Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wnętrza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wnętrza. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 21 marca 2023

Na powitanie wiosny



Bratki posadzone w nowych skrzynkach, krokusy w sobotę były w pełni rozkwitu, przebiśniegi swój najlepszy czas mają już za sobą, ale jeszcze cieszą oko. Wiosna zawitała, miejmy nadzieję na dobre.
***
Narzuta na tapczanie w moim pokoju od dłuższego czasu prosiła się o zmianę. Zakupiłam nawet nową, ale chciałam poczekać z inaugurację na pomalowanie pokoju. Niestety zaczęty w zeszły roku remont rozciągnął się w czasie i z różnych względów będzie kontynuowany dopiero po świętach. Tymczasem ostatnie pranie narzuty tak nadwyrężyło niektóre nitki, że przetarcia stały się zbyt widoczne. Nie dało się dłużej czekać.


Przy okazji postanowiłam zmienić poduszki. Dotychczasowe symbolizowały cztery pory roku. Nadal tak będzie , ale nie będą eksponowane jednocześnie. Jasnoszare poduchy posłużą za tło dla koloru dominującego w danej porze roku. Wiosenna odsłona tapczanu prezentuje się następująco:


Przy okazji znalazłam wreszcie zastosowanie dla zielonych kwadratów, które pojawiały się przez cały rok w comiesięcznych remanentach. Połączone w całość czekały na ostateczne wyklarowanie się koncepcji, do czego je wykorzystać. Początkowy pomysł był inny, ostatecznie powstała poduszka. Na razie stoi w drugim końcu tapczanu, może trafi w inne miejsce. 


Trochę inaczej wyobrażałam sobie ten wpis. Zdjęcia nie oddają całej wiosenności ogródka ani tapczanu. Trudno, najważniejsze, że wiosna w sercu :)

Wiosenne pozdrowienia :)

wtorek, 14 lipca 2020

Lawendowy aneks do "Lawendowych snów"

Lawendowej damie z Lawendowych snów przydałaby się nowa spódnica, niestety przegapiłam ten moment, kiedy powinno się ściąć lawendę. Kilka gałązek, tych mniej rozkwitniętych udało się wykorzystać do zdjęć lawendowego obrazka. 


Ramka dość długo szła, okazała się odrobinę mniejsza niż się spodziewałam, ale myślę, że klimatem do haftu pasuje. 


Ogrodowa sesja trochę mało doświetlona, bo kapryśne słoneczko całą niedzielę chowało się za chmury. Czekałam do późnego popołudnia, żeby się zdecydowało świecić w sposób ciągły. Niestety, gdy już wyszłam z całym ekwipunkiem fotograficznym do ogrodu, chmury definitywnie zasnuły niebo. Nie chciałam po raz kolejny przekładać robienia zdjęć, więc efekty są, jakie są.


Próbowałam się posiłkować filtrami, ale bez większych sukcesów.


Na zdjęciach wewnątrz ze światłem lepiej i gama kolorystyczna zupełnie inna.


Haft ma zawisnąć na ścianie, ale na razie postawiłam go na szafce i nawet mi się podoba taka kompozycja.

Lawendowe pozdrowienia :)

sobota, 31 sierpnia 2019

Błękit w Błękitnym Zamku (8)

Prawie cały miesiąc panowała cisza na blogu, ale jak widzicie w sierpniu nie próżnowałam. Kończyłam pozaczynane projekty, fotografowałam je i wreszcie hurtowo je prezentuję. Dziś ostatnia sierpniowa praca.
Od kilku tygodni mam w spiżarce nowe półki. Inspirowałam się trochę spiżarnią Doroty. Pomieszczenie jest małe i ciemne, więc ciężko było zrobić zdjęcie całości. Musicie zadowolić się fragmentami.




Jak widać, na półkach są wolne miejsca. Są one przeznaczone na akcesoria do pieczenia. W kremowym plastikowym koszu (nowy nabytek) przechowuję foremki do pierników, formy na babki wielkanocne oraz na świąteczny pasztet. Sięgam po nie raz w roku, tak więc wygodnie im na najwyższej półce. 


Na niskiej półce w zasięgu ręki znalazły swoje miejsce blachy do pieczenia. Te na muffinki:


... i te zwykłe:


Żeby za bardzo się nie kurzyły dostały pokrowce w różnych odcieniach błękitu (i granatu).


Pokrowce są uszyte w podobny sposób jak prześcieradła z gumką.


Blachy na muffinki łatwo rozpoznać, gdyż ich pokrowiec zdobi haftowany motyw babeczki (wzór własny ;). Ozdoba ta powstała, żeby wykorzystać resztki nitek i materiału z lipcowych mereżek



Pozostałe motywy dekoracyjne, to wprawki do czerwcowych zakładek. Nic nie może się zmarnować.





I jeszcze fotografia zbiorowa...


...oraz zdjęcia akcesoriów piekarniczych na ich właściwych miejscach:



Zostało mi jeszcze trochę błękitnych tkanin, mogła więc powstać podróżna poduszeczka.


Sprawdzi się jako podkładka do siedzenia w plenerze.


To na razie prototyp. Trzeba go udoskonalić.

Błękitne, sierpniowe pozdrowienia :)

wtorek, 23 sierpnia 2016

Historia przedmiotu (8)

Dzisiaj obchodzi swoje 78. urodziny, moja Babcia dostała go w prezencie ślubnym od mojej drugiej Babci. Zestaw do zmiatania okruszków ze stołu.

 

Dokładnie 78 lat temu, 23 sierpnia 1938 roku moi Dziadkowie ze strony Mamy pobrali się. Ich duże zdjęcie ślubne wisiało od zawsze na ścianie babcinej sypialni i wisi tam do dziś. Kilka tygodni po uroczystości, przechodząc obok zakładu fotograficznego, ze zdumieniem ujrzeli swój powiększony, oprawiony w złoconą ramkę portret w witrynie. Widocznie fotografowi tak się spodobał, że chciał z niego zrobić reklamę atelier. Dziadek natychmiast go kupił i powiesił na ścianie. W albumie rodzinnym są też inne ujęcia, ale trzeba obiektywnie stwierdzić, że to jest najładniejsze.


Być może zaskakująca jest druga informacja o "okruszkowym zestawie". Tak, moje obie Babcie, a także Dziadkowie znali się w młodości. Razem śpiewali w dwóch chórach (kościelnym i świeckim - próby po dwa razy w tygodniu, tak więc cztery popołudnia spędzali ćwicząc), jeździli na wycieczki (pamiętny  wyjazd w Beskidy, który obie Babcie wspominały z wielkim sentymentem), spędzali w wesołym gronie rówieśników każdą wolną chwilę. Babcia ze strony Taty powiedziała mi kiedyś, że o ile podczas wojny, z małymi wtedy dziećmi nieraz przeżywała chwile grozy, a potem życie nie szczędziło jej trudów i problemów, to wspomnienia z wczesnej młodości ma piękne i w ciężkich momentach lubiła do nich wracać. 
Na skutek różnych zbiegów okoliczności Ofiarodawczyni przedstawionego prezentu, już wtedy Mężatka i Mama malutkiego synka, nie mogła uczestniczyć w uroczystości ślubnej swojej Przyjaciółki, przesłała jej jednak upominek. Bardzo praktyczny. Gdy są goście i trzeba zmienić zastawę, nie jest konieczne zdejmowanie całego obrusa w celu wytrzepania okruszków. Wystarczy sięgnąć po wiszący na ścianie w przedpokoju zestaw i problem z głowy. Miotełka jest idealnie wyprofilowana, włosie miękkie, świetnie się nim zmiata wszelkie resztki ciastek. 

 
Potem drogi życiowe obu moich Babć rozeszły się, moi Rodzice w dzieciństwie się nie znali. Spotkali się jako dojrzali już ludzie, zakochali w sobie i po niecałym roku znajomości pobrali. Obie Mamy były szczęśliwe, że będą miały teraz okazję do częstszego  wspominania pięknej młodości. Obie żyły ponad 90 lat, więc trochę tych okazji było.
Ale wróćmy do roku 1938. 
Po ślubie Dziadkowie urządzali swoje pierwsze mieszkanie. Wtedy to pojawił się nasz rodzinny stół i wiele innych przedmiotów, na przykład serwis kawowy z porcelany ćmielowskiej na dwanaście osób, w którym do dzisiaj brakuje tylko jednej filiżanki. Została ona stłuczona w pierwszego Sylwestra przez dziewczynę, która pomagała mojej Babci w jego zorganizowaniu. 




Na stole w jadalni leżał koronkowy obrus wyszydełkowany przez moją Babcię za czasów panieńskich. Nie, to nie ten widoczny na zdjęciu. Ten przedwojenny podarł się, gdy podczas jakiegoś przyjęcia rozlała się kawa i niewprawne męskie ręce zaczęły go na szybko wykręcać, zamiast delikatnie wycisnąć :) Cudo, które obecnie leży na stole zostało wyszydełkowane przez moją Ciocię, kuzynkę mojego Taty. Nieodmiennie zachwycam się precyzją wykonania i urodą tego modelu. 


Do jadalnianego kompletu mebli, oprócz stołu należy jeszcze sześć krzeseł (dokładnie takie same miała pani Maria Kuncewiczowa w swojej kazimierskiej "Kuncewiczówce"), tzw. "pomocnik" - dzisiaj powiedzielibyśmy komoda i kredens. 



 Oba te meble służą do przechowywania porcelany, obrusów, a także rozmaitych bibelotów nagromadzonych przez lata. Są wśród nich drobiazgi, które fascynowały mnie od wczesnego dzieciństwa np. taka oto kiczowata, ale jednocześnie w pewien sposób urocza zatyczka do butelki z winem. 

Obtłuczony nosek został pieczołowicie przyklejony

Albo zawieszki na szklanki, żeby podczas przyjęcia odróżnić swoją od pozostałych.


A co powiecie na takie urokliwe porcelanowe kurki, też już trochę poobtłukiwane, dlatego raczej leżące niż stojące.


Nie mówiąc już o dwóch kompletach prześlicznych szklanek z cieniutkiego szkła, w metalowych koszyczkach, które wyciągam tylko od wielkiego dzwonu. 




Konfiguracja drobiazgów za szybkami kredensu zmienia się, przybywają nowe, mające swoją własną historię. Może za kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat kolejne pokolenia będą się nimi interesowały.

Za miesiąc chcę wrócić jeszcze do drobiazgów mojej Babci. Na przykład do takiego:



Kto zgadnie do czego służył?

Pozdrawiam u kresu wakacji :)

środa, 17 sierpnia 2016

Lawendowe sny

Śniła mi się Lawendowa Dama. Miała szeroką lawendową spódnicę, szydełkowaną tunikę w eleganckim odcieniu ecru, dopasowany kolorystycznie kapelusik z niewielkim rondkiem, całości dopełniała koronkowa parasolka. 

Śniła mi się odkąd, dzięki jej kuzynce, Pannie Fiołkowej trafiłam do Chranny. Lawendowa Dama pochodzi z bardzo dystyngowanej rodziny Panien Ziołowych. Część z nich to szlachta zaściankowa, ale jest też dworska gałąź rodu

Śniła mi się tak długo, że w końcu zamówiłam  drewniane kulki, kupiłam lniane nici i czekałam aż zakwitnie lawenda.
 


Lawendowe żniwa były obfite. Poniżej krzak już po ścięciu kwiatków do suszenia.




Starczyło na sutą spódnicę, mały bukiecik, a oberwane listki, które też pachną może znajdą się w jakichś saszetkach. 



 Mając już wszystkie potrzebne materiały chwyciłam za szydełko i, co rusz zaglądając do Chranny, zaczęłam kopiować Damę. Wyszła prawie identyczna.
Tu mała dygresja. Wszystko, co tworzy Chranna jest przepiękne: hafty, frywolitki, koronki. Dodatkowo, robótki zawsze są przepięknie sfotografowane. Zachwycam się, ilekroć do niej zaglądam.


Taka dama wymaga odpowiedniego entourage'u, na przykład w klimatach prowansalskich. Lawendowe ściany, rozbielone meble, delikatne firanki. 
Przedsionek dawno już prosił się o remont. Ponad trzydziestoletnią szafkę na buty i wieszak na ubrania można było albo wyrzucić, albo spróbować z nimi coś zrobić. Wybrałam to drugie wyjście. Jak na kompletny brak doświadczenia w dziedzinie odnawiania mebli wyszło chyba nie najgorzej, szczególnie jeśli porówna się stan "przed" i "po".

          
   
Nie obyło się bez rozmaitych wpadek. A to kolor ścian okazał się nie do przyjęcia dla niektórych domowników, a to podczas malowania szafki w ogrodzie nagle zaczął padać deszcz i na świeżo pomalowanych drzwiczkach zostały całkiem niemalownicze ślady kropli, a to firanka okazała się za długa i trzeba było na szybko improwizować jakieś zakładki. Ostateczny efekt widać poniżej. Jak to wygląda? - oceńcie sami.


Widok w miarę ogólny
Zasłonka z motywem lawendy
Szafka na buty...
...zyskała nowy szyldziki i kluczyk.
Na szafce idealnie dopasowany prezent od Przyjaciół...
... i serwetka, na razie tymczasowa, bo tworzy się coś większego.

Pozdrawiam lawendowo :)