Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Misiątkowo.... Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Misiątkowo.... Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 czerwca 2017

Cztery nogi...

     Odległość to rzecz względna...Wiadomo...
     Dla Kosmonauty parę kilometrów to ledwie mrugnięcie powiek, dla Lotnika to ziewnięcie, ale sześć i pół kilometra dla Trzylatka ?? To dopiero kosmos !!
A i do tych trzech latek jeszcze troszkę brakuje...
Nie brakuje jedynie ochoty na zabawę i prawdziwego genu zdobywcy...
     Ucięliśmy sobie z Księciuniem poobiednią drzemkę, a właściwie drzemkę między obiadową i kiedy wsunęliśmy sporą porcję makaronu z truskawkami, zapytałam...
     - Ruszamy na wielką wyprawę ??
     Księciunio jest chętny na wszystko czego nie zna, więc zanim spakowałam plecak, dreptał niecierpliwie w przedpokoju...
     - Babcia chodź !! Na wielką wyprawę !! - poganiał mnie nieustannie...
No to Babcia ruchy przyspieszyła...
     A potem były polne drogi, leśne gęstwiny, górki, dolinki i...Zamek !! Najprawdziwszy z prawdziwych...
     Księciunio zdobył Zamek w Rabsztynie !!


     Jak na prawdziwego Rycerza przystało...
     Był nawet na baszcie z herbowym sztandarem...Mimo, że nikt takich małych Turystów nie uwzględnił budując schody...;o)
     A potem była drożdżówka z soczkiem i zdjęcie upamiętniające ten wielki wyczyn...

 
     Ciekawe ile jeszcze tras pokonają te "cztery nogi"...;o)

poniedziałek, 29 maja 2017

Para uszek ?? Parauszek !!

Ja wiem, że to pytanie raczej retoryczne, ale...
     Czy dostaliście kiedyś list od zająca ??
Nie ??
Hmmm...To dziwne...
Ale od początku...
     Kiedy Księciunio bywał u nas czasowo na pewnym weekendzie, wśród rozrywek jakie Mu przygotowaliśmy było oglądanie bajek...Atrakcja sama w sobie, bo nasze Miśki TV nie posiadają...Nie chcą...Nie potrzebują...Ot, tak postanowili...
No to atrakcja była pewniakiem...
Na jednym z kanałów nadawano odpowiedni repertuar...
     Wśród znanych tytułów pojawił się "Parauszek"...
Ki czort ??
     Po pierwszym odcinku wiedzieliśmy, że będzie idealny...
I był !!
     Księciunio zapałał do Parauszka sympatią od pierwszego wejrzenia...Tańczył jak Parauszek...Śpiewał jak Parauszek...Aż dziwne, że mu uszy nie wyrosły...
     W każdym razie, jak się drzwi za Księciuniem zamknęły, my postanowiliśmy poszukać zająca dla Wnuka...
     Pan N. wynalazł w necie piosenki i nowe odcinki, i nagle...
     - Były Parauszki !! Prawdziwe !! Były, ale się skończyły !! Szukaj na FB !! - kategorycznie zażądał...
Hmmm...Fakt...
Tylko Gordyjka ma konto na FB...
No to szukam...
Kont jest kilka, więc lustruję sytuację, które jest prawdziwe...
Napisałam maila...
     Dostaliście kiedyś maila od zająca ??
Ha !!
Ja dostałam !!
     A właściwie, dostałam maila od przesympatycznej Pani z SE-MA-FOR-a w Łodzi, z informacją, że dotarła dostawa i mogę sobie złożyć zamówienie bezpośrednio u nich...
No to zamówienie poszło...
     Po dwóch dniach dotarł Parauszek...


I lisek Fredek...


     Bo gdzie jest "Bohater", to i "Rozrabiacz" być musi...
     Maskotki są bardzo ładnie wykonane, starannie i dokładnie...A na dodatek produkowane są w Polsce...
     Są jeszcze:
- Usia (koleżanka Parauszka),
- Sowa Uhu,
- Sroka Madzia,
- Łoś Łopatek,
- Wilk Waldek,
- Miś Benek,
- Bóbr Klepek,
- Wiewiórka Kitka.
Ale to nie było wszystko...
     W przesyłce znajdowała się teczka tekturowa...


     Na jednym obrazku "Bohater" Syna i Wnuka...Uśmiechnęłam się z nostalgią...
     A potem otworzyłam teczkę, pewna, że zapakowano w nią dowód zakupu...
Rzeczywiście...Zapakowano...
Dowód zakupu i...

Tak, tak...
     List od Parauszka !!
     Przez Parauszka napisany, podpisany i marchewkowymi pieczątkami ostemplowany !!
     A że zagląda tu spore grono Babć i Dziadków, więc postanowiłam się z Wami owym zaproszeniem podzielić...Parauszek wart jest tego !!
     Piękne animacje, wpadające w ucho piosenki, fabuła z sensem...Prawdziwie dobre kino dla Nielotów...
     A przesympatyczną Dobrą Duszę z SE-MA-FOR-a pozdrawiamy serdecznie i gratulujemy poczucia humoru, dystansu do Świata i świetnych pomysłów !!

P.S. Żebyście widzieli jak Księciunio sprawdzał czy Jego Parauszek jest dokładnie taki jak ten na filmie !! Fredka tez pilnował...;o) I koniecznie musiał odtańczyć parauszkową piosenkę...;o)

środa, 22 marca 2017

O Dziadku Czarodzieju, wrednej Babci i Bastusiu Mądrali...

     Myślicie, że będę opisywać doznania z "babciowania" godzina po godzinie ??
Figa !!
     Przyspieszenie ziemskie nastąpiło zaraz po tym jak Księciunio wylądował w Zaścianku, a w niedzielę nagle nastąpiła cisza...
Nie ma Bastusia !!
Zabrali !!
Porwali !!
Uwieźli !!
     Podobno człowiek uzależnia się z miesiąca na miesiąc, z roku na rok...A tu mgnienie oka i uzależnienie gotowe...
Bo Księciunio...
Echhh...
Cudny jest po całości !!
I w detalach też...
     Był spacerek do lasu, gdzie Dziadziuś wyczarowywał krecika z norki...Więc krecik stał się głównym bohaterem kolejnych dni...

Wyczarowany krecik w zacnym, ptasim towarzystwie.
      Wszystkie kupki piasku były domkami krecika...A na rysunkach musiał być i krecik, i piasek...

Ta plama to własnoręcznie namalowana przez Bastusia kupka piasku dla krecika.
Dziadek to umie czarować !!
     W sobotę Dziadziuś wyczarował burzę !!

Dzieło Dziadziusia.
Najpierw narysował błyskawicę, a dosłownie kilka kwadransów później, przez Zaścianek przeszła pierwsza, wiosenna burza...Jak na zamówienie...Tfu, tfu, tfu...Jak na zaczarowanie...
Dziadziuś był po prostu niezastąpiony !!
     Umiał zbudować wspaniały garaż, umiał złożyć warsztat samochodowy z windą, która jeździła, świetnie naśladował dźwięki ciężarówki i helikoptera, a przede wszystkim, dziadziuś miał klucze do garażu, w którym mieszkał rowerek...
     Dziadziuś, ogólnie rzecz ujmując służył do zabawy, no i do jedzenia...Ale to już tradycja, bo z Dziadziem Bastuś lubi jeść od urodzenia...;o)
A Babcia ??
     Babcia podpadła !!
     W piątek wieczorem Dziadziuś włączył bajeczki (na domęczenie), a Babcia naszykowała leżącą miejscówkę na kanapie i jasieczek z aplikacją Kłapouchego (osobisty jasieczek babciny, z jej "idolem")...
     Bastuś był bardzo dumny z tej miejscówki, bo na sąsiedniej kanapie leżał Dziadziuś i można było nogi trzymać "jak Dziadziuś", ręce trzymać "jak Dziadziuś" i śpiewać piosenki razem z Dziadziusiem...
Babcia poszła robić kolację...Do kuchni...
     Na drugi dzień, Bastuś bawił się pięknie klockami, więc Pan N. zaproponował...
     - Odsapnij chwilkę, bo do wieczora daleko...
Hmmm...
Kuszące !!
Dwa razy powtarzać nie musiał...
     To się Babcia na kanapie ułożyła, jasieczek z Kłapouchym pod głowę wsunęła i...
     Dosłownie w "mgnieniu oka" Bastuś stał nad Babcią z pretensjami, że się na kanapie rozłożyła !! A o jasieczek to już była prawdziwa batalia !!
     - Babcia do kuchni !!
Oznajmił mały "Szowinista"...
Orzesz...Ty...
Babcia pola nie ustąpiła...Dziadek dołożył reprymendę...
I Księciunio wylądował w sypialni na popołudniowej drzemce...
     Po pięciu minutach z sypialni doszedł nas szloch okrutny i użalanie...
     "Babcia jasiecka nie dała...Chlip. chlip, chlip...Babcia bajecki nie pocytała...Chlip, chlip, chlip...Biedny Sebuś...Chlip, chlip, chlip..."
     "Mantrę" zawodził przez kwadrans, a my dusząc śmiech komentowaliśmy owo rozżalenie...
     Pierwszy konflikt pokoleniowy mamy za sobą...
Ciężko było na te "krokodyle" łzy patrzeć...Bardzo ciężko...
     Ale my "takie" łzy już znamy...Z autopsji...Pierworodny dokładnie w ten sam sposób wyrażał swoje "rozpacze"...
     Sen zdziałał "cuda", Księciunio był jak landryneczka przez całe popołudnie, a Babcia wieczorem poczytała dłużej niż zwykle...I to o "abecadle" !!
     To były piękne "prawie trzy dni"...
     Dni pełne radości, śmiechu i tego bezgranicznego zaufania, które okazują tylko Dzieci...
     A że nikt nie jest bardziej kreatywny niż Dzieci, to w ramach ćwiczeń mam zagadkę...
Co to jest ??


     Od razu mówię, że to trudna zagadka !! Ruszać głową !! Uruchamiać wyobraźnię !! Księciunio ma 2,5 roku...Co to może być ??

poniedziałek, 20 marca 2017

Godzina "K", jak Księciunio...

     Księciunio rok zaczął ciężko...Najpierw jakaś infekcja jelitowa, która ciągnęła się od Bożego Narodzenia, potem "łyknął" jakieś przeziębienie w żłobku, a na koniec zęby trzonowe postanowiły wyjść, wszystkie na raz...
Echhh...
Żeby to chociaż parami chodziło, nie !! Jak się już miało ku lepszemu, to dopadała go kolejna przypadłość...
Dwa miesiące "karceru"...
Ani na saneczkach nie pobrykał, ani bałwanka nie ulepił, o kontakcie z rówieśnikami mógł zapomnieć...
Świat przez szybkę...
Bidulek...
Ale w tych Jego cierpieniach udział nie mały miała nasza Synowa...
Znoszenie ciągłego marudzenia...Ciągła troska i zdenerwowanie...Nie przespane noce...Całodobowe dyżury przez prawie dwa miesiące...
I bonus...
Wszelkie możliwe dolegliwości związane z początkiem ciąży...
     W końcu i Ją zmogły zarazy i zaniemogła całkowicie, rozkładając się zaraz po tym jak Księciuniowi przeszło (a Księciuniowi przeszło zaraz po tym jak "sprzedał" zarazę Babci Gordyjce)...
Postanowiliśmy w ramach rekompensaty zawiązać spisek...
     Pierworodny miał wykombinować jakiś fajny wyjazd w plener, a my mieliśmy ogarnąć temat opieki nad Księciuniem...
Wybór miejsca Pierworodny postanowił pozostawić Żonie...
Padło na SPA dla Ciężarnych...
Nawet nie wiedziałam, że są takie turnusy z "dedykacją"...
Pierworodny miał pojechać jako "osoba towarzysząca"...
Obstawialiśmy z Panem N., że będzie jedynym Facetem w promieniu kilku kilometrów od Ośrodka (w środku lasu)...
A my ??
     Zaczęło się od generalnych porządków...Poniedziałek...
     Babcia ogarniała obowiązki "papierzane", żeby mózgu byle czym nie zaprzątać...Wtorek...
     Bezwarunkowo konieczne zakupy, czyli wizyta w sklepie z zabawkami, bo to co wystarcza na kilka godzin wizyty doraźnej, na kilka dni będzie "miernotą"...Środa...
     Uzupełnienie zapasów pyszności i przemeblowanie mieszkania...Czwartek...
     Pełna gotowość i pichcenie "babcinego obiadku"...Piątek...
I zaczęliśmy weekend z Wnukiem !!

środa, 1 marca 2017

Na ratunek grzeczności...

     Każdy wie, że dziecięca logika opiera się na prostej przesłance, bywają rzeczy na "tak" i na "nie", kompromisy rodzą się później...
     Proces wychowawczy, to właśnie lawirowanie umiejętne między tymi dwoma stwierdzeniami, albo ich lekkie naginanie...Zasadniczo rzecz ujmując, kiedy dziecko pojmie znaczenie tych słów, to rodzice zaczynają mieć "przekichane"...
     - No i jestem skonfliktowany z Synem...- oświadczył mi ostatnio Pierworodny, opowiadając przez telefon wydarzenia ostatnich dni - Księciunio kategorycznie stwierdził, że grzeczny już nie będzie...
Ło Matko i Córko...
Się porobiło...
     Ale, że każdy problem gdzieś ma swoje podłoże, więc zaczęliśmy drążyć temat...
     Jakimi zawiłymi ścieżkami owa "grzeczność" pobłądziła, że się Księciunio tak z nagła zbuntował ??
     I po analizie dogłębnej nam wyszło, że winni są Mikołaj i Gwiazdka !!
Niezbadane są ścieżki dziecięcej logiki !!
     Ten "wredny" grudzień, obfitujący w dary wszelakie, rozświetlony choinkowymi ozdobami, składający się z wielu radosnych doznań, stał się przyczynkiem Księciuniowego buntu...
     O co pyta Mikołaj zanim wręczy prezent ??
Oczywiście !!
     "Czy byłeś grzeczny ??"
     O co pyta Gwiazdka zanim wyszpera prezent spod choinki ??
Jasne !!
     "Czy byłeś grzeczny ??"
     Księciunio grzeczny był nad podziw, więc ani Mikołaj, ani Gwiazdka, na prezentach nie oszczędzali...
Ale...
Ale potem Księciunio też był grzeczny...
Cały styczeń był grzeczny...
Trzydzieści jeden grzecznych dni..
I co ??
Nic...
     Cała grzeczność poszła na zmarnowanie, bo ani Mikołaj, ani Gwiazdka nie przyszli...A każdy pytał...
     Grzeczny jesteś ?? A Bastuś grzeczny ?? Jesteś grzecznym Chłopczykiem ??
I lipa !!
     No to nam się Księciunio zbuntował...Właściwie nie nam, tylko Rodzicom...
     Grzeczności odmówił, a na dodatek, kiedy chcieli uczestniczyć w zabawie prezentem od Gwiazdki, który otrzymał u nas, kategoryczny sprzeciw ogłosił krzycząc "moje"...
     Mieszanka wybuchowa...
Sprzeciw i prawo własności...
     - No to macie "przechlapane"...- "pocieszałam" Pierworodnego...
     - Mamy...- podkreślił Pierworodny świadomość rodzicielską...- Bierzemy na przetrzymanie...
Ha !!
     Jeśli Księciunio ma chociaż "promil" uporu po Babci, to prędzej się zacznie golić, niż odpuści...
     Pierworodny ma więcej niż "promil" i nie odpuszcza, chociaż już dawno się goli...
     Mediacje !!
     Taki konflikt można było rozwiązać jedynie poprzez działania zewnętrzne...
No to Dziadkowie "pocięli" z odsieczą...
     Kiedy już Rodzina była w komplecie, przystąpiliśmy do działania...
     - Słyszeliśmy, że Mama była wyjątkowo grzeczna ostatnio (mina Księciunia, który siedział na rękach u Dziadka, wyrażała jednocześnie zaskoczenie i przerażenie), i w związku z tym mamy dla Niej prezent...
     Na widok sporego pudełka oczy Księciunia zrobiły się dwa razy większe...
     Dołożyliśmy oczywiście uściski i buziaki, podkreślając grzeczność Mamy radosnymi okrzykami (pominę fakt, iż był to spóźniony prezent urodzinowy)...
     - Tata też był grzeczny, troszkę mniej niż Mama, ale też bardzo, więc też dostanie prezent (Księciunio poczerwieniał na buziulce, a oczka Mu się trochę nawilżyły, a przy okazji mocniej przytulił się do Dziadka)...Ten prezent też był urodzinowy, ale dla odmiany lekko "przyspieszony"...
     I oczywiście, dołożyliśmy sporą dawkę "przytulasów" i buziaków, za tą Tatową grzeczność...
     Nastąpiła idealna cisza...
Księciunio to chyba nawet wolniej oddychał...
     - Bastuś to ponoć ostatnio miał trochę kłopotów z grzecznością...- zawiesiłam głos, i zobaczyłam "najpiękniejsze oczy Świata" wpatrzone we mnie z przerażeniem...- Ale tej grzeczności, która była na mały prezent by wystarczyło...A od dzisiaj to chyba będzie z nią jeszcze lepiej...
     I kiedy schylałam się po bastusiowy pakunek, zauważyłam nieśmiały uśmiech Wnuka...
     A potem był gejzer radości...
     Przez kolejne cztery godziny bawił się tak pięknie i grzecznie (!!), razem z Dziadkiem i Tatą (!!), że Synowa nie mogła w to uwierzyć...
     Dziadek nawet mógł zagrać na organach, które do tej pory były "moje !!"...
     Trochę zmanipulowaliśmy tą dziecięcą logikę...Odrobinę nadszarpnęliśmy autorytet Mikołaja i Gwiazdki, ale kiedy Pierworodny wychodził nas odprowadzić do "Naguska" i stwierdził...
     - Jak wrócę to pójdziemy się kąpać...
Księciunio dziarsko ruszył do łazienki przygotowywać wannę...
     Tym razem my uśmiechnęliśmy się delikatnie...
     Grzeczność chyba została uratowana...
Czy na długo ??
Tego nie wiem, ale może wystarczy jej do kolejnych odwiedzin...;o)

P.S. Przy okazji odkryłam tajemnicę, dlaczego każdy Wnuk powinno mieć Babcię i Dziadka...Dziadek nawet w ogromnym sklepie zabawkowym od razu wie, który samochód godny jest uwagi !! Która piłeczka sprawi największą radość...Albo którym zwierzakiem można się bawić godzinami...
Babcia dla odmiany, usmaży serowe pączusie wielkości nakrętki od butelki, których widok rozpromienia małą buziulkę i powoduje przypływ ogromnego, pączkowego apetytu...;o)   

poniedziałek, 27 lutego 2017

Misiowy piąteczek...

     Piąteczek trzymał dla nas jeszcze jedną niespodziankę...A właściwie to my mieliśmy niespodziankę dla piąteczka...
     Mała drogowa pętelka i już byliśmy pod drzwiami naszych Misiaków...
     Mama Miś wyglądała przepięknie !!
Jest już taka miluśna i mięciutka w czasie przytulania...
A że "utrapienia ciążowe" troszkę zelżały, więc i humorek Misiowej Mamie dopisuje...
     Tata Miś jeszcze pracował...
Hmmm...
Ponoć od dwóch dni jest na urlopie, ale jest to równoznaczne z tym, że zamiast siedzieć przy kompie w pracy, siedzi przy kompie w domu...
Na Misiowym urlopie zawsze się coś w Firmie "sypie"...
My to znamy z autopsji...Mama Misiowa już przywykła...
     Książę Miś był jeszcze w żłobku...
Ha !!
To się nazywa promocja...
Porozmawiać z Dzieciakami bez ciągłego "Mamo !!", "Tato", "Babcia !!", Dziadzia !!"...
No to i chwilka na "tajemnice" dorosłych się znalazła...
     Najpierw coś, co powinna mieć każda szanująca się Dama...


Tak, tak...
     To kapelutek dla naszej Gwiazdeczki...Jeszcze nie wie, że jest Gwiazdeczką, ale kapelutek już czeka...;o)


Koniecznie z rondem w kształcie muszelek, bo przecież to będzie Perełka !!


No i koniecznie z czerwoną kokardką !!
     Nie żeby Babcia była przesądna, ale "zapobiegać" nie zaszkodzi...;o)
     Żeby sprawiedliwie było, to i dla Księciunia coś Babcia zmajstrowała...
Już dwa lata temu sobie umyśliła...Jak kupiła maliny w takim cudeńku...


     Idealny koszyczek wielkanocny dla Księciunia !!
Tylko troszkę trzeba go "podrasować"...


A że Trzylatek może mieć lekki problem logistyczny, więc Babcia wykombinowała klapki...


     - Ha !! - zakrzyknęła Mama Miś. - To w tym roku idziemy wszyscy ze "święconym"...
     Mina Taty Misia ?? - Bezcenna !!
     Coś mi się wydaje, że podpadłam u Pierworodnego "po całości"...
A niech tam !! ;o)
     A potem Tata Miś pojechał po Księcia Misia i Świat zaczął krążyć w inną stronę...;o)

środa, 14 grudnia 2016

Mikołajkowanie...

     Kto jest najważniejszy dla Mikołaja ?? No kto ??
Ale ja durne pytania zadaję...
     Dzieci !!
     No to opowiem Wam dzisiaj co od Mikołaja dostał pewien Chłopczyk...
Zaczęło się niewinnie...


Dokładnie tak...
A potem...Trzeba ruszyć w podróż...


Pociągiem...


Albo samochodem...


Żeby zobaczyć różne zwierzątka...


Czasem świeci Słoneczko...


Czasem można zobaczyć tęczę...


Ale na fajne wycieczki pogoda jest zawsze dobra...
A w nocy całe niebo usiane jest gwiazdami...


Jest Księżyc i kometa...


Jest Wielki Wóz i Gwiazda Polarna...


Jest Orion i jego magiczne trzy gwiazdy...


Jest również Andromeda...
     A co jest w pudełku ??


     Magiczny Świat, w którym potrzeba tylko odrobinę wyobraźni, żeby usłyszeć, żeby poczuć, żeby marzyć...

Rodzina koników pije wodę przy stajni...
Świnki odpoczywają przy bajorku, a konik wraca z pola...
Mama krowa pilnuje pod oborą, żeby cielątka zjadły obiadek...
Są owieczki i kózka...

Świat zamknięty w pudełku...
     Czyj Świat ??


sobota, 1 października 2016

Moje nowe odkrycie...

     Po naszej pierwszej wycieczce do Lido di Jesolo relacjonowałam wrażenia Panu N. ...
    - I wyobraź sobie, że trafiliśmy na zawody w plażowej piłce nożnej !! I nawet nasi grają !!
Wywołało to odpowiednie emocje Ślubnego...
Po dwóch dniach dostałam sms-a...
     "Nasi pokonali Włochów w półfinale 3:2. W niedzielę 17:45 finał ze Szwajcarią"
Taki sms to nie jest przynęta !!
Taki sms to rekin na haczyku !!
     Zaczęliśmy kombinować z Pierworodnym jak się na ten meczyk teleportować...
     Problem był, bo się nam Księciunio trochę pochorował po wrażeniach z Wysp...
Decydująca miała być drzemka popołudniowa...
Księciunio spał...
Ja jakbym na pudelku gwoździ siedziała...
Syna też coś na krzesełku uwierało...
Synowa zachowała minę Sfinksa...
     Kiedy Księciunio po przebudzeniu zaprezentował nam uśmiech numer pięć, spakowani byliśmy w pięć minut...Pierworodny miał już nawet barwy narodowe na policzkach...
Z samochodu wysłałam sms-a do Ślubnego:
     "Jedziemy"
Pan N. wyszukał transmisję w TV...
I powiem szczerze...
To była bardzo ekscytująca godzina...

 

     Nie miałam pojęcia jak emocjonująca jest taka rywalizacja...
Klasyczna "noga" może się schować !!
Akcja dzieje się ciągle !!
Zawodnicy prezentują takie salta i strzały z przewrotek, że miałam obawy, czy się z tego piachu podniosą...
Tłumu jak widać nie było, chociaż to finał...
Na trybunach zebrała się około setka Polaków...
Wystarczyło...
     Nasz doping rozbudził nawet Komentatora, który na początku sennie przedstawiał Drużyny...A my nie żałowaliśmy ani gardeł, ani rąk, ani nóg...
     Lekko nie było, bo Szwajcarzy są świetni w "te klocki"...
     Ale skoro Nasi pokonali takich Mistrzów jak Rosjanie i Włosi ??


     W drugiej tercji, kiedy wygrywaliśmy ledwie jedną bramką, Księciunio stwierdził, że już ani minuty nie będzie klaskał, tupał i krzyczał...
     Katastroffffaaaa !!
     Wyjść z meczu w takim momencie ??
Spojrzałam na roziskrzone oczy Syna...
Echhh...
Tęsknie zerknęłam na ostatnią akcję i poczłapałam na deptak...
     Być na stadionie i nie zobaczyć jak nasi wygrywają ??
Po kwadransie rozpoczęłam pertraktacje z Wnukiem...
Uparty jest po Babci, więc szanse w tym pojedynku miałam mizerne...
Wypatrywana Synowa nie nadchodziła...
     Nie ma to tamto !!
     Nie ustąpię !!
W końcu to On po mnie ma ten upór, a nie ja po nim !!
     Wróciliśmy na trybuny 6 minut przed końcem meczu...
Było niewyraźnie...
     Nasi rozgrywali nerwowo...Szwajcarom wszystko wychodziło...
     I nagle jakby ktoś klątwę zdjął (nie twierdzę, że ja)...;o)
Z każdą akcją odzyskiwaliśmy pole...
     Księciunio ganiał po podeście, prezentując wszystkim pięknie pomalowane policzki...Syn wrzeszczał jak opętany...Szwajcar faulował naszego Kapitana i dostał czerwoną kartkę...Moje dłonie były nieprzyzwoicie czerwone i opuchnięte od klaskania...Jakiś Włoch złapał Księciunia kiedy zmierzał na podbój sąsiedniego sektora...Syn odebrał "przesyłkę", a "polska" trybuna nagrodziła Włocha oklaskami...Księciunio zaczął podskakiwać...Trybuna zawtórowała Mu tupaniem (to się małemu Łobuzowi bardzo spodobało)...Minuta do końca...Szwajcar robi przewrotkę i nie trafia...Dwóch naszych wyskakuje do piłki i jeden z nich pada twarzą w piach...Sędzia przerywa i wzywa Medyka...Butelka z wodą wylana na twarz czyni cuda...Spiker zaczyna odliczać...6...5...4...3...Polacy wrzeszczą jak opętani...Nawet Księciunio krzyczy, bo 3 to Jego ulubiona liczba...2...1 !!!
My ruszamy do barierek...Zawodnicy rzucają się w stronę trybuny...
Zaskoczeni Włosi siedzą na miejscach i się przyglądają...
     My dziękujemy Im...Oni dziękują nam...
     My nie spodziewaliśmy się takiego widowiska...Oni nie spodziewali się takiego dopingu...
     Radość jest nieopisana !!
     Wygrywamy turniej europejski rangi mistrzowskiej i z pierwszego miejsca awansujemy do Mistrzostw Świata !!


     Tym jednym meczem zyskują sobie czterech Kibiców...
Trzech na pewno...
A ten Czwarty pięknie się prezentuje w narodowych barwach...No i liczy do trzech !!
     Dla ścisłości dodam, że wygraliśmy 6:3 !!
     I takich wyników życzę Chłopakom na MŚ 2017...;o) Chociaż tych rozgrywek "na żywca" nie zobaczę...Bahamy to nie mój Zaścianek...;o)

czwartek, 29 września 2016

Burano...Wyspa pstrokatych kamienic...


Mało pstrokate ??
To proszę bardzo...


Oczopląsu można dostać...
     Właściciel takiej kamieniczki, kiedy chce ją pomalować, musi się zwrócić do władz o zgodę i zatwierdzenie koloru...Zasada "pstrokacizny" jest ściśle określona prawem...
Ło Matko i Córko...
     Wygląda to nieziemsko, ale przyznam szczerze, że po kilkunastu minutach męczy niemiłosiernie...
     Z ulgą człek zawiesza wzrok na nielicznych zabytkach...


Przynajmniej te nie męczą oczu...
     Na ryneczku króluje ten Pan...


Baldassare Galuppi...
     Kompozytor późnego baroku, który właśnie na Burano siusiał w pieluchy i stawiał pierwsze koślawe kroczki...
Tutaj strzeże ciszy i spokoju...
     Ryneczek jest wyjątkowo klimatyczny...


     I wcale nie musiałam się "gimnastykować", żeby zrobić zdjęcia "bez ludziów"...
A gdzie są ludzie ??
No cóż...
Z rozpędu byłabym zapomniała napisać, co na Burano jest najważniejsze...
     Burano to koronki !!
     Koronkowe suknie (ślubne są oszałamiające), koronkowe szatki do chrztu (przesłodziutkie), a szczególnie chciałabym zobaczyć minę naszego Proboszcza na widok sukienek do Komunii...;o)
Koronkowe bluzeczki, chusteczki, żabotki, kołnierzyki...
Wszystko koronkowe !!
     Od XVI wieku Burano słynęło z koronek...
     I kiedy już odliczałam skrzętnie ukryte "euroki", żeby nabyć chociaż namiastkę cudnego rękodzielnictwa, usłyszałam za plecami...
     - Mamo...Przecież zrobisz sobie ładniejsze...
Klękajcie Narody !!
Trzymajcie mnie we dwóch bo jeden nie da rady !!
To mnie Syn docenił...
     Po takim tekście to nawet nie wypada, żebym "namiastkę" własnych dzieł kupowała... 
     No i jak się pewnie domyślacie, "euroki" zostały nienaruszone, a mnie duma osobista zadarła nos aż do chmur...;o)
     Ale z tej wielkiej radości zagościłam w cukierni, która nam obojgu (mnie i Synowi) w oko wpadła...
     Języka używałam ręcznego, bo po włosku to ja umiem tylko "jeden włosek, dwa włoski" i z wielkim przejęciem zademonstrowałam na dłoni cztery palce...Przy czym, wypsnęło mi się "cztery"...
     - Polonia ?? - zapytał Pan Cukiernik, o rozmiarach jak na ten zawód słusznych...
     - Polonia...- wydukałam, bo nie wiedziałam, czy już zwiewać, czy wołać pomocy...
     Pan Cukiernik prawą rękę na serduchu własnym położył i w rytm "Po-lo-nia" postukał...A uśmiech miał przy tym taki, jakbym tych ciastek chciała czterdzieści, a nie cztery...
Po tym ewidentnym pokazie sympatii piękną włoszczyzną zostałam poinformowana, że te ciastka "nie good", a Pan Cukiernik zanurkował pod ladę i wyciągnął blaszkę świeżego wypieku...
Nie ma co...Poczułam się jak w domu...
Rachunek też zapłaciłam ze sporym rabatem, a na pożegnanie znowu zabiło mocnej włoskie serducho i wszyscy stojący w kolejce Turyści zostali poinformowani, że jestem Polonia...
Ja to umiem wybrać ciastkarnię...;o)
     Może i bez koronek z Burano, ale z nieprzyzwoicie wygiętym "bananem" ruszyłam do portu...


     Synowa tęsknie spoglądała na weneckie maski wykonane z koronki...Pierworodny szukał buta, który Księciuniowi zrobił "bach"...Księciunio radośnie obwieszczał, że jestem babą...A mnie z tej ogromnej radochy mało serducho nie wyskoczyło...


No i cóż...
     Koniec przygody na trzech weneckich Wyspach...


poniedziałek, 26 września 2016

Torcello...Wyspa Turystów...

     Dlaczego tak ??
Bo na tej malowniczej wyspie Laguny Weneckiej mieszka 18 osób...18 !!
I wierzcie na słowo...Nie widziałam ani jednego...
Za to tłum Turystów był ogromny...Tak ogromny, że do zdjęcia na starożytnym mostku Ponte del Diavolo stała kolejka...
Ale zacznijmy od początku...
Hmmm...
     Łatwe to nie będzie, bo machiny do przenoszenia w czasie jeszcze nie skonstruowałam, a przydałaby się bardzo...
Skorzystamy z mniej wyrafinowanego środka transportu...


Nasz stateczek musi wystarczyć...
    Na Torcello główną atrakcją jest Bazylika Santa Maria Assunta di Torcello (Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny)...Kościół rzymskokatolicki wzniesiony w 639 roku...Ponad trzysta lat przed naszym Chrztem...Robi to wrażenie...(Zdjęcia nie zobaczycie bo mi się w tym turystycznym pędzie Synowa w samym środku trafiła)...;o)
     Wyspa to rzeczywiście skarbnica starożytności i miejsce nieustannych prac archeologicznych...


     Częścią Bazyliki jest Kościół Santa Fosca (Świętej Fuski)...
     Historia owej Świętej wydaje mi się ździebełko naciągana, a przekazy zagmatwane i niejasne, ale skoro zasłużyła sobie na taką budowlę, to nie mnie oceniać Jej świętość...
Chociaż nawet źródła kościelne mają problem z podaniem faktów...
Raz ginie z matką, innym razem z opiekunką...
Zostaje ścięta, albo utopiona...
Miejsc pochówku ma kilka...
Relikwie przybywają nie wiadomo skąd...
Nawet kolor skóry jest dyskusyjny...
     A że nigdzie nie znalazłam wzmianki czyją jest patronką, to może powinna się zająć sprawami trudnymi do wyjaśnienia ?? Patronka Archiwum X...Święta Fosca...


     Zwiedzanie wnętrza nam się nie udało, więc nie mogę wyrazić zachwytów nad mozaikami z ołtarzy, ale ponoć, w XIX wieku, konserwator tych zabytków został skazany i osadzony w więzieniu, za wykonanie ich w sposób niestaranny...
Po tym nieszczęsnym epizodzie przywrócono Bazylice pierwotny wygląd...
     Przed Kościołem zachowane zostały szczątki Baptysterium San Giovanni...



     Widok trochę przytłacza...Szczególnie w ogromnym upale...
     A zegar niemiłosiernie szybko odlicza minuty, które pozostały nam na zwiedzanie...


     Pierworodny z Księciuniem gnają przodem...Synowa zabezpiecza prawą flankę...Ja obsadzam lewą...
Czego nie uda się nam zobaczyć tutaj, zobaczymy na zdjęciach...
Trudno...
Czasu nie powstrzymamy, nawet w takim miejscu jak to...


     Jeszcze rzut okiem na monumentalną dzwonnicę, z której podobno rozciąga się nieziemski widok (tak twierdziła przynajmniej George Sand)...Po trzydziestu latach prac konserwatorskich i renowacyjnych Turyści mogą zwiedzać tego 55-cio metrowego kolosa...
My prawie biegiem gnamy do portu...
Nie znoszę zwiedzania na czas...
     Trzydzieści minut na czternaście wieków ??
Echhh...