Nie sądziłam, że w jednym miesiącu mogą targać mną tak skrajne emocje, od radości do ogromnego smutku. Odszedł bowiem do niebiańskich ogrodów brat mojego męża. Młodo, bo w wieku 39 lat. Towarzyszyliśmy mu przez dwa tygodnie codziennie w szpitalu. Nie widziałam jeszcze nigdy w życiu tak świadomie odchodzącej z tego świata osoby. W wielkim bólu, ale z ogromną świadomością tego odchodzenia. Zdążyliśmy się z nim pożegnać. Wszystko odbyło się tak spokojnie...
Wiedzieliśmy, że tam dokąd odchodzi nie będzie mu ciążyło ani jego kalectwo, ani choroby. W jego głosie nie było strachu. Umierał pogodzony, łagodnie, bardzo świadomy tego, co się za chwilę stanie.
Jego życie gasło powoli i spokojnie jak zachodzące słońce.
Kosmosy o zachodzie słońca.
Szałwia, przed którą się broniłam, a którą jestem oczarowana.
Samych radości Wam życzę i pozdrawiam serdecznie.