Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kulinarnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kulinarnie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 stycznia 2014

Tylko w karnawale

Z jednej strony zaczęłam walczyć z moimi zbędnymi kilogramami, a z drugiej ... upiekłam faworki. Nie jestem mistrzem piekarnictwa, niewiele rzeczy mi wychodzi, ale jedną z nich z całą pewnością są właśnie faworki. Moje, jak druga ich nazwa "chrusty" wskazuje są kruche i delikatne, z bąbelkami koniecznie.


Nie można się od nich oderwać dopóki się nie skończą. Piekę je tylko w karnawale i może dlatego tak smakują?

Babciny przepis na średnią porcję (okazało się, że dla nas za mało):
30 dkg mąki tortowej
2 łyżki masła (prawdziwego!) w temperaturze pokojowej, 
2 łyżki cukru pudru
3 łyżki kwaśnej śmietany 18%
1 łyżka spirytusu
5 żółtek
olej do smażenia i wysoki garnek

Ze składników wyrabiam ciasto, długo - 15 min. to minimum. Musi być delikatne ale sprężyste. Jeśli wydaje się za twarde to dodaję śmietanę. Powinno odchodzić od miski/stolnicy i dobrze gdyby robiły się delikatne pęcherzyki powietrza. 
Następnie dzielę na porcje i wałkuję na cienkie placki. Im cieńsze tym chruściki będą delikatniejsze. Nie podsypuję mąki. Ciasto ma taką konsystencję, że nie przylepia się ani do drewnianego wałka ani do stolnicy (tupperware - kiedyś wałkowałam na stole przykrytym ceratą i też wyszło świetnie).
Radełkiem wykrawam kształty faworków. W międzyczasie grzeję olej. Wrzucam jednego chruścika na próbę, olej jest dobrze rozgrzany gdy ciasteczko upiecze się w krótkim czasie ok. 1 minuty. 

Niestety nie wiem co powoduje, że czasem smażenie faworków jest utrudnione poprzez "kipiący" olej. Dlatego proponuję piec w wysokim garnku. Czasem mam wrażenie, że zależy to od masła, może użytej mąki? Moje ostatnie piekły się idealnie. Sprawdzę przy następnej okazji tą samą konfugurację skłądników, zobaczymy co się będzie działo ...

Buziaki ślę i życzę smacznego :)



środa, 15 stycznia 2014

Ciasteczka pachnące wspomnieniami

Dzisiejszy post będzie jeszcze w świątecznych klimatach (chociaż wspomniane w tytule ciasteczka nadają się na każdą porę roku).
Magdę z bloga Zapach Wspomnień na pewna zna większość z Was. Magda wraz ze swoją rodzinką tworzą piękny dom, ale to nie wszystko ... Madzia piecze najcudowniejsze ciastka. Próbowałam kilku przepisów z jej bloga i zawsze były trafione :) Kiedy pochwaliła się na blogu pracami nad swoją pierwszą (i mam nadzieję nie ostatnią  ;) ) książką z przepisami na ciasteczka wiedziałam, że muszę ją mieć, tym bardziej, że miałam w planach pieczenie ciastek stanowiących słodki upominek od św. Mikołaja.

Kiedy książeczka do nas trafiła na pierwszy rzut poszły ciasteczka z kolorowymi okienkami (z landrynek). Zjadły się same i nawet zdjęcia nie udało im się zrobić.
A na święta upiekłyśmy z Julką;
- orzechowe rogaliki - są obłędne w smaku (mi trochę kształt nie wyszedł, ale w niczym to nie przeszkodziło)
- orzechowe koniczynki
- szybkie pierniczki (pieczone na dwa dni przed świętami)
- maślane kokosanki.



Ciasteczka zdały egzamin. Smakowały wszystkim bez wyjątku i każdy stwierdził, że jednak swojej roboty smakują inaczej niż sklepowe. A tak naprawdę nie ma z nimi za dużo roboty.

Chyba największą frajdę sprawia dzieciom dekorowanie pierniczków, a przynajmniej ich części:


Kilka takich słoiczków trafiło jako słodki dodatek do prezentów:



Książeczka, ma bardzo poręczny format i stoi sobie na parapecie obok przepiśnika i już zastanawiam się jakie ciastka będą następne ... 


Jeżeli lubicie ciasteczka to gorąco Wam polecam, te według przepisu Madzi muszą się udać :))

Pozdrawiam Was gorąco z zaśnieżonej Wielkopolski!

czwartek, 10 października 2013

Jesienne dary i blogowe rozdwojenie jaźni :)

Lubię jesień, to dla mnie wyjątkowy czas, do połowy listopada mija nam szybko, właściwie od urodzin do urodzin.
Jesienią nie tylko ja się urodziłam, październik przyniósł mi najcudowniejsze z darów które można sobie wyobrazić - moje dzieci :))


W sobotę świętowaliśmy 5 lat mojego małego-dużego syna, dla którego do niedawna (jeszcze miesiąc temu) długopis, kredki, blok i zeszyt były największymi wrogami (nawet nie chciał nauczyć trzymać się ołówka we właściwy sposób) a dziś całkiem zgrabnie stawia pierwsze literki:



Jak były urodziny to i tort musiał być, z kremami malinowym i orzechowym z nutką kawową, udekorowany wg projektu dzieci :))


A następne urodziny - 30 października :))

Dopadły mnie ostatnio blogowe rozterki. Coraz więcej moich robótek trafia "w świat". Prawdę mówiąc trudno mi się rozstać z szydełkiem, otwierają się w głowie coraz to nowe klapki i szufladki ( o których istnieniu do tej pory nie miałam pojęcia ;) ) i chciałabym te moje prace podpisywać i jak wiele osób umieszczać adres bloga, na którym można znaleźć także inne rzeczy, które wychodzą spod moich palców. Nie wiem czy mam czas i ochotę na "zarobkowe" robótki, do tej pory zawsze były to prezenty, wymianki i na pewno sprawiało mi to wielką frajdę, ale nigdy nic nie wiadomo.
Ten blog jest całkiem anonimowy, poza bardzo zaprzyjaźnionymi osobami ze świata realnego nikt nie wie o jego istnieniu, tak jest mi dobrze. Piszę co chcę, o czym chcę (przede wszystkim zależy mi na "ochronie" mojego męża przed wścibskim okiem uczniów, a nas przed plotkarzami), czasem publikuję nasze zdjęcia rodzinne. Nie nadaje się on na bloga typowo robótkowego. Nie chcę usuwać postów i zmieniać jego charakteru.
Jedyną możliwością (chyba???) było założenie odrębnego konta na google i otworzenie zupełnie nowego bloga z inną tożsamością. Może się mylę? Jeśli tak, to podpowiedzcie mi jak to zrobić? Nie chcę aby blogi były powiązane przez moją osobę.

Zarezerwowałam sobie adres i pewnie przy następnym wpisie Wam go podam. Tak naprawdę tylko informacyjnie, abyście nie zdziwiły/zdziwili się kiedyś, że niektóre posty się powielają (tamten będzie stricte robótkowy).  Tego zamierzam poukrywać w ustawieniach. Nie wiem jeszcze jak to będzie działać. Chyba czas pokaże :))

A tymczasem pozdrawiam czwartkowo jeszcze raz dziękując za wszystkie życzenia urodzinowe :)))



środa, 31 lipca 2013

Podwójne imieniny i dwa ciasta :)

W weekend świętowałyśmy imieniny razem z Julką. Z tej okazji był grill i obowiązkowy pstrąg. Wieczorne palenie grilla dało się przeżyć, choć upał nie chciał odpuścić. Większy problem miałam z ciastem - z oczywistych (upalnych) względów musiało być szybkie i mało obciążające piekarnik.

Wiadomo było, że musi być sernik na zimno. Chociaż w tej wersji to jest raczej deser serowy z galaretką. Próbowałam różnych przepisów mniej i bardziej skomplikowanych a ten, najprostszy na świecie okazał się strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o kubki smakowe mojej rodzinki. Od kilku lat w różnych wariacjach jest częstym gościem na naszym stole.


Tym razem za spód posłużyły mi biszkopty namoczone w ponczu: sok malinowy, sok z połówki cytryny, woda, odrobina spirytusu. Masa serowa: 800 g serka waniliowego, może być też zmielony ser sernikowy i dwie galaretki owocowe (w tym przypadku malinowe) rozpuszczone w ok.0,4 - 0,5 l wody.
Zimny ser przekładam do dużej miski, jeśli to ser sernikowy to do makutry i dodaję pomalutku schłodzoną galaretkę. Najpierw łyżkę i mieszam, następną - mieszam, kolejną - mieszam. Przelanie zbyt dużej ilości galaretki  lub niedokładne wymieszanie skutkuje pojawieniem się "serowych klusek". Jeśli chodzi o walory smakowe to kluski nie mają większego znaczenia, natomiast jeśli będzie ich dużo to sernik straci na wyglądzie. 
Jeżeli ser wyciągam z lodówki to masa praktycznie natychmiast, najdalej po kilku minutach, nadaje się do przełożenia na ułożone na blaszce biszkopty. Jeśli zaczyna mi tężeć to nie podgrzewam tylko trochę ją w misce rozruszam. Kiedyś podgrzałam w wodnej kąpieli i miałam wrażenie, że sernik nie był zbyt trwały. Z drugiej strony, jak masa serowa jest zbyt rzadka to biszkopty wypłyną co wpłynie jedynie na wygląd ciasta.
Ser wkładam do lodówki a w międzyczasie chłodzę kolejne dwie galaretki, rozpuszczone w przepisowej ilości wody (w upały zamiast 1 l polecam 0,75 l)
Na masie serowej rozkładam dowolne owoce, zalewam odrobiną schłodzonej galaretki i wkładam do lodówki. W ten sposób owoce zostaną zatrzymane przy masie serowej i nie będą pływały przy powierzchni. Kiedy galaretka z owocami stężeje wylewam ostrożnie resztę galaretki, odkładam do lodówki i za godzinę ciasto gotowe :)))

Przepraszam, że tak dokładnie krok po kroku, ale sama jestem laikiem jeśli chodzi o ciasta (jest tylko kilka niezawodnych) i wiele razy choć przepis wydaje się łatwy to mi ciasto nie wychodzi bo coś co dla kogoś jest oczywiste dla mnie wcale takie nie jest. 

Drugim imieninowym ciastem była rolada, którą przygotowałam pierwszy raz w życiu. W sumie nie jest to wielkim problemem, ale nigdy nie wpadłam na to, w jaki sposób zawinąć ciasto. Ostatnio w kilku miejscach przeczytałam różne przepisy na roladę więc skusiłam się i ja. Głównie z tego powodu, że biszkopt na roladę piecze się 15 minut, co w czasie upałów okazało się niewątpliwą zaletą.Rolada w Pin Up Cooking Looking wygląda przepysznie, ale obawiając się, że nie sprostam zrobiłam łatwiejszą, po swojemu. Kolejna na pewno będzie z lemon curd :))
Mój podstawowy przepis na biszkopt:
6 dużych jaj (oddzielamy białka od żółtek)
1,5 szklanki cukru
szczypta soli - do ubijania białek
6 łyżek mąki ziemniaczanej
6 łyżek mąki tortowej
płaska łyżeczka proszku do pieczenia. 

Na roladę zużyłam 4 jaja, po 4 łyżki mąki, szklankę cukru. 
Białka zaczynam ubijać jedynie ze szczyptą soli. Cukier dodaję w trakcie ubijanie i robię to po trochu. Do ubitych białek, pomału, mieszając już ręcznie dodaję po jednym żółtku a następnie po jednej łyżce mąki (można sobie wcześniej mąkę wymieszać ze sobą i z proszkiem do pieczenia). Wszystko mieszam ręcznie. Miksera używam tylko do ubijania białek. Ciasto wykładam do tortownicy, a w przypadku rolady rozsmarowałam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. 
Piekarnik ustawiam na 180 stopni, gdy produkty gotowe są do przygotowywania biszkoptu. Przygotowuję ciasto, a piekarnik w tym czasie się nagrzewa. Do nagrzanego piekarnika wkładam ciasto i piekę z termoobiegiem. 
Tak jak napisałam, na roladę biszkopt piekł się 15 minut, do innych celów np. tortów trwa to dłużej, w zależności od wielkości - ok. 25 - 30 minut. Do biszkoptu nie wolno zaglądać otwierając drzwiczki piekarnika. Po upieczeniu biszkopt natychmiast wyciągam z piekarnika i spuszczam blaszkę z wysokości ok. 1 m na podłogę - takie "czary-mary" aby biszkopt nie upadł. Nie chciałam wierzyć, że to skutkuje, bałam się odwrotnego efektu ... A jednak, odkąd tak robię biszkopt ani razu mi nie upadł :))) 
Jeśli chodzi o roladę to zabieg jest niekonieczny, natomiast gorący biszkopt trzeba wyłożyć  na lnianą lub bawełnianą ściereczkę posypaną cukrem, zwinąć i odłożyć do wystygnięcia. 

Krem zrobiłam z serków mascarpone (łącznie 500 g), jednej małej śmietany kremówki (ubitej z cukrem pudrem na bitą śmietanę), soku z połówki cytryny. Tak naprawdę można dodać to co lubimy, płatki czekoladowe, wiórki kokosowe, mocną esencję kawy (takie kremy przygotowuję na torty przy różnych okazjach). Wszystko dokładnie wymieszałam, wyłożyłam delikatnie na roladę, dołożyłam owoce - jagody i maliny, zwinęłam i odłożyłam do lodówki.
Wyszła pyszna, nawet moim kapryśnym domownikom smakowała :)



A w następnym poście pokażę Wam cuda jakie przygotowała dla mnie Qrka :)))

Wypoczywającym życzę udanego wypoczynku, pracującym aby czas do weekendu szybko minął :)
Dziękuję za zapisy pod candy!
A.

wtorek, 2 lipca 2013

Nadeszła chwila na pstrąga z grilla :)

Nie wiem jak Wam, ale mi się reklama zachęcająca do spożywania większych ilości ryb podoba :)

Przyznam się, że rybę grillowałam dwa razy w życiu, oba w tym sezonie. Była pyszna! W ten piątek będzie znowu. Znalazłam w końcu sklep, w którym można kupić świeżą rybkę :)

Moje pstrągi pozbawiłam głowy (tak wolę), delikatnie posoliłam i natarłam od zewnątrz oraz od środka przygotowanym wcześniej masłem ziołowym (na ok. 100 g masła 2 ząbki czosnku, pół łyżeczki ziół prowansalskich, szczypta rozmarynu, tymianku, pieprz świeżo mielony).


Rybkę owinęłam szczelnie w folię (aby masło nie wypłynęło) i mąż grillował z obu stron łącznie 25-30 minut. Dobrze aby żar nie był już taki duży, ryba musi pomału dochodzić. 

Zdjęcia robiłam w biegu, niestety nie mam zbyt wielu okazji  możliwości robienia ładnych ilustracji przygotowywanych potraw, znikają z talerzy w biegu, a chętni stoją nade mną i tupią czekając niecierpliwie kiedy będzie można próbować.


Rozpuszczone masło, które wypływa po rozwinięciu z folii - niebo w gębie! :)

Wczoraj mieliśmy iście letnio-burzową pogodę, którą bardzo lubię :))




A jeśli lubicie ryby i przyjdzie Wam odpoczywać w okolicach Czorsztyna to gorąco polecam pstrąga w Willi Jordanówce w Kluszkowcach. Coś wspaniałego, chyba nie jadłam nigdzie bardziej delikatnego a zarazem rozpływającego się w ustach. Bajka! :))


wtorek, 25 czerwca 2013

Ostatnie szparagi i wyróżnienie

Sezon szparagowy właśnie się skończył. Jak już wiecie, bo pisałam o tym tutaj uwielbiamy szparagi. Gdy przychodzi szparagowy sezon to cieszę się, że mieszkam w Wielkopolsce i szparagi mam prawie z pierwszej ręki, w tym roku z nowozałożonej plantacji.

Miniony czwartek i piątek spędziłam na obieraniu ostatniej dużej partii


Część została schrupana na surowo, od ubiegłego roku tak właśnie zaczęliśmy je jeść. Takim delikatnym i świeżym aż trudno się oprzeć :)


Największą część zamroziłam abyśmy i zimą mogli powspominać ten cudowny czas.

Kiszenie szparagów wciąż jest na etapie eksperymentów. Ubiegłoroczne nam smakowały chociaż przyznam się, że  mi za bardzo przypominały ogórki. W tym roku dołożyłam więcej czosnku, mniej kopru, do tego liść wiśni, liść winogron i tradycyjnie chrzan. Hmmm, zobaczymy za jakiś czas co będzie :))






Przeszukując internet w celu odnalezienia nowych szparagowych inspiracji trafiłam na bloga Juliusza Podolskiego, który opowiada o swoich ulubionych smakach, regionalnych potrawach. kulinarnych podróżach. Nie wiedziałam, że ktoś może jeść więcej szparagów niż my, ale wyszło na to, że idziemy łeb w łeb ...:)) Bloga Juliusza Wam serdecznie polecam, bo można znaleźć tam sporo ciekawych przepisów, rad i bardzo dobrze się go czyta :))

Od Julka (Smacznego Turysty) otrzymałam wyróżnienie, jest mi niezmiernie miło i bardzo dziękuję!



Wyróżnienie, jak to zazwyczaj bywa, to też obowiązek odpowiedzi na przygotowane przez wyróżniającego pytania i przygotowanie własnych, dla blogów, które zasługują na wyróżnienie.

Najpierw moje odpowiedzi:
1. Jeść czy gotować? Wybór trudny, ale chyba jednak jeść :)
2. Ostatnio przeczytałam:  biografię Wisławy Szymborskiej „Pamiątkowe rupiecie” na zmianę z „Batalionem czołgów”. Popołudniu Szymborska, wieczorem do poduszki Skvorecky – w ramach odwyku od kryminałów :)        
3. Wojciech Modest Amaro podziwiam czy jest mi obojętny? Podziwiam, jak wiele innych osób dążących konsekwentnie do obranego celu. A do tego za wrażliwość kubków smakowych i kreatywność :)
4. Slow food czy fast food? Zdecydowanie slow food
5. Nie lubię: przesolonych potraw. Najchętniej zrezygnowałabym z soli. Lubię np. naturalny smak warzyw, może być podkreślony ziołami :)
6. Do restauracji chodzę: zazwyczaj na wakacjach. Chociaż wiem, że wielu tego nie lubi to jednak mi sprawia przyjemność oczekiwanie na posiłek. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku, 30-40 minut jest o.k., natomiast godzina i dłużej już nie bardzo (chyba, że byłoby to uzasadnione wybraną potrawą). Dłuższe oczekiwanie z dziećmi jest wręcz niemożliwe.
7. Agrest czy truskawki? W czerwcu truskawki, w lipcu agrest :)
8. Czego bym nie zjadła? Niestety jest dużo potraw, których bym nie zjadła … np. rodzima czernina (egzotycznych wymieniać nie będę bo nie wiem kiedy bym skończyła)
 9. Kulinarne marzenie – jeść i nie tyć hahaha :)
10. Sushi jem bo lubię, bo jedzą znajomi – nie jem.
11. Karaczan – zjem bo … nie zjem bo … Brrrrr na pewno nie zjem. Nie lubię tak ekstremalnych eksperymentów.

Jak zwykle największym dla mnie problemem jest konieczność wyróżnienia ulubionych blogów. Ha jest ich tyle, że bycie na bieżąco to bardzo czasochłonna ale równie przyjemna sprawa :)) Najchętniej wyróżniłabym wszystkie, ale zgodnie z zasadami można tylko 11, więc (kolejność przypadkowa :) wyróżniam (klik na nika przenosi nas do właściwego bloga)
1. Babę ze wsi - Babo oba Twoje blogi należą z całą pewnością do moich ulubionych! I co bym tu nie napisała o nich to i tak byłoby za mało ;)
2. Graszkę - za każde słowo i każdą fotkę, za Eden i długo by jeszcze wyliczać
3. Małgosię, która lukruje słowem piękne książki dla dzieci
4. Olę - Olu wiesz, że jestem stałą bywalczynią obu blogów ale wyróżnienie jest dla Literackiego Zakątka :))
5. Mnemosyne - za dekupaże i inne przychodzące Ci do głowy rewelacyjne pomysły i oczywiście za sprawozdania z Mazur
6. Danusię - za klimat Ściborówki
7. Dark Raven - bo świetnie się czyta i lubię spędzać czas Między Babami 
8. Martę - za świetnego bloga o czasem trudnej codzienności, za ironię ale i szacunek do ludowych mądrości pragmatyka co się na wieś przeprowadził 
9. Jagodę - za świetne zdjęcia, ciekawe komentarze do nich
10. Martę, którą podziwiam za umiejętność łączenia starego z nowym i jeszcze za fotki!
11. Anie dwie, które prowadzą bloga Ani słowa - bloga odkryłam niedawno ale od pierwszych słów jest ciekawie. Mam nadzieję, że Anie odpowiedzą obie na pytania.

I moje pytania do Was. Wakacje za pasem, okazji do czytania wiele więc pytania wyszły mi książkowo - lekturowo - wspominkowe :)
1. Książka z dzieciństwa, której nie zapomnę ...
2. Pan Samochodzik czy Ania z Zielonego Wzgórza?
3. Ulubiona postać z Kubusia Puchataka?
4. Książka papierowa, audiobook cze e-book?
5. Szkolna lektura, która była drogą przez mękę?
6. Poezja czy proza?
7. Gdybym miała polecić jedną książkę nieznajomej osobie byłaby to ...
8. Kryminały lubię, nie lubię bo ...
9. Ulubiona książka kucharska
10. Gazety/czasopisma kupuję/nie kupuję bo ...
11. Blogowy świat jest dla mnie ...

Będzie mi niezmiernie miło jeśli przyjmiecie wyróżnienie!

Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem i garść inspiracji na inne warianty ulubionego letniego napoju. Co prawda dziś za oknem leje ale lato przed nami długie i będzie okazja do spróbowania wszystkiego :))


piątek, 21 czerwca 2013

Na upalne dni :)

Nasz ulubiony ostatnio napój, wariacje są różne ... może być z dodatkiem schłodzonej wody gazowanej, może być z esencją herbaty malinowej lub innej ziołowej, osłodzony rozpuszczonym wcześniej (w wodzie o temperaturze pokojowej) miodzie :)

Gasi pragnienie, jest zdrowy (miód, cytryna, maliny, mięta) i baaaaardzo smaczny :)








wtorek, 22 maja 2012

Dieta, szparagi i orliki ...

… czyli wiosna w pełni!
Zacznę od końca. Znacie orliki? Lubicie? Osobiście to jedne z moich najulubieńszych kwiatów z ogrodu mojej babci. Są piękne w ogrodzie i w bukiecie. Udało mi się sprowadzić do ogródka ich kilka różnych odmian i kolorów. Mam ich mnóstwo – póki co zagęszczają jeszcze dawny ogród przyblokowy, ale już rozpoczęłam ich przeprowadzkę i kilka rośnie także na Ogrodowej :)
Tutaj moje orlikowe bukiety:
 Lubię te deliktane "dzwonkowe" kwiaty



 W towarzystwie astromerii kupionej w kwiaciarni też są śliczne.

Astromeria
Pierwsze orliki już przekwitły, niebawem pozbieram, ususzę i będę miała mnóstwo nasion. Jeśli będziecie chętne mogę zorganizować rozdawajkę nasion – zgłaszajcie się w komentarzach i mailowo.
 Maj to także sezon na szparagi. Są świetne w każdym wydaniu! Kupuję je teraz w ilościach przyprawiających o ból głowy – po ostatnich zakupach i obieraniu całą noc mi się śniły. Wiem, że nie wszędzie są popularne i niektórzy nie mieli sposobności próbować, nie wiedzą jak się za nie zabrać. Oto co ja z nimi robię – to taka podstawa bo wariacji na temat podawania z szynką, sosami, na ciepło i zimno jest całe mnóstwo w Internecie.
Szparagi najlepiej kupować po obfitych deszczach, nie za bardzo lubią upały, lepiej im gdy temperatura jest umiarkowana w okolicach 20 stopni i chłodniejsza. Na zakupy wybieram się zawsze z wilgotną ściereczką, zazwyczaj nie kupuję w marketach lecz na targu (w Wielkopolsce jest duża szansa na to, że szparagi będą świeże, prosto z pola), chociaż w marketach też udało mi się kupić wyjątkowo dobre. Ściereczka po to, aby szparagi nie wyschły, zachowały kruchość i świeżość.

Można je w ten sposób przechowywać kilka dni w lodówce. Jeśli macie możliwość wyboru to lepiej kupić na stoisku, na którym szparagi stoją w wodzie niż na takim gdzie leżą w koszach i pojemnikach.  Szparagi powinny być białe, te żółto-brązowe nie są świeże, prawdopodobnie zostały zebrane kilka dni wcześniej. Te które mają różowe łebki zobaczyły słońce przed zbiorem – nie wiem jak to wpływa na ich jakość ale dobrzy rolnicy starają się aby tego słońca szparag nie zobaczył.
Słowo dygresji – dobrych kilkanaście lat temu spędziłam z Mamą trochę czasu „na szparagach” na obrzeżach Bawarii. To, o czym tu piszę nauczyłam się od p. Helmuta, który szczycił się jednymi z najlepszych szparagów w okolicy. Niestety, pomimo starań, zdarzają się wpadki i kupię szparagi, włókniste z gorzkim posmakiem. Na szczęście nie zdarza się to często :)
Rozmiar ma znaczenie. Szparaga oczywiście :) Te za grube często bywają gorzkawe. Do zjedzenia jako dodatek do potrawy najlepsze są na grubość kciuka, cieńsze kupuję na zupę.
Każdego, bez względu na rozmiar należy umyć i następnie obrać z grubego włókna. Przypomina trochę to na kalarepie. Włókna się nie rozgotowują, będą twarde, nie do przełknięcia. Można je ugotować osobno, z odrobiną kostki rosołowej i z wywaru zrobić taką zupkę – „rosołek” do wypicia, albo podać z pietruszką i np. groszkiem ptysiowym lub podpieczonym chlebkiem.
Następnie szparagi segreguję – te grubsze do ugotowania, te cieńsze – do zupy.

Szparagi można ugotować na parze, najlepiej w specjalnym garnku (niestety nie dorobiłam się jeszcze takiego) lub tak tradycyjnie, w wodzie – jak np. kalafiora. Na końcu delikatnie solimy. Można też dodać do smaku kostkę rosołową, polecam z pietruszką i lubczykiem – ale dosłownie odrobinę, mniej niż ¼, żeby nie zabiła smaku. Ugotowane szparagi polewamy masełkiem i zjadamy jako samodzielną przystawkę, lub dodatek do obiadu, lub na zimno np. owinięte w plasterek szynki. Wywaru nigdy nie wylewa., dolewam masełko, które zostało na talerzu i mam pyszną zupę.
W naszym domu, przed ugotowaniem następuje komisyjne liczenie i dzielenie łepków – te są najdelikatniejsze i najsmaczniejsze :)



Drobne szparagi świetnie nadają się na zupę – krem. Gotuję tak jak wyżej, tyle, że na końcu wszystko miksuję. Podaję z grzankami lub groszkiem ptysiowym.
Szparagi na zdjęciach przygotowane są do mrożenia. Można je mrozić od razu po obraniu. Potem zimą są majowym wspomnieniem :)
Polecam też szparagi na surowo – smaczna przekąska, takie małe „coś na ząb”. Słodkawe, może podobne do kalarepy? Łepki natomiast niezbyt dobre, najlepiej odłożyć je do ugotowania :)
Nie wiem czy wiecie, ale szparagi są uznawane za afrodyzjak. Czy to z powodu kształtu, czy z jakiegoś innego powodu?

W tym roku, zainspirowana reportażem w Sielskim Życiu zakisiłam dwa słoiczki szparagów. Tak na dobry początek, zobaczymy, czy moja dość konserwatywna smakowo rodzina je zaakceptuje :)

No i na koniec … dieta. Niestety, tak najpierw było tak pysznie szparagowo ale niestety, postanowiłam raz na zawsze pożegnać się z bagażem 10 kg które noszę od urodzenia Marcina. Dlatego szparagi dla mnie tylko w wersji light czyli prosto z wody z odrobiną masełka. Na szczęście moja dieta nie pozwala mi głodować, jem to co mi smakuje, dużo warzyw, owoców, pieczywo w normie. Właściwie wszystko w niej jest, smacznie i zdrowo. Najważniejsze, że wyrabia prawidłowe nawyki spożywania posiłków i zwracania uwagę na to co i jak się je. Wykupiłam ją na jednym z portali i póki co (to dopiero kilkanaście dni) jestem zadowolona i waga drgnęła w dół.
 Życzcie mi szczęścia i trzymajcie kciuki, żeby mi się udało!

środa, 22 lutego 2012

Zielnik - mam i ja :)

Zapachniało na blogach dziewczyn wiosną: tulipany, krokusy, rzeżucha ... Pozazdrościłam i zabrałam się do roboty. Nasionka już kilka dni czekały aż się za nie zabiorę i wczoraj nareszcie udało mi się znaleźć tą chwilę.
Mój mały zielnik zrobiłam w doniczce "z odzysku", która powstała ze zbitych, pobielonych sklejek i została wyłożona folią. Nie robiłam tego sama, tylko kupiłam taką ekologiczną.

Przyniosłam kilka kamyków do wykonania drenażu. Pomocna okazała się łopatka budowlana Marcina (moje narzędzia chyba przepadły w czasie przeprowadzki :( )





Kamyki będą zatrzymywały nadmiar wody.

Na wierzchu podłoże ogrodnicze i zielnik gotowy.



A w zielniku wyrośnie szczypiorek czosnkowy, pietruszka naciowa i koperek :) Rzeżucha też jest, ale tradycyjnie na podłożu z waty - aby bez płukania razem z korzonkami mogła trafić na chlebek :)

Pierwszy raz postanowiłam wyhodować lawendę z nasion. Wymieszałam nasiona z wilgotnym żwirem i włożyłam do lodówki na 4 tygodnie - wyczytałam, że tak należy zrobić. Zobaczymy co z tego wyjdzie :)



Korzystając z dnia wolnego od pracy upiekłam placek, którego zapach i smak chodził za mną nieustannie od kilku tygodni. Krajanka wg przepisu znalezionego u magdaleni z zapachu wspomnień - przepis tutaj. Magda robi fantastyczna ciasta i ciasteczka, kilka nawet udało mi się zrobić. Niestety teraz można już tylko pomarzyć o czerwonych porzeczkach, nawet mrożonych, więc moja krajanka jest z dżemem z czarnych porzeczek ale i tak bomba :))


A najfajniejsze jest to, że nareszcie mogłam trochę "poszaleć" siejąc, gotując i piekąc :)