Nigdy przenigdy nie sądziłam, że będę miała tatuaż.
Owszem, jak ktoś pokazywał swój to padało zawsze "wow, super, kiedyś też sobie zrobię"
Ale skutek był dokładnie taki sam jak przy : od września będę odrabiać lekcje/ od stycznia zacznę ćwiczyć/ od jutra chodzę wcześniej spać itp... .
No i jeszcze trzeba by jakiś wzorek wymyslić, żeby nie była to półnaga syrenka lub różowy słonik z kokardką na ogonie.
To musi być COŚ.
Symboliczne, ważne dla mnie,.
Kolejna kwestia: gdzie go zrobić.
Na czole? Na tyłku? Na nodze? Za uchem?
I najważniejsze bardzo ciężkie do przejścia zdanie wszystkich naokoło: "Po co Ci tatuaż? Pomyślałaś jak będziesz wyglądać jako stara baba? Będziesz 70-cio latką z takim rozciągniętym, wyblakniętym tatuażem?! No i nie wiadomo czy się nie zarazisz! Oni pewnie te igły co miesiąc zmieniają..."
W Polsce każdy z tatuażem traktowany jest jak kryminalista, który wyszedł z odsiadki.
No bo grzecznemu nie wypada przecież.
Jakby tatuaż na ciele miał nagle zmienić cały charakter...
Bo w momencie dotknięcia igłą nieodwracalnie przechodzimy na ciemną stronę mocy...
Same stereotypy...
Ale teraz do rzeczy: skąd się wziął mój tatuaż.
Otóż pojechałam do raju na ziemi: na Hawaje.
To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Woda, piasek, hawajska muzyka, kultura.
Pochłonęło mnie to całkowicie.
Do tego mężczyźni przecudni i przecudnie wytatuuowani.
Pamiętacie Uroczego z postu o Hawajach?
Też taki na rękach miał:
I wszędzie dookoła widać było hawajski kwiat: hibiscus.
Wtedy pojawiła się myśl, że taki tatuaż byłby całkiem fajny.
Na dodatek w trakcie jednej z naszych wycieczek zrobiłyśmy sobie z Patrycją tatuaże z henny.
Ja swój zrobiłam na nadgarstku.
Był przepiękny
Nie mogłam sie napatrzyć.
Dlatego kiedy się zmył byłam załamana.
Nawet po kilku dniach ciągle odruchowo spoglądałam w to miejsce.
Na dodatek wszędzie: na ulicach, samochodach, w reklamach TV, w internecie, widziałam lub słyszałam coś związanego z Hawajami.
I za każdym razem szczerzyłam się jak głupia.
Wtedy nagle mnie olśniło i już wiedziałam co chcę wytatuować i gdzie.
Najśmieszniejsze było to, że byłam w 100% zdecydowana.
Żadnych wątpliwości.
Więc rysowałam tego kwiatka w milionach różnych wersji, żeby znaleźć ten najbardziej MÓJ.
Kiedy osiągnęłam to co chciałam, poszłam do salonu tatuażu i powiedziałam: tatuuj pan! :)
Tatuażysta obejrzał mój wzorek i powiedział, że trochę go podrasuje i będzie good.
Przyniósł swoją wersję i....nie spodobała mi się.
Zaczęłam mu mówić co dokładnie ma być, jak mają wyglądać płatki itp.
Wzięłam od niego ołówek i sama dorobiłam linie, kreski, kropki, tak, żeby było po mojemu.
No i w końcu przystąpił do tatuowania..
Jak przyłożył maszynę pierwszy raz do skóry to poczułam straszne pieczenie.
Uczucie jakby ktoś ciął rozpalonym nożykiem albo igłą.
Kiedy podniósł tą maszynkę do góry i przetarł rękę, żeby zetrzeć pierwszy nadmiar tuszu, dopiero doszło do mnie, że to wszystko jest prawdziwe i na prawdę robię sobie tatuaż...
Ja-Ania.
Nikt by w życiu się nie spodziewał, że grzeczna Ania zrobi sobie tatuaż!
I wiecie co - byłam przeszczęśliwa!
Zrobiłam to dla siebie, bo w 100000% czułam, że chcę go mieć.
Nie mogłam się doczekać jak całość będzie wyglądała po zakończeniu.
Kiedy widziałam jak ten facet rysuje te linie byłam w szoku.
Jaka precyzja!
Dokładność!
Zero drgań ręki!
Tutaj mały filmik jak to wyglądało.
I brzmiało.
Jak u dentysty-sadysty..
W trakcie tatuowania jeszcze mu wymyślałam co chce, żeby zrobił i on cierpliwie to wszystko znosił :)
Wszystko zajęło mu ok 45 minut.
Gdy zobaczyłam efekt końcowy byłam ZA-CHWY-CO-NA!!!!!
Tatuaż jest piękny.
Dokładnie taki jak chciałam!
Hawajski hibiskus z polinezyjskim wzorkiem tribal.
Nie mogę przestać się w niego wpatrywać!
Wczoraj zaczęłam go przemywać wodą dwa razy dziennie i smarować cieńką warstwą specjalnego kremu.
Bo teraz zaczyna się etap gojenia.
Tatuaż wygląda jak trójwymiarowy, ale ta gruba warstwa w ciągu tygodnia, dwóch odpadnie.
Przez ten czas całość musi oddychać jak najwięcej, nie wolno go moczyć i wystawiać na słońce.
Jedynym dyskomfortem jest uczucie swędzenia, które po tygodniu powinno zejść.
Acha- tatuaż zrobiłam w jednym z najlepszych salonów w całej okolicy SF.
(EDIT: http://sacredrosetattoo.com/home.html)
Bo jak już coś robić- to porządnie.
Jestem przeszczęśliwa, że go sobie zrobiłam.
Nie załuję ani kropelki tuszu, która siedzi w mojej skórze i tworzy to cudo
A jak będę z nim wyglądać jako 70 letnia babcia?
Jeżeli jeszcze będę w stanie podnieść rękę na 3cm od oka, to spojrzę na niego,jeśli całkowicie do tego czasu nie oślepnę i i uśmiechnę się swoją zębową protezą i przypomnę sobie jak cudownie było na Hawajach...
....oczywiście jeśli jeszcze nie stracę pamięci.. :P
Aloha!