładają więc ciut więcej i nawet zakończenie wcale nie jest wesolutkie, widz wychodzi zastanawiając się nad tym, jak czasem trudno żyć z wyborami, których nie akceptuje społeczeństwo.

sobota, 9 kwietnia 2016

Jak wam się podoba, czyli all the world’s a stage...

Robiąc różne porządki na blogu, ze zdumieniem odkryłem, że notka o spektaklu "Kabaret" z Teatru Dramatycznego się dubluje, dopisuję więc tylko kilka zdań do tego co napisał Włodek, a w ciągu kilku dni pojawi się też wpis o jakimś filmie. Może o Zbuntowanej? A na miejsce mojego pitu pitu sprzed kilku dni wskoczy "Niebo nad Berlinem".

Dziś kolejny spektakl obejrzany w ramach transmisji wybranych spektakli z najsłynniejszych teatrów. I mogę rzec tylko: więcej! Chcemy więcej! Widziałem już chyba ponad połowę tego co u nas pokazywano, ale wciąż mi mało. W przyszłym tygodniu Kaci :) Kto ma ochotę niech zagląda na ten profil. Tam zarówno mniejsze kina, jak i sieciówki. Tym razem ucztowałem ze sztuką w Multikinie. 
Szekspir dotąd pokazywany był głównie w wydaniu The Globe, czy dość specyficznym, bliskim oryginałowi. Tym razem mieliśmy jednak próbę uwspółcześnienia jego sztuki, przynajmniej w warstwie wizualnej. I choć nie przepadam za takimi pomysłami, to tym razem jestem kupiony w 100%.


sobota, 6 lutego 2016

Niebezpieczne związki, czyli w świetle świec

Wczoraj spektakl w teatrze Ateneum (dzięki Włodek!), dziś kolejne spotkanie z Agatą Kuleszą - tym razem na ekranie kinowym. Zapowiada się maraton z tą aktorką na blogu w najbliższych dniach. Teatru będzie na pewno coraz więcej, dlatego też pewnie niedługo wydobędę na wierzch, ukrytą dotąd zakładkę z przedstawieniami. Na razie głównie Warszawa, ale może uda ruszyć się trochę w Polskę. No i oczywiście nadal - dzięki projektowi Na żywo w kinach  cały czas zamierzam biegać na kolejne perełki ze scen brytyjskich. I dziś o jednej z nich.
Dzięki kinu Atlantic (ukłony) byłem na premierze, ale niedługo wiem, że spektakl wejdzie też na ekrany Multikina. Zaglądajcie do Waszych kin (np. w Warszawie) i szukajcie zakładki z wydarzeniami - jeszcze w lutym szykują się dwa nowe przedstawienia: Zimowa opowieść i Jak Wam się podoba.
Aha jeszcze, trochę w temacie teatralno-aktorskim: Dopisałem kilka słów do recenzji autorstwa Włodka książki wydanej przez Wydawnictwo Prószyński: Krafftówna w krainie czarów. I polecam równie gorąco jak i on!